Ian Caldwell - "Piąta ewangelia"

 Pisarzom wydaje się, że wystarczy napisać coś przeciw Kościołowi i światowy bestseller gotowy. Autor jest przykładem tego, jak mylne jest to wyobrażenie. Wielu chce popłynąć na fali Browna i to jest błąd. 

 "Piąta ewangelia" ma być z założenia książką, która wciąga i cechuje autora dużą wiedzą w tematach religii i życia za murami Watykanu. A jak jest? Nie do końca tak, jak przedstawia to wydawca na okładkach, zachęcając do zakupu. Właściwie nie wiem, gdyż przeczytałem niespełna połowę i stwierdziłem, że szkoda mi czasu i oczu na tego gniota. 
 Autor miał ciekawy pomysł, ale niestety ja nie kupuję tej taniej historyjki. Mamy morderstwa, cudowne płótno i wszystko, co powinno być atrakcyjne dla czytelnika. Dla większości pewnie będzie. 
Mnie przez blisko 200 stron powieść zwyczajnie wynudziła. Sceny są rozwlekłe. Właściwie irytowało mnie wszystko, a nie mam w zwyczaju czytać czegoś, co nie jest dla mnie atrakcyjne. 

 Temat oklepany. Kolejny mit o kombinatorstwie Kościoła Katolickiego, tajemniczych stowarzyszeń gotowych do najgorszego, aby tajemnice nie wychodziły na jaw. Szkoda czasu. Nie polecam.











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szanowny czytelniku. Jeżeli masz jakieś zapytanie lub też chcesz się ze mną podzielić spostrzeżeniami to proszę o kontakt mailowy, gdyż rzadko odpisuję na komentarze pod postami. Proszę o wyrozumiałość i dziękuję za obecność w moich skromnych progach. Komentarze anonimowe, wulgarne oraz obrażające innych są kategorycznie usuwane.

Luanne Rice - "Ostatni dzień"

    Sięgając po "Ostatni dzień" miałem wielki apetyty na coś wyjątkowego i coś wciągającego. Od pewnego czasu moje oczekiwania czy...