Niedzielne wariacje na jeden głos

  Niedzielne popołudnie spędziłem na siłowni. Uwielbiam włączyć mp4, nałożyć słuchawki na uszy i iść na taśmie przez godzinę nie wiadomo dokąd. Wtedy mam w końcu czas, aby pomyśleć o głównej postaci mojej nowej książki. Napisałem mniej więcej połowę, właściwie zostało rozbudowanie scen i dialogów. Gatunek? Będzie to coś pośrednie między powieścią obyczajową, a horrorem. Ciągle zmieniam tę postać, która jakiś czas temu powstała w moje głowie. Po wielu przemyśleniach skłaniam się ku wydaniu książki w formie papierowej. Oczywiście, ciągle bardzo kibicuję e-bokom, do których zawsze będę miał duży sentyment, ale z komentarzy jasno wynika, że większość z Was chce czytać wydania papierowe. Statystyki są niebłagalne porównując sprzedaż książek elektronicznych w Polsce, a na przykład w USA.Z tego co się orientuję, zakończyła się ostateczna korekta mojej pierwszej książki. Jutro zapytam w Wydawnictwie. Dam znać. A teraz zabieram się do pracy. Pozdrowienia dla Kamili z siłowni. Dziękuję za wypożyczenie filmu :-).

"Sherlockista" - Graham Moore

  Książka jest debiutancką powieścią pisarza, który z zawodu jest historykiem religii w Columbii. Obecnie mieszka w Los Angeles. Po książkę sięgnąłem z prawdziwą przyjemnością, gdyż jestem fanem książek Arthura  Conana Doyla, szczególnie serii z Sherlockiem Holmesem. Główna postać to Harold White, który zostaje przyjęty do towarzystwa wielbicie Sherlocka Holmesa o nazwie " Chłopcy z Beker Street". Nie ma pojęcia, że zostanie wrzucony w wir wydarzeń przypominający przygody Holmesa. Dzieje się wiele. A wszyscy dobrze napisane, dopracowane w każdym szczególe. Naturalnie do utworu należy podejść z przymrużeniem oka, ale to nie oznacza, iż nie znajdziemy w książce wielu zaskakujących i ciekawych historii. Ja się bawiłem doskonale i żałowałem że to już koniec lektury.
  Ja książkę pochłonąłem, gdyż jestem miłośnikiem tego typu historii, napisanych z taką lekkością. Plusem jest to, że rozdziały nie są zbyt długie i autor nie nuży rozwlekłymi opisami. Książka przypadnie do gustu miłośnikom zagadek.


Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu







Piter Murphy: Witaj Lucynko. Spotkanie z Tobą to prawdziwa radość. Mijamy się prawie każdego dnia w wirtualnym miejscu zwanym facebookiem, a teraz jest okazja przysiąść i porozmawiać. Kawa czy herbata?

Lucyna Olejniczak:  Herbatę poproszę. Jeśli można, to zieloną.

PM: Kobieta – wulkan. Takie i podobne stwierdzenia można o Tobie wyczytać w internecie. Wiele zwiedziłaś, przeżyłaś wiele przygód i podobnie jak pani Kwiatkowska żadnej pracy się nie boisz. A mnie przychodzi na myśl pytanie, czy masz zamiar skoczyć na bandżi?

LO:  Na bandżi?! W życiu! Bałabym się, że linka będzie za długa, albo się zerwie i skończę w postaci mało efektownego placka na ziemi. Ale już na lot spadochronem za motorówką w Tunezji nie trzeba mnie było długo namawiać. To było wspaniałe uczucie. Wprawdzie z dołu wyglądało to pewnie na transport wieloryba drogą powietrzną, ale ja tam na górze byłam bardzo szczęśliwa. Spokój, cisza i tylko wiatr świszczący w linkach spadochronu. A w dole błękitne morze. Ech… marzenie…

PM: Pracowałaś w Stanach Zjednoczonych, pracowałaś na Hawajach, Skąd w Tobie tyle energii? 

LO: Mieszkałam też i pracowałam w Paryżu przez prawie dwa lata. W Ameryce zarabiałam na życie jako opiekunka starszych osób, ale na Hawaje poleciałam prywatnie, na urlop. Jeśli ktoś kiedykolwiek zechce wydać moją Opiekunkę, która do tej pory istniała tylko w Internecie, czytelnicy dowiedzą się, jak naprawdę było z tymi Hawajami. I za jakie specjalne zasługi dostałam premię w postaci owego wyjazdu.

