"Tamte cudowne lata" - Marian Izaguirre


  Autorka urodziła się w Bilbao, a teraz mieszka w Madrycie, w domu pełnym książek, dobrej muzyki i przyjaciół. Od ukończenia studiów dziennikarskich pracuje w mediach i reklamie, jednocześnie zajmując się pisarstwem.
  Każdy czytelnik w słowie pisanym oczekuje świeżości, z nutą zaskoczenia i niepowtarzalności. Myślę, że porównanie tej powieści do Carlosa Zafona jest nadużyciem, ale to nie znaczy, że powieść jest słaba i niegodna zainteresowania. Autorka wplotła w historię mnóstwo wstawek do klasyków i nie tylko. Mamy tutaj antykwariat w Madrycie, dwie kobiety, wydawać się może o silnych charakterach. Antykwariat ledwo przędzie, a kobiety znajdują na to sposób. Za szybą ląduje autobiografia nieślubnej córki księcia Ashford. Kobiety wspólnie czytują książkę, a wkrótce dołącza trzecia, będąca klientką. Czytelnik dzięki lekturze i rozmowom poznaje przeszłość każdej z kobiet. Między nimi nawiązuje się specyficzna więź emocjonalna, a każda ma coś ciekawego do opowiedzenia na temat swojej przeszłości.

  "Tamte cudowne lata" to magiczna opowieść o miłości, na jaką nie zawsze jesteśmy w pełni gotowi, to nostalgia za przeszłością i życiem z kart postaci zaklętych w historiach klasyków. Autorka miała doskonały pomysł na powieść i w pełni ją wykorzystała. Ta książka przypadnie do gustu tym, którzy gustują w niepospiesznych historiach. Marian Izaguirre zachęca nas do czytania największych pisarzy, czarując ciekawe opowieści wyrwane z ich książek. Nic nie jest tutaj przypadkowe. Miejsce, kobiety, tło będące miejscem spotkań i rozmów. Całość stanowi misterną historię, będącą pokłonem w kierunku słowa pisanego, jak i arcydzieł literatury światowej. 

  "Tamte cudowne lata" to książka, która w moim mniemaniu ma również pewien mankament. Być może nie będę tutaj do końca sprawiedliwy, ale w czasie czytania miałem wrażenie, że tłumaczenie nie jest zbyt dokładne. Liczyłem ta tekst, który porwie mnie bardziej na otchłani duchowych wyżyn. Czegoś mi w książce brakuje, ale to nie znaczy, że tekst jest zły. Czasami słowa są zbyt spłaszczone i wydaje mi się, że można było je zamienić innymi, bardziej wzniosłymi, pasującymi do utworu. Ale to tylko moje odczucie. Książka zasługuje na uwagę. Idealna dla książkowych moli. Serdecznie polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szanowny czytelniku. Jeżeli masz jakieś zapytanie lub też chcesz się ze mną podzielić spostrzeżeniami to proszę o kontakt mailowy, gdyż rzadko odpisuję na komentarze pod postami. Proszę o wyrozumiałość i dziękuję za obecność w moich skromnych progach. Komentarze anonimowe, wulgarne oraz obrażające innych są kategorycznie usuwane.

Luanne Rice - "Ostatni dzień"

    Sięgając po "Ostatni dzień" miałem wielki apetyty na coś wyjątkowego i coś wciągającego. Od pewnego czasu moje oczekiwania czy...