Wywiad z Renatą Górską


Piter Murphy: Witaj Renato. Cieszę się, że zgodziłaś się na tę rozmowę. Jaki wpływ na Twoje życie ma pisanie?

Renata L. Górska: Dzień dobry! Bardzo mi miło, że zaproponowałeś mi ją...
Pisanie jest dla mnie czymś naturalnym, towarzyszyło mi od młodych lat, było ulubioną formą wyrażania siebie. Na równi z czytaniem pomogło mi w moim rozwoju osobistym, a także w miarę bezboleśnie przebrnąć przez okres dojrzewania. Później priorytet miały inne sprawy, acz coś tam zawsze powstawało, współpracowałam też z pewnym pismem polonijnym. Dopiero kilka lat temu, mając znów więcej czasu dla siebie, postanowiłam zmierzyć się z pierwszą powieścią. Odkryłam bądź odświeżyłam ten szczególny rodzaj radosnego uskrzydlenia, jaką daje wolność twórcza. Niejako odnowiłam sobie wizę do „światów równoległych”, w które odtąd przenoszę się naprzemiennymi fazami, oddzielając je szczelną granicą od zdarzeń rzeczywistych. Tym samym nie zauważam większego wpływu pisania na swoje życie. Mam zbyt duży dystans do siebie i zdrowy stosunek do swoich powieści, co nie znaczy, że nie czuję dumy widząc swoje książki w księgarniach. Jednakże przy bezsprzecznej przyjemności, jaką dają mi uloty w fantazję, nogami nadal mocno stoję na ziemi. Pisałabym niezależnie od tego, czy moje powieści znalazłyby wydawcę, czy nie.


PM: Jesteś autorką dwóch poczytnych książek „Cztery pory lata” oraz „Za plecami anioła”. Kornelia i Marta to bohaterki Twoich książek. Jest coś, co je łączy?

RG: Najpewniej elementarne pragnienie ludzkie bycia kochanym, akceptowanym. Nela i trochę od niej starsza Marta są singielkami, którym pozornie dobrze z ich samotnością. Obydwie, choć każda na inny sposób i z różnych powodów, muszą pokonać lęk przed związaniem się z kimś, co postrzegają mylnie jako wyrzeczenie się własnej tożsamości. Typowo po kobiecemu analizują wszystko, co je spotyka, wysnuwając nie zawsze słuszne wnioski, czym tylko komplikują swoje życie – toczące się już jednak w odmiennych realiach, nawet w innych krajach.

PM: Twoje książki kierujesz do kobiet. Nie myślałaś, aby sprawdzić się w literaturze męskiej jak horrory czy też kryminały? Coraz więcej kobiet dobrze się czuje w tych gatunkach.

RG: Zwykłam mówić, że swoje powieści kieruję do osób zainteresowanych kobiecą psychiką (uśmieszek)! Nie jestem za przypisywaniem literatury do rodzaju… może za wyjątkiem nijakiego, ale rozumiem, co masz na myśli. Do swoich książek wprowadzam elementy różnych gatunków, ogólnie podchodzą bardziej pod obyczajowe niż pod romans. Wcześniej wiele eksperymentowałam na nie istniejącym już blogu „Flakonik do pachnideł”, publikowałam tam krótkie formy, mocno zróżnicowane w stylu i tematyce. O dziwo, cieszyły się też dużą popularnością wśród panów, miałam tam grono stałych komentatorów. Moi czytelnicy są zdania, że potrafię stopniować napięcie, więc absolutnie nie wykluczam, że kiedyś powstanie coś mrożącego krew w żyłach. A może nawet już powstało… ?

PM: Renato, nie mogę nie zapytać o Twoje wzorce w literaturze. Czy jest pisarz, który jest Ci szczególnie bliski lub takowa książka?

RG: Jest sporo twórców, których podziwiam, lecz miałabym kłopot wymienić moje literackie „wzorce”. Jeśli są we mnie, to poza moją świadomością. Lubię autorów wgłębiających się w ludzką psychikę, z kolei zazdroszczę fantazji pisarzom science fiction (książki tego gatunku namiętnie czytałam w latach młodzieńczych). Pośród nazwisk, których twórczość cenię i jest najbliższa mojej wrażliwości, zauważam wyjątkowo wiele kobiet: Sylvia Plath, Virginia Woolf, Anne R. Siddons… i kilka polskich pisarek (uśmieszek).   

PM: Z tego co wiem ukończyłaś trzecią powieść „Przyciąganie niebieskie”. Kiedy możemy się spodziewać jej na rynku księgarskim i o czym tym razem opowiadasz?

RG: Wspomniana przez Ciebie powieść jest moją czwartą, dokończoną po wielu latach na bazie zarzuconego manuskryptu. Zdecydowałam właśnie, że popracuję jeszcze trochę nad całością, zatem przedstawię tutaj trzecią powieść, na którą wiosną podpisałam umowę z wyd. Prószyński i S-ka. Z tego, co mi wiadomo, „Błędne siostry”, gdyż taki tytuł nosi ta powieść, ukaże się w księgarniach po nowym roku. 
Historia traktuje o metamorfozie głównej bohaterki-emigrantki, obciążonej bolesną przeszłością, od której uciekała z fatalnymi skutkami dla siebie. Jest też wątek damsko-męski. Tłem opowieści są zimowe Karkonosze, kobieta przybywa tam na dłuższy urlop. Legenda związana z pobliskimi skałkami o nazwie Błędne Siostry splata się z zagadkami wokół domostwa, w którym bohaterka zamieszkała, a również z sekretami jej rodziny. Tym razem będzie z lekka mistycznie.

