Wywiad ze Stefanem Darda

Piter Murphy: Witam Panie Stefanie. Niezmiernie się cieszę, że wyraził Pan zgodę na rozmowę. Panie Stefanie, jak to się stało, że jest Pan poetą, członkiem zespołu folkowego i pisarzem? Wiele talentów w jednej duszy?

Stefan Darda: Dziękuję za zaproszenie do rozmowy, mnie również jest bardzo miło. Moja przygoda muzyczna zakończyła się już dość dawno temu, pisanie wierszy również chwilowo odłożyłem, więc z wymienionych przez Pana działań, nazwijmy to – artystycznych, na dzień dzisiejszy zostało pisarstwo. Jak widać, zmienia się to u mnie dość często, ale coś mi mówi, że to właśnie zajęcie może stać się dla mnie najważniejszym z dotychczasowych. Od zawsze interesowało mnie wiele rzeczy, więc być może stąd tak szerokie spektrum przedsięwzięć. Czy można mówić o talentach? Tu ocenę pozostawiam już czytelnikom i osobom, które zechcą sięgnąć po nagrania „Orkiestry św. Mikołaja” z okresu, kiedy byłem jej członkiem.

PM: Na Pana stronie można przeczytać, że ma Pan wiele pasji, do których zalicza się również turystyka i żeglarstwo. Ma Pan ulubione miejsca w polskich górach i gdzie można pana spotkać, kiedy pan żegluje?

SD: Od kiedy zacząłem pisać „na poważnie”, mniej czasu mam na turystykę – zarówno tę górską, jak i żeglarską, niemniej jednak tych pasji nie zamierzam zarzucić, bo pozwalają one na oddech od codziennych zajęć. Z polskich gór najbardziej lubię Gorce, a żegluję najchętniej na Mazurach.

PM: Swoją przygodę pisarską rozpoczął Pan pisaniem wierszy w 2003 roku. Wcześniej nie było prób literackich?

SD: Nie, to było coś zupełnie nowego, ale – jak widać – absorbującego na tyle, by poświęcić się mu bez reszty.

PM: Pokutuje przekonanie, że człowiek, który pisze wiersze jest nieszczęśliwie zakochany, albo samotny. Pan zaczął pisać wiersze z powodu...?

SD: Pisanie zaczęło dawać mi oddech od „szarości”, podobnie jak wyprawy w góry. Ważna była też chęć podzielenia się z innymi własnym sposobem postrzegania świata.

PM: Debiutował Pan „Domem na wyrębach”. Przyznam się, że sam czekałem na możliwość przeczytania tej lektury. Sięgnąłem po książkę po wielu entuzjastycznych recenzjach blogerów, a wcześniej po rozmowie ze znajomym na facebooku. Znajomy napisał: „nocą boję się podejść do okna”. Dorosły i silny facet. Pomyślałem, że przesadza. Kiedy przeczytałem książkę zrozumiałem, dlaczego tak pisał. Nie na darmo okrzyknięto Pana „polskim Stephenem Kingiem”. W prasie coraz częściej są rekomendowane Pana książki. Jak Pan się odnosi do tego, co się dzieje? Był Pan przygotowany na to, że to, co Pan napisze odniesie taki sukces?

SD: Chyba każdy, kto próbuje pisać, ma nadzieję, że jego twórczość spotka się z pozytywnym odbiorem i u mnie również było podobnie. O jakimś spektakularnym „sukcesie” jeszcze chyba zbyt wcześnie mówić, ale – faktycznie – moje książki podobają się wielu osobom. To bardzo miłe.

PM: Nie mogę nie zapytać Pana o książki. Skąd czerpie Pan inspiracje? Sam Pan czyta książki autorstwa...?

SD: Czytam zbyt wielu autorów, by móc ich wymienić. Może być to zaskakujące, ale w większości nie są to powieści grozy. To chyba odbija się również w moich książkach. Staram się równomiernie rozkładać akcenty pomiędzy obyczajem i horrorem. Być może właśnie dlatego wielu Czytelników, którzy do tej pory nie lubili literatury, która straszy, z chęcią czyta moje powieści. Jeśli chodzi o inspiracje, to mógłbym tu wskazać wybuchową mieszankę fascynacji rodzimym folklorem, pozostałym jeszcze z czasów „Orkiestry” i zakochaniem w przyrodzie, w miejscach oddalonych pędzącego na oślep miasta.

PM: Czy ma Pan plany sprawdzić się w innych gatunkach literackich? Przyznam, że horrory spod Pana pióra są genialne. A może jakaś powieść obyczajowa? Dlaczego właściwie akurat horrory?

SD: Trudno powiedzieć, co będzie kiedyś. Na razie mam zbyt wiele pomysłów na historie „z dreszczykiem”, by poszukiwać innych pól działania. Zresztą, być może dotychczasowi Czytelnicy byliby nieco rozczarowani moją nagłą woltą… Dlaczego horrory? Szczerze mówiąc – wolę sformułowanie „powieść grozy”, ponieważ określenie „horror” pod wpływem wielości bezsensownej makabry, pełnej flaków, krwi i trupów, nieco się zdewaluowało. Wybrałem ten gatunek zafascynowany rodzimymi wierzeniami i perspektywą nieograniczonego wpływu na wrażenia odbiorcy. Fascynuje mnie też zmiana charakterystyki zachowań bohaterów (widoczna często w utworach chociażby Stephena Kinga) i możliwości, jakie daje obserwacja działań bohaterów literackich w ekstremalnych sytuacjach.

