Rzadko sięgam po literaturę japońską, ale napis, iż w sześć dni sprzedało się milion egzemplarzy w samej Japonii podziałało magicznie na moje zmysły. Tym bardziej, że utwór został porównany do serii Larsona.
Tak naprawdę przez kilkaset stron opasłego tomu niewiele się dzieje. Nie jest to historia pełna napięcia, intryg czy morderstw. Autor stopniowo dawkuje nowe wątki, co pozwala się delektować każdą stroną. Ogólnie można napisać, że historia opowiada o wojnie pomiędzy dziennikarzami a stróżami prawa. Ale jest to bardzo wielkie uogólnienie. Autor inteligentnie żongluje akcją, wskazując na skomplikowane relacje i zależności międzyludzkie. Mamy tutaj zaginięcia dziewczyn - aktualną i sprzed lat. Okazuje się, ze ludzie, którzy powinni staż na straży prawa, zwyczajnie coś ukrywają. Matactwo, oszustwa, sceny zapadające w pamięć, mimo że na pozór niewiele się w nich dzieje.
Hideo Yokoyama napisał historię, która w moim osobistym przekonaniu jest wyjątkowa. Chodzi o narrację, styl, pomysł. Tak naprawdę stawia jednego człowieka przeciw całemu skorumpowanemu i zakłamanemu systemowi. Człowiek, który w przeszłości doznał życiowej porażki i krzywdy, wraca do dawnej historii, oznaczonej numerem sześć cztery. Grą jest życie dziewczyny, lub dziewczyn.
To nie jest książka dla czytelników poszukujących historii z krwawymi scenami. "Sześć cztery" opowiada o czymś głębszym, co przypomina "Millenium". Dla mnie jedynym mankamentem był problem z zapamiętaniem nazwisk i imion, zupełnie obco brzmiących. Szybko jednak przepadłem w tej historii, napisanej tak, że nie mogła nie zostać niezauważona. Sukces w pełnym calu. Serdecznie polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Szanowny czytelniku. Jeżeli masz jakieś zapytanie lub też chcesz się ze mną podzielić spostrzeżeniami to proszę o kontakt mailowy, gdyż rzadko odpisuję na komentarze pod postami. Proszę o wyrozumiałość i dziękuję za obecność w moich skromnych progach. Komentarze anonimowe, wulgarne oraz obrażające innych są kategorycznie usuwane.