Kolejne wywiady, a może rozmowy?

 Na  blogu po prawej stronie w rubryce wywiady jest lista pisarzy którzy wyrazili zgodę na to, aby powiedzieć coś o swojej twórczości itd. 

Na dzień dzisiejszy są to:
-  Anna Klejzerowicz,
-  Marcin Pilis, 
-  Katarzyna Enerlich,
-  Romuald Pawlak,
-  Łukasz Orbitowski,
Mariola Zaczyńska
-  Magdalena Zimniak
-  Magdalena Kałużyńska
-  Stanisław Srokowski
-  Dariusz Rekosz
-  Hanna Cygler
-  Olgerd Dziechciarz
-  Małgorzata Kalicińska

- Agnieszka Lingas - Łoniewska 
- Jakub Porada 
- Adam Rosłoniec 
- Agnieszka Podolecka - Niewdana

Myślę że tych o tych nazwiskach nie muszę wiele pisać. Kolejność listy jest przypadkowa. Ale mam pewien pomysł. Jeżeli ktoś ma ochotę zadać pytanie do konkretnego autora to proszę je podać drogą mailową, z pewnością znajdzie się na liście pytań, o ile będzie ciekawe. Myślę że to doskonała szansa dla nas, fanów aby zapytać o coś co nas interesuje. Dlatego proszę o ewentualny kontakt pod adresem: 
pisanyinaczej@gmail.com 

Najbliższe rozmowy odbędą się po okresie świątecznym. 



Wywiad z Mariuszem Zielke - autorem pierwszego polskiego thillera finansowego "Wyrok"

Piter Murphy. Właśnie jestem po lekturze "Wyroku"i nie będę ukrywał że ta książka bardzo targała moimi emocjami. Piszesz o czymś tak abstrakcyjnym dla przeciętnego Kowalskiego, ale jednocześnie dobrze znanym chociażby z mediów. Dlaczego właśnie taka książka? Dlaczego ta tematyka?

Mariusz Zielke: Piszę o tym, co znam z autopsji, czego dotknąłem i czym żyłem przez 15 lat. Uznałem, że dzięki temu książka będzie bardzo prawdziwa, szczera, kontrowersyjna i emocjonująca. Przez te 15 lat byłem dobrze opłacanym i docenianym dziennikarzem. Poznałem kulisy mediów i środowisk w jakich funkcjonują. Uznałem, że to świetny temat na książkę. „Wyrok” to przede wszystkim książka o dziennikarstwie, o misji i wadze tego zawodu.  O jego potędze i słabościach. To też powieść o tym, z czym dziennikarze na co dzień się spotykają: korupcją, naciskami, cenzurą, wpływowymi biznesmenami i politykami, różnymi opcjami, układami i koteriami. O niemocy, której doświadczają, gdy nie mogą nic zrobić, bo nasze państwo jest za słabe, zbyt chaotyczne by sobie poradzić z patologiami. Dziennikarz dotykający poważnych tematów musi nauczyć się poruszać w tym labiryncie pełnym pułapek. Tym bardziej, że same media mają ze sobą obecnie wielki problem. Szczególnie gazety, które jeszcze do końca nie wiedzą, czy Internet je wykończy czy też będą w stanie do niego się dostosować. I często wybierają złą drogę, starając się zatrzymać spadek wpływów reklamowych przez wchodzenie w różne porozumienia. Ale z tego co mówię, można odnieść wrażenie, że „Wyrok” to książka strasznie ciężka i poważna. A przecież tak nie jest. To też powieść sensacyjna, rozrywkowa, oparta tylko w realiach, w jakich żyjemy.

PM: Pierwszy polski thriller finansowy został napisany z potrzeby serca? Wydałeś książkę we własnym wydawnictwie, sam siebie promujesz. Nie czujesz się zniechęcony rynkiem wydawniczym w naszym kraju?


