Mary Chamberlain - "Krawcowa z Dachau"

 Gratuluję autorce podjęcia tematu. Pisarze często umiejscawiają akcje swoich opowieści w czasach wojny, ale coraz trudniej jest o oryginalność. "Krawcowa z Dachau" nam ją gwarantuje. 

 Tematyka wydaje się być nieskomplikowana.  Osiemnastoletnia dziewczyna Ada Vaughn przypadkowo poznaje mężczyznę z wyższych sfer. Imponują jej cechy mężczyzny, jego troskliwość o kobietę. Coraz bardziej mu ulega, spragniona ciepła, jakiego nie doznała w rodzinnym domu. Wszystko w tle nadchodzącej wojny. Kobieta zgadza się na wyjazd z Stanislausem do Paryża. Tam mężczyzna pokazuje prawdziwą twarz. Nagle zostawia ją samą sobie. Dziewczyna znajduje pomoc u sióstr zakonnych, ale to dopiero początek jej koszmarów na obczyźnie. A wojna już trwa. 

 Historia jest niezwykle wciągająca. Pisarka zadbała o niuanse, szczegóły, chociażby w kwestii materiałów. Mary Chamberlain napisała powieść niezwykle emocjonalną, wręcz sensualną. Wielokrotnie zostałem zaskoczony toczącą się akcją. 

 To nie jest historia o romansie, czy tez o upadku kobiety. To doskonałe studium kobiety żyjącej w trudnych czasach. Czy mogła dokonać innych wyborów? Naturalnie, ale miała prawo do własnych pragnień. Pamiętajmy, że to czasy wojny. 

 Każdy rozdział robił na mnie wielkie wrażenie, ale sama końcówka "Krawcowej..." dała mi wiele do myślenia. To scena w sądzie jest klamrą całego życia Ady. 
Książka dla mnie jest przerażająco prawdziwa, chociaż autorka zapewnia, że jest to fikcja literacka. Każdy z nas ma prawo do swoich marzeń, dążyć do ich realizacji. 

Ile było kobiet, które musiały skończyć na ulicy? Czy wtedy ktoś myślał o godności? Czy mamy prawo je oceniać? 

Serdecznie polecam. Niesamowity język.

Paulina Mikuła - " Mówiąc inaczej"

 Przyznaję się bez bicia. Jestem wielkim fanem vlogerki Pauliny Mikuły. Szanuję ją za sposób, w jaki opowiada o języku polskim, za jej dystans do siebie i do komentarzy, które nie zawsze są pewnie takie, jakby sobie życzyła. Niestety, język nienawiści panoszy się w sieci i trudno jest go okiełznać. Tak czy inaczej, młoda polonistka edukuje cały kraj, rozszerzając grono subskrybentów. 

 Czekałem na tę książkę. Prawie byłem pewien, że powstanie. Autorka ze znaną sobie lekkością porusza trudne tematy dotyczące języka ojczystego w formie pisanej i w formie mówionej. To prawdziwa kopalnia wiedzy. Ale zamiast nudnego podręcznika, otrzymujemy niezwykle ciekawą książkę, traktującą o naszym pięknym języku. Ilu z nas mówi i pisze poprawnie? 

 W "mówiąc inaczej" wyczuwa się pasję skierowaną w  naukę języka. Paulina pisze językiem prostym, łamiąc konwenanse. Dzięki temu szybciej zapamiętamy reguły pisowni, czy konstrukcje zadania. W książce znalazł się nawet rozdział poświęcony wulgaryzmom. 

 Autorka wskazuje strefy, z którymi sobie nie radzimy, tudzież robimy to nieudolnie. Każdy rozdział to wielkie zaskoczenie. Dla mnie to nieoceniona kopalnia wiedzy. Mikuła nie odgrywa tutaj guru literackiego, wręcz przeciwnie. Sama przyznaje się do faktu nieustannej nauki języka. Dla mnie to jedna z najlepszych pozycji na rynku, skierowana do czytelników w każdym wieku. "Mówiąc inaczej" to książka, której nie odkłada się po przeczytaniu. Wypada do niej wracać. Wszakże uczymy się całe życie. Serdecznie polecam.

Jo Nesbø - " Człowiek nietoperz"

 Moje pierwsze spotkanie z niezwykle popularnym pisarzem kryminałów. Szczerze mówiąc, obawiałem się tej książki, gdyż moje spotkanie z innym autorem, o dużej poczytalności w naszym kraju zwyczajnie nie przypadło mi do gustu. 

 Tom otwiera serię z Harrym Hole - norweskim policjantem.  Już w pierwszej części zostajemy przeniesieni do Australii, gdzie norweski policjant spróbuje rozwiązać zagadkę tajemniczej śmierci  Inger Holer, emigrantki z Norwegii. Mamy tutaj wierzenia, trochę historii kraju, ciemne strony życia w Sydney.

 Początkowe strony lektury nie przynosiły napięcia, ale u wszystko jest przemyślane. Pojawiające się miejsca i ludzie są niezwykłym tłem. Pisarz potrafi malować słowem, chociaż według mnie dialogi są zbyt przewidywalne. Książka nie jest wybitna, ale jak na gatunek kryminału mieści się w średniej klasie. Dla mnie najważniejsza w opowieści to scena w teatrze i odnalezienie zwłok. Doskonały opis podsycający napięcie. 

