M. J. Arlidge - " Ene, due, śmierć".

 Lubię czytać debiuty. Każdy z nich to jakaś świeżość w spojrzeniu, w słowach, w przekonywaniu mnie że mój bezcenny czas zainwestowany w lekturę nie należy do straconych. Autor przez kilkanaście lat pracował dla telewizji, jest producentem seriali kryminalnych produkowanych dla ITV, obecnie pisze scenariusz dla "Milczącego światka" dostępnego w  Polsce na kanale BBC Entertaiment.  Prawa do debiutanckiej powieści "Ene, due, śmierć" zostały sprzedane do 25 krajów. Czy zasłużenie?

 Książkę pochłonąłem w kilkanaście godzin, ale był to czas pełen terroru i prawie fizycznego bólu. Autor sugestywnie wchodzi w role oprawcy, ofiar, pokazuje dylematy moralne. Cały zbudowany świat jest brutalnie prawdziwy i dopracowany. W "Ene, due, śmierć" mamy do czynienia z morderczynią, która nie zabija swoich ofiar, ale zwabia je do miejsc, które są rzadko uczęszczane i tam więzi. Zostawia pistolet z jednym nabojem. Warunek jest jeden. Jeden z więźniów musi zabić drugiego. 

 Wielki szacunek za pokazanie dylematów moralnych i ciemnej strony człowieka który po kilku dobach bez jedzenia i picia, będąc w ostatniej świadomej fazie życia dokonuje wyborów, będącymi nie do końca własnymi wyborami. Gdzie tkwi świadomość, a co dzieje się z życiem po odzyskaniu pozornej wolności. Kiedy człowiek staje się więźniem własnego sumienia? Kim jest morderczyni?

 Autor łamie konwencje, pisząc coś tak przerażającego, ale nie będącego horrorem. W tej książce możemy zobaczyć własne odbicia, zastanowić się nad własnymi wyborami. Podoba mi się podstać inspektor Helen Grace i jej przeciwnik. Agentka wie z kim musi się zmierzyć, powoli odkrywa kolejne karty i wie, że ofiarami są ludzie, którym kiedyś pomogła. Czy to jest kara dla Helen?

 Z niecierpliwością czekam na kolejny tom "Powiedz panno gdzie ty śpisz" przewidziany na wrzesień. Wydawca zaostrza apetyt publikując na końcu pierwszego tomu trzy pierwsze rozdziały. Tymczasem zachęcam do sięgnięcia po tom pierwszy, trzymający w napięciu. Na przedniej okładce jest napis "Mroczniejszy niż Nesbø". Po raz kolejny przekonałem się że nie jest to pusta reklama mająca na celu przyciągnąć czytelników. To jeden z nielicznych wydawców, który nie pisze frazesów na okładkach. Naprawdę warto.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szanowny czytelniku. Jeżeli masz jakieś zapytanie lub też chcesz się ze mną podzielić spostrzeżeniami to proszę o kontakt mailowy, gdyż rzadko odpisuję na komentarze pod postami. Proszę o wyrozumiałość i dziękuję za obecność w moich skromnych progach. Komentarze anonimowe, wulgarne oraz obrażające innych są kategorycznie usuwane.

Luanne Rice - "Ostatni dzień"

    Sięgając po "Ostatni dzień" miałem wielki apetyty na coś wyjątkowego i coś wciągającego. Od pewnego czasu moje oczekiwania czy...