Po książkę sięgnąłem z trzech przyczyn.
Pierwsza to takowa, że „Szkoła żon” została nazwana przez jednych książką
erotyczną, przez innych pornograficzną. Nie czytam takiej literatury, a jako że
znam osobiście Autorkę postanowiłem przekonać się osobiście „co w trawie
piszczy”. Drugim powodem był zachwyt nad powieścią żeńskiej części blogosfery,
a trzecią to moja myśl, że opowieść musi być genialna, skoro została przetłumaczona
na język wietnamski i sprzedaje się w egzotycznym kraju niczym świeże bułeczki.
Przysłowiowa „Szkoła żon” to pensjonat, do
którego trafiając kobiety w różnym wieku, z różnymi doświadczeniami. Kobiety
przez trzy tygodnie przechodzą metamorfozę. Nie chodzi tutaj o wygląd, ale o
postrzeganie siebie jako pełnowartościowej istoty, odkrycie własnej zmysłowości i co najważniejsze po
wyjściu z „trzytygodniowego spa” są inaczej odbierane przez mężów, chłopaków,
kochanków i tych, którzy znali je wcześniej. Kobiety uczą się poczucia godności
bycia kobietą i prawa do realizacji własnych pragnień. Każda z nich zgadzając się na pobyt podpisuje coś w rodzaju
klauzuli poufności, przez co narastają mity o tym tajemniczym miejscu. Każdej z
kobiet zostaje przydzielony osobisty „trener”, którego zadaniem jest spełniać wszystkie
zachcianki klientki. Domyślam się, że większość słyszała o tej książce, dlatego
nie będę wnikał w fabułę.
Magdalena Witkiewicz napisała historię, która może
być pomocna dla kobiet podobnych do bohaterek w „Szkole żon”. Mamy tutaj
przekrój kobiet zwyczajnych, sztucznych, brzydkich, wzbudzających pożądanie.
Autorka doskonale poradziła sobie, znajdując wspólny mianownik i prowadząc
czytelnika przez gąszcz opowieści, którą czyta się z wypiekami na twarzy (nie
mam tutaj na myśli scen erotycznych). Mężczyźni – partnerzy kobiet pokazani są
jako postacie negatywne, a pracownicy są dobrymi trenerami i nierzadko…kochankami.
Ale czego się nie robi dla klientki? A rodzące się uczucie nie może być skutkiem
ubocznym pracy? Nie do końca.
Autorka po raz kolejny pokazała, jak doskonale
radzi sobie z wątkami głównymi i pobocznymi. Książka jest trudną do
przełknięcia gorzką pigułką pokazującą podwójne życie, zdrady, romanse i dwa
światy. Według mnie to dobre pokazanie widzenia świata poprzez uczucia płci
pięknej. Jako mężczyzna mogę napisać, że dwie płcie to dwie planety na
płaszczyźnie uczuciowej. Jestem pewien, iż wiele czytelniczek marzy, aby trafić
do takiego miejsca. Autorka będąca doskonałą obserwatorka złożonych ludzkich
zachowań potrafi przenieść je na papier. Ma niesamowity dar „gawędziarstwa”.
Magdalena Witkiewicz nie pisze, ona je opowiada. Po raz kolejny uwierzyłem w
istnienie miejsca i postaci. Pisarka na swoich bohaterów powołuje osoby podobne
do tych, które znamy.
Osobiście
„Szkołę żon” polecam płci brzydszej. Panowie, uważam że ta lektura pozwoli Wam lepiej
zrozumieć Wasze ukochane, które marzą o wielkiej miłości, o drobiazgu z okazji
rocznicy ślubu itd. Być może po tej lekturze inaczej spojrzysz na swoją „panią”,
a wasze uczucia ożyją? Pozwoli Wam spojrzeć oczami kobiet na ich świat i
potrzeby. A te nie są wygórowane.
„Szkoła żon” to pełna zmysłowości opowieść o
potrzebach kobiet. WYŁĄCZNIE dla dorosłych czytelników.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Szanowny czytelniku. Jeżeli masz jakieś zapytanie lub też chcesz się ze mną podzielić spostrzeżeniami to proszę o kontakt mailowy, gdyż rzadko odpisuję na komentarze pod postami. Proszę o wyrozumiałość i dziękuję za obecność w moich skromnych progach. Komentarze anonimowe, wulgarne oraz obrażające innych są kategorycznie usuwane.