Wywiad ze Stefanem Darda

Piter Murphy: Witam Panie Stefanie. Niezmiernie się cieszę, że wyraził Pan zgodę na rozmowę. Panie Stefanie, jak to się stało, że jest Pan poetą, członkiem zespołu folkowego i pisarzem? Wiele talentów w jednej duszy?

Stefan Darda: Dziękuję za zaproszenie do rozmowy, mnie również jest bardzo miło. Moja przygoda muzyczna zakończyła się już dość dawno temu, pisanie wierszy również chwilowo odłożyłem, więc z wymienionych przez Pana działań, nazwijmy to – artystycznych, na dzień dzisiejszy zostało pisarstwo. Jak widać, zmienia się to u mnie dość często, ale coś mi mówi, że to właśnie zajęcie może stać się dla mnie najważniejszym z dotychczasowych. Od zawsze interesowało mnie wiele rzeczy, więc być może stąd tak szerokie spektrum przedsięwzięć. Czy można mówić o talentach? Tu ocenę pozostawiam już czytelnikom i osobom, które zechcą sięgnąć po nagrania „Orkiestry św. Mikołaja” z okresu, kiedy byłem jej członkiem.

PM: Na Pana stronie można przeczytać, że ma Pan wiele pasji, do których zalicza się również turystyka i żeglarstwo. Ma Pan ulubione miejsca w polskich górach i gdzie można pana spotkać, kiedy pan żegluje?

SD: Od kiedy zacząłem pisać „na poważnie”, mniej czasu mam na turystykę – zarówno tę górską, jak i żeglarską, niemniej jednak tych pasji nie zamierzam zarzucić, bo pozwalają one na oddech od codziennych zajęć. Z polskich gór najbardziej lubię Gorce, a żegluję najchętniej na Mazurach.

PM: Swoją przygodę pisarską rozpoczął Pan pisaniem wierszy w 2003 roku. Wcześniej nie było prób literackich?

SD: Nie, to było coś zupełnie nowego, ale – jak widać – absorbującego na tyle, by poświęcić się mu bez reszty.

PM: Pokutuje przekonanie, że człowiek, który pisze wiersze jest nieszczęśliwie zakochany, albo samotny. Pan zaczął pisać wiersze z powodu...?

SD: Pisanie zaczęło dawać mi oddech od „szarości”, podobnie jak wyprawy w góry. Ważna była też chęć podzielenia się z innymi własnym sposobem postrzegania świata.

PM: Debiutował Pan „Domem na wyrębach”. Przyznam się, że sam czekałem na możliwość przeczytania tej lektury. Sięgnąłem po książkę po wielu entuzjastycznych recenzjach blogerów, a wcześniej po rozmowie ze znajomym na facebooku. Znajomy napisał: „nocą boję się podejść do okna”. Dorosły i silny facet. Pomyślałem, że przesadza. Kiedy przeczytałem książkę zrozumiałem, dlaczego tak pisał. Nie na darmo okrzyknięto Pana „polskim Stephenem Kingiem”. W prasie coraz częściej są rekomendowane Pana książki. Jak Pan się odnosi do tego, co się dzieje? Był Pan przygotowany na to, że to, co Pan napisze odniesie taki sukces?

SD: Chyba każdy, kto próbuje pisać, ma nadzieję, że jego twórczość spotka się z pozytywnym odbiorem i u mnie również było podobnie. O jakimś spektakularnym „sukcesie” jeszcze chyba zbyt wcześnie mówić, ale – faktycznie – moje książki podobają się wielu osobom. To bardzo miłe.

PM: Nie mogę nie zapytać Pana o książki. Skąd czerpie Pan inspiracje? Sam Pan czyta książki autorstwa...?

SD: Czytam zbyt wielu autorów, by móc ich wymienić. Może być to zaskakujące, ale w większości nie są to powieści grozy. To chyba odbija się również w moich książkach. Staram się równomiernie rozkładać akcenty pomiędzy obyczajem i horrorem. Być może właśnie dlatego wielu Czytelników, którzy do tej pory nie lubili literatury, która straszy, z chęcią czyta moje powieści. Jeśli chodzi o inspiracje, to mógłbym tu wskazać wybuchową mieszankę fascynacji rodzimym folklorem, pozostałym jeszcze z czasów „Orkiestry” i zakochaniem w przyrodzie, w miejscach oddalonych pędzącego na oślep miasta.

PM: Czy ma Pan plany sprawdzić się w innych gatunkach literackich? Przyznam, że horrory spod Pana pióra są genialne. A może jakaś powieść obyczajowa? Dlaczego właściwie akurat horrory?

SD: Trudno powiedzieć, co będzie kiedyś. Na razie mam zbyt wiele pomysłów na historie „z dreszczykiem”, by poszukiwać innych pól działania. Zresztą, być może dotychczasowi Czytelnicy byliby nieco rozczarowani moją nagłą woltą… Dlaczego horrory? Szczerze mówiąc – wolę sformułowanie „powieść grozy”, ponieważ określenie „horror” pod wpływem wielości bezsensownej makabry, pełnej flaków, krwi i trupów, nieco się zdewaluowało. Wybrałem ten gatunek zafascynowany rodzimymi wierzeniami i perspektywą nieograniczonego wpływu na wrażenia odbiorcy. Fascynuje mnie też zmiana charakterystyki zachowań bohaterów (widoczna często w utworach chociażby Stephena Kinga) i możliwości, jakie daje obserwacja działań bohaterów literackich w ekstremalnych sytuacjach.

PM: Napisał Pan już parę książek i przygotowuje Pan ich kontynuacje. Kiedy możemy się spodziewać kolejnych tytułów?

SD: Na pewno wiosną pojawi się w księgarniach zbiór opowiadań, w chwili obecnej trwają też prace nad powieścią „Czarny Wygon. Bisy”. Mam nadzieję, że jej premiera będzie miała miejsce jeszcze w tym roku.

PM: Często spotyka się Pan z czytelnikami? Pojawiają się kolejni entuzjaści Pana twórczości. Czy polski czytelnik jest czytelnikiem wymagającym?

SD: Ostatnio pokusiłem się o szacunkowe obliczenie liczby spotkań autorskich, jakie odbyłem na przestrzeni ostatnich trzech lat, czyli od momentu premiery „Domu na wyrębach”. Okazało się, że było ich około osiemdziesięciu, więc chyba dość sporo. Myślę, że te spotkania również mają wpływ na to, że książki mojego autorstwa są coraz bardziej rozpoznawalne na rynku. Czy polski czytelnik jest wymagający? Oczywiście! Wielość wydawanych co roku pozycji książkowych przyprawia o zawrót głowy i nie ma innej możliwości, niż taka, by osoby sięgające po książki nie wybierały w pierwszym rzędzie tych najlepszych propozycji.

PM: Jest Pan nominowany do najważniejszych nagród literackich. Wspomnę tutaj o nagrodach Zajdla oraz Sfinks. Czym dla Pana jest sukces? Czy w Pana mniemaniu już go Pan osiągnął, czy jest w czasie przyszłym?

SD: Nie wiem, co to jest sukces. Być może jest nim robienie w życiu tego, co się naprawdę lubi. Gdy dochodzi do tego możliwość utrzymania się z tego typu zajęcia, to sukces nabiera realnych kształtów, sprawia, że życie ma sens. Ponieważ mamy je tylko jedno, to sukcesem jest przetrwanie od urodzin do samego końca w jak najbardziej pełny sposób. O takim sukcesie można mówić dopiero na łożu śmierci, a do tego – mam nadzieję – jeszcze trochę mi pozostało.

PM: Pana książki można również zakupić w formie audiobooków. Pana teksty literackie czytają wybitny aktor – Wiktor Zborowski. A czy zastanawiał się Pan nad możliwością ekranizacji Pana książek?

SD: Tak, zastanawiałem się, niektórzy twierdzą nawet, że takie przedsięwzięcie mogłoby być bardzo udane. Jednak branża filmowa jest bardzo hermetyczna i ciężko się do niej przebić. Ktoś musiałby naprawdę zafascynować się moimi książkami na tyle, by sporo zaryzykować z nadzieją, że w przyszłości przyniesie do pozytywny efekt.

PM: O czym marzy Stefan Darda? Czego można życzyć wspaniałemu pisarzowi, przed którym otwiera się wielka kariera w kraju i za granicami kraju, w co wierzę głęboko.

SD: Dziękuję za tak miłe słowa. O moich prywatnych marzeniach może nie będę się wypowiadał, aby nie zapeszyć, natomiast jeśli chodzi o kwestie literackie, to życzyłbym sobie, aby każda moja kolejna książka w moim przekonaniu była lepsza od poprzedniej. Podkreśliłem „w moim przekonaniu”, ponieważ gusta Czytelników są bardzo różne i niekoniecznie muszą się one pokrywać z moimi.

PM: Panie Stefanie. Serdecznie dziękuję za to, że znalazł Pan czas, aby napisać o sobie. W imieniu blogerów i swoim życzę wszystkiego dobrego w życiu zawodowym i prywatnym.

SD: Bardzo dziękuję i również życzę jak najlepiej – zarówno Panu, jak i osobom, które przeczytają naszą rozmowę.





Książka w formie papierowej

    Niestety, nie będzie wersji drukowanej. Nie będzie na dzień dzisiejszy. Okazało się, że musiałem zakupić nowy komputer. Wczorajsza wizyta informatyka pogorszyła sytuację i nawet net nie działał.  Dzisiaj wybrałem się na zakupy. Miałem zamiar wziąć komputer na raty. Nadarzyła się okazja, czasowa promocja - komputer 500 złotych tańszy. Chciałem zakupić na raty, ale okazało się że sklep zmienił bank, z którym współpracowałem i w którym od ręki mogę załatwić formalności związane z zakupami. Suma sumarum, moje zaskórniaki poszły na komputer, a pozostałą część kwoty pożyczyłem z karty kredytowej. Tak czy inaczej, kiedy oddam pieniądze zaczerpnięte z karty kredytowej, wtedy zakończę współpracę z bankiem, skoro nie raczono mnie poinformować o fakcie zmian zerwania współpracy ze sklepem, który przyznał mi kartę. Książka w formie drukowanej ukaże się za parę miesięcy. Niestety, nie mogę przeskoczyć wielu spraw w swoim życiu. Przepraszam tych, którzy czekają na wersję drukowaną. Ukaże się drukiem za jakiś czas, obiecuję...Jeżeli ktoś ma życzenie, może sobie wydrukować. Niestety, nie ma innej opcji na dzień dzisiejszy. Jutro prawdopodobnie ukaże się wywiad ze Stefanem Dardą.Na koniec niespodzianka, dla tych którzy szukają tanich czytników. Artykuł znajduje się ukryty w tym  miejscu.




