W schyłkowym, wyjątkowo brutalnym okresie apartheidu w Republice
Południowej Afryki czterech niezwykłych młodych fotografów –
przyjaźniących się i zarazem rywalizujących ze sobą – tworzy grupę, w
ramach której wspólnie przekazuje światu relację z rozgrywającego się na
ich oczach pandemonium okrucieństwa. Ta wyjątkowo mocna, wstrząsająca i
miejscami drastyczna opowieść spisana przez dwóch, jako jedynych nadal
żyjących, członków grupy, stanowi szczegółowy opis pracy fotoreporterów
na tle przemian zachodzących w kraju na drodze ku demokracji. Bractwo
Bang Bang traktuje o wyjątkowo trudnych dylematach moralnych, przed
którymi stają korespondenci wojenni. Gdzie przebiega granica między
ambicją i odpowiedzialnością zawodową a człowieczeństwem? W którym
momencie należy odłożyć aparat i z obserwatora stać się uczestnikiem
wydarzeń?Oto żywe, wyjątkowo osobiste spojrzenie na wojnę autorstwa
dwóch mężczyzn, których życie i praca najlepiej świadczą o tym, do czego
zdolny jest dziennikarz, by dotrzeć do prawdy.
(z okładki)
Lekturę zakończyłem kilka dni temu, ale musiałem odetchnąć, zebrać myśli i pomyśleć co mam o niej napisać. Powodów ku temu jest kilka. "Bractwo Bang Bang" to nie jest prosta lektura. Mamy literaturę faktu, tym razem są to fakty o których często nie mamy pojęcia, albo o których nie chcemy wiedzieć. Książka traktuje o fotoreporterach wojennych, którzy ryzykowali swoje życie, aby przedstawić światu to, co naprawdę działo się w latach dziewięćdziesiątych w południowe Afryce. Krwawa wojna rasowa i śmierć zbierająca tam codzienne żniwa. To właśnie oni - międzynarodowi dziennikarze i fotoreporterzy - wchodzili w linie ognia, aby mieć najlepsze ujęcia. Narrator pisze z rozbrajająca szczerością o tym co przeżywał i jak funkcjonował on i inni w tych wyjątkowo trudnych warunkach. To swoistego rodzaju spowiedź człowieka, który przeżył gehennę, pracując w samym środku tego piekła. Ci ludzie zdawali sobie sprawę, że mogli zginąć, każde zdjęcie było okupione balansowaniem na krawędzi życia. Czytając tę pasjonująca lekturę miałem rożne odczucia. Ta książka targa ludzkim sumieniem, zapada głęboko w pamięć. To prawdziwa historia, która zmienia nas w dużym stopniu. Czym jest dokładniej? Autor opowiada nam o kolejnych zamieszkach, o zachowaniach fotoreporterów, ale ukazuje również ich słabości, które czasami prowadzą do tragedii. Ta książka jest potrzebna nam wszystkim, gdyż uświadamia nas o faktach, o jakich często nie mamy pojęcia. Dodatkowym atutem sięgnięcia jest również zawartość w postaci czarno - białych zdjęć, często bardzo szokujących. Autor umieścił również zdjęcie kilkuletniej dziewczynki, za które fotograf otrzymał Pulitzera. Fotografia przedstawia kilkuletnią dziewczynkę, która "idzie" do najbliżej stacji gdzie może otrzymać żywność, co pomoże jej przeżyć.. Za dzieckiem podąża sęp. Autor zdjęcia niestety nie pomógł dziecku i nigdy nie wyjasniła się tajemnica, czy dziecko doszło do punktu docelowego i otrzymało pomoc.
Książkę można odczytać wielowymiarowo. jako dokument, jako relację z wojny, ale również autor doskonale pokazuje postacie rysując ich profile osobowościowo - psychologiczne na przestrzeni kilku lat. Po tę ksiązkę powinien sięgnąć każdy, szczególnie ten, któremu się wydaje że ma źle w życiu i jest nieszczęśliwy. Porównywanie się do innych nie jest może dobrym rozwiązaniem, ale na pewno pomoże zweryfikować nasza codzienność z tym, co przezywają ludzie na innym kontynencie.
(z okładki)
Lekturę zakończyłem kilka dni temu, ale musiałem odetchnąć, zebrać myśli i pomyśleć co mam o niej napisać. Powodów ku temu jest kilka. "Bractwo Bang Bang" to nie jest prosta lektura. Mamy literaturę faktu, tym razem są to fakty o których często nie mamy pojęcia, albo o których nie chcemy wiedzieć. Książka traktuje o fotoreporterach wojennych, którzy ryzykowali swoje życie, aby przedstawić światu to, co naprawdę działo się w latach dziewięćdziesiątych w południowe Afryce. Krwawa wojna rasowa i śmierć zbierająca tam codzienne żniwa. To właśnie oni - międzynarodowi dziennikarze i fotoreporterzy - wchodzili w linie ognia, aby mieć najlepsze ujęcia. Narrator pisze z rozbrajająca szczerością o tym co przeżywał i jak funkcjonował on i inni w tych wyjątkowo trudnych warunkach. To swoistego rodzaju spowiedź człowieka, który przeżył gehennę, pracując w samym środku tego piekła. Ci ludzie zdawali sobie sprawę, że mogli zginąć, każde zdjęcie było okupione balansowaniem na krawędzi życia. Czytając tę pasjonująca lekturę miałem rożne odczucia. Ta książka targa ludzkim sumieniem, zapada głęboko w pamięć. To prawdziwa historia, która zmienia nas w dużym stopniu. Czym jest dokładniej? Autor opowiada nam o kolejnych zamieszkach, o zachowaniach fotoreporterów, ale ukazuje również ich słabości, które czasami prowadzą do tragedii. Ta książka jest potrzebna nam wszystkim, gdyż uświadamia nas o faktach, o jakich często nie mamy pojęcia. Dodatkowym atutem sięgnięcia jest również zawartość w postaci czarno - białych zdjęć, często bardzo szokujących. Autor umieścił również zdjęcie kilkuletniej dziewczynki, za które fotograf otrzymał Pulitzera. Fotografia przedstawia kilkuletnią dziewczynkę, która "idzie" do najbliżej stacji gdzie może otrzymać żywność, co pomoże jej przeżyć.. Za dzieckiem podąża sęp. Autor zdjęcia niestety nie pomógł dziecku i nigdy nie wyjasniła się tajemnica, czy dziecko doszło do punktu docelowego i otrzymało pomoc.
