Remigiusz Mróz - "Listy zza grobu"


Dałem kolejną i tym razem zdecydowanie ostatnią szansę autorowi, chociaż zarzekałem się jakiś czas temu, że kończę z tym Mrozem. Pewnie bym nie przeczytał, gdyby nie abonament na storytelu. Tak więc dobrnąłem do przesłuchania ponad czterech godzin i stwierdziłem, że to i tak jest za dużo. Niestety, jest to zlepek stylu poprzednich powieści, do tego wrzucone znowu nowinki z zakresu informatyki i dla smaczku liczby Catalana, o których nie słyszałem i to chyba mnie zainteresowało. Tym razem taśmy video zastępuje dyskietkami. 

 "Listy zza grobu" przypominają mi schematy poprzednich książek autora. Niestety, po czterech godzinach powiedziałem sobie, że nie ma sensu. Utworu nie uratowała nawet interpretacja Marcina Dorocińskiego, który jakby nie patrzeć, aktorem jest wyśmienitym. Miałem jednak wrażenie, że jego samego nuży czytanie tego dzieła. O fabule pisał nie będę, gdyż tutaj jest wszystko rozwleczone do granic możliwości. 

 Niestety, brakuje mi tego, co było w pierwszych książkach, dzięki którym zdobył sławę. Mam wrażenie, że teraz jest pisane na ilość, nie na jakość. Ja w każdym razie dziękuję. Jest wielu innych, uzdolnionych pisarzy, po których sięgnę w ciemno. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szanowny czytelniku. Jeżeli masz jakieś zapytanie lub też chcesz się ze mną podzielić spostrzeżeniami to proszę o kontakt mailowy, gdyż rzadko odpisuję na komentarze pod postami. Proszę o wyrozumiałość i dziękuję za obecność w moich skromnych progach. Komentarze anonimowe, wulgarne oraz obrażające innych są kategorycznie usuwane.

Luanne Rice - "Ostatni dzień"

    Sięgając po "Ostatni dzień" miałem wielki apetyty na coś wyjątkowego i coś wciągającego. Od pewnego czasu moje oczekiwania czy...