 Według mnie książkę uratowała główna postać. Całość nie wypada najlepiej, ale czytałem gorsze kryminały. Tak czy inaczej sięgnę po kolejne tomy autora. Największą zmorą są okładki w serii książek autora. Jak na mój gust wyjątkowo paskudne. Gdyby organizowano konkurs na najbrzydsze okładki, pewnie seria książek o policjancie miała by szansę na wygraną. Tak czy inaczej warto się zapoznać i wyrobić sobie własne zdanie. 

Frances Reilly - "Diabelskie nasienie"

 Przez kilka wieczorów zasiadałem przed komputerem, wchodząc w świat lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku w Irlandii. Trzy dziewczynki zostają oddane do sierocińca, prowadzone przez Ubogie Siostry z Nazaretu. Matka oddaje dziewczynki bez powiadomienia ich o tym fakcie. Trójka dzieci (dwumiesięczna Sinead, dwuletnia Frances oraz sześcioletnia Lorette)  znajdują się nagle w zupełnie obcym miejscu, odizolowane od świata zewnętrznego. Natychmiast wchodzą w rygor narzucony przez zakonnice. 

 Frances Reilly zaczęła pisać te wspomnienia w czasie swojej psychoterapii. Wybrałem formę audiobooka. Dzięki lektorce - Juli Kijowskiej - szybko przeniosłem się do świata mającego niewiele wspólnego z dekalogiem chrześcijańskim. Kobiety, których zadaniem jest wychowanie dziewczynek zafundowały im piekło. Przemoc, nadużycia, w tym seksualne były na porządku dziennym. Z przerażeniem słuchałem fragmentów o wykorzystywaniu dziecka przez dwóch pedofilii na farmie, na którą została wysyłana. Siostry nie dały wiary słowom dziewczynki. Zamiast tego spotkała ją wielka kara za mówienie prawdy. 

 Piekło to mało powiedziane. To, co przeżyła Reilly to niesamowity ból fizyczny i psychiczny. Każda ucieczka kończyła się fiaskiem. Mnie jednak chyba najbardziej przeraził epilog. Chwila, jakże oczekiwana. Spotkanie z siostrami i matką, która powiedziała wprost : "Oddałam was, abyście nie kradli mi facetów". 

 Rozwaliła mnie ta historia. Jestem skłonny uwierzyć w jej autentyczność. Nie mam pojęcia, jak zakończyły się procesy skierowane przeciw byłym opiekunkom, ale kibicuję tym kobietom. Zawsze powinni zostać ukarani winni, a prawda, nawet ta najbardziej bolesna, powinna ujrzeć światło dzienne. 
"Diabelskie nasienie" to mocna książka. Naprawdę nie mam pojęcia, ile osób jest w stanie się z tym zmierzyć.  Ale warta tego ryzyka.

Maja Lunde - " Historia pszczół"

  Pewnie nie zwróciłbym większej uwagi na ten tytuł, gdyby nie wywiad z autorką na portalu lubimy czytać. Jako że sam staram się dbać o środowisko naturalne i najlepiej czuje się w bezpośrednim kontakcie  z przyroda i jest mi znany problem wymierających pszczół, postanowiłem sięgnąć po lekturę. Dodatkowym bodźcem był news, jakoby przed norweską premierą prawa do książki zakupiło 15 krajów. To się chyba często nie zdarza. Sama autorka jest kojarzona z książkami dla dzieci. 

 Lunde umieściła akcję w trzech okresach czasowych, co pozwala na pewne porównania i refleksje. Dwa pierwsze to przeszłość, ta bliższa i ta dalsza. Świat jest w miarę bezpieczny, a postacie w jakiś sposób fascynują się życiem pszczół, przynajmniej osoba z końca XIX wieku. Niestety, na początku wieku XXI ludzie tracą zainteresowanie, a pod koniec tego samego stulecia ludzie sami zapylają drzewa. 

 Nie potrafię jednoznacznie określić tej książki. Są piękne sceny, szczegółowo rozpisane itd, ale mnie brak tutaj wartkiej akcji. Momentami wszystko dzieje się powoli i zwyczajnie tchnie nudą. 

 Przesłanie autorki jest jasne. Jest ostrzeżeniem przed zagładą, która dotyczy bezpośrednio nas. Kiedy braknie pszczół, braknie również jedzenia. Musze przyznać, że wyobraźnia i dbanie o szczegóły są nienaganne, ale mnie brakuje tutaj jakiegoś spoiwa. Sama tematyka jest ważna, a zarazem mocno niepokojąca i takowe książki powinny powstawać. Pisarka z pewnością doskonale przygotowała się do napisania tej powieści. 

 "Historię pszczół" odbieram jako apokaliptyczną opowieść o naszym życiu. Sama w sobie jest ciekawa, ale mnie brakło tutaj tchnienia. Zbyt dużo opisów i szczegółów. Ale to tylko moje skromne zdanie. Każdy czytelnik może mieć zupełnie inne. Tak czy inaczej zachęcam do przeczytania.