MZ: Nie, zniechęcony nie. Może trochę mi żal. Ja kocham książki. Od wielu lat napisanie dobrej powieść było moim marzeniem. Rynek wydawniczy mnie rzeczywiście zaskoczył. Zdziwiłem się, że „Wyrok” nie może znaleźć wydawcy, szczególnie, że wydawcy odpowiadali, że książka ma dobre recenzje wewnętrzne i się podoba, ale obawiają się wydać tej powieści. Szkoda, bo dobry wydawca zredagowałby książkę, zapewnił korektę i oprawę. Książka zostałaby nowocześnie złamana, miałaby pewnie 600 stron, a nie 400. No i byłaby obecna w każdej księgarni w widocznym miejscu. Miałaby szanse na sukces wydawniczy. Wydanie książki przez małego wydawcę jakim jestem, niestety nie daje takiej szansy. Książka jest w wielu księgarniach schowana, nie ma jej w EMPiK, nie widać jej. Mam jednak nadzieję, że Internet mi pomoże w dotarciu do czytelników. Rozdałem kilkaset książek, wiele wśród blogerów, licząc na uczciwe recenzje i opinie. Na razie one są bardzo dobre, więc może jednak „Wyrok” nie zniknie.

PM: Jesteś dziennikarzem śledczym, z pewnością sam wiele doświadczyłeś. Ile w "Wyroku" jest prawdy, a ile fikcji?

MZ: Starałem się w tej powieści zawrzeć krytykę systemu i patologii. Akcja książki jest fikcyjna, wymyślona, ale wszystkie zdarzenia są bardzo prawdopodobne, bo oparte na moich doświadczeniach, obserwacjach. Schematy przestępstw, sposoby na korupcję, procedury postępowań, zależności rynkowe, działania mediów, napuszczanie mediów na przeciwników przez urzędników i biznesmenów – to wszystko jest bardzo prawdziwe, realne. Ale jasno chcę podkreślić, że czytelnicy nie powinni doszukiwać się w nich działań konkretnych osób, bo ja chciałem napiętnować system i schematy a nie poszczególnych ludzi. W książce jest np. opisany sposób na wyprowadzenie dużych pieniędzy z dużej giełdowej firmy. Taka sytuacja rzeczywiście się zdarzyła i schemat jest wiernie odwzorowany na podstawie dokumentów sądowych, ale w opisie sytuacji zmieniłem wiele szczegółów, bo nie chciałem krytykować tej konkretnej firmy tylko pokazać schemat i fakt, że takie działania pozostają całkowicie bezkarne. Książka jest więc fikcją, ale ja nie oszukuję czytelnika. Wszystko to, o czym przeczyta, mogło się zdarzyć. Wszyscy mordercy seryjni opisani w książce także są autentyczni.

PM: Czy Ty identyfikujesz się z Jakubem Zimnym - głównym bohaterem książki?

MZ: Tak, ale w takim sensie, że ja chciałbym być takim człowiekiem jak on. Zimny ma pokazać (symbolizować) dziennikarstwo takie, jakim ono powinno być: odważne, dociekliwe, słuchające różnych stron konfliktu, starające dotrzeć do prawdy, a nie tylko zestawiające opinie. Dziennikarstwo, które może się pomylić, popełnić błąd, ale które stara się go naprawić i pokazać prawdę. Bez względu na wszystko. Dziennikarstwo, które nie idzie na ugody sądowe i nie pije wódki z bandytami i agentami. Ja nigdy nie byłem tak odważny, choć się starałem. W Zimnym jest wiele moich przemyśleń, ale jednak to bohater powieści, postać fikcyjna, a nie ja. Wiele nas różni, począwszy od wyglądu fizycznego, poprzez doświadczenia i sytuację rodzinną. On, jako samotnik, mógł zostać dziennikarzem bezkompromisowym. Ja, jako mąż i ojciec, wolałem z dziennikarstwa śledczego zrezygnować.

PM: Gdy przeczytałem "Wyrok" to nie mogłem się oprzeć myśli że to bardzo osobista książka, związana z doświadczeniami z przeszłości. Czujesz potrzebę rozliczenia się z tego co było?

M.Z. To książka bardzo osobista – to prawda. Jednak wciąż podkreślam, że to fikcja. Ja napisałem około 5 tys. tekstów. Do niedawna nie miałem żadnych procesów sądowych, nie musiałem niczego prostować. Nigdy nie przegrałem też procesu sądowego. Ale skłamałbym, gdybym powiedział, że z wszystkiego, co zrobiłem, jestem dumny, że zawsze właściwie walczyłem o tekst w redakcji, żeby on się ukazał, a nie został zapomniany, że nigdy nie popełniłem błędu. Starałem się, ale do dziś wracam do wielu moich tekstów i zastanawiam się: czy na pewno one oddają prawdę, czy pozwoliłem na obronę bohaterom opisanym negatywnie, czy wyciągałem właściwe wnioski? Czy się nie pomyliłem? To zawsze będą dylematy dziennikarzy, którym nie chodzi tylko o kasę i błysk.

PM: W książce podajesz nazwy mediów, które istnieją. Są one pokazywane w różnym świetle. Nie boisz się że ktoś źle
zrozumie te przesłanie, które jest fikcją literacką i rozumiejąc opacznie to, co chcesz przekazać, wytoczy Ci procesy?

MZ: Mam nadzieję, że nie. Ja nikogo istniejącego nie chciałem urazić, obrazić. Prawdziwe nazwy instytucji służą tylko oparciu fikcyjnej akcji w realiach, żeby czytelnik poczuł się, że ta sensacyjna intryga dzieje się tu i teraz, a nie na księżycu. Wszędzie na świecie przecież powstają książki, gdzie występuje np. prezydent USA, premier Wielkiej Brytanii czy szef ONZ. W książce Harrisa „Ghostwriter” wielu doszukiwało się opisu prawdziwego premiera. To jednak nie oznacza, że autorom grożą procesy. Nie boję się takich procesów. Nie ma do nich podstaw.

PM: Mariusz Zielke - dziennikarz śledczy i gospodarczy, wydawca, pisarz, mąż i ojciec. Ile w tym człowieku jest odwagi, ile chęci do pokazania rzeczywistości według samego autora?

MZ: Odwagi chyba trochę jest. Ja starałem się nie odpuszczać, nie bałem się trudnych tematów, podejmowałem je. Starałem się naprawiać rzeczywistość, pomagać ludziom od zawsze. Nigdy nie myślałem przez pryzmat kasy, nigdy nie odmawiałem spotkań informatorom czy ludziom, którzy chcieli porozmawiać o jakiejś sytuacji, zawsze odpowiadałem na maile. Czasem jednak musiałem odpuścić, bo po prostu czegoś się nie dało zrobić. Bo wymagałoby to walki ze wszystkimi, również z przyjaciółmi i zaryzykowania wszystkiego, co miałem. Bałem się, że zostanę wyrzucony poza nawias i nikt mi nie pomoże, nikt nie będzie chciał mnie słuchać. Mój bohater „Wyroku” by nie odpuścił. Ja tchórzyłem.

PM: Na stronach internetowych pojawiają się kolejne recenzje książki. Co jest w niej tak wyjątkowego? Nie spotkałem się z negatywną recenzją.

