
Stephanie Plum dostaje nowe zadanie. Musi doprowadzić przed oblicze wymiaru sprawiedliwości kogoś, kogo nazwisko brzmi dziwnie znajomo - Maxine Nowicki. Zadanie banalne, ale jednak się komplikuje, jak to bywa w książkach. Oczywiście poznajemy "kolorowe" postacie, do których z pewnością nie będziemy mieli obojętnego stosunku. Dla mnie postać stukilogramowej murzynki w różowej sukience, czy tez postać faceta przebierającego się za kobietę były zbyt przerysowane, a ich poczynania często balansujące na krawędzi dobrego smaku. oczywiście pojawiają się kolejne "złe" postacie.
Nie ukrywam że książka mnie potwornie wymęczyła i wynudziła. To zupełnie nie jest moja bajka, a sam humor jak na moje gusta zbyt naciągany i raczej nie pojawiał się na mojej twarzy banan co stronę. Już pomijam fakt zbytniej wulgarności tekstu. Oczywiście czasami "soczyste słowa" są potrzebne, aby wprowadzić czytelnika w stan taki, a nie inny, ale bez przesady...Właściwie nie wiem do końca o co chodzi w tej książce. Co kilka stron pojawiała się we mnie myśl że autorka pisała chyba wyłacznie z powodu sukcesu poprzednich części.
No cóż. Ja fanem twórczości Janet Evanovich nie zostałem, ale ci, którzy pokochali poprzednie przygody Stephanie, pewnie z dzika rozkoszą przeczytają "czwórkę". Czy polecam? Jak pisałem wcześniej. Fanom Stephani tak, a pozostali...? Niech czytają na własne ryzyko. Mnie nie porwało.
Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu