Valerie Perrin - "Życie Violette"

 



  Tekst zacznę od stwierdzenia, które szczególnie jest ważne patrząc na tę lekturę. Aby zacząć żyć, trzeba najpierw umrzeć, a raczej poznać smak tego stanu, które wbrew pozorom nie zawsze oznacza brak ciśnienia, czy akcji serca. Tytułowa Violette w życiu przeżyła wiele i nie były to chwile, których wspomnienie wywołuje w niej ekscytację. Spokój ducha uzyskała rozpoczynając pracę ...na cmentarzu. To tutaj, wśród grobów odnalazła sens życia oraz spokój. Violette nie jest typową kobietą, jakie znamy, ale pokazuje czytelnikowi świat, o jakim na co dzień staramy się nie myśleć, ale przecież on istnieje i nie mamy na to wpływu. Komunikowanie się ze zmarłymi, którzy na pozór milczą może się okazać być doskonałą autoterapią i doprowadzić do zmian osobowościowych. Violette spełnia się jako grabarz i obserwator ludzi odwiedzających bliskich na cmentarzu.

 Valerine Perrin stworzyła historię, którą pokochały miliony. I słusznie... Oprócz niezwykłej fabuły i świetnego tłumaczenia otrzymujemy niezwykły obraz, na pozór sielski, ale czy do końca tak jest? Autorka pokazuje obrazy z życia często już w trakcie pogrzebu, przemowy, rozpacz bliskich i Vilette, która jest gdzieś po środku i zdaje się nie być niewzruszona tym, czym już przesiąkła i czego stała się częścią. Intymne momenty, do których zalicza się pogrzeby tutaj są subtelnie naszkicowane i pokazane ze smakiem i szacunkiem. Tytułowa bohaterka pokazuje nam dlaczego żyjemy i co mamy robić, aby to życie przeżyć w radości. 

 Dlaczego ta książka jest niesamowita? W moim rankingu jest to najlepsza powieść, jaką czytałem od dawna ze względu na treść, przekaz i wrażliwość autorki. Autorka z wykształcenia fotograficzka i scenarzystka ma niesamowitą zdolność  do budowania plastyczności obrazu słowa. 

W "Życiu Violette" nie ma pośpiechu, brakuje porywających scen akcji, a  mimo to opowieść wciąga od pierwszej strony. Należy tutaj wspomnieć o pięknym wydaniu w twardej oprawie. Takich historii nie zapomina się po ostatniej stronie. Violette osiada gdzieś w sercu i czytelnik ma świadomość, że kiedyś trafi  w takowe miejsce i nie ma od tego ucieczki. Czasami gorzka prawda może okazać się być niezwykle inspirująca i oczyszczająca. Czekam na ekranizację tej niezwykłej opowieści, gdyż nie mam wątpliwości, że takowa nastąpi. 


Za egzemplarz dziękuje Wydawnictwu




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szanowny czytelniku. Jeżeli masz jakieś zapytanie lub też chcesz się ze mną podzielić spostrzeżeniami to proszę o kontakt mailowy, gdyż rzadko odpisuję na komentarze pod postami. Proszę o wyrozumiałość i dziękuję za obecność w moich skromnych progach. Komentarze anonimowe, wulgarne oraz obrażające innych są kategorycznie usuwane.

Luanne Rice - "Ostatni dzień"

    Sięgając po "Ostatni dzień" miałem wielki apetyty na coś wyjątkowego i coś wciągającego. Od pewnego czasu moje oczekiwania czy...