M.Z. To po prostu dobra książka :) Prawdopodobna, ciekawa, nowatorsko opowiedziana, z akcją, a nie jej imitacją, dynamiką, o świecie, który ja znam i rozumiem i o którym chciałem opowiedzieć, czego nikt dotąd w Polsce nie zrobił. Ta książka może się spodobać lub nie, ale na pewno nikt nie napisze, że jest  wtórna, powielająca jakiś schemat. Dlatego myślę, że warto ją przeczytać, bo rozwija horyzonty, a przy tym nie jest nudna i sztampowa. Dla wielu ludzi będzie to po prostu rozrywka. Dla innych – mam nadzieję – materia do refleksji. Jeden ze znanych analityków napisał do mnie ostatnio maile: „Ja zacząłem czytać ebooka i się przeraziłem! Ale tym jak bardzo wciąga. Ma Pan pióro niebywałe, książka jest lekka ale dojrzała, głęboka, soczysta ale świeża.” Taka miała być. Jeśli wyszło, to mnie po prostu to strasznie cieszy.

PM: Czy myślisz nad kontynuacją przygód dziennikarza Jakuba Zimnego? Jeżeli tak to kiedy możemy się spodziewać drugiej części?

MZ: O tak. Już jest napisana jedna trzecia drugiej części „Wyroku” i powiem nieskromnie: to powinien być materiał na duży hit. Książkę mi się świetnie pisze. Także będzie dużo akcji, wydarzeń, zaskakujących zwrotów, ale też przemyśleń na temat współczesnej gospodarki i jej korporacyjności, przy czym temat będzie bardziej globalny, akcja toczy się w Polsce, Wietnamie, USA. Będzie też bardziej rozbudowany wątek romantyczny (co mi nie szło jakoś w pierwszej części, wiedząc, że żona będzie pierwszym czytelnikiem :). Planuję wydanie książki na Święta Bożego Narodzenia, ale jeśli nie zdążę, to ukaże się na początku roku.

PM: Mariusz, na koniec pragnę Ciebie zapytać o coś innego. Znamy się krótko, ale mam do Ciebie wielki szacunek. Jesteś dla mnie naprawdę wielkim człowiekiem i nie ze względu na nagrody które zbierasz po drodze swojej kariery. Chcę Ciebie zapytać co znaczy być człowiekiem w XXI wieku, człowiekiem który rano może popatrzyć na siebie w lustrze i nie spuszczać wzroku?

MZ: Dziękuję za miłe słowa. Powiem tak: koniecznie trzeba być optymistą, wierzyć, że się uda, starać się robić wszystko, żeby temu pomóc, nie przejmować się wpadkami i porażkami, ale nie zapominać o nich i traktować jak doświadczenia. Jeśli zrobimy coś złego, coś wstydliwego, trzeba się cofnąć i po męsku (albo babsku) rozliczyć się z tym. Trzeba też pochylać się nad innymi ludźmi, nie przechodzić obojętnie, co nie znaczy, że należy wrzucić grosik każdemu bezdomnemu. Należy szanować wybory innych i dawać im do tego prawo, rozumieć ich odmienność, ich prawa. A najważniejsze, to wierzyć w siebie i NIE ZAZDROŚCIĆ innym. Zawiść niszczy życie wielu ludzi, zżera ich energię, pochłania i czyni frustratami, oszołomami. Nikt nie jest od niej wolny. Ale walczmy z tymi naszymi wewnętrznymi demonami, bo nic dobrego z nich nie wynika. Obyśmy więc więcej energii poświęcali na szczęście własne niż na śledzenie (albo co gorsza wspomaganie) nieszczęść innych. Szanujmy ich, nawet jak się wydają być odmieńcami, ludźmi złymi, pokręconymi.
PM: Dziękuję za rozmowę. Życzę kolejnych sukcesów w życiu osobistym i zawodowym.

M.Z: Dzięki i wzajemnie. Pozdrawiam wszystkich serdecznie.



S@amotność w sieci - Janusz Leon Wiśniewski

  Pamiętam że książkę czytałem wieczorami, w półmroku, w tle delikatnie płynęły dźwięki muzyki. Pamiętam że gdy ją wszędzie o niej mówiono. To był jakiś fenomen. Moda na Wiśniewskiego i jego powieść. Książka o wirtualnej znajomości która przeradza się w romans doskonale wypełniła lukę wszystkich głodnych innego, lepszego świata. Czytamy kawałek bardzo intymnego świata dwojga ludzi. Czytamy, przeżywamy i marzymy aby nas spotkało coś podobnego. Co mamy w zamian?  Książka pomaga na chwilę pogrążyć się w innej rzeczywistości. To wystarczało.

