Adrianna Trzepiota - "Zwilczona"

 


Należę do tej grupy ludzi, która lubię się w mało znanej historii. Historia to przeszłość, często tajemnice, zapominane zwyczaje. Bez historii nie ma życia, nie ma tożsamości i to nie ulega wątpliwości. Kiedy przeczytałem o "Zwilczonej" oraz pojawiła się możliwość otrzymania do recenzji, nie posiadałem się z radości. Moją uwagę zwróciła okładka, obiecująca tajemnice, coś zakrytego i trudno dostępnego. Książka wydawała się być idealna, doskonale wpasowując się w moje zainteresowania jak gusta czytelnicze. Wiele obiecywałem sobie po pierwszym tomie traktującej o życiu Jaśminy. Nie wiem dlaczego, ale pomyślałem, że jest tam coś z magii, z przeszłości, jakieś tajemnice, które rozpalą moją wyobraźnię i przykują uwagę. 

 W powieści przemawia sama Jaśmina, co według mnie było strzałem w kolano. Niestety, z perspektywy narracji pierwszoosobowej utwór nie wydał mi się być tak ciekawy, jak miało to szansę  w trzeciej osobie. To tylko moja uwaga. Rozumiem zamysł autorki, sam napisałem wielkie fragmentów w narracji pierwszoosobowej, ale niestety szybko przekonałem się, że tak pisać mogą nieliczni, którym to wychodzi. 

Trzepiota pokazuje współczesną kobietę będącą matką, nauczycielką oraz żoną. W każdej z tej funkcji spełnia się pozornie, gdyż nie zawsze zachowuje się racjonalnie. Doskonale rozumiem system obronny w przypadku alkoholizmu, ale nic nie usprawiedliwia tego, aby coś zmienić w tej kwestii. Podobnie jest w przypadku poznania nowych postaci, które mają na nią wpływ, szczególnie osobnika płci męskiej. Przyjaciółki niby są, ale kiedy potrzebuje pomocy uderza zupełnie w innym kierunku. Wiele poczynań było dla mnie niezrozumiałych, czasami wręcz absurdalnych. Plusem są legendy, które uwielbiam i mogę czytać o nich godzinami, ale to zbyt mało, aby ta powieść mnie porwała. Inna sprawa to dynamika akcji, która jest nierówna. Książka nie ma jednakowego tempa. Niestety, czym dalej, tym coraz słabiej. Mam wrażenie, że listy są pisane sztucznie, aby dotrwać do wysmaganej liczby znaków przy oddaniu powieści wydawcy. Nie posiadają one jakieś specjalnej wartości, nie wnoszą wiele do całokształtu. Brakuje mi tutaj rozwinięcia postaci, głębszych rysów psychologicznych. Do plusów zaliczam opisy przyrody, scenerię itd. 

 Moja ogólna ocena jest średnia. Nie jest to książka może wybitna, ale również nie jest zła. "Zwilczona" jest napisana w sposób charakterystyczny który wielu czytelnikom zwyczajnie może nie przypaść do gustu, ale jest godna uwagi, chociażby z uwagi na tematykę, którą porusza. Trudno tutaj kwestionować intencje autorki, kiedy zasiadała do napisania pierwszego tomu. To moje pierwsze spotkanie z Adrianną Trzepiota i nie wiem, czy był to jej debiut literacki. Staram się zrozumieć intencje autorki przy pisaniu "Zwilczonej". Sam jednak chyba jestem zbyt dorosły na takie historie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szanowny czytelniku. Jeżeli masz jakieś zapytanie lub też chcesz się ze mną podzielić spostrzeżeniami to proszę o kontakt mailowy, gdyż rzadko odpisuję na komentarze pod postami. Proszę o wyrozumiałość i dziękuję za obecność w moich skromnych progach. Komentarze anonimowe, wulgarne oraz obrażające innych są kategorycznie usuwane.

Luanne Rice - "Ostatni dzień"

    Sięgając po "Ostatni dzień" miałem wielki apetyty na coś wyjątkowego i coś wciągającego. Od pewnego czasu moje oczekiwania czy...