Gregory David Roberts - "Shantaram"

 Z natury jestem łatwowierny i kiedy widzę na okładce że książka była bestselerem w innym kraju, albo zdobyła nagrody to kupuję w ciemno. Często spotyka mnie rozczarowanie i obiecuję sobie przestać tych praktyk. Z "Shantram" było inaczej. Książkę trzymałem w  dłoni w jednym z salonów Empiku, kiedy podszedł do mnie znajomy i polecił mi tę opowieść. W sumie czemu nie? - pomyślałem.   Okazało się, że przez kilka wieczorów i poranków żyłem w innym , odległym świecie. 

 Niewiele przeczytałem książek o Indiach, o kulturze tego kraju, o zwyczajach. Dla mnie to kraj kojarzący mi się ze slamsami i Matką Teresą z Kalkuty. Autor popełnił coś, co podejrzewam jest w dużej mierze autobiografią. Ucieka z więzienia w Australii i przedostaje się do Bombaju. Roberts pisze liniowo, prawie cały czas tocząc historię do przodu. Wyjątkiem jest wspomnienie planowanej ucieczki z więzienia. 
 Dla mnie oryginalny jest fakt pisania książki w więzieniu. Sama treść jest doskonała. To opowieść drogi, ale także przygody, sensacji. Autor porywa narracją, dbając o szczegóły i wielobarwny język. Osobiście miałem problemy dotyczące imion. Czasami brzmią zbyt nienaturalnie, jak dla mnie. Jednak rozumiem autora. Inna sprawa to drażniły mnie również wstawki. Część w języku polskim, cześć w innych. Całokształt jednak wypada pozytywnie. 

 Dostałem opasły tom, w który z kretesem wessany. To inny świat. Nie potrafię jednoznacznie odpowiedzieć, co tak naprawdę mnie porwało. To książka którą można interpretować na wiele sposobów. Ja dozowałem ją sobie oszczędnie, aby starczyło na dłużej. 

 Autor pokazuje swoją miłość do Indii, a czytelnik  może poznać ten kraj od podwórka. Mam wrażenie, że Roberts niczego nie ukrywa. W książce jest wyczuwalna fascynacja tym krajem. Perfekcyjnie poznał kontrasty klas społecznych, przestępców, oraz zwykłych ludzi. Podoba mi się ofiarność Prabakera. 

 Autor ciekawie pokazuje metamorfozę głównego bohatera - narratora. Czy ludzie, kraj i kultura mogą aż tak mocno zmienić osobowość? Pisarz w oryginalny sposób pokazuje człowieka na tle jego osamotnienia, miłości, walki i bólu. 

 Dla mnie to jedna  z najgrubszych książek, jakie przeczytałem w ostatnich latach. Czas na lekturze nie był czasem straconym. Z pewnością kiedyś wrócę do tej lektury. Pisarz zahipnotyzował mnie tą opowieścią.  Z niecierpliwością czekam na kolejną książkę, która ma ukazać się w czerwcu.

Luanne Rice - "Ostatni dzień"

    Sięgając po "Ostatni dzień" miałem wielki apetyty na coś wyjątkowego i coś wciągającego. Od pewnego czasu moje oczekiwania czy...