"Letni domek" - Marcia Willett

  Kiedy przeczytałem kolejną, chyba dziewiątą  recenzję książki "Letni domek" zapragnąłem ją przeczytać. Zamówiłem i nie zawiodłem się. Od pierwszych stron polubiłem pióro Marcii Willett, która przeniosła mnie w innych, ciepły świat. Książka opowiada o dwóch pokoleniach rodziny, o rodzinnych więzach, o bezinteresowności i przyjaźni. Myślę, że potęgą tej książki jest jej ciepło. Nie jest to naiwna historyjka, które czasami czytamy, ale historia która mogła się wydarzyć w rzeczywistości. Czy się wydarzyła? Tego nie wiem. Bardzo podobają mi się w książce ukazane relację między pokoleniowe. Ludzie ukazani w książce są dobrzy, przyjacielscy i zwykli. Miałem wrażenie że autorka zabrała mnie w czasy, o których pamiętam, ale które już należą do przeszłości i raczej nie powrócą. "Letni domek" to tajemnica, więzy krwi, szlachetność. Polecam ze względu na wiek i płeć. Ale uwaga. Fani szybkiej akcji raczej mogą się nudzić. Nie ma tutaj spektakularnej akcji, ale w zamian otrzymujemy ciepło, którego brakuje w innych utworach. Ja czekam na kolejne książki tej autorki.

Książkę przeczytałem dzięki uprzejmości Wydawnictwa


Zapytanie kierowane do czytelników

  Znalazłem ewentualnego wydawcę mojej powieści "Trzy" w formie papierowej. Będę współfinansował książkę. Wiele osób wysyła sygnały że chce ją nabyć . Warunek żew formie papierowej. Wydawnictwo może wydrukować minimalnie 50 egzemplarzy, z czego 26 egzemplarzy zostanie wysłanych do bibliotek, w celu archiwizacji (numer ISBN). Podoba mi się fakt, że książka może być oferowana w sprzedaży internetowej wydawnictwa DozaZine. W przypadku wyczerpania nakładu dodrukują na swój koszt. Zmniejszyłem minimalnie czcionkę, z 12 na 11, co dało mi redukcję stron do 92 . Wcześniej było 184 plus okładki. Ten fakt również znacząco wpływa na ostateczną cenę wydania. Oczywiście tekst poprawiony, po korekcje  - dla jasności. Zastanawiam się czy uda mi się sprzedać 24 egzemplarze. Oczywiście, będę dążył, aby cena była jak najniższa. Są chętni na zakup w formie papierowej? Walczę, aby pozostała okładka która jest dodana przy ebooku. Link do wydawnictwa znajduję się w tym miejscu.  Proszę o szczere deklaracje. Nie wiem, czy mam inwestować paręset złotych w coś, co może się okazać kompletną klapą.

"Moje pierwsze samobójstwo" - Jerzy Pilch

 Po raz pierwszy sięgnąłem po teksty uznanego, rodzimego literata, o którym wiele czytałem, ale nic z jego dzieł". Laureat najważniejszych polskich nagród literackich. Moje pierwsze samobójstwo" to zbiór opowiadań, na pozór nie związanych ze sobą. Wydawać się może, ze autor cofa się w swoje wspomnienia i duża część opowiadań może mieć związek z dzieciństwem i czasami dorastania. Pilch doskonale bawi się formami prozatorskimi, każde opowiadanie jest przemyślane, skonstruowane w sposób przemyślany. Same utwory nie są tuzinkowe, są proste, życiowe, ale jednocześnie są pełne tajemnic. Pisarz pisze o zwykłych ludziach, jakby naszych sąsiadach, o których często prawie nic nie wiemy. Autor pisze w taki sposób że czytelnik nie tylko czyta, ale również czuje zapachy i słyszy muzykę. Prawdziwy profesjonalizm. Ja muszę sobie opowiadania"poukładać" w swoim umyśle. Z przyjemnością będę do nich wracał z wielu powodów. Podoba mi się styl, złożoność zdań połączona z prostotą. W tym zbiorze opowiadań jest wiele szczerości. Pisarz doskonale ukrył wiele przesłań w prostych tekstach. Nie wiem czym się kierował przy ich wyborze, ale wiem że smakują doskonale i nie można się nimi przejeść. Z pewnością to nie jest moje ostatnie spotkanie z Pilchem. Serdecznie polecam.


Ogłoszenia weekendowe

 
  Miło mi zakomunikować, że w najbliższy piątek spotkamy się ze Stefanem Dardą. Osobiście uważam go za wyjątkowo utalentowanego pisarza i cieszę się, że wyraził zgodę na "rozmowę". Chyba większość z nas czytała, chociaż jedną  z książek, które wydał. Nie można przejść obok nich obojętnie. Sam pisarz jest człowiekiem o wielu talentach. Jest muzykiem, poetą i pisarzem. Liczę na ciekawy wywiad i cieszę się że Pan Stefan wyraził zgodę na tę rozmowę.

   Ja sam aktualnie czytam zdecydowanie mniej. Powód? Z pewnością nie jest nim lenistwo, ale nadmiar pracy, a kiedy już mam chwilę wtedy siadam sam do pisania. Pracuję nad drugą powieścią. Będzie to powieść obyczajowo - psychologiczna z elementami dreszczyku. Ale bardzo strasznie nie będzie. Nowi bohaterowie, inny świat. Z tą powieścią jest inaczej niż z "Trzy". Jest brutalniejsza, ale życiowa. Historia powrotu do dzieciństwa, gdzie czekają nierozwiązane tajemnice i demony. Akcja dzieje się w Nowym Yorku oraz w Polsce. Mam nadzieję, że się spodoba. Chciałbym, aby tak właśnie było. Z tego, co widzę opowieść "Trzy" została dobrze przejęta, mimo wielu niedociągnięć. Wydaje mi się że kolejna książka będzie bardziej dojrzała. Najdziwniejsze jest to że moi nowi bohaterowie - Mark, Marry, Jodi, Sofii i inni żyją we mnie i nawet śnią mi się nocami :-). Często przed zaśnięciem wyobrażam sobie historię, o której piszę. Wchodzę w środek akcji i obserwuje z perspektywy osoby trzeciej dialogi, otoczenie. Liczę na to, że "Papierowe serce" będzie przyjęte również pozytywnie.
  
   Czekam na umowę od Wydawnictwa "RW2010". Wydawnictwo przejmuje moją książkę "Trzy" na wyłączność  na określony w umowie okres, w zamian za korektę. Cieszę się, że moja książka ma również być oferowana w księgarniach internetowych, z którymi współpracuje to Wydawnictwo. Mogę powiedzieć, że pomimo faktu, że wydałem ebooka odniosłem pewien rodzaj sukcesu. Jest nim liczba wejść w Wydawnictwie na pod-stronę z moją książką. Od 9 września książkę oglądano 1076 razy. Można powiedzieć, że nie ma się to nijak do sprzedaży. Na dzień dzisiejszy sprzedano kilkanaście książek elektronicznych mojego autorstwa. Sam wysłałem darmowe pliki kilkunastu blogerom. Można powiedzieć, że to mało. Ja uważam inaczej. Rynek książek elektronicznych w  końcu zdetronizuje tradycyjne, papierowe książki. Ja piszę dla przyjemności,  zdaję sobie sprawę, że w tym kraju nieliczni odnoszą sukcesy komercyjne w tej materii. Tak więc bawię się treściami, spełniając dziecięce marzenia o zostaniu pisarzem.Oczywiście chciałbym znaleźć księgarnię, która przyjmie moją książkę jako ebook, ale z możliwością druku na żądanie. Wielu czytelników woli wersje drukowaną, część sama drukuje na domowej drukarce. Jeżeli znajdę firmę, która prowadzi druk pojedynczej książki na zamówienie to z pewnością zwiążę się  z tą firmą. Zależy mi, aby potencjalny czytelnik miał możliwość wyboru formy elektronicznej lub papierowej. Miłego weekendu.

Wywiad z Renatą Górską


Piter Murphy: Witaj Renato. Cieszę się, że zgodziłaś się na tę rozmowę. Jaki wpływ na Twoje życie ma pisanie?

Renata L. Górska: Dzień dobry! Bardzo mi miło, że zaproponowałeś mi ją...
Pisanie jest dla mnie czymś naturalnym, towarzyszyło mi od młodych lat, było ulubioną formą wyrażania siebie. Na równi z czytaniem pomogło mi w moim rozwoju osobistym, a także w miarę bezboleśnie przebrnąć przez okres dojrzewania. Później priorytet miały inne sprawy, acz coś tam zawsze powstawało, współpracowałam też z pewnym pismem polonijnym. Dopiero kilka lat temu, mając znów więcej czasu dla siebie, postanowiłam zmierzyć się z pierwszą powieścią. Odkryłam bądź odświeżyłam ten szczególny rodzaj radosnego uskrzydlenia, jaką daje wolność twórcza. Niejako odnowiłam sobie wizę do „światów równoległych”, w które odtąd przenoszę się naprzemiennymi fazami, oddzielając je szczelną granicą od zdarzeń rzeczywistych. Tym samym nie zauważam większego wpływu pisania na swoje życie. Mam zbyt duży dystans do siebie i zdrowy stosunek do swoich powieści, co nie znaczy, że nie czuję dumy widząc swoje książki w księgarniach. Jednakże przy bezsprzecznej przyjemności, jaką dają mi uloty w fantazję, nogami nadal mocno stoję na ziemi. Pisałabym niezależnie od tego, czy moje powieści znalazłyby wydawcę, czy nie.


PM: Jesteś autorką dwóch poczytnych książek „Cztery pory lata” oraz „Za plecami anioła”. Kornelia i Marta to bohaterki Twoich książek. Jest coś, co je łączy?

RG: Najpewniej elementarne pragnienie ludzkie bycia kochanym, akceptowanym. Nela i trochę od niej starsza Marta są singielkami, którym pozornie dobrze z ich samotnością. Obydwie, choć każda na inny sposób i z różnych powodów, muszą pokonać lęk przed związaniem się z kimś, co postrzegają mylnie jako wyrzeczenie się własnej tożsamości. Typowo po kobiecemu analizują wszystko, co je spotyka, wysnuwając nie zawsze słuszne wnioski, czym tylko komplikują swoje życie – toczące się już jednak w odmiennych realiach, nawet w innych krajach.

PM: Twoje książki kierujesz do kobiet. Nie myślałaś, aby sprawdzić się w literaturze męskiej jak horrory czy też kryminały? Coraz więcej kobiet dobrze się czuje w tych gatunkach.

