Spotkanie przy kawie z Magdaleną Zimniak

Piter Murphy: Witaj Madziu. Cieszę się, że zgodziłaś się, aby ze mną porozmawiać. Niedawno zakończyły Się Warszawskie Targi Książki. Brałaś w nich udział i podpisywałaś swoje książki. Opowiedz proszę o atmosferze, jaka tam panowała? 

Magdalena Zimniak: Piotrze, cała przyjemność po mojej stronie. Na Targach panowała świetna atmosfera. Spotkałam wspaniałych pisarzy, których znałam już wcześniej jak Maria Ulatowska, Jacek Skowroński czy Jola Kwiatkowska, poznałam osobiście ludzi, których tylko słyszałam lub znałam wirtualnie: nowego autora mojego wydawnictwa Tomka Białkowskiego, poczytnego pisarza Romka Pawlaka, przemiłą autorkę książek dla dzieci Anię Czerwińską-Rydel, sympatycznego debiutanta Piotra Olszówkę i redaktora naczelnego portalu literackiego Granice.pl Sławomira Krempę. Zupełnie odrębną kwestią, nieporównywalną z niczym innym, jest spotkanie z czytelnikami. Po raz kolejny rozmawiałam ze wspaniałą osobą Ewą Szczepańska, którą znam z facebooka. Poznałam innych, bardzo otwartych i życzliwie nastawionych. Nie masz pojęcia, jak bardzo ucieszyłam się, kiedy już następnego dnia po Targach otrzymałam trzy maile od czytelniczek, które dzieliły się ze mną wrażeniami z „Willi”. Zarwały noc, ale twierdziły, że warto.

PM: Do tej pory napisałaś dwie książki, ale mam wrażenie że o Willi (drugiej książce) jest głośniej. Wchodzisz w trudne wiry literatury, nie zadawalają Ciebie proste historie jak romanse. Dlaczego tak jest? Budujesz konstrukcje psychologiczne postaci, mam wrażenie, że bawisz się z nimi na kolejnych stronach. Są one wyłącznie wytworem wyobraźni? 

MZ: Nie mam nic przeciwko romansom. Moje koleżanki, Agnieszka Lingas-Łoniewksa czy Ania Pasikowska, piszą interesujące historie, które chętnie czytam, ale moja pokręcona psychika domaga się tworzenia czegoś innego. Wiele osób zadaje mi pytanie, czy moi bohaterowie nie mają pierwowzoru w świecie realnym i zawsze otwarcie odpowiadam: postacie nie biorą się zupełnie z próżni, posiadają cechy osób, które spotykam w życiu, są one jednak ze sobą pomieszane, często wyolbrzymione, czasami zupełnie wykrzywione. Postawmy jednak sprawę jasno: żaden z bohaterów nie jest postacią realną, proszę więc nie szukać wokół mnie Piotra czy Artura… albo Roberta < śmiech >.

PM: Herman Kesse w książce „Kuracjusz” pisze - cytuję: „...dla nas piszących pisanie jest za każdym razem szaleńczą, ekscytującą przygodą, przeprawą malutkim czółnem przez pełne morze, samotnym szybowaniem w kosmos”. A czym pisanie jest dla Magdaleny Zimniak?

MZ: Bardzo piękny cytat. Potrafię się z nim utożsamić. Poza tym pisanie jest nałogiem, ciężką pracą, wzbogacaniem siebie. Przede wszystkim jednak jest próbą podzielenie się z innymi tym, co tkwi we mnie.

PM: Madziu, na co dzień prowadzisz własną szkołę językową. Masz własną firmę i rodzinę i obowiązki z tym związane, a to zabiera większość czasu z całej doby. Kiedy więc znajdujesz czas i siły na pisanie? 

MZ: Niestety, jest ciężko. Zmęczenie nie gra roli; potrafię funkcjonować, śpiąc cztery czy pięć godzin. Moje córki też nie czują się specjalnie zaniedbane, a do własnych zajęć zawsze jestem przygotowana. Wiadomo jednak, że doba trwa jedynie dwadzieścia cztery godziny i pewne rzeczy robi się kosztem innych. Najbardziej cierpi promocja firmy. Nigdy nie byłam typem businesswoman, potrafiącej podejmować trudne decyzje i organizować całość.

PM: Czytelnicy mają często problem z jasnym określeniem gatunku literackiego z którym mogą połączyć Twoje książki. Czy to celowy zabieg? 

MZ: Podział na gatunki jest sztuczny i nie widzę powodu, dlaczego miałby ograniczać wolność twórcy. Pewna recenzentka napisała, że elementy fantastyki i horroru nie pasują do poważnej powieści psychologicznej, jaką mogłaby być moja książka. Szanuję ten pogląd, ale dla mnie sytuacje nadnaturalne są właśnie interesujące z psychologicznego punktu widzenie. Ciekawi mnie reakcja bohaterów na zjawiska, które nie poddają się racjonalnemu zrozumieniu. 

PM: Aktualnie pracujesz nad kolejną książką? Jeżeli pracujesz to czy możesz podzielić się z czytelnikami i zdradzić parę szczegółów?

MZ: Pracuję nawet nad dwiema książkami. Pierwsza to historia dwóch dziewczyn w skrajnie różnych sytuacjach: Doroty – kaleki bez nóg i Julii – ślicznej studentki anglistyki, pomiędzy którymi istnieje tajemniczy, niezrozumiały związek. Poprawiam w niej to, co poradził mi mój redaktor. Druga historia, kryminalno-horrorowa intryga, oczywiście z dużą dozą psychologii, wydaje mi się, że nieco lżejsza od moich poprzednich książek. Piszę ją od zera, dlatego praca idzie dużo łatwiej. 

PM: Dziękuję za to, że zechciałaś odpowiedzieć na moje pytania i do zobaczenia.
 
MZ: Ja również dziękuję za miłą rozmową. Do zobaczenia, mam nadzieję, że wkrótce.

Luanne Rice - "Ostatni dzień"

    Sięgając po "Ostatni dzień" miałem wielki apetyty na coś wyjątkowego i coś wciągającego. Od pewnego czasu moje oczekiwania czy...