"Lata sześćdziesiąte. Twarze kontrkultury" - Jenny Disk



 Urodzona w roku 1947 pisarka angielska, nazywana czasem postmodernistką avant la lettre, autorka 18 powieści i książek z dziedziny literatury faktu, laureatka Thomas Cook Travel Book Award i J. R. Ackerley Prize for Autobiography (2003), członkini Royal Society for Literature. Zaczęła pisać dość późno, bo w wieku 40 lat – pierwszą powieść Nothing Natural opublikowała w roku 1986, a wcześniej długo pracowała jako nauczycielka. Wieloletnia współpracowniczka „London Review of Books” jako recenzentka i eseistka. W młodości terminowała u Doris Lessing i bywa uważana za jej „wychowankę”. Główne motywy jej powieści to obłęd, sadomasochizm, depresja i chaos, a jej styl określa się jako elegancki, ironiczny, zabawny i mroczny zarazem, co znajduje potwierdzenie także w jej autobiograficznej analizie lat sześćdziesiątych, The Sixties.

  Sięganie po książki, które nie są powieściami w moim przypadku wiąże się z pewnym ryzykiem. Mam ulubione gatunki literackie i jestem im wierny. Moje przekonania w tym względzie są zasadnicze i sztywne. Przeczytanie „Lat sześćdziesiątych” wiązało się z wielkim ryzykiem, że nie przypadnie mi do gustu, nie zainteresuje mnie.  A jednak zaryzykowałem. Wynikało to z faktu, że lata sześćdziesiąte nie były aż tak odległe od daty moich urodzin. 

 Trudno jest pisać o książce, w której autorka dokonuje pewnego ekshibicjonizmu rozszerzonego na emocje. Ja sam od początku potraktowałem lekturę jako próbę rozliczenia się pisarki z własną przeszłością. Cofamy się o pięćdziesiąt cztery lata do stolicy Anglii. Autorka obraca się w „Swingującym Londynie”. Zjawisko to odnosi się do mody i kultury, ale nie tylko. To zmiany nie tylko kulturowe, ale dotyczy to także mentalności i spojrzenia na rzeczywistość przez londyńczyków.

 Jenny Diski nie owija niczego w bawełnę. Opisuje z detalami jak było, odzierając z pruderyjności swoje obserwacje i waląc podwaliny tego, o czym byliśmy wcześniej przekonani. Do tej pory Anglicy kojarzyli mi się z flegmatycznością i grzecznymi herbatkami pitymi po południu. A po lekturze zobaczyłem ludzi z innej bajki, nie pasujących do stereotypów, jakimi byłem karmiony.


 „Lata sześćdziesiąte” to lektura z grupy takich, których wcześniej nie czytywałem. Dokument jakże prawdziwy, ale również i szokujący. Autorka wbija w czytelnika słowa niczym harpun i kotwiczy je na krawędzi brzegu myśli. Na 119 stronach otrzymujemy szereg fascynujących informacji. Bardzo serdecznie polecam fascynatom Anglii, historii oraz każdemu, kto nie boi się myśleć.

Luanne Rice - "Ostatni dzień"

    Sięgając po "Ostatni dzień" miałem wielki apetyty na coś wyjątkowego i coś wciągającego. Od pewnego czasu moje oczekiwania czy...