RG: Zwykłam mówić, że swoje powieści kieruję do osób zainteresowanych kobiecą psychiką (uśmieszek)! Nie jestem za przypisywaniem literatury do rodzaju… może za wyjątkiem nijakiego, ale rozumiem, co masz na myśli. Do swoich książek wprowadzam elementy różnych gatunków, ogólnie podchodzą bardziej pod obyczajowe niż pod romans. Wcześniej wiele eksperymentowałam na nie istniejącym już blogu „Flakonik do pachnideł”, publikowałam tam krótkie formy, mocno zróżnicowane w stylu i tematyce. O dziwo, cieszyły się też dużą popularnością wśród panów, miałam tam grono stałych komentatorów. Moi czytelnicy są zdania, że potrafię stopniować napięcie, więc absolutnie nie wykluczam, że kiedyś powstanie coś mrożącego krew w żyłach. A może nawet już powstało… ?

PM: Renato, nie mogę nie zapytać o Twoje wzorce w literaturze. Czy jest pisarz, który jest Ci szczególnie bliski lub takowa książka?

RG: Jest sporo twórców, których podziwiam, lecz miałabym kłopot wymienić moje literackie „wzorce”. Jeśli są we mnie, to poza moją świadomością. Lubię autorów wgłębiających się w ludzką psychikę, z kolei zazdroszczę fantazji pisarzom science fiction (książki tego gatunku namiętnie czytałam w latach młodzieńczych). Pośród nazwisk, których twórczość cenię i jest najbliższa mojej wrażliwości, zauważam wyjątkowo wiele kobiet: Sylvia Plath, Virginia Woolf, Anne R. Siddons… i kilka polskich pisarek (uśmieszek).   

PM: Z tego co wiem ukończyłaś trzecią powieść „Przyciąganie niebieskie”. Kiedy możemy się spodziewać jej na rynku księgarskim i o czym tym razem opowiadasz?

RG: Wspomniana przez Ciebie powieść jest moją czwartą, dokończoną po wielu latach na bazie zarzuconego manuskryptu. Zdecydowałam właśnie, że popracuję jeszcze trochę nad całością, zatem przedstawię tutaj trzecią powieść, na którą wiosną podpisałam umowę z wyd. Prószyński i S-ka. Z tego, co mi wiadomo, „Błędne siostry”, gdyż taki tytuł nosi ta powieść, ukaże się w księgarniach po nowym roku. 
Historia traktuje o metamorfozie głównej bohaterki-emigrantki, obciążonej bolesną przeszłością, od której uciekała z fatalnymi skutkami dla siebie. Jest też wątek damsko-męski. Tłem opowieści są zimowe Karkonosze, kobieta przybywa tam na dłuższy urlop. Legenda związana z pobliskimi skałkami o nazwie Błędne Siostry splata się z zagadkami wokół domostwa, w którym bohaterka zamieszkała, a również z sekretami jej rodziny. Tym razem będzie z lekka mistycznie.

PM: Skąd pomysły na książki? Obserwujesz świat? Rodzą się nagle w Twoje głowie?

RG: Parafrazując Kubusia Puchatka, że „układanie Wierszy i Piosenek to nie są rzeczy, które się łapie w powietrzu. To one cię łapią i wszystko, co można zrobić, to pójść tam gdzie one mogłyby cię znaleźć“ – układając powieść chodzę widać we właściwe miejsca (uśmieszek). Idea bowiem pojawia się nagle, najczęściej tuż za wyobrażoną sobie, pojedynczą scenką. Dla przykładu, do powstania „Za plecami anioła” zainspirował mnie zapamiętany fragment snu, w którym mężczyzna schodzi zboczem wzgórza w towarzystwie dwóch psów, labradorów. Tak narodził się Nicolas, intrygujący przybysz z sennego marzenia, którego postanowiłam „ożywić”. Reszta – co jak dotąd jest u mnie regułą - powstawała spontanicznie, z fragmentu na fragment. Należę do tych autorów, którzy nie budują najpierw konstrukcji powieści, nie robię nawet żadnych notatek. Zasiadam do laptopa (rzadko przy biurku!) i pozwalam książce „się pisać”, dopiero w ostatniej fazie, gdy trzeba zwijać wątki w logiczny koniec, muszę mocniej poskramiać swoją fantazję. Powstałe w ten sposób historie są całkowicie fikcyjne, podobnie występujące w nich postaci i miejsca. Przemycam też pewne własne obserwacje i przemyślenia, wkładając je w usta swych bohaterów.


PM: Jak ocenisz poziom czytelnictwa w naszym kraju?

RG: Sądząc po tym, czego latem byłam świadkiem w polskich księgarniach, chyba jest dużo lepszy niż wykaz statystyk. Cieszył też widok ludzi czytających w parku, nad wodą, w kawiarniach. Zauważam prawdziwy „boom” blogów internetowych z recenzjami książek, co – mam nadzieję – również przekłada się na większe zainteresowanie literaturą. Powstrzymam się już od oceny doboru lektur - nie jestem dostatecznie zorientowana.  


PM: Renata L. Górska marzy o....

RG: … o powrocie do Polski.


PM: Renata L. Górska nie cierpi....

RG: … oj, cierpi, cierpi (migrena)! ;) A poważnie, istnieje niestety cała masa cech i zachowań, których nie znoszę: chamstwo, fanatyzm, (czynna) ignorancja, zawiść, epatowanie kontaktami, egocentryzm, podkreślanie własnych zalet, generalizowanie, brak logiki w wypowiedziach, snobizm, bigoteria umysłowa, uprzedzenia… A niekiedy nie cierpię też samej siebie.


PM: Możliwe, że wśród czytelników są osoby, które nie zetknęły się z Twoja twórczością. Możesz te osoby zachęcić w paru słowach do tego, aby dali szansę Twoim książkom?

RG: Nie jestem dobra w auto-promocji, zapraszam do poczytania opisów i recenzji moich powieści w Internecie. Ich fragmenty znajdują się również na mojej pseudo-stronce: http://gorska.blogspot.com/ . Oczywiście, byłoby wspaniale, gdyby zamieszczone tam informacje, uzupełnione tym wywiadem, zachęciły kogoś do sięgnięcia po moje książki…

PM: Dziękuję za rozmowę i życzę spełnienia marzeń, nie tylko literackich.

RG: Dziękuję bardzo. Korzystając z okazji, serdecznie pozdrawiam wszystkich swoich czytelników, tych mi wiernych od pierwszej powieści oraz tych nowych!  





"Szkoła twórczego czytania" - Joanna Wrycza - Bekier


 Już na początku mogę powiedzieć, a raczej napisać, że takiej książki potrzebowałem. Żałuję, że nie przeczytałem jej rok wcześniej. Wtedy z pewnością moja pierwsza książka wyglądałaby zupełnie inaczej. Dlaczego? Przeczytałem parę książek na temat pisania, ale nigdy nie były to książki, które przedstawiają tak rzetelnie i z przykładami wiedzę na temat pisania. Autorka jest doktorem nauk humanistycznych w zakresie literaturoznawstwa, absolwentka filologii polskiej i germańskiej. Bardzo podoba mi się język, którym operuje autorka. Jest prosty, bez zbędnych, trudnych zwrotów. Wszystko zostało podane w sposób prosty. To książka dla prozaików, którzy dzięki niej nauczą się między innymi: konstruować wiarygodnych bohaterów, tworzyć wciągające fabuły, pisać wartkie dialogi, posługiwać się językiem zmysłów oraz jak wydać i promować swoje dzieło. Duża cześć książki to ćwiczenia i przykłady znakomitych dzieł. Dodam, że autorka wybrała doskonale znane przykłady.Polecam nie tylko przyszłym pisarzom, ale każdemu kogo interesuje tematyka tego rodzaju.

"Nagi sad" - Wiesław Myśliwski

  Po "Nagi sad" sięgnąłem zachęcony mnogością pozytywnych recenzji i ogólnym zachwytem nad książką. Nie wiem od czego mam zacząć, w głowie kołują tysiące myśli, a ja sam nie wiem co mam napisać. Dawno nie czytałem tak dobrej książki. Autor udowadnia że napisanie dobrej i wartościowej książki nie musi być związane z wampirami, wilkami i seksem. "Nagi sad" to opowieść o relacjach ojciec syn, tudzież trudnych, o próbie powrotu do przeszłości i pokazaniu zmian, jakie wprowadziło życie w mieście w młodym człowieku. Pisarz pokazał kawałek świata i doskonale pokazał relacje ludzi w tym świecie. Zrobił to w sposób wysublimowany, bez nadmiernych uniesień, doskonale dobierając słowa, które brzmią w książce niczym symfonia. Powrót po latach wiąże się z powrotem do wspomnień  z którymi trzeba się zmierzyć. W młodym człowieku zaszło wiele zmian, zmienił się światopogląd. Mnie książka przypomina po części przypowieść biblijną o synu marnotrawnym. Książka jest skarbnicą mądrości i wiedzy. Ja po raz pierwszy zetknąłem się z książką Wiesława Myśliwskiego, ale z chęcią sięgnę po kolejne pozycje. Myślę że się nie zawiodę.

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu


"Kacper Ryx i król przeklęty" i "Kacper Ryx" - Mariusz Wollny

 Dzisiaj chcę napisać o dwóch pozycjach o dwóch książkach autorstwa Mariusza Wolnego. Dlaczego piszę o dwóch? Powodem jest autor, podobne okładki oraz temat. A tematyka jest dosyć ciekawa,sięgająca czasów dawnych. Nie chcę tutaj pisać o fabule książek, nadmienię tylko że akcji w tych tomach nie zabraknie. Co znajdziemy w książkach? Znajdziemy miłość, intrygę, przebiegłość. Jest w tych książkach coś, co mi bardzo przypadło do gustu, mimo że nie przepadam za książkami tego typu. Autor pisze w sposób ciekawy sięgając do historii naszych przodków. To duży plus tych książek. Bawiłem się dobrze, ale na początku podszedłem do nich nieufnie. Osobiście polecam obie pozycje, chociaż mnie bardziej do gustu przypadł "Król przeklęty".  Sumując dostajemy dwa dobre kryminały historyczne, a tych zbyt dużo nie zostało napisanych. Mariuszowi Wollnemu udało się stworzyć ciekawe historie. Polecam.




Za ksiażki dziękuję Wydawnictwu



Takie tam...