PM: Prowadzisz literacko – rodzinne śledztwa dotyczące przodków (Teodora Henzelmanna). Możesz przybliżyć czytelnikom tę historię?

LO: Przede wszystkim muszę Cię pochwalić za nieprzekręcenie nazwiska mojego przodka. Od czasów szkolnych miałam z nim kłopoty, nie tylko z pisaniem go, ale i z wymową Nauczyłam się więc przedstawiać jako „Lucyna - Henzelmann - samo - h - i dwa - n - na- końcu”. Niemal na jednym wydechu.
Jeśli chodzi o książkę, jest to historia prawdziwych poszukiwań śladów mojego przodka z niezbyt prawdziwymi bohaterami i z wymyśloną historią wypadku. Niewiele dowiedziałam się na temat samego pradziadka, postanowiłam więc pofantazjować na jego temat. Część akcji dzieje się we współczesnym Krakowie, część w roku 1900, w dniu wypadku. Najprzyjemniej wspominam chwile spędzone w archiwach i w bibliotece na przeglądaniu starych dokumentów oraz  roczników „Czasu” krakowskiego, z którego wybierałam „smaczki” do części XIX-wiecznej. Z tego, co wiem, najbardziej spodobał się czytelniczkom mój książkowy Tadeusz, dziennikarz krakowskiej gazety. Mnie też.  Niestety, wymyśliłam go, bo tacy faceci w przyrodzie raczej nie występują…

PM: Swoją przygodę z pisaniem rozpoczęłaś od „Mojego podwórka”. Twoje opowiadanie w konkursie literackim zostało zauważone, a Ty wtedy pomyślałaś…”może mam talent”? Od tego momentu się zaczęło, czy były inne?

LO: Ten talent albo raczej łatwość pisania odkryły moje dzieci, kiedy dostawały ode mnie długie listy ze Stanów. Opisywałam w nich niemal dzień po dniu wszystko, co tylko mi się tam przydarzyło. A że działo się dużo i śmiesznie, zawsze miałam o czym pisać. Była babcia szukająca ukradzionego dnia tygodnia i rozmawiająca z duchami swoich sióstr oraz wciągająca mnie w tę grę. Był też starszy pan, który umierał co tydzień i dzwonił do zakładu pogrzebowego, żeby przyjechali po jego zwłoki, oraz zakochany we mnie milioner. I cóż z tego, że był trochę chory psychicznie i chciał mnie zoperować, bo „przeczytał wszystkie książki medyczne i potrafi to zrobić”? Ale się zakochał. I to milioner!
Po powrocie syn namówił mnie, żebym zrobiła z tego książkę. Tak właśnie powstała „Opiekunka czyli Ameryka widziana z fotela”, która nadal czeka na wydawcę. Było już kilka rozmów z różnymi wydawcami, z jednym już-już miałam podpisywać umowę, ale po bardzo podniecającej grze wstępnej sprawa się rozmyła.
Po konkursie „Moje Podwórko” na pisanie zaczął mnie też namawiać dziennikarz, jeden z organizatorów tego konkursu. Przeczytał fragmenty „Opiekunki” i zachęcał do dalszej pracy nad książką. To właśnie on napisał mi notkę na ostatnią stronę okładki „Wypadku na ulicy Starowiślnej” i przyszedł jako gość specjalny na moje spotkanie autorskie w krakowskim Empiku.

PM: „Wypadek na ulicy Starowiślnej” jest próbą wskrzeszenia przodka. Na pomysł książki wpadłaś przypadkowo, czytając artykuł w gazecie?