PM: Skąd pomysły na książki? Obserwujesz świat? Rodzą się nagle w Twoje głowie?

RG: Parafrazując Kubusia Puchatka, że „układanie Wierszy i Piosenek to nie są rzeczy, które się łapie w powietrzu. To one cię łapią i wszystko, co można zrobić, to pójść tam gdzie one mogłyby cię znaleźć“ – układając powieść chodzę widać we właściwe miejsca (uśmieszek). Idea bowiem pojawia się nagle, najczęściej tuż za wyobrażoną sobie, pojedynczą scenką. Dla przykładu, do powstania „Za plecami anioła” zainspirował mnie zapamiętany fragment snu, w którym mężczyzna schodzi zboczem wzgórza w towarzystwie dwóch psów, labradorów. Tak narodził się Nicolas, intrygujący przybysz z sennego marzenia, którego postanowiłam „ożywić”. Reszta – co jak dotąd jest u mnie regułą - powstawała spontanicznie, z fragmentu na fragment. Należę do tych autorów, którzy nie budują najpierw konstrukcji powieści, nie robię nawet żadnych notatek. Zasiadam do laptopa (rzadko przy biurku!) i pozwalam książce „się pisać”, dopiero w ostatniej fazie, gdy trzeba zwijać wątki w logiczny koniec, muszę mocniej poskramiać swoją fantazję. Powstałe w ten sposób historie są całkowicie fikcyjne, podobnie występujące w nich postaci i miejsca. Przemycam też pewne własne obserwacje i przemyślenia, wkładając je w usta swych bohaterów.


PM: Jak ocenisz poziom czytelnictwa w naszym kraju?

RG: Sądząc po tym, czego latem byłam świadkiem w polskich księgarniach, chyba jest dużo lepszy niż wykaz statystyk. Cieszył też widok ludzi czytających w parku, nad wodą, w kawiarniach. Zauważam prawdziwy „boom” blogów internetowych z recenzjami książek, co – mam nadzieję – również przekłada się na większe zainteresowanie literaturą. Powstrzymam się już od oceny doboru lektur - nie jestem dostatecznie zorientowana.  


PM: Renata L. Górska marzy o....

RG: … o powrocie do Polski.


PM: Renata L. Górska nie cierpi....

RG: … oj, cierpi, cierpi (migrena)! ;) A poważnie, istnieje niestety cała masa cech i zachowań, których nie znoszę: chamstwo, fanatyzm, (czynna) ignorancja, zawiść, epatowanie kontaktami, egocentryzm, podkreślanie własnych zalet, generalizowanie, brak logiki w wypowiedziach, snobizm, bigoteria umysłowa, uprzedzenia… A niekiedy nie cierpię też samej siebie.


PM: Możliwe, że wśród czytelników są osoby, które nie zetknęły się z Twoja twórczością. Możesz te osoby zachęcić w paru słowach do tego, aby dali szansę Twoim książkom?

RG: Nie jestem dobra w auto-promocji, zapraszam do poczytania opisów i recenzji moich powieści w Internecie. Ich fragmenty znajdują się również na mojej pseudo-stronce: http://gorska.blogspot.com/ . Oczywiście, byłoby wspaniale, gdyby zamieszczone tam informacje, uzupełnione tym wywiadem, zachęciły kogoś do sięgnięcia po moje książki…

PM: Dziękuję za rozmowę i życzę spełnienia marzeń, nie tylko literackich.

RG: Dziękuję bardzo. Korzystając z okazji, serdecznie pozdrawiam wszystkich swoich czytelników, tych mi wiernych od pierwszej powieści oraz tych nowych!  





"Szkoła twórczego czytania" - Joanna Wrycza - Bekier


 Już na początku mogę powiedzieć, a raczej napisać, że takiej książki potrzebowałem. Żałuję, że nie przeczytałem jej rok wcześniej. Wtedy z pewnością moja pierwsza książka wyglądałaby zupełnie inaczej. Dlaczego? Przeczytałem parę książek na temat pisania, ale nigdy nie były to książki, które przedstawiają tak rzetelnie i z przykładami wiedzę na temat pisania. Autorka jest doktorem nauk humanistycznych w zakresie literaturoznawstwa, absolwentka filologii polskiej i germańskiej. Bardzo podoba mi się język, którym operuje autorka. Jest prosty, bez zbędnych, trudnych zwrotów. Wszystko zostało podane w sposób prosty. To książka dla prozaików, którzy dzięki niej nauczą się między innymi: konstruować wiarygodnych bohaterów, tworzyć wciągające fabuły, pisać wartkie dialogi, posługiwać się językiem zmysłów oraz jak wydać i promować swoje dzieło. Duża cześć książki to ćwiczenia i przykłady znakomitych dzieł. Dodam, że autorka wybrała doskonale znane przykłady.Polecam nie tylko przyszłym pisarzom, ale każdemu kogo interesuje tematyka tego rodzaju.

Luanne Rice - "Ostatni dzień"

    Sięgając po "Ostatni dzień" miałem wielki apetyty na coś wyjątkowego i coś wciągającego. Od pewnego czasu moje oczekiwania czy...