Agnieszka Płoszaj - "Czarodziejka"

 Przeczytanie "Czarodziejki"  nie do końca było zaplanowane. Otrzymałem propozycję i z niej skorzystałem, nie wiedząc, na co mogę liczyć. Samo prestiżowe wydawnictwo miało dać mi lekturę ciekawą i porywającą. Jak było? 

 Początek to wielkie zaskoczenie. Cofamy się do roku 1977. Wtedy zostaje uprowadzona dziewczynka. Ta scena to majstersztyk. Zakochałem się w niej. Od razu ostrzyłem sobie zęby na literaturę, która pozwoli ukoić moje serce, porwie je, stłamsi, a potem wypluje. Niestety, tak się nie stało.

 Historia trochę przegadana, miejscami niedopowiedziana.  Mamy tutaj toksyczną miłość, mamy młode dziewczyny prowadzące kawiarnię w centru Łodzi. Kiedy zostaje zamordowana jedna z klientek, dziewczyny zostają wplatane w śledztwo. 

 Autorka poprawnie rozpisała postacie, nadając im język pasujący do tego, co sobą reprezentują, co przedstawia te postacie jako przekonujące. Podobnie jak rysy psychologiczne, które może nie są zbyt wyraziste, ale wystarczające w takiej formie. Sam całokształt odebrałem jako pudełko, w którym prawdopodobnie był się udusił. Brakło mi tutaj tlenu, powiewu czegoś, co mnie zaskoczy, co mnie wbije w fotel i da coś więcej w literaturze niż kopiowanie tego, co już znam. 
 Płoszaj opisuje topografię miasta, które jak mniemam zna doskonale, w czym ma przewagę nad kimś takim jak ja. W życiu nie byłem w Łodzi, a znajomość miejsc z pewnością bardzo pomaga. 

 Do pozytywów tej książki zaliczam dialogi, które mnie przekonały, chociaż czasami wydawały się zbyt infantylne. Ale jestem skłonny uwierzyć, że tak rozmawiają dwudziestoletnie dziewczyny. Czy teraz dwudziestoletnie dziewczyny prowadzą własne biznesy, zamiast studiować? Nie wiem. Wierzę autorce, że tak jest. Jednak gratuluję w takim wieku pracy na własny rachunek. Ale może znowu się czepiam? 
Rozumiem, że w zamyśle jest to kryminał. Ale czy wystarczy morderstwo, a do tego policjanci i jakieś spoiwo? Jak dla mnie to trochę za mało. Ja "Czarodziejkę" odbieram jako opowieść obyczajową z rozwiniętymi wątkami kryminalnymi.

 Sama okładka jest ciekawa, Na pierwszym planie twarz dziecka, poniżej pochylona kobieta trzymająca dziewczynkę za rękę. Obok kawałek kamienicy, do tego czerń i czerwień. Mamy tutaj mix. Na co mam spoglądać? |Zdecydowanie złe skadrowanie nakładających się figur. Ale te uwagi do grafika. Podobnie ma się sprawa wyblakłych kolorów.  Po co twarz dziecka i potem zarys małej postaci? Za dużo obrazu w obrazkach.

 W moim przekonaniu "Czarodziejka" nie jest złym utworem, ale niestety widoczny jest tutaj niezbyt rozwinięty warsztat autorki. Z drugiej stronie to jej debiut i można wiele wybaczyć. Widać, że Płoszaj miała wizję swojej opowieści i ją przekazała. Wierzę, że aspirująca do zostania pisarką zaskoczy nas w przyszłości nowymi utworami. Początek nie jest zły. Gratuluję Agnieszce Płoszaj wytrwałości i czekam na kolejne książki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szanowny czytelniku. Jeżeli masz jakieś zapytanie lub też chcesz się ze mną podzielić spostrzeżeniami to proszę o kontakt mailowy, gdyż rzadko odpisuję na komentarze pod postami. Proszę o wyrozumiałość i dziękuję za obecność w moich skromnych progach. Komentarze anonimowe, wulgarne oraz obrażające innych są kategorycznie usuwane.

Luanne Rice - "Ostatni dzień"

    Sięgając po "Ostatni dzień" miałem wielki apetyty na coś wyjątkowego i coś wciągającego. Od pewnego czasu moje oczekiwania czy...