Katarzyna Hordyniec - "Poza czasem szukaj"

 Nie ukrywam oczekiwania na ten tytuł. Może dlatego, że autorka jest mi w  jakiś sposób znana z fb. Kompletnie nie wiedziałem, czego mogłem się spodziewać. To miał być utwór, który mną zatrzęsie, może uwiedzie i zaskoczy. A czym się okazał? No właśnie...

 Sama fabuła nie jest złożona. Młoda dziewczyna Lena stawia wszystko na jedną szalę i wbrew protestom opuszcza rodzinny Koszalin, zrywając z dotychczasowym partnerem. Udaje się do Warszawy, w której znajduje pracę. Bez problemu znajduje mieszkanie, które ma dzielić z nową znajomą i jej niepełnosprawną siostrą Kasią. Lena w pierwszych dniach pobytu nie potrafi się odnaleźć w realiach dużego miasta. Przypadkowe spotkanie z nieznajomym, targi książki. Oczywiście ich drogi muszą się ponownie skrzyżować. Jul to sześćdziesięcioletni mężczyzna po dwóch rozwodach. Od początku łączy ich chemia, mimo że nic o sobie nie wiedzą. Czy to nie za mało, aby to miało zakończyć się pozytywnie? Dziękuję autorce za Arka i jego babcię Michalinę. Postać wiekowej pani ociepla powieść, a jej mądre rady są nieocenione. 

 Fabuła w tej książce nie jest specjalnie rozbudowana. Kolejne dni śledzimy oczami Leny i Jula. Brawo. Dzięki temu możemy spojrzeć na jeden punkt z dwóch perspektyw. Doskonałe wyczucie w opisach mężczyzny. Autorka spojrzała na kobietę, którą Jul usiłuje uwieść przez jego pragnienia.

 "Poza czasem szukaj" rozwścieczyła mnie. Byłem zły, czytając o gierce jaką prowadzą względem siebie, nie wspomnę o zachowaniach "Casanovy". Sceny opisujące ich wewnętrzne rozterki przypominają morze. Mamy delikatną bryzę, a po chwili sztorm. Ta książka jest pełna emocji. Katarzyna Hordyniec wcieliła się w dwie osoby, nie bawiąc się z czytelnikiem w grzeczne słówka. Szczególnie odczucia i myśli Jula są typowo samcze i egoistyczne. Po lekturze zrodziło się we mnie pytanie. Czy taka historia mogła mieć miejsce w realnym świecie? Trudno mi sobie to wyobrazić i odpowiedzieć jednoznacznie. Jednak myślę, że podobne historie mają miejsce, chociaż pewnie nie do końca mające szczęśliwe zakończenia.

 Nie jest to książka obojętna w odbiorze. Nie czyta się jej przy śniadaniu. Nie można jej czytać bez emocji. Sam jestem tego przykładem. Obgryzłem paznokcie ze wściekłości. Wielki plus za odwagę w tekście, za wyjście poza ramy "grzecznego pisania". Dzięki temu widzimy jasny przekaz autorki, chociaż nie ukrywam że zaskoczyło mnie zakończenie. 

 Cała opowieść to pomieszanie bólu, rozkoszy, tęsknoty i pragnienia.  Do tego dochodzi samotność w niespełnieniu. Czy można zbudować szczęście na ruinach poprzednich związków? To mądra opowieść dla dorosłych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szanowny czytelniku. Jeżeli masz jakieś zapytanie lub też chcesz się ze mną podzielić spostrzeżeniami to proszę o kontakt mailowy, gdyż rzadko odpisuję na komentarze pod postami. Proszę o wyrozumiałość i dziękuję za obecność w moich skromnych progach. Komentarze anonimowe, wulgarne oraz obrażające innych są kategorycznie usuwane.

Luanne Rice - "Ostatni dzień"

    Sięgając po "Ostatni dzień" miałem wielki apetyty na coś wyjątkowego i coś wciągającego. Od pewnego czasu moje oczekiwania czy...