 
  Dziękuję wszystkich, którzy zrozumieli to, co napisałem. Czasami człowiek popełnia błędy, a człowiek jest tylko człowiekiem i trzeba wybaczać. Myślę, że mogę napisać, że w ciągu paru dni pojawi się korekta wykonana przez Wydawnictwo RW2010 i wtedy można zakupić mojego e-booka, jeżeli jeszcze ktoś będzie miał na to ochotę. Jest mi przykro, że w ten sposób rozpoczęła się moja przygoda z pisaniem, ale mam nadzieję, że kolejna powieść o roboczym tytule "Papierowe serce" zrekompensuje czytelnikom to, co się stało. Będzie to powieść w zupełnie innych klimatach. Akcja będzie działa się w USA i w Polsce. Będzie trochę tajemnicy, powroty do przeszłości, rozważanie o tym czy można wybaczyć. Można będzie się troszeczkę bać.
  Wczoraj zastanawiałem się głębiej czy związać się z rynkiem książek elektronicznych, czy też szukać wydawców w formie papierowej? Mój stosunek do formy papierowej jest jasny. Mam świadomość niszczenie lasów itd. Nie chcę w tym brać udziału. Jedno jest pewne. Chcę pisać i będę pisał. Jeszcze wczoraj byłem przez moment przekonany o wyższości papierowej książki nad wersją elektroniczną. Dzisiaj znowu przechylam się ku wydaniu elektronicznemu. Na razie mam czas, aby się nad tym zastanawiać. Obiecuję, że w „Papierowym sercu” tekst przejrzę osobiście parę razy, po mnie przeczytają go dwie znane pisarki i wtedy dopiero puszczę w obieg.

  Wykasowałem opowiadanie...szkoda mojego zdrowia i szargania nerwów...

W piątek wywiad z Renatą L. Górską, autorką ksiażek "Za plecami anioła" oraz " Cztery pory roku".

Ponownie o "Trzy"

Witam wszystkich w poniedziałkowy poranek. Dzisiaj nie napiszę o żadnej książce, gdyż sam czytam kolejne, a w wolnym czasie pracuję nad własną powieścią. Chcę napisać o mojej debiutanckiej powieści "Trzy" i po raz kolejny odnieść się do niej, a właściwie do rojących się w niej błędów. Nie daje mi spokoju to co mnie spotkało, a właściwie brak korekty. Ale od początku. Kiedy pisałem te książkę pisałem bardzo chaotycznie, spieszyłem się, aby zmieścić się w ramach czasowych. Gdy pisałem „Trzy” mój warsztat był ubogi, a ja mam jeszcze jeden zwyczaj z którym muszę walczyć. Prawie nigdy nie czytam tego, co sam piszę. Nie poprawiam swoich błędów. Nie chodzi o to, że czuję, że piszę dobrze, ale zawsze uważałem, że pierwsze myśli są najlepsze. Oczywiście zdanie podtrzymuje. Są najlepsze. 

   Myśl o wydaniu pojawiła się nagle. W końcu jej napisanie zabrało mnie mnóstwo czasu. Dlatego poprosiłem o okładki i korektę. Korekta była robiona parę tygodni i otrzymałem ją wieczorem przed wyjazdem. Chciałem, aby już rano następnego dnia książka ukazała się w sieci i kierowany własnym przekonaniem, że dokonano pełnej korekty wysłałem tekst do wydawnictwa. To był mój błąd. Nie przejrzałem tekstu, nawet pobieżnie, za co wszystkim jeszcze raz przepraszam. Konsultowałem się w sprawie błędów z korektorem, ale ten mnie zapewnia, że tekst jest dobry. Więc są dwie opcje. Albo ja pomyliłem pliki, albo ktoś nawet nie otworzył tekstu do edycji.

  Na blogach pojawiają się recenzje, ale jednocześnie wytykane są (słusznie) błędy. Sam tekst poprawiam zgodnie z sugestiami czytelników i parę chwil temu wysłałem do wydawnictwa najnowszy tekst "do podmiany".

 Jest mi niezmiernie przykro, że już na starcie mam "falstart". Jest to szkoła dla mnie i gorzkie doświadczenie. Wiele mnie to nauczyło. 

   Teraz odnośnie kolejnej powieści.  To będzie opowieść o toksycznych relacjach bohaterach ojciec - syn. Złożone losy Marka kierują go do USA gdzie zdobywa sławę jako fotograf, ale jednak musi się zmierzyć z przeszłością, a jest nią śmierć matki, o którą oskarżał go ojciec i brat oraz powrót do kraju, za którym kategorycznie zamknął drzwi i obiecał, że nigdy nie wróci. Wiadomość o nieuleczalnej chorobie ojca przywołuje wspomnienia  z dzieciństwa. Czy Marek wyruszy w podróż do swojej ciemnej przeszłości?  Tym razem będę starał się o wydanie w formie papierowej. Kolejnym sukcesem jest fakt, że tekst będą sprawdzały dwie pisarki, niezależnie. Jest to dla mnie zaszczyt. Tak czy inaczej, nie pozwolę, aby kolejny tekst pojawił się z błędami. "Papierowe serce" to tytuł roboczy. Na dzień dzisiejszy nie mam pojęcia, kiedy będzie gotowy, ale nie wcześniej niż za parę miesięcy. Na razie mam napisane trzy rozdziały, które muszę rozbudować.

  Na koniec tekst mojej ulubionej pisarki Jolanty Kwiatkowskiej o mojej książce, który ukazał się na facebooku w grupie "Tfórcy"...Dla jasności zostawiam pisownię oryginalną.
"Kochani (i Ci, co nie chcą być kochani, też) twórcy. Jeden, z tej naszej „paczki ptasiego mleczka”, nie dawno opublikował swój pierwszy ebook pod nic niemówiącym tytułem „Trzy”. Ja, jednej ze swoim książek (może doczeka się wyfrunięcia) dałam tytuł: „Nienormalnie normalna”, który dla tych, co mnie nie znają na pewno brzmi idiotycznie. Ale co mnie obchodzą jacyś tam nieznajomi. Ważne, że „kontaktowi” uznali go za jeden z najnormalniejszych (w moim przypadku). Dla mnie tytuł ebooka Piotra był tak gadatliwy, że od razu po powrocie z Mazur, podeszłam pod drzwi. Gdy zobaczyłam te trzy pary damskiego obuwia od razu, bez pukania, weszłam do środka. A co tam? Piotra znam, co prawda wirtualnie, ale trudno nie spodziewać się wizyt swoich, czyli twórczych u twórcy i to przy takiej okazji. Piotra nie było, ale na kartce przypiętej pineską do papierowej tablicy przeczytałam m.in.: „Dlaczego taka opowieść? Może dlatego, że została napisana na konkurs literacki „Książka dla kobiet”. Tu mną „wstrząsało”. Nie na Piotra, tylko na organizatorów konkursu, najchętniej wysłałabym do nich szeregowego Leńczyka, by ten im kulturalnie wytłumaczył gdzie jest miejsce takich podziałów. Po chwili czytałam: „ Moje postaci nie są przypadkowe i naprawdę istnieją, chociaż wydarzenia ukazane w książce nie zawsze miały miejsce”. To mnie zaciekawiło, bo lubię wszystko, co nie przypadkowe. Po przeczytaniu: „To moja pierwsza książka zawierająca wiele niedociągnięć, ale miałem dużą potrzebę, żeby ją napisać” uśmiechnęłam się, bo to było toczka w toczkę to, co mną kierowało, przy pisaniu „Jesiennego koktajlu”. Roześmiałam się już głośno, że znów wyszło na moje. Kolejny dowód, że głupi podział na Marsowych mężczyzn i Wenusowe kobiety jest do …….”. Ludź to ludź i nie ma płci, za to ma swoje marzenia i niezbywalne prawo do ich spełniania. A jeżeli się to komuś nie podoba, to niech sobie pogada z najmądrzejszym, czyli sam z sobą i sam napisze genialną książkę, ulepi najwspanialszą rzeźbę, namaluje najpiękniejszy obraz – i z tymi wszystkimi arcydziełami zamknie się gdzieś w ciemnej, murowanej piwnicy i tańczy sobie zbójecki taniec w rytm zachwytów nad niepowtarzalnym, bo własnym – geniuszem.
Piotra jak nie było, tak nie było. I dobrze. Mogłam poznać Ewelinę, która zlekceważyła (co robi większość z nas) podpowiedzi szóstego zmysłu, uznając że to „zboczenie zawodowe”. Martę, którą (jak wszystkich) poraziła nowotworowa diagnoza i
Marię, którą polubiłam od razu (dla większości wykształciuchów „babucha” godna, delikatnie mówiąc pobłażliwego uśmiechu). Krzysztofa, męża Marty (wielu facetów, niestety tak ma), który „wspierał i pomagał”, tak jak potrafił najlepiej (niektórzy nazywają to sposobami prawdziwego mężczyzny). Andrzeja, który i czuł, i nie lekceważył własnych przeczuć (bo wielu facetów też tak ma). Sławka, którego nie wiem dlaczego, a może i po ludźiowemu wiem, a jednak może i nie, bo jako „prawdziwa baba” – od razu babską duszą zadusiłabym nadmiarem wszelakich uczuć.
Ślepa nie byłam, więc widziałam to i owo, ale mając całkowitą kontrolę nad swoimi zmysłami, wzrokowi powiedziałam: „Zamknij się” i słuchałam opowieści tym, czym powinno się słuchać, by usłyszeć (tylko anatom, i według mnie, spaczony niezawodowo, może pomyśleć, że „uchamy”).
Już wychodząc, zauważyłam drugą kartkę: „Niech nas nie opuszcza nadzieja, że Święty Ojciec Pio odwiedził naszych młodych bohaterów, a oni wtedy poczuli ten intensywny zapach ni to fiołków, ni to hiacyntów, ni to lilii…” Piter Murphy.
Wyjęłam długopis i kartkę (jako przezorna zawsze mam przy sobie papierowe pustki i skrobacz). Napisałam: „Wszyscy mamy wybór, w tym i zapachów – najważniejsze, by piękny zapach nadziei towarzyszył nam do końca naszych dni”. Nie będąc pewna, czy Piter rozpozna mój charakter pisma nieklikający, dopisałam: Wiecznie głupia, za to w objęciach matki nadziei – Jolanta Kwiatkowska, a nie jakiś tam mądry anonim."







"Pisać skutecznie. Strategie dla każdego autora" - Ewa Wilcz - Grzędzińska, Tomasz Wróblewski

 Parę dni temu udałem się do księgarni, gdzie chciałem zakupić jedną z książek traktujących o warsztacie pisania. Niestety, ksiażki tego dnia nie było, ale pani w księgarni poleciła mi tę pozycję twierdząc że jest również wartościowa. Owszem, jest wartościowa, ale ja nie mam zamiaru pisać do gazet, dziennikarzem również nie jestem. Książkę przeczytałem, ale jakoś nie wniosła w moje życie wiele cennych informacji. Może dlatego, że teksty są kierowane głownie do dziennikarzy i osób zajmujących się redagowaniem tekstów w prasie. Książka ogólnie jest dobrze napisana, ale raczej mija się z moimi oczekiwaniami. Zawiera dużo przykładów w postaci wycinków z prasy. Mnie książką wymęczyła, ale dotrwałem do końca. Z pewnością pasjonaci i zawodowi dziennikarze znajdą w niej wiele smaczków, którymi raczą nas autorzy książki, czyli Ewa  Wilcz - Grzędzińska  - redaktor Dziennika Polska, oraz Tomasz Wróblewski -redaktor naczelny "Gazety Prawnej" oraz współpracownik "Rzeczpospolitej".

