Wywiad z Anną Teluk - Lenkiewicz

Piter Murphy: Witaj Aniu. Jest mi niezmiernie miło, że zechciałaś poświęcić mi trochę czasu i porozmawiać. Jestem Tobie niezmiernie wdzięczny, gdyż nie jesteś ot taką sobie pisarką. Ale od początku. Kawa czy herbata?

Anna Teluk-Lenkiewicz: Witaj Piter. Poproszę herbatkę.

PM: Napisałaś książkę „Nie każdy jest Rain Manem”. Ja sam pamiętam czas, kiedy studiowałem terapie, na jednym z przedmiotów psychologicznych (nie pamiętam na którym roku) zalecono nam obejrzenie filmu „Rain Man”. Następnie omawialiśmy ten film na ćwiczeniach, których tematem przewodnim był autyzm.  Ten film zapadł mi głęboko w pamięć. Widziałaś ten film? Ile jest w nim uchwyconej prawdy, z którą się spotykasz na co dzień?

A T-L: Owszem, oglądałam go razem z synem. Wydaje mi się, że dość wiernie odtworzono rolę Babitta, dokładnie tak zachowuje się wysokofunkcjonujący autysta. Jeśli coś go przeraża ulega często panice, przytoczmy tu kadr z filmu, scena na lotnisku, gdzie Rain Man nie chce wsiąść do samolotu. Tak, myślę że to najlepszy film tematyczny jaki widziałam. Jedno tylko zaniepokoiło mnie, mianowicie po emisji filmu ludzie zaczęli postrzegać autystów jako „zidiociałych” geniuszy, a nie jest prawdą, że każdy z nich uczy się książek na pamięć, czy też z pamięci przytacza daty katastrof lotniczych.

PM: Sama napisałaś książkę o swoim synu, którego wychowujesz i który jest autystykiem. Czy „Nie każdy jest Rain Manem” to książka, dzięki której napisaniu poczułaś się lepiej w tej roli? Przeżyłaś katharsis?

A T-L:
Oj, myślę, że tak. Zmierzyłam się z własnymi upiorami. Muszę przyznać, książka stała się czymś przełomowym w moim życiu. W zasadzie rozprawiłam się w niej z moją przeszłością. Przypominam, iż jest to raczej opowieść o rodzinie z autyzmem w tle. Pokazałam w niej, mam nadzieję, wszystkie niuanse takiego zakulisowego życia, a może raczej powinnam powiedzieć degradacji życia rodzinnego.

PM: Twoja książka nie jest ckliwą historyjką, wymyśloną na potrzeby znudzonych i pragnących romantycznych uniesień czytelniczek. Napisałaś książkę na podstawie własnych doświadczeń. Nie bałaś się, że nie zostanie właściwie odebrany Twój przekaz  przez najbliższe otoczenie?

A T-L: Piter tak też się stało. Pierwsza reakcja pojawiła się ze strony szkoły, w której uczył się mój syn. Obrażono się na mnie za to, że ujawniłam pewne fakty mające w tejże szkole miejsce. Aż do ukończenia podstawówki przez mojego syna, unikano kontaktu ze mną, a zaryzykowałabym stwierdzenie, że w pewnej mierze moja książka „odbiła” się na synu. Rodzina natomiast przyjęła moją książkę z należytą godnością, przyjaciół w zasadzie nie mam, więc ten problem mnie ominął.

PM:  Aniu. Osobiście bardzo cenię i szanuję takie osoby jak Ty, które zmagają się z codziennością, ale idą przez życie z podniesioną głową znając własną godność. Nie chcę tutaj publicznie pytać o rzeczy dla Ciebie intymne, ale chyba czasami jest  ciężko, prawda? Uważasz się za człowieka płaczącego w deszczu?

