"Martwe dusze" - Magdalena Bryja


Niezwykle trudno jest mi pisać o tej książce, dlatego postanowiłem uczynić to po jakimś czasie, wierząc to, że ten czas pozwoli mi na obiektywną ocenę. Wydaje mi się, że ten czas właśnie nadszedł. Przyznaję, iż już po pierwszych stronach miałem zamiar porzucić tę lekturę, ale dotrwałem do końca. Generalnie nie czytuję takowej literatury. Dlaczego przeczytałem? " Martwe dusze" to książka napisana przez kobietę, ale z pewnością nie jest kierowana dla grzecznych czytelników, obcujących na co dzień z literaturą niosącą pozytywne przesłania. Pamiętając jednak sukces "Dziesięciu twarzy Greya", którą podobno czytały gospodyni domowe, w tym wypadku również spodziewam się wielkiego zainteresowania, które z pewnością mimo wszystko mnie zaskoczy. 

Poznajemy Gizele, młoda kobietę która jest trenerką w siłowni w Kielcach. Gizela prowadzi również zajęcia w domach klientów. Poznajemy również Roberta, który jest właścicielem siłowni, oraz policjanta Marcina, który jest kolegą Roberta, faceta spod ciemnej gwiazdy prowadzącego szemrane interesy pod przykrywką siłowni. 

 Najważniejszą osobą w tej historii jest kobieta, która przez kontakty seksualne, jak i wulgarny język szuka swojego miejsca w pokręconym świecie, próbując uratować siebie. Osobiście odebrałem powieść autorki jako krzyk rozpaczy kobiet, funkcjonujących w cieniach partnerów psychopatów. Gizela usiłuje ratować siebie, ale jej uzależnienia nie pozwalają na prawdziwą ucieczkę. Nie do końca rozumiem zalew wulgarnością, oraz szczegółowymi opisami często wyuzdanych scen seksualnych. 

 Autorce udało się pokazać zależności między ludźmi, te mroczne, prowadzące do uczuciowego niewolnictwa. Postacie niczym tlenu potrzebują przekraczać kolejne granice w poszukiwaniu siebie. Są od siebie uzależnieni psychicznie, jak i fizycznie. Autorka pokazuje piekło, które rozpanoszyło się w naszych środowiskach, często pod przykrywkami szczęśliwych rodzin i związków. Robi to w sposób dosadny i bezpruderyjny.

Magdalena Bryja łamie tabu, pokazując zwierzęcą stronę ludzkich, destruktywnych zachowań psychoseksualnych w sposób drobiazgowy. Trzeba przyznać, że jej powieść ma dobrą konstrukcję na gruncie psychologicznym, jak i zbudowania fabuły. Z pewnością napisanie tej historii i podpisanie się pod nią bez ukrywania się pod pseudonimem wymagało od autorki dużej odwagi, za co należy jej się szacunek i co mam nadzieję było przemyślane. Ostatecznie ma swoja wizję i  przekazała ją w sposób taki, jaki uważała za najlepszy. Jak dla mnie za dużo pornografii, za mało rozwoju wypadków.

Książka wyłącznie dla czytelników pełnoletnich i akceptujących "mocne sceny", jak i zalew wulgarności. Ostrzegam, że książka szokuje i u wielu osób może pozostawić niesmak, a cześć porzuci ją w trakcie czytania. Czy każda historia musi zakończyć się w stylu "żyli długo i szczęśliwie"? Oczywiście nie. A jak jest w tej powieści? Odważni mogą się zmierzyć. Ja powtórnie bym po nią nie sięgnął.

Przeczytałem, gdyż byłem ciekawy zakończenia losów Gizeli. Niestety, moje przewidywania mnie nie myliły. "Martwe dusze" to pozycja dla odważnych. Lojalnie uprzedzam, iż wielu w tej bitwie może polec. Wydaje mi się, że o tej książce za jakiś czas będzie głośno. ja będę śledził recenzję, gdyż jestem ciekaw refleksji innych czytelników. Jestem przekonany, że one będą gorące, albo zimne. O jednym jestem przekonany. Po tej lekturze nie można liczyć na obojętność.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szanowny czytelniku. Jeżeli masz jakieś zapytanie lub też chcesz się ze mną podzielić spostrzeżeniami to proszę o kontakt mailowy, gdyż rzadko odpisuję na komentarze pod postami. Proszę o wyrozumiałość i dziękuję za obecność w moich skromnych progach. Komentarze anonimowe, wulgarne oraz obrażające innych są kategorycznie usuwane.

Luanne Rice - "Ostatni dzień"

    Sięgając po "Ostatni dzień" miałem wielki apetyty na coś wyjątkowego i coś wciągającego. Od pewnego czasu moje oczekiwania czy...