Wywiad z Agnieszką Krawczyk

 Rozmowa przeprowadzona na gg 11 września 2011

Piter Murphy
19:43:18
witaj Agnieszko

Agnieszka Krawczyk
19:44:35
Witam

Piter Murphy
19:45:50
Cieszę się że znalazłaś czas, aby porozmawiać ze mną. Okazji ku temu jest wiele. Najważniejszy to ten, że jesteś pisarką. Jak to się stało, że zaczęłaś pisać?

Agnieszka Krawczyk
19:49:58
Pisałam właściwie od dziecka. Moi rodzice mają u siebie w domu, w szafie w piwnicy, całą stertę zeszytów z moimi "powieściami" pisanymi w podstawówce. Wstydziłam się ich wyrzucić na śmieci (bojąc się, że w punkcie skupu makulatury ktoś to przeczyta i będzie pękał ze śmiechu), więc wciąż są u rodziców. Mam jednak nadzieję, że teraz piszę lepsze książki niż wtedy, gdy operowałam najwyżej trzema bohaterami, bo z większą ilością nie mogłam sobie poradzić :) Czyli właściwie odpowiedź na Twoje pytanie jest taka - pisałam zawsze, a ostatnio zaczęłam publikować :)

Piter Murphy
19:51:34
Napisałaś pare książek, które z miejsca stały się bardzo poczytne. Ostatnia "Morderstwo niedoskonałe" jest bardzo dobrze przyjęte. Świadczą o tym dziesiątki pozytywnych recenzji na blogach. Do kogo kierujesz swoje książki? Ostatnia nie jest tradycyjnym kryminałem.

Agnieszka Krawczyk
19:54:50
Moja koleżanka tak skomentowała moje pisarstwo: "pierwszą książkę napisałaś dla młodych matek, drugą dla kobiet, a trzecią - dla wszystkich" :)Mam nadzieję, że każda z nich jest "dla wszystkich". Kiedy piszę, nie wyobrażam sobie swojego czytelnika, ja zawsze piszę książkę, którą sama chciałabym przeczytać. Bardzo lubię kryminały, ale brakowało mi na rynku takiego bardzo śmiesznego kryminału, bez wstrząsających i krwawych zbrodni, ale z dużą dawką absurdalnego humoru. Ponieważ chciałam coś takiego przeczytać - napisałam go.

Piter Murphy
19:56:09
Myślę, że to jest tajemnica, kiedy autor pisze to o czym sam chce przeczytać. Agnieszko, jesteś matką, żoną, codzienne obowiązki nie są Tobie obce. Kiedy piszesz i jak to wygląda objętościowo?
Agnieszka Krawczyk
19:58:14
Staram się narzucić sobie codzienny reżim pisania, bo wydaje mi się, że bez systematycznej pracy trudno coś napisać do końca. Umówiłam się sama ze sobą, ze codziennie muszę napisać 3 strony. Ile z tego nadaje się do książki - to już zupełnie inna sprawa. Ja mam taką metodę, że piszę, kończę książkę, a potem ją poprawiam i przerabiam, aż będę z niej zadowolona. Czasem poprawianie trwa dłużej niż pisanie.

Piter Murphy
19:59:24
Jesteś osobą kontaktową, mającą duży dystans do siebie. Lubisz spotkania  z czytelnikami? Dzisiaj czytałem na blogach o spotkaniu, które odbyło się wczoraj (10 września) w Katowicach. Blogerzy są zachwyceni.

Agnieszka Krawczyk
20:02:45
Bardzo lubię :) Ja w ogóle uwielbiam kontakt z czytelnikami: mam stronę w internecie, profil na facebooku, dostaje dużo maili, sporo osób się ze mną kontaktuje. Lubię czytać uwagi o moich książkach, bo zawsze wyciągami z nich jakąś naukę i mam nadzieję, że dzięki nim piszę lepiej. A spotkania z czytelnikami, takie jak to wczorajsze w Katowicach, to okazja do spojrzenia czytelnikowi w oczy, z całkowicie otwartą przyłbicą :)

Piter Murphy
20:04:11
Agnieszko, skąd pomysł na "Morderstwo niedoskonałe"? Przeczytałem kiedyś, że w dzisiejszych czasach każdy pisarz już tylko odtwarza, gdyż wszystko zostało napisane. Myślę że u Ciebie tak nie jest

Agnieszka Krawczyk
20:09:32
Początkowo pomysł na tą książkę był taki, że chciałam napisać śmieszną obyczajową powieść o pracy w wydawnictwie. Dlaczego w wydawnictwie? Doszłam do wniosku, że dla wielu czytelników świat wydawców jest hermetyczny i tajemniczy, nie wiedzą, co dzieje się w takich oficynach, może myślą, że tam grupa starszych panów i pań dyskutuje całymi dniami o literaturze? Chciałam więc pokazać zupełnie inne wydawnictwo - trochę śmieszne, trochę straszne w swoich różnych pomysłach. Pomysł z intrygą kryminalną narodził się "po drodze". Historii o zagubionym rękopisie jest sporo, ale ja chciałam z niej wydobyć coś więcej. W końcu dzięki przerabianiu i dopisywaniu zaginionej części książki pana Kusibaba, moi bohaterowie odkrywają w sobie prawdziwy talent literacki i zaczynają pisać na własny rachunek.

Piter Murphy
20:10:11
Aktualnie pracujesz nad...? Zdradzisz odrobinkę tajemnicy?

Agnieszka Krawczyk
20:13:46
No właśnie, wczoraj też mnie o to pytano i wykręciłam się od odpowiedzi. Ale Tobie powiem :) Chciałabym wrócić do "Magicznego miejsca", napisać dalszą część tej książki, która pierwotnie, w moich planach, miała mieć trzy części. Bardzo lubię tę książkę, lubią ją też czytelnicy i ciągle ktoś prosi o dalszy ciąg :) Mam też pomysł na książkę o... blogerach (pewnie Cię to zdziwi), no i wciąż myślę o klasycznym kryminale, już nie takim śmiesznym jak "Morderstwo", z akcją osadzoną w realiach Krakowa lat 60.

Piter Murphy
20:15:54
Aga, mnie już coraz mniej dziwi (taki wiek). Ale książka o blogerach? Brzmi interesująco. Powiedz, czy w XXI wieku jest trudno wydać książkę w formie papierowej? Sama wygrałaś parę konkursów literackich, co tylko podnosi rangę Twojego talentu. Jesteś, a raczej byłaś uparta i konsekwentna  w swoich planach literackich?

Agnieszka Krawczyk
20:21:04
Wydaje mi się, że e-booki to przyszłość, choć wciąż wiele osób nie wyobraża sobie książki w innej formie niż papierowa. Czy trudno jest wydać książkę? Masz rację mówiąc, że trzeba być upartym i konsekwentnym - nie zrażać się ewentualnymi niepowodzeniami, wierzyć w swój talent i wysyłać do wydawców. To co nie spodoba się jednemu, może spodobać się innemu. Wydaje mi się, że teraz jest dobry czas dla polskich autorów, są chętnie wydawani. Czytałam kiedyś wywiad z pisarzem Andrzejem Pilipiukiem, który mówił, że żeby odnieść sukces w tej branży, trzeba talent łączyć z mrówczą pracą. Pisać codziennie, publikować nie tylko książki, ale opowiadania w czasopismach. Nie narzekać na kryzys twórczy, tylko pracować. I myślę, że Pilipiuk wie, co mówi, bo sam odniósł sukces.

Piter Murphy
20:21:46
Agnieszko. Twoje guru w literaturze to...?

Agnieszka Krawczyk
20:24:59
Hmmm, trudno mi będzie wybrać jednego mistrza. Moim ulubionym pisarzem jest Tomasz Mann, co pewnie wyda się paradoksalne, bo on ani jednego śmiesznego zdania nie napisał :) Ale mistrzem dla moich książek jest bez wątpienia John Irving, którego uwielbiam za sarkazm i poczucie humoru. Polecam zwłaszcza "Jednoroczną wdowę", książkę mądrą i śmieszną jednocześnie.

Piter Murphy
20:25:10
Jonathan Carroll napisał kiedyś w "Dziecku na niebie" cyt: Świat niczego od ciebie nie potrzebuje, ale ty musisz mu coś dać. Dlatego żyjesz. Jeśli się teraz zabijesz - niczym się nie różnisz od miliardów innych czaszek, które leżą pod ziemią. Jeśli dasz coś światu, nawet coś nietrwałego, wygrasz". Co sądzisz o tym cytacie?

Agnieszka Krawczyk
20:28:35
Bardzo mądre słowa. Ja, chociaż jestem osobą pełną radości i optymistycznie podchodzącą do życia, myślę często o tzw. sprawach ostatecznych (no cóż w końcu ten Tomasz Mann nie bez przyczyny się tu pojawił). Myślę, że ważne jest co zostawimy po sobie i jak zostaniemy zapamiętani, wydaje mi się też, że w obecnych czasach za mało robimy dla innych, myśląc o sobie.

Piter Murphy
20:33:24
Dobrze że masz takie refleksje. Wydaje mi się że one pozwalają nam utrzymać się na śliskiej powierzchni częstych zniechęceń codziennego życia. Agnieszko, czego można Tobie życzyć? Masz jakieś specjalne marzenia?

Agnieszka Krawczyk
20:35:15
Życz mi po prostu dobrego życia, bo to chyba jest najważniejsze :)

Piter Murphy
20:35:42
Tego więc życzę i dziękuję serdecznie za tę rozmowę, mam nadzieję że nie ostatnią :-)


Wieczorne dewagacje

  Jestem szczęśliwy. Pojawiła się pierwsza recenzja mojej debiutanckiej książki u Anety. Niestety zawaliłem. Kiedy otrzymałem test z korekty byłem przekonany że jest wszystko w porządku i nie sprawdzając wysłałem do Wydawnictwa. Przepraszam blogerzy. Naprawdę byłem święcie przekonany że tekst jest na wysokim poziomie edytorskim. Jutro jeszcze sprawdzę dokładnie. Możliwe że pomyliłem pliki i wysłałem tekst przed korektą, stad te błędy. Kiedy pisałem "Trzy" bardzo chciałem wystartować w konkursie, wygrać go, wydać książkę. Ale się wycofałem, tekstu nie wysłałem, ale również nie skasowałem. Do końca nie wiedziałem czy dobrze robię wypływając na szerokie wody tym właśnie utworem. W końcu to książka o kobietach i dla kobiet. Ta było w regulaminie konkursu i starałem się dostosować. Dzisiaj wieczorem wejrzałem na stronę gdzie można zakupić mojego ebooka i od rana pobrały go cztery osoby. Zdziwiło mnie to niemiernie. Dlatego powtarzam. Blogerzy otrzymują książkę za darmo. Ale ostrzegam -  w książce jest trochę sensacji, obyczajowości, miłości i wątek religijny. Co do wersji drukowanej wysłałem pliki do paru wydawnictw i teraz muszę się uzbroić w cierpliwość. Możliwe że ktoś zechce to wydać? Teraz wiem że przebicie się z e-bookiem nie ma szans. Chyba że jako alternatywa do książki pisanej.

