"Dziedzictwo przodków" - Suren Cormudian



 Literatura apokaliptyczna jest tematem trudnym w odbiorze i może się zdarzyć, iż nie w pełni zostać zrozumiana przez odbiorcę, nieznającego tła często historycznego i elementów dotyczących. Dlatego z pewnymi oporami sięgnąłem po „Dziedzictwo przodków”, nie do końca zdając sobie sprawę, z czym przyjdzie mi się zmierzyć. Obawiałem się rozczarowania i nie nastawiałem się na wielkie pozytywne przeżycia.

„Dziedzictwo przodków” to literatura według mnie dla określonej grupy czytelników mających zainteresowania skierowane w kierunku militaryzmu, wojen i tajemnic wypływających z odległej przeszłości. Tajemnice - to chyba najbardziej na mnie podziałało. A w „Dziedzictwach przodków” takowych nie brakuje. 

 Miejsce akcji usytuowane jest w Kaliningradzie, oraz w Moskwie. Metro, bunkry, życie w ukryciu w stanie można powiedzieć wegetacji. Zdziwiłem się, że mimo oporów, które zmniejszały się z każdą kolejną stroną tekstu zostawałem dosłownie wessany w toczącą się historie.  Pojawiły się również pewne refleksje. Czy autor powieści Suren Cormudian nie okaże się w przyszłości wizjonerem? Oby nie. Świat, jaki przedstawia jest światem po zagładzie atomowej. Piąty fort uratował życie wielu ludziom. Wiele lat później okazuje się, że w pobliżu żyje jeszcze ktoś spoza grupy i nie są to osoby żywiące przyjacielskie zamiary. 

 Swastyka na fladze nie pozostawia wątpliwości, kim są przybysze. Dlaczego pojawiają się potomkowie faszystów? Pozytywnie zaskoczyła mnie fabuła i pomysł na nią, wielka wyobraźnia i dopracowane detale, które w tego typu utworach mają ogromne znaczenie. Niestety, pojawiają się również pewnego rodzaju nieścisłości, które mogą być wyłuskane przez znawców, ale o nich pisał nie będę. Nie wpływają one na całokształt, a sama powieść w ogólnym rozrachunku wypada doskonale. 

 Autor zbudował również ciekawe dialogi i interakcje między postaciami. Pomimo surowego klimatu, ascetycznych krajobrazów książka na swój sposób mnie wciągnęła, pomijając fakt, że to nie jest do końca mój ulubiony gatunek. Po raz kolejny przekonałem się do tego, iż warto sięgać po nowe obszary w literaturze. W ostatecznym rozrachunku pozycja pozytywnie mnie zaskoczyła. W przyszłości sięgnę po inne tomy z serii Metro 2011. Polecam.

Fragment powieści:

 https://www.youtube.com/watch?v=nRioOmZTqnQ

Luanne Rice - "Ostatni dzień"

    Sięgając po "Ostatni dzień" miałem wielki apetyty na coś wyjątkowego i coś wciągającego. Od pewnego czasu moje oczekiwania czy...