  Osobiście przyznaję się do dwóch rzeczy. Książkę przeczytałem parę lat później i nie umiałem odkryć tego co za pierwszym razem i druga rzecz to taka że przeczytałem większość książek Wiśniewskiego i według mnie żadna nie była już tak dobra. Często jest tak że autor wydaje coś dobrego i nie sposób uwolnić się od oczekiwania na coś zdecydowanie lepszego. W tym wypadku tego nie otrzymałem. A adaptacja filmowa "S@motności w sieci"? Tego chyba nie muszę komentować. Nikt nie lubi odgrzewanych kotletów.


Nakarmić wilki - Maria Nurowska

   Katarzyna jest świeżo upieczoną absolwentką SGGW która przyjeżdża w Bieszczady w jednym celu - zbierania materiałów do pracy doktorskiej na temat wilków, ich zwyczajów, migracji itp. Okazuje się że na miejscu musi zmierzyć się nie tylko ze spartańskimi warunkami jakie zastaje w miejscu w którym ma mieszkać, ale także z uczuciem które rodzi się między nią a Olgierdem, zaprzeczeniem charakteru drugiego współmieszkańca "Kluneja" czyli Marcina. Początkowo są nieufni względem siebie, ale łączy ich wspólna pasja tzn. wszyscy troje kochają wilki. Katarzyna rozpoczyna dzienne i nocne obserwacje, aż pewnego wieczoru błądzi w lesie i gdy wraca szukając chatki doskonale wie że nie jest sama, w ciemności odnajduje błyszczące pary oczu które jej towarzyszą aż do chatki. Towarzysze się wyśmiewają, nie dając wiary w jej opowieść, ale Kasia jest pewna że wilki szły blisko niej, jakby ją asystowały i jakby czuły że jest z nimi związana i pragnie je za wszelką cenę chronić, również publicznie w czasie przyjęcia u Leśniczego potępiając kłusownictwo co się spotyka z konsternacją obecnych i opowiada o uratowaniu wilka z wnyków. Prawie nikt nie daje wiary temu, że ranny wilk pozwolił jej podejść tak blisko, aby odciąć drut.. Kasia rozpoczyna obserwację grupy z wybranego wcześniej miejsca na drzewie i z bezpiecznej odległości. Zdumiewa ją fakt że jest prawie pewna że wilki są pewne jej obecności (świadczy o tym chociażby zagubiona parasolka), ale jednocześnie wszystko pozostaje takie samo. Wilki wychodzą z nory, małe wilczki bawią się ze sobą a inne zachowują się również spokojnie, co pozwala Kasi na tworzenie bezcennych notatek do swojej pracy naukowej. Kasia nadaje każdemu wilkowi imię, a jednocześnie widzi jak są różni charakterologicznie. Niestety nadchodzi czas kiedy młoda pani magister musi wracać do Warszawy, ale wcześniej chce załatwić jeszcze jedną sprawę. Okoliczni ludzi oskarżają wilki o spustoszenia w ich zagrodach, że ci napadają na owce i je pożerają. Katarzyna proponuje nabywanie psów pasterskich, które doskonale nadają się do obrony przed wilkami i ochrony gospodarstw. Niestety, bez większego posłuchu, ale przypadkowo poznaje wdowę której również ten problem dotyczy i która zgodzi się wziąć dwa małe szczeniaki , ale obarcza kosztami utrzymania Kasię, która na to ochoczo przystaje. Katarzyna wiec sprowadza psy, a po krótkim czasie wraca do Warszawy gdzie przygotowuje się do obrony doktoratu, chodzi na konsultacje i spędza długie godziny w bibliotekach, jednocześnie myśląc o Olgierdzie, który również wyjechał. Bardzo tęskni za Beskidami, za chłopakami i za wilkami. Przed obroną doktoratu i rozpoczęciu pracy ze studentami ojciec Kasi proponuje wspólny wyjazd do Toskanii. Kasia się zgadza, ale bardziej z powodu aby nie zrobić przykrości ojcu, niż z samej potrzeby odpoczynku. Po obronie doktoratu telefonuje Klunej który informuje Katarzynę o tym że eksperyment w gospodarstwie Pani Bździunik się udał, wilki nie atakują tego gospodarstwa i że ostatnio zauważył nową watahę wilków. Wtedy Kasia wiedziała co robić...spakowała się i wyruszyła w kierunku Bieszczad na tygodniowy urlop. Kasia wiedziała że przyjeżdża również Olgierd, co ją bardzo ucieszyło, ponieważ do tej pory nie rozmawiali o tym co się właściwie stało. Ostatniego wieczoru kiedy myje talerze nagle przez okno widzi Kapuze z dubeltówką. Okazało się że przez ten czas kiedy jej nie było leśnik zrobił go swoim pomocnikiem, chociaż sama otwarcie oskarżała go kłusownictwo. Postanowiła go śledzić, nie zatrzymał ją nawet widok Olgierda który właśnie wysiadał ze swojego jeepa. Wsiadła na rower śledząc Kapuze, ale niestety po krótkim czasie zgubiła trop. Kiedy zrezygnowana chciała wracać nagle usłyszała odgłos spłoszonych kruków. Doskonale wiedziała że to coś ważnego i pobiegła w kierunku oświetlonej polany. To co zobaczyła było dla niej strasznym ciosem. Stado kruków, zabity jeleń i wilki które pożerały mięso, tylko jeden "Czarny" stał na nogach jakby chciał chronić innych przed ciosem, a był nim Kapuza, a raczej jego wycelowana dubeltówka wprost w kierunku "Czarnego". Do końca wierzyła że się uda dobiec, ostrzec wilki, niestety strzał był szybki, Kasia ostanie co pamięta to szorstki język zwierzęcia na swojej twarzy.