  A teraz piszę coś co kocham. A kocham ludzi, więc piszę zbiór opowiadań o zwykłych ludziach, ich codzienności, obserwacjach i przemijaniu. Powoli przygotowuję się również do kolejnej książki. Dziękuję Wam za wsparcie, cieszę się że jestem w tej blogowej rodzinie. Jestem wzruszony że ktoś kupuje, drukuje i czyta tę opowieść. A wydaje mi się że jest ona niedopracowana. Ale jak kiedyś pisałem. Rok temu byłem na innym etapie życia, inaczej czułem, inaczej myślałem. Myślę że teraz wiele bym zmienił. Zresztą zobaczycie mnie z innej strony w zbiorze opowiadań ( o ile zechcecie je przeczytać).

  Jutro piątek i spotkanie z pisarzem...więc spotkamy się z Agnieszką Krawczyk - autorką "Morderstwa niedoskonałego". Mam nadzieję że się cieszycie na myśl o spotkaniu z tą uśmiechniętą pisarką. 

"Córka kata" - Oliver Pötzsch

  Przez ostatnie tygodnie książka mnie wręcz prześladowała. Widziałem ją w księgarniach, sieciach sklepów oraz sieciach kiosków. A kiedy czytałem kolejne recenzje ludzi zachwycających się tą książką postanowiłem po nią sięgnąć. Tak też uczyniłem. Książkę napisał  Oliver Pötzsch, który jest potomkiem kata, o którym pisze. Dla mnie to zaskakujący i bardzo ciekawy fakt, którzy dodatkowo przemówił za przeczytaniem tej pozycji. Autor sięgnął do drzewa geologicznego w zawarł w książce wiele faktów z życia przodków. Ale od początku. Okładka mnie nie położyła na łopatki, wręcz przeciwnie. Ale już sam intrygujący tytuł sprawił, że zechciałem przeczytać książkę. Bardzo ciekawa jest fabuła.  W mieście dochodzi do dziwnych i tajemniczych morderstw dzieci, które mają coś wspólnego - nie mają rodziców. O czary i o ich morderstwo zostaje posądzona miejscowa akuszerka Marta, ale  kat wraz z młodym medykiem nie wierzą w jej winę. Prowadzą śledztwo własnymi torami, co doprowadza do nagłych zwrotów akcji. Na ciałach zamordowanych dzieci ktoś pozostawia tajemnicze znaki, które są odczytywane jako symbol czarownic. Kat Jakub Kuisl nie wierzy w winę Marty, ale zdaje sobie również sprawę że musi się zmierzyć nie tylko z niewidzialnym seryjnym zabójcą, ale również z czasem. 

   Ja mam dwa zastrzeżenia. Pierwsza sprawa to okładka, a druga to otwierający książkę prolog. A jest nim scena ostatnich chwil i egzekucji Elizabeth Clement. Jak na mój gust jest zbyt szczegółowa. Staram się zrozumieć intencje autora, że chciał wprowadzić czytelnika  w tematykę, ale z drugiej strony ryzykował że część osób zakończy czytanie na tym etapie, uważając książkę za zbyt brutalną. A to błąd. Dalej jest miło i nie ma już takich drastycznych opisów. W zamian otrzymujemy historię, która porywa nas swoją intrygą i pomysłowością autora. Warto po nią sięgnąć i przenieść się na parę wieczorów do Schongau. Warto sięgnąć tym bardziej, że autor napisał książkę na podstawie badań dokomentów zostawionych przez swoich przodków. Sam autor po śmierci dziadka Fritza Kuisla otrzymał pozwolenie przez żonę zmarłego autorowi na zbadanie drzewa geologicznego jak i dokumentów pozostawionych przez zmarłego. Książka warta przeczytania i mimo że akcja dzieje się wiele setek lat temu, ale wiele przesłań jest uniwersalne. Warto sięgnąć. Serdecznie polecam.

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu 


Mail od wydawnictwa rw2010

 Postanowiłem opublikować maila, którego dzisiaj otrzymałem. Może ktoś skorzysta z tej promocji?
 
 
Szanowni Blogerzy, którzy czytacie książki w ilościach przekraczających po stokroć polską normę krajową!

W imieniu serwisu self-publishing www.rw2010.pl chciałbym zaprosić Was do współpracy.

Miesiąc temu ogłosiliśmy konkurs na najlepszego e-booka opublikowanego u nas, w którym nagrodą dla Autora będzie e-czytnik. Ale warunkiem jest uzyskanie minimum dwudziestu pozytywnych komentarzy - a to nie jest sprawa łatwa, nie ze względu na kiepskie utwory (bo kiepskie nie są!), lecz ze względu na niewielką, jak na razie, ilość użytkowników.

Dlatego chciałbym zaprosić Was do współpracy, do czytania i pisania komentarzy w serwisie i recenzji na Waszych blogach (jeśli będziecie mieli na to ochotę).

Każdy, kto wyśle mail na adres marketing@rw2010.pl podając w temacie wiadomości słowo "recenzent" a w treści - swój nick, pod którym się u nas zarejestruje, otrzyma w ramach "pakietu startowego" pięćdziesiąt wirtualnych złotych na dowolne zakupy. Będziemy zaszczyceni, jeśli zechcecie napisać komentarz lub recenzję, ale skorzystanie z pakietu startowego nikogo z Was do niczego nie zobowiązuje.

Wiem, że być może nie będziecie zainteresowani, aby pomóc komuś "obcemu" wygrać e-czytnik, ale jest też dobra wiadomość - wspólnie z Autorami szykujemy dla naszych "komentatorów" bardzo podobny konkurs z dokładnie taką samą nagrodą. Szczegóły - niebawem.

Serdecznie zapraszam!

Pozdrawiam
Maciej Ślużyński
Rewolucja wydawnicza!

"Sekretnik" - Katarzyna Michalak

  Nie czytam poradników, chyba ze dotyczą warsztatów  pisarskich. Ale przyjęcia ksiażki wspaniałej pisarki Kasi Michalak nie mogłem odmówić. Przyjąłem i przeczytałem. Pisarka swoje książki, w tym również "Sekretnik" kieruje do kobiet, wydobywając z nich wszystko to, o co same chyba siebie nie podejrzewają. Książka jest napisana językiem prostym, a autorka nie szczędzi nam dużych dawek humoru pisząc nawet o trudnych sprawach w sposób naturalny, ciekawy oraz zabawny. Książka traktuje o marzeniach. O tym jak marzyć skutecznie i często zmieniać marzenia w rzeczywistość. Katarzyna Michalak występuje tym razem w  roli czarodziejki, żeńskiego Harrego Pottera. A potrafi czarować. Trudno jednoznacznie zdefiniować książkę. Zawiera historie wydaje się z życia wzięte, w innych miejscach rady pisarki. Doskonale obnaża kobiecą duszę i wydobywa na zewnątrz to co zalęknione, słabe i zmienia to w siłę i piękno. Myślę że w książce jest wiele prawdziwych doświadczeń Katarzyny Michalak, dlatego też książka różni się od innych poradników i wybija ponad przeciętność.  Polecam kazdej dziewczynie i kobiecie, niezależnie od wieku.

Środowe refleksje

  NA RW2010 zobaczyłem coś dziwnego. Nie sprawdzam codziennie jak wygląda sprawa mojej książki, ale dzisiaj to sprawdziłem. W sumie na dzień dzisiejszy moją elektroniczną  książkę o tytule "Trzy" pobrało również trzy osoby. Siedemset trzydzieści wejść na to, aby ją obejrzeć (chyba okładkę). Dodam że e-książka znajduje się na stronie od piątego września. Wielu blogerów otrzymało ją za darmo, ale jak do tej pory nikt nic o niej nie napisał słowa, poza jedną osobą która ma chore dziecko i dlatego jeszcze tego nie zrobiła. Rozumiem to...Nie każdy chce czytać e-książki, tym bardziej kogoś, kto kompletnie nie jest znany. Tak czy inaczej przygotowuję projekt na kolejną książkę  - powieść oraz kończę zbiorek opowiadań, ale z tym od razu uderzę do wydawców tradycyjnych. Cieszę się, że wczoraj zechciała przeczytać mojego e-boka Jolanta Kwiatkowska  - pisarka którą cenię. Zatelefonowała do mnie, porozmawialiśmy i wiem że Jola obietnicę spełni. Dla mnie liczy się każda wytyczna. A Jolanta jest autorką paru powieści i zna się na rzeczy. Tylko trochę mi przykro że blogerzy nie pofatygowali się, aby napisać parę słów. To kolejna nauka dla mnie. Oczywiście każdemu chętnego wyślę darmowego e-booka. Nie piszę, aby być sławnym lub bogatym, ale piszę gdyż widzę w tym sens życia. Jeżeli ktoś chce przeczytać "Trzy" to proszę napisać emaila, lub zostawić go w komentarzach, a ja wyślę.

  Inna sprawa to taka że chcę wszystkich przestrzec przed osobą z jednego bloga. Nie chcę tutaj pisać, o który blog chodzi, większość blogowiczów wie o który mi chodzi. Powstał stosunkowo niedawno, osoba tam pisząca naśmiewa się z innych, parodiuje ich  tragedie życiowe i jednocześnie wypisuje totalne bzdury. Z tego co widzę jest aktywna na wielu blogach i ma nazwę podobną do bloga, który istnieje od dawna. Czytałem u tej pani komentarze, niezbyt przychylne, nawet wrogie, ona sama wypisuje totalne bzdury, obrażając mniej lub bardziej jednoznacznie nas - konkretnych blogowiczów. Ja się z tą osobą w kolejne polemiki nie wdaję, ale ostrzegam że ktoś takowy jest. Dzisiaj jak widzę ma mnie na tapecie, z tego co wiem byli już inni. Oczywiście po paru komentarzach zgrabnie modyfikuje treść wpisów, zmieniając ich ogólne znaczenie. Zostają tylko wyrazy współczucia.
  Parę dni temu złożyłem propozycje, aby blogerzy napisali wspólną książkę, ale jak zwykle odzew zerowy. Szczerze mówiąc dziwi mnie to. Nie miałem brać żadnej chwały dla siebie. Każdy pisze po opowiadaniu na jakiś konkretny, wspólnie ustalony temat, robi notkę o sobie i zostawia linka do bloga. Ja powoli rezygnuję z większych inicjatyw. Kiedy otwierałem bloga pisałem że każdy może zostawić pytania do autorów, o których wcześniej piszę. Naturalnie zero zaangażowania. Nikt nigdy nie wysłał żadnego pytania, a przecież lubicie rodzimych pisarzy, czytujecie ich itd. 