Martin James SJ - "Opactwo"

 Nie często słyszy się, aby książki katolickich duchownych trafiały na listę bestsellerów New York Timesa. Dokonał tego członek zakonu Jezuitów O. Martin swoją książka "Jezus". Aktualnie mamy możliwość przeczytać powieść autora "Opactwo". 

 Wzrok przykuwa okładka. Widzimy zakonne krużganki, ale dominują ciemne kolory. Sama fabuła nie jest skomplikowana. Poznajemy Marka i Ann. On pracuje w klasztorze w charakterze złotej rączki. Anna nie może wybaczyć Bogu śmierci swojego syna. Wini go za to, ostatecznie porzucając wiarę i pałając niechęcią do kleru. Poznajemy zakonników, na czele z ojcem Paulem - przeorem klasztoru. Ta historia przypomina mi "Małego Księcia", który oswajał lisa.  Każda z występujących postaci ma swoją przeszłość, z którą się zmierza, ale wspomnienia nie zawsze są traumatyczne. A przecież w tle są ojcowie, zawsze gotowi służyć pomocą.

 Ta książka jest balsamem na zranioną duszę, mimo podejmowanego trudnego tematu.  Autor doskonale wchodzi w interakcje postaci, budując między nimi ciekawe relacje. Opowieść pokazuje, że zawsze można Boga odnaleźć, ale trzeba do tego własnego przekonania i tęsknoty za Stwórcą. 

 Niezwykle mądra historia, chwytająca za serce, pozbawiona lukru. Wyciszyłem się przy "Opactwie" przenosząc się oczami wyobraźni do zakonu, w którym obowiązuje reguła milczenia. Dzięki opisom autora mogłem przechadzać się ścieżkami za klauzurą, smakować miodu wytwarzanego przez mnichów i wsłuchiwać się w ciekawe rozmowy. Wciągnęła mnie historia dwojga samotnych ludzi z mnichami w tle. 

 Martin James ma niezwykły talent literacki. "Opactwo" czyta się jak duchową opowieść, ale stricte taka nie jest. Przynajmniej nie tylko. Naprawdę warto sięgnąć po tę niezwykłą lekturę. Ze względu na temat, język i humor. Ojciec Martin prowadzi czytelnika z humorem. Serdecznie polecam.

 

Mitch Albom - "Jeszcze jeden dzień"

 Mama. Na to słowo bije nam szybciej serce, a nasze myśli stają się spokojne. Jest odmieniane przez wszystkie przypadki. Pierwsza kobieta, z która mamy kontakt, opiekunka, nauczycielka i przyjaciółka. Stoi blisko, ale czasami nie doceniamy jej obecności. "Jeszcze jeden dzień" ma za zadanie przypomnieć tam prawdy, będące czasami zbyt oczywistymi.

 Charles Benetto jest chłopcem, którego los doświadczył. Mocno przeżył niespodziewane odejście ojca. Ten jednak nie ma oporów, aby nadal im sterować. Charles na jego prośbę porzuca szkołę, aby robić karierę sportowca. Prawie nie widzi zatroskanej matki i siostry. Nie do końca rozumie odrzucenie lokalnej społeczności, oskarżającej jego matkę o niecne rzeczy. W swoim zaślepieniu i egocentryzmie nie potrafi wejść na właściwą drogę, która by go uchroniła przed kataklizmami. Ciągle zapomina, że gdzieś blisko jest duch matki. Mało interesują go jej cierpienia. Zakłada własną rodzinę, ale dopiero śmierć matki uświadamia mu, co tak naprawdę doświadczył i co właśnie utracił. 

 "Jeszcze jeden dzień" to piękna historia o bezinteresownej miłości. Autor w swoje krótkie rozdziały wplątuje listy matki do syna. Trudno jest się nie wzruszyć przy tej historii. Nie jest ona napisana pod publikę, nie jest płytka, dlatego tak głęboko zapada w pamięci. Mamy tutaj mnóstwo pięknych zdań, które możemy adoptować jako sentencje życiowe. 

 Warto przeczytać i przypomnieć sobie, jakim skarbem jest mama. Póki nie jest za późno. Ta książka jest podróżą w śnie. Poetycka, wzruszająca, powracająca się przebudzić. Po prostu piękna. Warto przeczytać. 

Marta Abramowicz - "Zakonnice odchodzą po cichu"

 Po książkę sięgnąłem przypadkowo. Dostałem ją w prezencie. Ofiarodawczyni chciała wiedzieć co sądzę o tej lekturze. Kiedy zobaczyłem tytuł, wiedziałem, że sam bym po nią sięgnął wcześniej czy później. Niedawno czytałem o szumie, jaki autorka spowodowała wydając tę publikację. Sam tytuł wyjaśnia wiele, ale nie wszystko. Co dostajemy w "opakowaniu"? 