LO: To prawda. Mój pradziadek był sierżantem straży ogniowej w c.k. Krakowie. I tylko tyle o nim wiedziałam. Aż tu pewnego dnia zobaczyłam w internetowym wydaniu Dziennika Krakowskiego notkę w rubryce „W Krakowie przed stu laty” o wypadku, któremu „wczoraj” uległ jadący wozem strażackim sierżant Teodor Henzelmann, „raniąc się przy tym silnie w głowę”. Słowo pisane ma dla mnie wielką moc i chociaż zdarzyło się to 13 lipca 1900 roku, a ja przeczytałam o wypadku sto lat później, słowo „wczoraj” sprawiło, że odebrałam to bardzo emocjonalnie. Jakby ktoś z najbliższej rodziny uległ dzień wcześniej wypadkowi i leżał teraz z rozbitą głową w szpitalu. Wtedy to właśnie postanowiłam dowiedzieć się o moim przodku, a jednocześnie o mojej rodzinie  trochę więcej. Niewiele w sumie odkryłam, ale książka powstała i teraz sama już wierzę w tę historię.

PM: Pojawia się kolejna książka: „Dagerotyp. Tajemnica Chopina”, która jest przyjęta bardzo ciepło przez czytelników. Skąd czerpiesz pomysły do swoich książek?

LO: Dagerotyp to moje ukochane dziecko i nad tą książką najwięcej się napracowałam. Chciałam przybliżyć czytelnikom postać Chopina, odbrązowić go. U mnie jest zwykłym człowiekiem z wszystkimi wadami i zaletami przynależnymi młodym ludziom i o ogromnym poczuciu humoru, bo „mój” Chopin zaczyna dopiero swoją karierę w Paryżu. Żeby historia była jak najbardziej prawdopodobna, przeczytałam niemal wszystkie jego biografie, wszelkie dostępne opracowania na jego temat, listy itp. Nie wiem, czy udało mi się osiągnąć zamierzony cel, czyli „ocieplić” nieco wizerunek naszego Fryderyka. Niestety, u nas Chopin nadal traktowany jest „z pewną taką nieśmiałością”, bardziej doceniany jest w świecie niż w swoim rodzinnym kraju. Dla poważnych znawców Chopina moja książka jest niepoważna ( jest tam scena, o zgrozo!, w której Chopin wychodzi pijany z kolacji u znajomych. Poza tym podrywa kobiety! ), dla przeciętnego czytelnika zbyt poważna, bo jest tam sporo muzyki… Na szczęście są i tacy, którym ta książka mimo wszystko się podoba.
Pomysły podsuwa mi zwykle syn, to on ma ogromną wyobraźnię, ja jestem zwykłym wyrobnikiem.

PM: Piszesz rano, wieczorem, codziennie? Masz jakiś rytuał? Włączanie muzyki, może jest to coś innego co pomaga wpisaniu?

LO: Piszę zwykle rano, bo wtedy mam względny spokój. Potem zajmuję się rozlicznymi obowiązkami i wracam do pisania po południu, chociaż to już nie jest to samo. Po południu zaczynają się telefony, ruch za oknem, telewizor za ścianą i tym podobne przerywacze. A ja muszę mieć spokój, czyli żadnej muzyki, żadnych telefonów, żadnych plotkujących sąsiadek pod oknem. Tylko komputer, ja i mnóstwo herbaty.

PM: Z tego co wiem, uznanym literatem jest również Twój syn. Czytałem niedawno jego opowiadania w zbiorku wydanym przez „Czwarty Wymiar” i są bardzo klimatyczne. Wiem, iż jesteście dla siebie pierwszymi recenzentami i krytykami. Czy rodzinne koligacje nie wpływają subiektywnie na odbiór i ocenę utworów?

LO: Tak, syn ma już spory dorobek literacki, dwie wydane książki, udział w kilku antologiach, opowiadania w czasopismach fantastycznych oraz artykuły w Czwartym Wymiarze, którego jest stałym współpracownikiem. Rodzinne koligacje zupełnie nie wpływają na naszą ocenę, jesteśmy dla swoich tekstów bardzo wymagający, często się kłócimy, udowadniamy swoje racje, ale zawsze kończy się to porozumieniem dla dobra tekstu. Nie wyobrażam sobie lepszego krytyka i redaktora, a on też z całym zaufaniem przyjmuje moje uwagi. Zdarza się nam nawet dopisywać wzajemnie niewielkie fragmenty i mamy z tego ogromną frajdę przy czytaniu gotowej już książki. „To moje!” – wołamy zadowoleni, kiedy trafimy na swój kawałek.
Teraz jeszcze do grona piszących dołączyła moja siostra, której książka dla dzieci ukaże się w grudniu. Będę otoczona fachowcami.

