King nie po raz pierwszy wprowadził mnie w
pewien stan, który nie jest jednoznaczny i trudny do zdefiniowania. Po każdej kolejnej książce pisarza
spodziewam się czegoś świeżego, ujmującego, zapadającego w pamięć. Jak było tym
razem?
Historia o duchownym – cudotwórcy nie jest
nowa. Takie połączenie występowało już w motywach książkowych i filmowych.
Zacznę od plusów. Największy z nich to wprowadzanie czytelnika w ciekawie
wykreowany świat, jak zwykle pełen szczegółów i amerykańskich dodatków. Dla
mnie to akurat zaleta. Nigdy nie byłem w USA, a dzięki talentowi Kinga czuję, jakbym
był w środku książki. Chłonę krajobrazy i historie, niczym gąbka chłonie wodę.
King ma niesamowity talent do wymyślania, zacierając granicę między tym, co
możemy przyjąć za fakty oczywiste, a tym co jest czystą wyobraźnią. Podoba mi
się postać młodego, niewinnego chłopca, jego pasji przeradzającego się w degenerata,
którego pochłania uzależnienie od narkotyków. Trudno tutaj się oprzeć w kilku
wątkach od szukania elementów autobiograficznych autora, znając jego
przeszłość.
Minusem jak dla mnie jest zbyt rozwleczona
akcja. Niewiele się dzieje. Kilka razy w trakcie czytałem odczuwałem znużenie i
pojawiały się pytania, kiedy zacznie się coś dziać. A generalnie niewiele się
dzieje, ale tutaj dodam że to nie zmienia wartości książki. Pisarz miał takie
spojrzenie i koncepcję planu, ale w moim mniemaniu w kilku miejscach po prostu
jest to „pijacki bełkot”. Zawsze uważałem, ze jak się nie ma nic do
powiedzenia, nie trzeba zabierać głosu. Zmęczyło mnie żółwie tempo i brak
elementów zaskoczenia, które są znane z innych książek.
King mnie nie zaskoczył, King
mnie nie porwał, nie wywołał u mnie dreszczu emocji, na które tak bardzo
czekałem. Niestety tylko utarte schematy – śmierć najbliższych, walka z
uzależnieniem, dziwne eksperymenty uznawane za cuda. Odniosłem wrażenie, jakbym
czytał tekst napisany na siłę, właściwie coś w stylu „bo fani czekają”. Tak nie
można…Nie ma nic gorszego dla pisarza jak powolna literacka śmierć. Mam
nadzieję (i tego serdecznie Kingowi życzę) że wkrótce otrząśnie się i powali
świat na kolana swoimi historiami.
Tak naprawdę „Przebudzenie” nadaje się bardziej
na rozbudowane opowiadanie niż na powieść. Jak dla mnie książka zbyt
przewidywalna, za mało akcji, za dużo opisów. Oczywiście nie oznacza to niczego
złego. To tylko moja indywidualna ocena i moje zdanie. Po mistrzu spodziewam
się tylko czegoś bardziej genialnego, nie daję zgody na zaniżanie poziomu. A
ostatnio z tym coraz gorzej. Jednak wierzę że dostane coś, co mnie rzuci na
kolana i pozwala mi czcić literackiego Boga na kolanach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Szanowny czytelniku. Jeżeli masz jakieś zapytanie lub też chcesz się ze mną podzielić spostrzeżeniami to proszę o kontakt mailowy, gdyż rzadko odpisuję na komentarze pod postami. Proszę o wyrozumiałość i dziękuję za obecność w moich skromnych progach. Komentarze anonimowe, wulgarne oraz obrażające innych są kategorycznie usuwane.