Maja Lunde - " Historia pszczół"

  Pewnie nie zwróciłbym większej uwagi na ten tytuł, gdyby nie wywiad z autorką na portalu lubimy czytać. Jako że sam staram się dbać o środowisko naturalne i najlepiej czuje się w bezpośrednim kontakcie  z przyroda i jest mi znany problem wymierających pszczół, postanowiłem sięgnąć po lekturę. Dodatkowym bodźcem był news, jakoby przed norweską premierą prawa do książki zakupiło 15 krajów. To się chyba często nie zdarza. Sama autorka jest kojarzona z książkami dla dzieci. 

 Lunde umieściła akcję w trzech okresach czasowych, co pozwala na pewne porównania i refleksje. Dwa pierwsze to przeszłość, ta bliższa i ta dalsza. Świat jest w miarę bezpieczny, a postacie w jakiś sposób fascynują się życiem pszczół, przynajmniej osoba z końca XIX wieku. Niestety, na początku wieku XXI ludzie tracą zainteresowanie, a pod koniec tego samego stulecia ludzie sami zapylają drzewa. 

 Nie potrafię jednoznacznie określić tej książki. Są piękne sceny, szczegółowo rozpisane itd, ale mnie brak tutaj wartkiej akcji. Momentami wszystko dzieje się powoli i zwyczajnie tchnie nudą. 

 Przesłanie autorki jest jasne. Jest ostrzeżeniem przed zagładą, która dotyczy bezpośrednio nas. Kiedy braknie pszczół, braknie również jedzenia. Musze przyznać, że wyobraźnia i dbanie o szczegóły są nienaganne, ale mnie brakuje tutaj jakiegoś spoiwa. Sama tematyka jest ważna, a zarazem mocno niepokojąca i takowe książki powinny powstawać. Pisarka z pewnością doskonale przygotowała się do napisania tej powieści. 

 "Historię pszczół" odbieram jako apokaliptyczną opowieść o naszym życiu. Sama w sobie jest ciekawa, ale mnie brakło tutaj tchnienia. Zbyt dużo opisów i szczegółów. Ale to tylko moje skromne zdanie. Każdy czytelnik może mieć zupełnie inne. Tak czy inaczej zachęcam do przeczytania.

Luanne Rice - "Ostatni dzień"

    Sięgając po "Ostatni dzień" miałem wielki apetyty na coś wyjątkowego i coś wciągającego. Od pewnego czasu moje oczekiwania czy...