 Świadectwa byłych zakonnic. Są one różne, czasami świadczą o odwadze byłych zakonnic, innym razem czytamy o zupełnej bezradności. Między Bogiem a kandydatką do zakonu są przełożeni, będący mimo złożonych ślubów wyłącznie ludźmi. Statusy nadaje im zakon, miejsce do którego sam kiedyś przybyły i w którym zdecydowały się pozostać. 

 Abramowicz opisuje światy, przypominające średniowiecze. Z reguły widzimy uśmiechnięte siostry, często z gitarami, śpiewające religijne pieśni. Świat osób zakonnych różni się w znaczny sposób od świata ludzi świeckich. W zakonie każda czynność, modlitwa czy posiłek jest naznaczona wyznaczonymi godzinami przez przełożonych. Abramowicz doskonale pokazała świat pełen lęków, niesprawiedliwości i zawodu towarzyszącego kandydatkom do życia za murami klasztoru. Reporterka oddaje to miejsce jako zamknięte, a  siostry nie mogą mówić co dzieje się wewnątrz domów. Często czuja się niczym niewolnice, często nie chcą odejść, ze względu na rodziny i znajomych. A jeżeli odchodzą to często porzucają wiarę katolicką. Dlaczego tak się dzieje? Powodów może być wiele, ale z pewnością są to czynniki bardziej złożone. 

 Reporterka cytuje fragmenty konstytucji wybranych zakonów. Mamy tutaj również cześć składająca się z aktualnych badań dotyczących powołań i odejść. Niestety, nie do wszystkich statystyk można dojść. Dostajemy tutaj wiele cennych informacji dotyczących funkcjonowania współczesnego kościoła, ale również tego sprzed wieków. Samo opracowanie tekstu i kontakt z byłymi zakonnicami musiało być czasochłonne i wyczerpujące. Czy kobiety po latach nadal czują na sobie macki KK? Tego nie wiem. Jednak sam uważam, że tego rodzaju publikacje są potrzebne. Nie można milczeć tam, gdzie dzieje się krzywda. Ta książka odkrywa nagą prawdę o kondycji żeńskich zgromadzeń zakonnych w naszym kraju. Nie dziwią mnie protesty ze środowisk katolickich. Sam jestem katolikiem, ale zawsze uważałem że nie można ukrywać patologii. Podoba mi się język, jakim operuje dziennikarka. Jest prosty, bez zbędnych udziwnień. Komunikaty dla czytelnika są jasne i czytelne. Dla niektórych lektura może być szokiem, inni mogą uznać teksty za kłamstwo. Abramowicz nie ocenia. Zamiast tego przedstawia statystyki i rozmowy z kobietami, które przeszły przez "piekło". A każda z nich szła do zakonu odczuwając głębokie powołanie. Warto przeczytać.

Donald Kalsched - "Wewnętrzny świat traumy. Archetypowe obrony jaźni"

 Czym jest trauma, nie trzeba raczej tłumaczyć. Wikipedia przedstawia znaczenie : Często na skutek intensywnej emocji lub urazu czaszkowego, wywołanego wypadkiem lub jednorazową katastrofą (trzęsienie ziemi, pożar itd.), człowiek przejawia mniej lub bardziej trwałe objawy zaburzeń psychicznych (syndrom pourazowy). Najważniejsze z nich to drażliwość, łatwe uleganie zmęczeniu, astenia, amnezja, regres do któregoś ze stadiów okresu dziecięcego, czasem ucieczka w chorobę i alkoholizm.

 Dla kogo jest skierowana ksiażka? Głównymi odbiorcami są psychologowie kliniczni, oraz zainteresowani psychologią analityczną. Autor przedstawia niezwykle ciekawe przykłady, a wszystko ubierając w baśnie. Dokładnie tak. Bardzo przypadły mi do gustu porównania opracowań Freuda i Junga. Obaj byli wybitnymi naukowcami, których wnioski rzutują na współczesne nurty psychologiczno - psychiatryczne. 

 Książka składa się z dziesięciu rozdziałów. Każdy podrozdział zawiera teksty opierające się na badaniach nad traumą i ochroną psychiki po doznanych urazach psychicznych. Dla mnie najciekawszą częścią są elementy baśniowe, będące ważnym elementem w procesie leczenia pacjenta. Kalsched udowadnia, jak mocno ważna jest symbolika zakorzeniona w naszych umysłach, przez co terapeuta często sięga do postaci z dzieciństwa. Ciekawe opracowanie tematu. Polecam.

Liliana Fabisińska - "Córeczka"

 Do przeczytania tej książki przymierzałem się od dawna. Ze względu na temat, który nadal jest omijany szerokim łukiem wśród współczesnych pisarzy. HIV i AIDS. Słowa, które mrożą, przynoszą za sobą śmierć i cierpienie. Kto z nas nie oglądał "Filadelfii"? Obraz człowieka umierającego na AIDS zapadał w umysłach widzów, a temat był szeroko omawiany.
 Co się dzisiaj zmieniło? Autorka zręcznie wpisuje do swojej historii w miarę aktualne statystyki (te ciągle się zmieniają) zakażeń. Świadomość w naszym kraju an temat zakażenia i choroby pełnoobjawowej jest mierna. Sam pisałem pracę magisterską z zachowań prozdrowotnych HIV i AIDS i wiem z pierwszej ręki jak to wygląda. Na szczęście powstała "Córeczka". 

