Jakiś czas temu postanowiłem przeczytać jak najwięcej powieści autorów, którzy zdobyli nagrodę Bookera. Wiem, że Ci literaci piszą wyjątkowo, mają swój własny głos, nie powielają schematów. Sunday Times napisał o "Ścieżkach północy", że jest to zniewalająco piękna powieść. Czy w moim mniemaniu taka jest?
Historia nietuzinkowa, momentami zadziwiająca i wbijająca w fotel, ale jednak czegoś mi tutaj brakło. Długo zastanawiałem się, czego. Teraz już wiem. Brak chronologii. Czułem się trochę wyobcowany. Ale czym głębiej wchodziłem w tekst, tym mniej mi to przeszkadzało. W końcu zostałem porwany. Poznajemy Dorrigo Evansa - chirurga operującego w japońskim obozie. Dorrigo nie robi tego z wielkim zaangażowaniem, jest rozdarty wspominając swoje dawne życie. Żyje wspomnieniami niezbyt odległego w czasie romansu. Stara się przetrwać piekło wojny.
Książkę można odczytywać w wymiarze historycznym. Ale nie tylko. Irytowały mnie "przeskoki w czasie" w początkowej części książki. Dla mnie najważniejszy tutaj jest wymiar skrywanego buntu i wspomnień, które mogą ratować życie, ale także są najlepszą drogą do zniewolenia.
"Ścieżki północy" dla Europejczyka mogą być nie do końca zrozumiałe. Ale jednak warto podjąć ryzyko i przeczytać książkę, która nie należy do najłatwiejszych w odbiorze, ale zawiera w sobie wielką siłę.
Genialność tej książki tkwi w jej sile, która jest wielka i niesie nieprawdopodobną energię. W tej historii odnalazłem coś z siebie, kawałek własnej duszy. Tutaj nic nie jest proste, jednoznaczne. Polecam.