Lektura niezbyt obszerna, co pozwoliło mi na szybkie przeczytanie. Od początku zauważyłem wiele podobieństw do jednej z książek Agathy Christie. Czytając ten tekst zwyczajnie zrobiło mi się trochę przykro. Camilla Lackberg pisze na bardzo wysokim poziomie, więc po co jej taki tekst?
Przyznaję, wciągnął mnie, ale ciągle miałem przed oczami kultową autorkę. Nie wiem, czemu miało to służyć. Znam twórczość szwedzkiej pisarki i zupełnie nie rozumiem tego posunięcia.
W noweli występuje zamieć śnieżna, oraz tytułowa woń migdałów. Wszystko dzieje się w Boże narodzenie, na wyspie odciętej od świata. Kiedy senior rodu ogłasza rodzinie o nagłej zmianie testamentu, nagle pada na twarz. Policjant Martin nie ma wątpliwości - migdałowy zapach wydzielając się z jedzenia jest trucizną. Kto zabił? Nikt nie opuści wyspy, a otrucie nie jest jedyną niespodzianką najbliższych dni.
Przyznaję bez bicia. Podobało mi się, ale cały czas miałem przed oczami biedną Christie kiwającą litościwie głową. Napisanie przez Lackberg historii zawartej w tak skondensowanej formie było wielkim wezwaniem. W moim mniemaniu udało się, chociaż autorka zostawia we mnie pewien niedosyt.
W tej historii nie am wiele niewiadomych, autorka skupia się na relacjach rodzinny, ukazując portret ludzi zdeprawowanych przez pieniądze, gotowych do wszystkiego, aby osiągnąć swoje niecne cele. Lackberg doskonale zarysowała postacie, nadając im wspaniałe cechy. Na uwagę zasługują dialogi. Wszystko jest dopracowane, jak nas do tego przyzwyczaiła mistrzyni szwedzkich kryminałów. Polecam.