 Zaczyna się niewinnie. Matka z synem przygotowują przysmaki, kiedy ktoś im w tym przeszkadza. Kobieta otwiera drzwi  i widzi nastolatkę. Na początku nie może jej skojarzyć, ale szybko się wyjaśnia kim jest. To córka dawnego partnera. Pamięta obietnice, miała być mamą. Ale teraz Agata jest szanowaną panią doktor, występująca jako specjalista w wielu trudnych dziedzinach psychospołecznych. Kolejne wizyty Zuzanny, która pojawia się i znika niezapowiedzianie, przynoszą zachwianie jej równowagi. Dowiaduje się prawdy o swoim byłym partnerze i o chorobie, jaka go spotkała. HIV? Agata Marks przechodzi wszystkie stany mechanizmów obronnych, jakie są naturalne w tym przypadku. Od zaprzeczenia do akceptacji. Nie zapomina, że życie trwa. Jest syn i mąż, nie rozumiejący tego, co się dzieje. Decyduje udać się do punktu konsultacyjno - diagnostycznego celem zrobienia testów. 
Jakie są wyniki? No właśnie...Fabisińska znowu nas zaskakuje, pokazując że pierwszy test może być w wielu przypadkach zafałszowany. 

 "Córeczka" to historia, jaka porusza do głębi. Spotykają się światy z przeszłości i teraźniejszości, a demony śmieją się na głos. Napisanie takowej książki wymaga wielkiego talentu i uporu. Sam temat jest niezwykle trudny,a realizm oddany w książce to majstersztyk. Pisarka nie poszła krótszą drogą, ale dodatkowo czytelnik otrzymuje wiele cennych informacji na temat chorób. Autorka potrafi utrzymywać napięcie. Historia może szokować, ale warto po nią sięgnąć ze względu na tematykę. Doskonała fabuła i dopracowana każda strona. Serdecznie polecam.

Gregory David Roberts - "Shantaram"

 Z natury jestem łatwowierny i kiedy widzę na okładce że książka była bestselerem w innym kraju, albo zdobyła nagrody to kupuję w ciemno. Często spotyka mnie rozczarowanie i obiecuję sobie przestać tych praktyk. Z "Shantram" było inaczej. Książkę trzymałem w  dłoni w jednym z salonów Empiku, kiedy podszedł do mnie znajomy i polecił mi tę opowieść. W sumie czemu nie? - pomyślałem.   Okazało się, że przez kilka wieczorów i poranków żyłem w innym , odległym świecie. 

 Niewiele przeczytałem książek o Indiach, o kulturze tego kraju, o zwyczajach. Dla mnie to kraj kojarzący mi się ze slamsami i Matką Teresą z Kalkuty. Autor popełnił coś, co podejrzewam jest w dużej mierze autobiografią. Ucieka z więzienia w Australii i przedostaje się do Bombaju. Roberts pisze liniowo, prawie cały czas tocząc historię do przodu. Wyjątkiem jest wspomnienie planowanej ucieczki z więzienia. 
 Dla mnie oryginalny jest fakt pisania książki w więzieniu. Sama treść jest doskonała. To opowieść drogi, ale także przygody, sensacji. Autor porywa narracją, dbając o szczegóły i wielobarwny język. Osobiście miałem problemy dotyczące imion. Czasami brzmią zbyt nienaturalnie, jak dla mnie. Jednak rozumiem autora. Inna sprawa to drażniły mnie również wstawki. Część w języku polskim, cześć w innych. Całokształt jednak wypada pozytywnie. 

 Dostałem opasły tom, w który z kretesem wessany. To inny świat. Nie potrafię jednoznacznie odpowiedzieć, co tak naprawdę mnie porwało. To książka którą można interpretować na wiele sposobów. Ja dozowałem ją sobie oszczędnie, aby starczyło na dłużej. 

 Autor pokazuje swoją miłość do Indii, a czytelnik  może poznać ten kraj od podwórka. Mam wrażenie, że Roberts niczego nie ukrywa. W książce jest wyczuwalna fascynacja tym krajem. Perfekcyjnie poznał kontrasty klas społecznych, przestępców, oraz zwykłych ludzi. Podoba mi się ofiarność Prabakera. 

 Autor ciekawie pokazuje metamorfozę głównego bohatera - narratora. Czy ludzie, kraj i kultura mogą aż tak mocno zmienić osobowość? Pisarz w oryginalny sposób pokazuje człowieka na tle jego osamotnienia, miłości, walki i bólu. 

 Dla mnie to jedna  z najgrubszych książek, jakie przeczytałem w ostatnich latach. Czas na lekturze nie był czasem straconym. Z pewnością kiedyś wrócę do tej lektury. Pisarz zahipnotyzował mnie tą opowieścią.  Z niecierpliwością czekam na kolejną książkę, która ma ukazać się w czerwcu.