  W piątek rozmowa z Agnieszką Krawczyk (Morderstwo niedoskonałe).






"Biblia dziennikarstwa" - pod redakcją Andrzeja Skworza i Andrzeja Niziołka

   Kiedy dowiedziałem się że ma ukazać się ta książka, poczułem w sobie dużą ekscytacje i jednocześnie silną potrzebę jej przeczytania. W książce znajdziemy teksty najbardziej liczących się dziennikarzy w naszym kraju. Dodatkowo "Biblia dziennikarstwa" jest podzielona na trzy rozdziały główne, które zawierają dziesiątki podrozdziałów. Przemawiają do nas dziennikarze podzieleni według specjalności jak śledczy, sportowi itd. Książka zawiera szereg dobrych rad dla tych, którzy zaczynają przygodę z dziennikarstwem, wprowadzając  młodych adeptów tego niełatwego zawodu w jej arkana. Trudno jest napisać w paru zdaniach, o czym traktuje książka, ale sam tytuł jej nadany nie jest przesadny. Książka zawiera wiele informacji technicznych jak dobrze pisać, robić korekty tekstów, jak prawidłowo recenzować, przeprowadzić ciekawy wywiad i szereg innych, ciekawych informacji podobnych w sposób ciekawy i przystępny. Ja uważam że książkę trzeba czytać powoli. Ja sam jestem przeciwnikiem zakreślania tekstów, ale w tej książce ledwo się podtrzymywałem od tego. Pozycja zawiera szereg fascynujących przemyśleń.Dodatkowym plusem jest fakt umieszczania zdjęć autorów, oraz krótkie notatki o nich. Na 780 stronach znajdziemy wszystko, co pozwoli nam odbyć ciekawą podróż po dziennikarstwie. Książki nie trzeba czytać według stron. Każdy może wybrać sobie tekst zgodnie ze swoimi zainteresowaniami i się w nim wgłębić. Dodatkowym plusem jest fakt profesjonalnej obróbki tekstu. Czytelnik nie błądzi, szybko może znaleźć interesujący go tekst. "Biblia dziennikarstwa"  jest z pewnością szczególnie bliska studentom dziennikarstwa i kierunków pokrewnych, a także dziennikarzom, osobom piszącym i wszystkim zainteresowanym tą tematyką. Dziennikarstwo to wszystkie media, a po przeczytaniu książki z pewnością lepiej zrozumiemy pracę tych ludzi. Serdecznie polecam.



Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu


"Domek trzech kotów" - Marek Nowakowski


  Po raz pierwszy zetknąłem się z twórczością Marka Nowakowskiego i polubiłem jego prozę od pierwszych stron. Pisarz mnie oczarował historią, którą tak pięknie opisał. Z prostej historii utworzył dzieło sztuki. Głowni bohaterowie to koty. Wokoło nich toczy się ta historia . Zwykłe podwórko, na które pewnego dnia zawitała trójka kotów. Kocica z trzema kociakami. Niby nic wielkiego, ale przecież to ludzka życzliwość i dobre serce sprawiają, że koty przeżywają zimę i coś się zmienia w ludziach. Jak to bywa w tej grupie jest różnie. Koty dzielą kamienicę na tych, którzy chcą ich obecności i na tych, którzy wiele robią, aby usunąć ten widok ze swojego otoczenia. A robi się coraz piękniej. Jeden z mieszkańców z małżonką kupuje budę dla psa, która daje zimą doskonałe schronienie przed zimnem i śniegiem. Autor w ciepły sposób opowiada tę historię. Pokazuje przy tym ważne uniwersalne wartości, mimo że cała akcja dzieje się na kawałku zwykłego podwórka przy zwykłej kamienicy. A ludzie? Oni są tacy jak my. Zwykli, szary, chociaż dla siebie nie są anonimowi. Wszak mieszkają w jednym budynku. Pisarz doskonale pokazuje, że to co wspólne zbliża ludzi, pokonując anonimowość i sztuczne bariery. W zwierzętach nie ma sztuczności, udawania. Są autentyczne. Dlatego może tak bardzo zapadają w pamięć. To książka o wrażliwości, o przyjaźni między człowiekiem a zwierzęciem. Poleca, nie tylko miłośnikom kotów. 


  Książkę w formie elektronicznej  przeczytałem dzięki  uprzejmości Wydawnictwu

na aplikacji do czytania książek


"Inne okręty" - Romuald Pawlak

  Można zaryzykować stwierdzenie że Romuald Pawlak jest pisarzem uniwersalnym. W końcu pisuje do różnych grup odbiorców wiekowo i społecznie. Jego książki są różnorodne gatunkowo, chociaż zdecydowanie prym wiedzie fantastyka. Pisuje powieści i opowiadania, pokazując przy tym lekkie pióro. Kiedy otrzymałem "Inne okręty" do przeczytania, przyznaję że nie byłem zachwycony. Po pierwsze nie lubię fantastyki, a po drugie nie lubię "gdybania", z jakim się spotkałem na tylnej okładce cyt: "A co by było, gdyby koń Pizzara się potknął?". Ale czytałem dalej i autor otrzymał u mnie plusa tym że pisze o podboju Inków przez konkwistadorów. W książce znajdujemy również polskie akcenty. Książka jest oczywiście wymysłem literackim i nie należy jej traktować w sposób historyczny. Szczerze mówiąc również nie za  bardzo rozumiem dlaczego jest uważany za utwór z dziedziny fantastyki. Chyba ze za fantastykę będziemy uważali interpretację własną  historii , albo wątek miłosny. Może jestem zbyt surowy w swojej ocenie? W końcu na fantastyce kompletnie się nie znam. Ogólnie bardzo podoba mi się styl, ale z sama fabułą jest już gorzej. Książkę czyta się szybko, ale mnie trochę męczyła. Szanuję i lubię autora prywatnie, ale zawsze piszę zgodnie z odczuciami. Książka z pewnością przypadnie do gustu fanom tego autora oraz miłośnikom podboju Inków, miłośnikom historii miłosnych i romantykom.

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu


"Chata" - W.M. Young

  Po "Chatę" sięgnąłem stosunkowo dawno. Zachęcony wspaniałymi recenzjami postanowiłem zdobyć książkę i w ciągu par chwil wybrałem się do Empiku i dokonałem zakupu. Następnie jakiś czas leżała na półce, aż a w końcu postanowiłem po nią sięgnąć. Plułem sobie w brodę że nie uczyniłem tego wcześniej, ale widocznie tak miało być. Książkę czytałem długo - około miesiąca. Dlaczego? Powód był taki, iż chciałem jak najwięcej zapamiętać i jak najwięcej wynieść z tej książki. Z reguły nie robią na mnie dużego wrażenia teksty typu "Bestseller numer 1New York Timesa. Ponad 6 milionów sprzedanych egzemplarzy". Kupiłem ją z potrzeby serca, kierowany ciepłymi recenzjami innych. O czym jest książka? Nie chcę tutaj na ten temat za dużo pisać, ale książka przyciąga, daje wiele odpowiedzi oraz uczy. Napiszę ogólnie że jest to piękna historia o relacjach człowieka z Bogiem, opowiedziana oczami Macka - ojca, który stracił córkę, którą morduje zwyrodnialec. Czy Mack będzie w stanie przyjąć zaproszenie Taty i wrócić do chaty, w której wydarzyła się ta tragedia. Nie sposób czytać tę książkę bez emocji. Wręcz przeciwnie. Łzy płyną ciurkiem. Ta książka zostawia w nas zmianę i jest wyjątkową opowieścią o tym jak można przebaczać z Bogiem. A w książce Tata jest kobietą, sympatyczną murzynką. To wyjątkowo ciepła i budząca w sercu nadzieję opowieść. Serdecznie polecam bez względu na to, w co wierzymy. Książka sięga ponad podziały i doskonale pokazuje prawdy, o których zapominamy.

"Blondyn i Blondyna" - Magdalena Kulus

   Kiedy otrzymałem tę książkę jakiś czas temu, uśmiechnąłem się i odłożyłem na półkę. Ale nie na długo. "Blondyn i Blondyna" należy do tych książek, które się czyta poza kolejnością i na dodatek szybko. Coś z półki "nie bierz gdyż inaczej nie odłożysz z powrotem". O czym jest książka? Trudno jest powiedzieć, a każda odpowiedź może być zbyt enigmatyczna. Ogólnie jest to książka o Magdzie i jej czworonożnym przyjacielu - psie Igorze. Kocham takie książki, kocham taki humor. Książka zawiera wiele pozytywnych przesłań, co pozwala doskonale wpłynąć na nasze życie. Dla mnie to swoisty poradnik, połączony ze wspomnieniami i  wspaniałymi naukami zawartymi w prostych zdaniach. To ciekawa książka, ale nade wszystko to mądra książka. Cieszę się że powstała. Ja sam przez parę lat byłem związany z jedną z krakowskich grup, które organizowały wakacyjne wypady dla osób niepełnosprawnych. Mogę powiedzieć szczerze - w życiu nie nauczyłem się tyle, ile wyniosłem z tych dwutygodniowych spotkań przez tamte lata. Magda również poprzez humor, szczerość i dobro wysyła nam komunikaty. "Blondyn i Blondyna" to książka dla każdego, książka o przyjaźni między człowiekiem i psem, o codzienności. Bardzo podoba mi się tekst zawarty na tylnej okładce książki "Każdy człowiek ma swoje Himalaje. Czasem wyczynem godnym zdobycia Korony Ziemi staje się samodzielna wyprawa na uczelnię albo do Kościoła". Z tym cytatem pozostawiam Ciebie czytelniku. Na koniec dodam że Magda prowadzi w sieci bloga w tym miejscu. Serdecznie polecam i zapraszam do wyjątkowej lektury.

 Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu


Wywiad z Mariolą Zaczynską

Piter Murphy: Witaj. Od razu przepraszam że tak przeciągałem nasza rozmowę i dziękuję za wyrozumiałość. Jesteś autorką dobrze przyjętych książek. Wspomnę tutaj o dwóch pozycjach "Gonić króliczka " i druga książka  "Jak to robią twardzielki…" Piszesz o zwykłych kobietach, które możemy spotkać na ulicy, czy w pracy. Skąd czerpiesz inspiracje do swoich książek?

