Donato Carrisi - "Władca ciemności"


Przepowiednie mają to do siebie,że często w nie wierzymy, zupełnie bezrefleksyjnie przyjmując zawarte w nich tezy. Akcja "Władcy ciemności"  dzieje się w Watykanie, a znana jest przepowiednia papieża Leona X, który ostrzegał Rzym, przed pogrążeniem się w ciemnościach. Zawsze ma być światło, inaczej nadejdzie coś, co zniszczy ład i porządek, a na ziemi nastanie chaos. Ten czas nadszedł, kiedy miasto i państwo pogrążyły się w ciemnościach z powodu dobowej przerwy w dostawie prądu. 
 "Władca ciemności" jest tytułem,w którym czegoś mi brakło. Oczywiście jest przemyślana akcja, jest tajemnicza sekta kryjąca wielkie tajemnice, ale brakło mi tutaj czegoś, z czego znam autora. Każdy autor ma swój niepowtarzalny styl i kiedy czytam jego książkę, liczę, że kolejna będzie lepsza. Tutaj mamy arcyciekawy temat, miejsce, które obrasta legendami, ale nie do końca czułem temat. Brakło mi plastycznych opisów w niektórych scenach, brakło mi zadziorności pióra Carrisiego. Niby niewiele, a dla mnie to znaczna różnica. 
 Podobał mi się pomysł z tajemniczym, żeńskim zakonem, o którego istnieniu wiedzieli nieliczni. Sama fabuła była ciekawa, ale niektóre sceny uważam za niedopracowane. Mam nieodparte wrażenie, że Carrisi wzorował się na Danie Brownie, co niestety nie było dobrym pomysłem. Na szczęście większość tekstu czyta się z wypiekami na twarzy, co rekompensuje drobne niedogodności. Książkę czyta się szybko i czytelnik nie narzeka na nudę w trakcie lektury. 
 Suma sumarum jest to książka przede wszystkim dla tych czytelników, którzy dopiero zaczynają przygodę z Carrisim. Pozostali mogą czuć się ciut zawiedzeni, gdyż autor nie do końca pokazuje tutaj cały swój warsztat w mojej ocenie. A szkoda, gdyż "Władca ciemności" ma wielki potencjał. Tak czy inaczej czytanie tej książki jest fajnym doświadczeniem, które przenosi czytelnika  w zupełnie inny świat. Polecam szczególnie fanom thrillerów religijnych. Czyt warto sięgnąć po "Władcę ciemności". Jak najbardziej TAK. "The Guardian " pisze, że autor ma klasę Stiega Larsona i Jo Nesbo. Bez wątpienia nie ma w tym wielkiej przesady. Moje uwagi są drobne i zawierają mój subiektywny osąd. Warto przeczytać. 

Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szanowny czytelniku. Jeżeli masz jakieś zapytanie lub też chcesz się ze mną podzielić spostrzeżeniami to proszę o kontakt mailowy, gdyż rzadko odpisuję na komentarze pod postami. Proszę o wyrozumiałość i dziękuję za obecność w moich skromnych progach. Komentarze anonimowe, wulgarne oraz obrażające innych są kategorycznie usuwane.

Luanne Rice - "Ostatni dzień"

    Sięgając po "Ostatni dzień" miałem wielki apetyty na coś wyjątkowego i coś wciągającego. Od pewnego czasu moje oczekiwania czy...