   Dla mnie osobiście "Nakarmić wilki" jest książką bardzo osobistą, która niesie dla mnie duży potencjał wspomnień z dzieciństwa. Prawie każdy weekend spędzałem u babci w Beskidzie Niskim w chatce wśród lasów, a wieczorami wilki podchodziły pod zagrodę i wyły. Nigdy tego nie zapomnę. Najnowsza książka Marii Nurkowskiej jest bardzo zielona, pachnąca lasem oraz tym za czym tak tęsknimy, chociaż często się do tego nie potrafimy przyznać. Autorka ukazuje doskonałe studium psychologiczne głównych postaci, pięknie maluje krajobrazy i trafnie interpretuje zachowanie wilków. Serdecznie polecam na długie jesienne wieczory, ja ją przeczytałem w parę godzin, ponieważ jest to lektura bardzo wciągająca i pouczająca. Polecam każdemu bez względu na wiek.
  Nowa powieść Nurowskiej jest inna od pozostałych, wprowadza nową tematykę, a mnogość wątków sytuacyjnych sprawia że się nie nudzimy i nie nużymy. Ja osobiście mogę nazwać tę książkę już "kultową", ale jest to spowodowane tym, że znam wiele podobnych sytuacji z autopsji. Mogę powiedzieć że odnalazłem się po części w niektórych postaciach. Nurowska przywołała na dwa wieczory moje dzieciństwo, za co jestem jej wdzięczny. Znowu zatęskniłem za tą dziką przyrodą i za chatką babci ukrytą w lesie.

Luanne Rice - "Ostatni dzień"

    Sięgając po "Ostatni dzień" miałem wielki apetyty na coś wyjątkowego i coś wciągającego. Od pewnego czasu moje oczekiwania czy...