A T-L:
Uważam, że ja jestem deszczem. Pociesza mnie tylko jedna myśl: „tyle ile człowiek da z siebie, tyle dokładnie odbierze. Ni mniej, ni więcej.” To prawda, dostałam solidnie po grzbiecie i pewnie jeszcze drugie tyle przede mną, ale dziś jestem dumna, że nie mam oporów przed spojrzeniem sobie w oczy. To dla mnie kwintesencja całego dotychczasowego życia. Płaczę często to fakt, ale może poprzez ten płacz użyźniam podłoże dla moich dzieci? Kto wie, być może pewnego dnia ktoś wspomni mnie jedną małą świeczką. Staram się jak potrafię pomóc sobie i innym pogodzić się z odmiennością własnego dziecka i myślę, że w zaprocentuje to w przyszłości wielu ludzi.

PM: Co pomyślałaś, kiedy napisałaś ostatnie zdanie w swojej książce? Jakie uczucie towarzyszyło temu momentowi? Z pewnością to była ważna chwila. Czy dzięki tej książce udało Ci się zamknąć jakiś rozdział w Twoim życiu? Czy też otworzyły się kolejne drzwi?

A T-L: Ostatnie zdanie? Najtrudniejszy był cały ostatni rozdział, wygasił mnie zupełnie. Każde zdanie w zasadzie wyszarpywałam sobie, gdzieś tam z tego, co pozostało w moim wnętrzu. Ból ma nie zawsze wymiar fizyczny, czasem gorszy jest ten niewysłowiony i skrywany przed wszystkimi. Jedna rzecz mi się udała, wyszłam z depresji bez niczyjej pomocy, bez całej masy „polepszaczy” nastroju i bez całej armii terapeutów. Zwyczajnie wstałam z łóżka i otrzepałam się z całej tej otoczki, która gdzieś tam majaczyła wokół mojej rodziny.

PM: Obawiasz się, że książka może zostać przez niektórych negatywnie przyjęta? Mam na myśli niezrozumienie. Jaki cel przyświecał pisaniu tej książki? Oswojenie czytelnika z tą chorobą?

A T-L: Nie, nie przyświecał mi taki cel. Ja tylko chciałam żeby ktoś zobaczył matkę, ale nie tę anielsko cierpliwą, nie przyklepaną wymuszonym uśmiechem, tylko matkę, która czasami ma dość, taką co od czasu do czasu „rzuci mięsem”, bo zwyczajnie nie jest w stanie pojąć „dlaczego?” Matkę, która kocha jak umie, a nie jak należy. Zmęczoną, sfrustrowaną - prawdziwą, bo takie są te matki tylko media wykreowały nas na cyborgów, które zawsze dzielnie sobie radzą.

PM:  Aniu. Wiem, że pracujesz nad drugą książką. Zdradzisz jakieś szczegóły?

A T-L: Druga książka jest na etapie ostatnich poprawek. Będzie to dość ponura historia z elementami mistycyzmu, sensacji i wspomnień wojennych. Zupełnie inny klimat. Jednak trzecia książka, której tytuł będzie brzmiał „I zachowaj nas” opowiadać będzie o toksycznym związku. No i myślę, że kilka osób być może zainteresuje wiadomość o kontynuacji „Nie każdy jest Rain Manem”.

PM: Dziękuję za rozmowę. Życzę Tobie Aniu z całego serca dużo sił w codzienności, pogody ducha i kolejnych fantastycznych książek Twojego autorstwa. Wierzę głęboko, że dzięki Twojej książce wiele osób odzyskuje siły w walce z codziennością.

A T-L: Dziękuję bardzo i życzę Tobie Piter oraz wszystkim czytelnikom spokoju i pogody ducha, mimo zmartwień warto pamiętać, że są ludzie, którzy mają jeszcze gorzej. Jeszcze raz dziękuję serdecznie.

PM:
Dziękuję za rozmowę. Pozdrawiam


Luanne Rice - "Ostatni dzień"

    Sięgając po "Ostatni dzień" miałem wielki apetyty na coś wyjątkowego i coś wciągającego. Od pewnego czasu moje oczekiwania czy...