PM: Napisał Pan już parę książek i przygotowuje Pan ich kontynuacje. Kiedy możemy się spodziewać kolejnych tytułów?

SD: Na pewno wiosną pojawi się w księgarniach zbiór opowiadań, w chwili obecnej trwają też prace nad powieścią „Czarny Wygon. Bisy”. Mam nadzieję, że jej premiera będzie miała miejsce jeszcze w tym roku.

PM: Często spotyka się Pan z czytelnikami? Pojawiają się kolejni entuzjaści Pana twórczości. Czy polski czytelnik jest czytelnikiem wymagającym?

SD: Ostatnio pokusiłem się o szacunkowe obliczenie liczby spotkań autorskich, jakie odbyłem na przestrzeni ostatnich trzech lat, czyli od momentu premiery „Domu na wyrębach”. Okazało się, że było ich około osiemdziesięciu, więc chyba dość sporo. Myślę, że te spotkania również mają wpływ na to, że książki mojego autorstwa są coraz bardziej rozpoznawalne na rynku. Czy polski czytelnik jest wymagający? Oczywiście! Wielość wydawanych co roku pozycji książkowych przyprawia o zawrót głowy i nie ma innej możliwości, niż taka, by osoby sięgające po książki nie wybierały w pierwszym rzędzie tych najlepszych propozycji.

PM: Jest Pan nominowany do najważniejszych nagród literackich. Wspomnę tutaj o nagrodach Zajdla oraz Sfinks. Czym dla Pana jest sukces? Czy w Pana mniemaniu już go Pan osiągnął, czy jest w czasie przyszłym?

SD: Nie wiem, co to jest sukces. Być może jest nim robienie w życiu tego, co się naprawdę lubi. Gdy dochodzi do tego możliwość utrzymania się z tego typu zajęcia, to sukces nabiera realnych kształtów, sprawia, że życie ma sens. Ponieważ mamy je tylko jedno, to sukcesem jest przetrwanie od urodzin do samego końca w jak najbardziej pełny sposób. O takim sukcesie można mówić dopiero na łożu śmierci, a do tego – mam nadzieję – jeszcze trochę mi pozostało.

PM: Pana książki można również zakupić w formie audiobooków. Pana teksty literackie czytają wybitny aktor – Wiktor Zborowski. A czy zastanawiał się Pan nad możliwością ekranizacji Pana książek?

SD: Tak, zastanawiałem się, niektórzy twierdzą nawet, że takie przedsięwzięcie mogłoby być bardzo udane. Jednak branża filmowa jest bardzo hermetyczna i ciężko się do niej przebić. Ktoś musiałby naprawdę zafascynować się moimi książkami na tyle, by sporo zaryzykować z nadzieją, że w przyszłości przyniesie do pozytywny efekt.

PM: O czym marzy Stefan Darda? Czego można życzyć wspaniałemu pisarzowi, przed którym otwiera się wielka kariera w kraju i za granicami kraju, w co wierzę głęboko.

SD: Dziękuję za tak miłe słowa. O moich prywatnych marzeniach może nie będę się wypowiadał, aby nie zapeszyć, natomiast jeśli chodzi o kwestie literackie, to życzyłbym sobie, aby każda moja kolejna książka w moim przekonaniu była lepsza od poprzedniej. Podkreśliłem „w moim przekonaniu”, ponieważ gusta Czytelników są bardzo różne i niekoniecznie muszą się one pokrywać z moimi.

PM: Panie Stefanie. Serdecznie dziękuję za to, że znalazł Pan czas, aby napisać o sobie. W imieniu blogerów i swoim życzę wszystkiego dobrego w życiu zawodowym i prywatnym.

SD: Bardzo dziękuję i również życzę jak najlepiej – zarówno Panu, jak i osobom, które przeczytają naszą rozmowę.





Książka w formie papierowej

    Niestety, nie będzie wersji drukowanej. Nie będzie na dzień dzisiejszy. Okazało się, że musiałem zakupić nowy komputer. Wczorajsza wizyta informatyka pogorszyła sytuację i nawet net nie działał.  Dzisiaj wybrałem się na zakupy. Miałem zamiar wziąć komputer na raty. Nadarzyła się okazja, czasowa promocja - komputer 500 złotych tańszy. Chciałem zakupić na raty, ale okazało się że sklep zmienił bank, z którym współpracowałem i w którym od ręki mogę załatwić formalności związane z zakupami. Suma sumarum, moje zaskórniaki poszły na komputer, a pozostałą część kwoty pożyczyłem z karty kredytowej. Tak czy inaczej, kiedy oddam pieniądze zaczerpnięte z karty kredytowej, wtedy zakończę współpracę z bankiem, skoro nie raczono mnie poinformować o fakcie zmian zerwania współpracy ze sklepem, który przyznał mi kartę. Książka w formie drukowanej ukaże się za parę miesięcy. Niestety, nie mogę przeskoczyć wielu spraw w swoim życiu. Przepraszam tych, którzy czekają na wersję drukowaną. Ukaże się drukiem za jakiś czas, obiecuję...Jeżeli ktoś ma życzenie, może sobie wydrukować. Niestety, nie ma innej opcji na dzień dzisiejszy. Jutro prawdopodobnie ukaże się wywiad ze Stefanem Dardą.Na koniec niespodzianka, dla tych którzy szukają tanich czytników. Artykuł znajduje się ukryty w tym  miejscu.




Luanne Rice - "Ostatni dzień"

    Sięgając po "Ostatni dzień" miałem wielki apetyty na coś wyjątkowego i coś wciągającego. Od pewnego czasu moje oczekiwania czy...