Eliza Kennedy - "Biorę sobie ciebie"

 Kolejny debiut porównywany do historii Bridget Jones. Przeczytałem superlatywy płynące od wydawcy i chciałem przeczytać coś  lekkiego i zarazem zabawnego.
Siedem dni do ślubu. Zjeżdżają się goście, drużbowie i trwa ogólne zamieszanie. Panna młoda Lily nie jest do końca pewna tego, czy oby nie pospieszyła się ze ślubem. Kiedy na horyzoncie pojawia się były chłopak, a ona sama wiernością nie grzeszy sprawy się komplikują. Przyszła teściowa, wpływowa kobieta z prawniczych kręgów wchodzi w posiadanie dokumentów, które mają ją skompromitować w oczach syna. 

 Spodziewałem się zupełnie innego, humoru znanego mi z ksiązek panny Jones. Tutaj niestety dostałem historyjkę z płytkimi dialogami, historyjkami jakie mnie nie przekonały i ogólnym wielkim chaosem.

Każdy kolejny dzień, a jest ich jak wiadomo siedem zmienia wszystko w  życiu Lily. Osobiście nie znoszę tego typu kobiet - niezdecydowanych, lawirujących na życiowych przyjemnościach, unikających konsekwencji swoich działań.

 Być może wina tkwi we mnie, gdyż sam odrzucam zachowania tego typu i ogólnie ich nie akceptuję. Miało być zabawnie - nie było, miało być inteligentnie - nie było. Czytanie o niedojrzałych kobietach zachowujących się jak rozwydrzone nastolatki nigdy mnie nie bawiło. Czym ma być ta książka? Mottem w stylu zdradzaj i rób wszystko, aby tobie było dobrze, inni się nie liczą? Niestety, mnie takie teksty nie bawią. Może jestem za poważny, a może jestem zbyt dojrzały? Jak dla mnie to stracony czas.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szanowny czytelniku. Jeżeli masz jakieś zapytanie lub też chcesz się ze mną podzielić spostrzeżeniami to proszę o kontakt mailowy, gdyż rzadko odpisuję na komentarze pod postami. Proszę o wyrozumiałość i dziękuję za obecność w moich skromnych progach. Komentarze anonimowe, wulgarne oraz obrażające innych są kategorycznie usuwane.

Luanne Rice - "Ostatni dzień"

    Sięgając po "Ostatni dzień" miałem wielki apetyty na coś wyjątkowego i coś wciągającego. Od pewnego czasu moje oczekiwania czy...