Katarzyna Hordyniec - "Poza czasem szukaj"

 Nie ukrywam oczekiwania na ten tytuł. Może dlatego, że autorka jest mi w  jakiś sposób znana z fb. Kompletnie nie wiedziałem, czego mogłem się spodziewać. To miał być utwór, który mną zatrzęsie, może uwiedzie i zaskoczy. A czym się okazał? No właśnie...

 Sama fabuła nie jest złożona. Młoda dziewczyna Lena stawia wszystko na jedną szalę i wbrew protestom opuszcza rodzinny Koszalin, zrywając z dotychczasowym partnerem. Udaje się do Warszawy, w której znajduje pracę. Bez problemu znajduje mieszkanie, które ma dzielić z nową znajomą i jej niepełnosprawną siostrą Kasią. Lena w pierwszych dniach pobytu nie potrafi się odnaleźć w realiach dużego miasta. Przypadkowe spotkanie z nieznajomym, targi książki. Oczywiście ich drogi muszą się ponownie skrzyżować. Jul to sześćdziesięcioletni mężczyzna po dwóch rozwodach. Od początku łączy ich chemia, mimo że nic o sobie nie wiedzą. Czy to nie za mało, aby to miało zakończyć się pozytywnie? Dziękuję autorce za Arka i jego babcię Michalinę. Postać wiekowej pani ociepla powieść, a jej mądre rady są nieocenione. 

 Fabuła w tej książce nie jest specjalnie rozbudowana. Kolejne dni śledzimy oczami Leny i Jula. Brawo. Dzięki temu możemy spojrzeć na jeden punkt z dwóch perspektyw. Doskonałe wyczucie w opisach mężczyzny. Autorka spojrzała na kobietę, którą Jul usiłuje uwieść przez jego pragnienia.

 "Poza czasem szukaj" rozwścieczyła mnie. Byłem zły, czytając o gierce jaką prowadzą względem siebie, nie wspomnę o zachowaniach "Casanovy". Sceny opisujące ich wewnętrzne rozterki przypominają morze. Mamy delikatną bryzę, a po chwili sztorm. Ta książka jest pełna emocji. Katarzyna Hordyniec wcieliła się w dwie osoby, nie bawiąc się z czytelnikiem w grzeczne słówka. Szczególnie odczucia i myśli Jula są typowo samcze i egoistyczne. Po lekturze zrodziło się we mnie pytanie. Czy taka historia mogła mieć miejsce w realnym świecie? Trudno mi sobie to wyobrazić i odpowiedzieć jednoznacznie. Jednak myślę, że podobne historie mają miejsce, chociaż pewnie nie do końca mające szczęśliwe zakończenia.

 Nie jest to książka obojętna w odbiorze. Nie czyta się jej przy śniadaniu. Nie można jej czytać bez emocji. Sam jestem tego przykładem. Obgryzłem paznokcie ze wściekłości. Wielki plus za odwagę w tekście, za wyjście poza ramy "grzecznego pisania". Dzięki temu widzimy jasny przekaz autorki, chociaż nie ukrywam że zaskoczyło mnie zakończenie. 

 Cała opowieść to pomieszanie bólu, rozkoszy, tęsknoty i pragnienia.  Do tego dochodzi samotność w niespełnieniu. Czy można zbudować szczęście na ruinach poprzednich związków? To mądra opowieść dla dorosłych.

Plany te bliskie i te dalekie....

 Kilka lat temu wziąłem udział w akcji blogerów. Efektem była antologia opowiadań "Szkice z życia",  dostępnej do dzisiaj bezpłatnie na portalach oferującymi sprzedaż ebookow. Dzisiaj wchodzę po długiej przerwie na stronę wattpad i przypomniałem sobie o "Powrocie ojca". Opowiadanie jest kroplą tego, czym miała być. A miał powstać monolog na sztuki znanego teatru w Warszawie. Niestety, skończyło się na rozmowach. Czasami żałuję. Monolog ojca nad grobem córki poruszył wielu czytelników. Nic nie cieszy bardziej autora, od zadowolenia czytelnika. Sam przeczytałem je po latach i mam taki sam stosunek do tego tekstu, a rzadko tak się dzieje. To nadal utwór mi bliski. Z wielu przyczyn. Jeżeli ktoś chce przeczytać, to zapraszam do ściągnięcia bezpłatnego ebooka "Szkice życia", lub też do przeczytania mojego opowiadania na stronie wattpad.

W najbliższym czasie planuję powrót do pisania. Do końca miesiąca kwietnia mam otrzymać odpowiedź w związku z moimi propozycjami wydawniczymi dwóch powieści. Tak czy inaczej, wkrótce zaczną pojawiać się powieści w odcinkach na nowej stronie blogspota, oraz na mojej w wattad. 