Na uwagę zasługuje również przekład, którego dokonał Wojciech Jagielski. Jest on również autorem polskiej przedmowy do wydania tej książki. "Bractwo Bang Bang" to szalenie interesująca pozycja, która z pewnością znajdzie wysokie miejsce na naszej półce. Serdecznie zachęcam każdego do sięgnięcia po tę ksiązkę, do cofnięcia się w czasie i przestrzeni. Warto przeczytać.
Miałam ją dostać, to była tylko moja decyzja, czy trafi na moją półkę, czy nie. Długo się zastanawiałam, wahałam. Miałam wiele wątpliwości. Ostatecznie zrezygnowałam m.in. znając historię przedstawionego zdjęcia.
OdpowiedzUsuńWiem, że to nie jest "lekka" lektura i bałam się, że mogłabym jej po prostu nie dać rady doczytać. A naprawdę byłoby żal ją mieć a gdzieś w połowie zostawić.
Może za jakiś czas po nią sięgnę, jak do niej dojrzeję. Na razie, myślę że mogłabym nie podołać...
Książka z Trójkowym Znakiem Jakości. Musi trafić na moją półkę :)
OdpowiedzUsuńDługo się zastanawiałam czy po nią sięgnąć, podobnie jak Paulaaa nie wiem czy podołam. Zdjęcia potrafią niekiedy wyrazić więcej niż słowa, kilka z nich utkwiło mi w pamięci i boję się, że w połączeniu z treścią, dadzą tak mocny obraz, że zmienią mnie i postrzeganie świata. Jeszcze przemyślę, czy po książkę sięgnąć, chciałabym, ale nie wiem czy jestem gotowa...
OdpowiedzUsuńZ pewnością, do czytania tego typu lektury potrzebna jest odwaga...
OdpowiedzUsuńBardzo trudna literatura skupiająca się na poważnej tematyce. Nieco się jej obawiam, gdyż samo powyższe zdjęcie ogromnie mną wstrząsnęło a nie wiem co będzie dalej po bliższym poznaniu owej książki. Zastanowię się zatem jeszcze.
OdpowiedzUsuńUwielbiam, wręcz kocham tego typu powieści...
OdpowiedzUsuńTa książka już od dawna jest na mojej liście książek do przeczytania, jednakże czytam teraz inną i mam nadzieję, że po skończeniu będę miał okazję sięgnąć po Bractwo Bang Bang :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Nie jestem pewna czy to moje klimaty i mój świat.
OdpowiedzUsuńO historii tego przedstawionego zdjęcia już gdzieś słyszałam, ale nie słyszałam o tej książce. Po Twojej recenzji z ciekawością po nią sięgnę mimo że przedstawia trudny temat.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
Właśnie sobie uświadomiłam, że chociaż często sięgam po literaturę faktu, najczęściej dotyczy ona wszystkich regionów świata z wyłączeniem Afryki (najczęściej Polski i bliskiego wschodu). O apartheidzie oczywiście słyszałam, ale temat nie jest mi bliski – a szkoda!
OdpowiedzUsuńNieczęsto można natrafić na lekturę o reporterach/fotoreporterach – piszą o świecie, ale sami pozostają gdzieś z boku. Z pewnością przeczytam!! ;)
P.S. Co do zdjęcia, które znalazło się w poście: zawsze mnie ono smuciło nie tylko ze względu na chłopca, ale też fotografa (czytałam gdzieś o tym, co czuł po jego zrobieniu i jak dręczyły go wyrzuty sumienia...).
Trudne są książki o takiej tematyce, zazwyczaj muszę sobie robić przerwy w czytaniu i odetchnąć od tego zła, ale i tak warto je czytać. Szkoda, że mało mówi się o takiej literaturze.
OdpowiedzUsuńksiążka jest świetna (co prawda nie znam jej w polskiej wersji). jest faktycznie miażdżąca, także obawy macie słuszne. jednak proponuję je przezwyciężyć, książkę można przecież odłożyć, wyjść na dwór, odetchnąć, a potem wrócić do lektury.
OdpowiedzUsuńta książka przede wszystkim szalenie dużo wyjaśnia, nie tylko faktów i historii, ale przede wszystkim toczy się wokół obrazów: po co komu te zdjęcia, o czym one świadczą, co może fotograf na miejscu, czemu oni ryzykują życie, itp. więc jeśli ktokolwiek kiedykolwiek myślał o fotografie jako hienie czy sępie, o reportażu jako zbędnym ozdobniku lub manipulacji i propagandzie w fotografii... - to bez lektury tej książki nie powinien się odzywać. :) przekonałam?