Mariola Zaczyńska: Ha! Mam cię! „Zwykła kobieta, którą możemy spotkać na ulicy, czy w pracy”… Piter! Czy ty wiesz, jak niezwykłe bywają te „zwykłe” kobiety? Mają poczucie humoru, bogate życie wewnętrzne, a bywa, że i - za przeproszeniem - jaja wielkości Teksasu! Przynajmniej takie są moje bohaterki. Zaskakują, kochają, nienawidzą, są odważne lub tchórzliwe, szlachetne lub wręcz przeciwnie: są wredne, kłamią, manipulują… Sam widzisz, co może „zwykła” kobieta! I jak tu o takich nie pisać?
A inspiracje do moich książek?  Zaczyna się od stanu ducha. Rozumiesz: czegoś mi brak. Żeby jednak zacząć pisać muszę jeszcze dostać kopa mentalnego, wiesz, takie mentalnięcie. To może być piękny widok, piękna chwila lub piękny człowiek. Coś, co mnie poruszy. A już jak ruszy, jak mentolnie, to iiiidzie! Inspiracją może być wszystko.

PM: Jesteś pedagogiem, dziennikarzem oraz scenarzystą. Czy w takim przypadku to co nabyłaś w szkołach nie jest czasami przeszkodą, aby rozwinąć skrzydła? Ile jest w tym miejsca na indywidualizm? Szkoły uczą pewnego schematyzmu, zamykają w sztywnych ramach. A jak Ty piszesz?

MZ: Och, Piter, jak ja przez lata szukałam tych ram i schematyzmu! Bo w pisaniu brakowało mi dyscypliny i konsekwencji. Efekt? Niedokończone pomysły w szufladach... Znacie to?
Na studium scenariuszowe łódzkiej Filmówki wybrałam się świadomie, licząc, że ktoś mnie zmusi do trzymania się jakichś ram, terminów, wiesz: praca zadana, praca oddana, a ja przy tym uczę się nowych rzeczy… I rzeczywiście, zobaczyłam, że  można coś zaplanować i wykonać. DOKOŃCZYĆ, mimo wątpliwości i chwil załamania, że wszystko jest do dupy (sorry). Teraz, co zaczynam – kończę.
Ze studium scenariuszowego wyniosłam wiedzę, z której korzystam przy pisaniu. Gdy słyszę, że moje książki są „filmowe”, cieszę się, bo takie właśnie miały być. Dobra szkoła zawsze będzie rozwijała indywidualizm i nigdy nie podetnie skrzydeł. Tak myślę. A jak piszę?... Hahahaha… Dużo wyrzucam. Tnę, jak chirurg, i wyrzucam. Nawet łzy przy tym nie uronię.

PM: Jakie masz zdanie o współczesnym rynku wydawniczym w naszym kraju? Jak
on się bardzo różni od rynków zachodnich?

MZ: Oooo… temat raczej z tych traumatycznych. Fatalne mam zdanie, Piter, fatalne. Schody są na każdym etapie: najpierw przebicia się do wydawcy, potem promocji i sprzedaży książki. Dystrybucja książek w naszym kraju to dramat! Poza tym, hmmm… nie odnosisz wrażenia, że wszyscy piszą? Masakra jakaś. Dziennikarze, celebryci, aktorzy. Jedni mają talent, inni tylko nazwisko i znaną twarz. I, co znamienne, wydawanie „na twarz” się udaje: książki sprzedają się w naprawdę dużych nakładach. Rozumiesz coś z tego? Brakuje mi agentów literackich, takich jak na Zachodzie. Obiecujące są pierwsze kroki Agencji Autorskiej Zetzet, ale do istnienia agentów literackich muszą się jeszcze przygotować nasze wydawnictwa. Rynek zachodni znam, niestety, tylko z informacji prasowych i z literatury. Tam też ludzie marzą o wydaniu bestsellera. I różnie z tym bywa.

PM: Ile czasu w ciągu doby poświęcasz na pisanie? W czasie pisania musisz mieć absolutną ciszę, czy wręcz przeciwnie? Piszesz rano, czy nocą?

MZ: Ajajaj, jaki ty bolesny problem poruszyłeś, Piter! W pracy literackiej pewną kulą u nogi jest moja profesja: dziennikarstwo. Ależ ono mnie zżera! Piszę codziennie. Bo przede wszystkim piszę do gazety, z tego mam chleb. I piszę tak, by było ciekawie, angażuję się, przezywam losy bohaterów reportaży. Jestem nawet laureatką kilku ogólnopolskich nagród dziennikarskich. Spalam się na maksa. Do gazety piszę codziennie i zawsze rano. Powieści piszę wieczorami… o ile mam siły i jeszcze nie zgrzytam zębami na widok literek. Sam widzisz, że to nie idzie w parze. Gdybym chociaż pracowała w banku, albo na izbie przyjęć! Jakaś odmiana by była: tu cyferki, tam gips i opatrunki… po czymś takim wracasz do domu i wręcz tęsknisz za jakaś odskocznią, więc siadasz i piszesz! To, nie! Nie mogło być tak pięknie. Od rana w literkach siedzę!
Przy pisaniu nic mi nie przeszkadza. Może grać muzyka, bębnić telewizor, nawet młot pneumatyczny. Gdy wchodzę w świat reportażu lub pisanej powieści, nie jest w stanie mi nic przeszkodzić.

PM: Aktualnie pracujesz nad...?  Kiedy książka ukaże się w księgarniach?

MZ: Oczywiście pracuję nad kolejną komedią. Nie wiem, kiedy się ukaże, bo wyrzuciłam już dwie wersje pierwszych stu stron. Siedzę teraz nad trzecią i doszłam do 60. strony. Komedia to najtrudniejszy gatunek. Przecież musi być śmiesznie.

PM: Co sądzisz o wydawaniu książek elektronicznych? Czy uważasz ze ludzie wolą czytać książki na papierze wyłącznie z powodu tego ze mogą ją wziąć do ręki, powąchać farbę, dotknąć?

MZ: Nie wiem, kiedy ja się przekonam do książki elektronicznej. Na razie nawet nie próbuję. Może dlatego, że czytam przy jedzeniu. Cóż, ja inaczej przezywam to, co czytam na papierze, niż to, co widzę na ekranie komputera. Inaczej mi się to czyta. Ale wiem, że młodsze pokolenie myśli już inaczej. Starej daty chyba jestem, i tyle.

PM: Jako pisarka spotykasz się z fanami? Gdzie można Ciebie zobaczyć i porozmawiać? Masz jakieś plany dotyczące spotkań autorskich?

MZ: Na częste spotkania nie mam czasu, niestety. Dlatego, z wielką pompą robię promocje przy wydaniu moich książek. Na premierę „Gonić króliczka” przyszło prawie 300 osób i od razu zabrakło książek, bo nikt się nie spodziewał takiej frekwencji. Na „Jak to robią twardzielki…” przyszło już ponad 400 osób. Na największej sali w siedleckim multikinie zabrakło miejsc siedzących, ludzie siadali na schodach, stali w przejściu. A ja myślałam, że jak przyjdzie 40 osób to będzie wspaniale.
Nie odmawiam udziału w kameralnych spotkaniach organizowanych przez znajome panie bibliotekarki i nie biorę wtedy za nie honorariów. Jednak, szczerze mówiąc, nie bardzo wierzę w promocyjną siłę spotkań autorskich. Jeśli wybieram się na takie, bardziej liczę na poznanie ciekawych i fajnych ludzi, bo uwielbiam zawierać nowe przyjaźnie, słuchać ludzi, czuć ich dobrą energię. Jeśli czytelnikom podobają się moje książki i są ciekawi mnie, to dziś nic nie stoi na przeszkodzie, by bezpośrednio dotrzeć do autora.  Dostaję cudowne maile z gratulacjami, pytaniami, pozdrowieniami… Jakże one mnie cieszą! Dodają skrzydeł. Zupełnie inny jest kontakt z ludźmi, którzy czytali moje książki i są mnie ciekawi, niż z potencjalnymi czytelnikami, których na spotkaniach miałabym przekonywać do siebie lub zachęcać do przeczytania tego, co piszę. Takiej misji w sobie nie czuję. Jednak pogadać z kimś, kto mnie polubił poprzez moje książki… Oooo, to co innego!

PM: Ile Marioli Zaczyńskiej jest w jej powieściach? Ile jest w książkach Twoich marzeń?

MZ: No, zdarza się, że Zaczyńska gdzieś się tam plącze… Czasem z premedytacją, czasem zupełnie niezamierzenie. Nie wskazuję jednak palcem, gdzie, kiedy, i dlaczego. Niech to będzie zabawa z czytelnikiem. Jeśli już, to chodzi o jakiś epizod. Nie piszę powieści autobiograficznych. Akcję wymyślam od początku do końca. Ale ludzie lubią doszukiwać się autora w jego dziele, więc często słyszę pytania: to, którą bohaterką jesteś?

PM: Twoi ulubieni pisarze? Wymień tych, którzy są Tobie najbliżsi. Wiem, że z wieloma współczesnymi się przyjaźnisz. Oczywiście chodzi mi o bliskość w sensie literackim.

MZ: Czytam maniacko, więc ukochanych autorów mam naprawdę wielu. Łapię się na tym, że współcześnie nikt nie zrobił na mnie takiego wrażenia, jak kiedyś Fowles, Golding, Dostojewski, Camus, Tołstoj, Galsworthy. Ale może to kwestia naturalnych etapów rozwoju literackiej wrażliwości? Niektóre książki były objawieniem! Teraz to po prostu smaczne pozycje, dostarczające dreszczyku emocji, wzruszeń, rodzące jakiś niepokój lub tęsknotę. Kocham Marqueza, Irwinga, Segala. Uwielbiam też współczesnych polskich autorów, a moja biblioteczka puchnie w szwach od ich książek. No wiesz, trzeba wiedzieć, co robi konkurencja. Jestem zachwycona polską literaturą współczesną! Ależ to potencjał! I wiesz co? Poznałam osobiście wiele Literatek i Literatów… jakież to wspaniałe osobowości!

PM: Na koniec proszę, aby Mariola Zaczyńska powiedziała jakie ma marzenia, takie które mogą się spełnić, a za które my będziemy trzymali kciuki, aby tak się właśnie stało.

MZ: Generalnie uważam się za osobę spełnioną i szczęśliwą. Niewiele potrzebuję. Jeśli już, to trzymajcie kciuki, aby moje komedie były śmieszne i żebym nigdy nie zanudziła czytelników.

PM: Dziękuję "Siłaczce" za rozmowę i życzę kolejnych równie dobrze przyjmowanych przez czytelników  powieści.





Zdjęcie autorstwa Agnieszki Król


W wywiadzie została zachowana oryginalna pisownia.

Luanne Rice - "Ostatni dzień"

    Sięgając po "Ostatni dzień" miałem wielki apetyty na coś wyjątkowego i coś wciągającego. Od pewnego czasu moje oczekiwania czy...