 

Elisabeth Herrmann - "Wioska morderców"

 Historia rozpoczyna się wycieczką przedszkolaków do ZOO, dostrzegających w klatce ludzką rękę. Nietrudno jest sobie wyobrazić, co działo się później. Trudno jest zapanować nad skupiskiem kilkulatków, piszczących, płaczących i zdezorientowanych. Na miejscu pojawia się policja, a wśród nich młoda i ambitna policjantka Sanela Beara. Szybko zostaje wytypowana podejrzana o popełnienie morderstwa. Sprawa może zostać zamknięta, jednak młoda kobieta czuje intuicyjnie że Beara nie mówi prawdy. Postanowi prowadzić śledztwo na własną rękę. 
Mamy tutaj również profesora Brocka i jego asystenta, mających za zadanie postanowienie diagnozy psychologicznej, co ma pomóc w ostatecznej ocenie stanu podejrzanej. Specjaliści są zgodni w ocenie. Wpływ na czyn miało dzieciństwo i mieszkanie w wiosce Wendish Bruch. W wiosce miały miejsce dziwne praktyki. Pisarka zaskoczyła mnie oryginalną fabułą i pomysłem.

 Sama fabuła może nie jest zbytnio złożona, chociaż mamy tutaj wiele wątków, ale  to jest akurat atut tej książki. Niemiecka pisarka skupia się na budowaniu napięcia, oraz tła, mającego wielkie znaczenie w opowieści.  "Wioska morderców" to mieszanka kryminału, thrillera z elementami horroru. Ciekawa intryga, doskonale skonstruowane sceny. Nie ma się czego tutaj doczepić. Do tego hipnotyzująca, przykuwająca wzrok okładka. Polecam.

Marcin Szczygielski - "Berek"

  Po książkę sięgnąłem przypadkowo. Ogólnie wiedziałem, czego dotyczy tematyka i byłem przekonany że lekturę odłożę po kilku stronach, najdalej po kilku rozdziałach. 
"Berek" to opowieść o aktywnym seksualnie homoseksualiście Pawle i jego sąsiadce Annie, wydawać by się mogło gorliwej katoliczce, słuchaczce Radia Maryja. Oboje lubują się w dokuczaniu sobie wzajemnie, nie przebierając w środkach. W końcu jednak musi być punkt zwrotny. I takowy następuje. 

 Szczygielski napisał powieść szczerzą, bezkompromisową, bez tabu. Jak dla mnie opisy stosunków seksualnych mógł sobie darować, ale po zakończeniu lektury zrozumiałem, że bez nich ta opowieść byłaby uboższa. Wielkie brawo za pokazanie przeszłości naszych postaci, którzy znaleźli się aktualnie w takim miejscu i w takich konfiguracjach.

 Zarówno Paweł i Anna odczuwają wielką samotność, ale nie potrafią się do tego przyznać przed najbliższymi i przed samymi sobą. Ich życiowe wybory są niczym jazda na karuzeli śmierci. I w pewnym sensie tak się dzieje. 

 Szczygielski pokazuje, jak bardzo jesteśmy podobni, chociaż tak wiele nas dzieli. To mądra książka o tolerancji, akceptacji i oczyszczeniu. Postacie poboczne są genialnie skonstruowane, a całość to majstersztyk. Z "Berka" można wynieść piękne lekcje ofiarności, miłości i dobra. Przesłanie autora jest głębokie i uczy tolerancji. Sam z przyjemnością sięgnę po inne utwory pisarza. Polecam wyłącznie dorosłym czytelnikom.

Igor Ostachowicz - "Zielona wyspa"

 Magdalena jest żoną bogatego biznesmena. Jej mąż jest chorobliwie zazdrosny. Kiedy kobieta wylatuje na bezludną wyspę, aby pobyć w samotności, szybko zauważa że nie jest tutaj sama. Poznaje towarzysza, który strzeże swojego sekretu. Od początku łączy ich intensywna potrzeba zaspokajania potrzeb cielesnych. Magdalena - lekomanka, kobieta o rozchwianej osobowości, skupiona na sobie. Jarek. Człowiek, który nie chce wracać do przeszłości. Tajemniczy.

 Dziwna jest ta książka. Psychodeliczna, mroczna. Obserwujemy życie kobiety będącej na skraju nieokreślonej przepaści. Ona sama nie potrafi określić tego, co dzieje się wokoło niej. Swoją samotność i ból topi w alkoholu i łączeniu leków, które mogą jej na chwilę przynieść ulgę. Niestety, najczęściej jest zupełnie inaczej. "Zielona wyspa" bardzo mnie zmęczyła. Dusiłem się w trakcie lektury, ale czekałem do końca na coś, co pozwoli mi znaleźć ucieczkę z tego stanu. Kobieta o dwóch imionach i dwóch osobowościach i Jarek - towarzysz, kochanek. 

 Przeszkolony dom, zielona wyspa i otaczająca ją woda. Ale to tylko symbole. Podobnie jak postacie. Ostachowicz stworzył utwór niebanalny, wymakający się schematom i drażniący czytelnika. Prowokuje, daje do myślenia, przeciwstawia emocje i wydarzenia nadając im nowe znaczenie. Z pewnością nie jest to książka dla grzecznych czytelników, czytających lekką lekturą. 

 "Zielona wyspa" to historia napisana przez geniusza potrafiącego celnie opisać ludzką psychikę, meandry zła. Po lekturze człowiek jest inny, oczyszczony. Ostachowicz funduje katharsis. Robi to w sposób brutalny, zrywając kolejne warstwy brudu z  zakłamanego człowieka. Na końcu czytelnik zostaje sam ze sobą, w lustrze i widzi siebie nago. I to jest jądro tej opowieści. 
To zdecydowanie książka dla ludzi o mocnych nerwach. Ważne jest otwarcie się na tekst, czytanie bez pośpiechu. Historia jest niebanalna. Ostachowicza zabiera nas w podróż naszych lęków, obsesji i skrywanych głęboko tajemnic. Ale to niebezpieczna podróż. Tak czy inaczej zachęcam do zakupu biletu. To może okazać się jedna z najbardziej oczyszczających doznań w życiu.

 

Magdalena Adaszewska. Iga Cembrzyńska - " Mój intymny świat"

 Każdy z nas lubi zaglądać za drzwi sławnych ludzi, polując na nieznane fakty z ich życia. Iga Cembrzyńska to kultowa powstać na polskiej scenie rozrywkowej. Piosenkarka, aktorka. Znana z wybitnych ról i szlagierów muzycznych, które śpiewano w całej Europie. Jaka jest prywatnie?

  Każdy wywiad powinien mieć jądro, scalające to to ważne i to co mniej ważne. Rozmówczyni doskonale to rozumie, zadając Pani Idze konkretne pytania, ale zachowując przy tym pełen profesjonalizm połączony z wiedzą dotyczącej twórczości gwiazdy.

 Iga Cembrzyńska odpowiada na pytania wyczerpująco, powracając do najwcześniejszych lat dzieciństwa, poprzez czasy młodzieńczych buntów, kariery po czasy obecne. W rozmowach daje się odczuć nostalgia za przeszłością, ale zauważyłem również wielki dystans do życia i mnóstwo humoru. 

 Ta książka to niezwykle mądra opowieść inteligentnej kobiety, która dzięki ciężkiej pracy doszła tak wysoko. 
Dla mnie Iga Cembrzyńska to powrót do czasów młodości. Uwielbiałem oglądać czarno - białe filmy z jej udziałem. Charakterystyczny głos i wielka charyzma to połączenie cech tej wielkiej artystki. Książkę czyta się niczym powieść. Niestety, szybko okazuje się że to już koniec. Pani Iga potrafi pięknie opowiadać o swoim życiu.
  
 Plusem opowieści są zdjęcia, będące dopełnieniem tej opowieści, którą przeczytałem w dwa wieczory. Dla mnie jedynym mankamentem jest okładka. Z pewnością nie zachęca do sięgnięcia po książkę, a szkoda...To naprawdę arcyciekawy wywiad. Rzadko się zdarza, aby osoba z którą prowadzi się wywiad, zdobyła się na tak głębokie i intymne wyznania. Dla mnie Pani Iga Cembrzyńska to niekwestionowana mistrzyni nie tylko śpiewu i gry. To przykład kobiety o niezwykle bogatym wnętrzu, mającej innym coś do przekazania. Na szczęście znalazł się ktoś (Magdalena Adaszewska) spotykając się z artystką i spisując jej historię. Polecam.

Jerzy Pilch - "Inne rozkosze"

  Po lekturę sięgnąłem zupełnie przypadkowo. Po prostu nagle chciałem przeczytać cokolwiek Pilcha i wybór padł na tę książkę. "Inne rozkosze" to opowieść o człowieku o nazwisku Kohoutek, z zawodu weterynarz. Postać nie jest oporna na wdzięki dam i folguje sobie, kiedy tylko może. Nie myśli o zobowiązaniach, nie zastanawia się nad konsekwencjami swoich poczynań. Liczy się stan emocjonalny, który zmusza do częstych poszukiwań kolejnych "dam serca". Bawidamek zapomina że gdzież została rodzina, czyli zona i dzieci. Wszystko idzie po jego myśli, ale kiedyś musi być koniec sielanki. Do rodzinnego domu mężczyzny przyjeżdża aktualna kochanka. Czy z tego może wyniknąć coś dobrego?

 Pewnie w zamyśle autora miało być zabawnie. I tak było (mniej lub bardziej).  Pilch jednak ograniczył tę opowieść, narzucając jej ciasne ramy. Dusiłem się w trakcie czytania. Brakowało mi powietrza. Opowieść była momentami nudna. Całość również wypada zbyt blado. Od cenionego pisarza spodziewam się trzęsienia ziemi. A dostałem misz - masz stworzony nie wiadomo po co. Trochę to filozofowanie po góralsku, ale z tą różnicą, że ks. Tischner robił to doskonale. 

 Duży plus za obserwacje ludzkich zachowań i zarysowanie świata. W tej kwestii Pilch niezmiennie pozostaje mistrzem. Ta książeczka nie jest z pewnością najlepszym dziełem pisarza. Ale warto po nią sięgnąć, celem porównania z innymi utworami. Do mnie humor autora płynący z tej historii nie przemawia. Trochę się zawiodłem.

Luanne Rice - "Ostatni dzień"

    Sięgając po "Ostatni dzień" miałem wielki apetyty na coś wyjątkowego i coś wciągającego. Od pewnego czasu moje oczekiwania czy...