PM: Lucyna Olejniczak aktualnie pracuje nad…? Uchylisz rąbka tajemnicy?

LO: O, mam sporo planów i jak zwykle robię kilka rzeczy na raz, dlatego właśnie kradnę każdy kawałeczek dnia na pisanie. A Internet, zwłaszcza FB, wykrada mi go sporo. Chyba jestem uzależniona. Przede wszystkim robię poprawki do swojej nowej, zupełnie innej, niż dotychczas książki. Są to dzieje pewnej rodziny z Nowej Huty widziane oczami dziecka. Jest już wydawca, mam nadzieję, że poprawki będą po jego myśli. Poza tym jestem w trakcie pisania trzeciej części przygód mojej Lucyny i Tadeusza, tym razem w Irlandii. Będzie tajemnicze zniknięcie kobiet, jednej współczesnej, drugiej z XIX wieku, runy, magia i legendy celtyckie. Fragment jest już po pierwszym czytaniu w dużym wydawnictwie, teraz musi przejść przez kolegium redaktorskie. No i cały czas tłumaczę z francuskiego książkę, która  ukazała się już w ośmiu językach świata, ale nie po polsku. Poprosił mnie o to mąż nieżyjącej już autorki i od niego dostałam specjalny egzemplarz. Jest to historia XIII-wiecznej rodziny paryskiego złotnika. Jest tam wszystko: nieszczęśliwa miłość, zdrada, gwałt i niespodziewany cud. Jeśli znajdę wydawcę książka z pewnością spodoba się polskim czytelnikom. A zwłaszcza czytelniczkom.

PM: Jak oceniasz rynek wydawniczy, a jak czytelniczy w Polsce? Mieszkałaś w USA i z pewnością masz porównanie. Czy Polska wypada blado w ostatecznych rozliczeniach?

LO: Trudno mi na to pytanie odpowiedzieć, ponieważ kiedy byłam a Stanach, jeszcze nie pisałam i nie interesowałam się tym tematem. Natomiast mam we Francji zaprzyjaźnioną pisarkę starszego pokolenia, która twierdzi, że francuski rynek wydawniczy przeżywa kryzys, a ona sama prawie nie zarabia na swoich książkach. Jeśli już, to raczej na spotkaniach autorskich. U nas pewnie jest tak samo, więc sytuacja chyba porównywalna.

PM: Dziękuję za rozmowę i życzę kolejnych, wielkich dzieł, weny twórczej oraz wielu wspaniałych fanów Twoich książek.

LO: To ja dziękuję. Bardzo miło mi się z Tobą rozmawiało. I jeszcze ta pyszna zielona herbata, odpowiednio zaparzona, tak jak lubię. To było naprawdę przyjemne spotkanie.






Czwartkowe ogłoszenia...

 Jutro (jeżeli uda się to już w porannych godzinach) umieszczę wywiad z Lucyną Olejniczak. Już dzisiaj serdecznie zapraszam do przeczytania tej rozmowy. A będzie się działo :-)

  Mnie niestety dopadła jesienna melancholia i przemęczenie. Od paru dni nie napisałem niczego konstruktywnego. Mam ochotę zapaść w sen zimowy i obudzić się wiosną. Ale mogę wyłącznie pomarzyć. Wyraziłem zgodę na parę p[rojektów i powoli przestaję to ogarniać. 
  Przypominam, że pod tym adresem można ściągnąć bezpłatnie książkę z opowieściami, napisanymi przez grupę "tfórców". Po raz pierwszy virtualo udostępniła książkę w formacie MOBI. Zapraszam do ściągnięcia i czytania. Znajduje się tam również moje opowiadanie. Na koniec dodam że pliki są na platformie beta virtualo, co dla twórców "Halloween po polsku" jest dodatkowym sukcesem.



"Okno z widokiem" - Magdalena Kordel

  Dzisiaj będzie trochę "prywaty", ale myślę że to dobry czas, aby o tym napisać. Przyznaję się publicznie, że wydawnictwo "Sol" jest moim ukochanym wydawnictwem. Zauważyłem pewną zależność, ale zaznaczam, że jest to moja osobista interpretacja faktów. Kiedy sięgam po książkę pisaną przez kobietę w wydawnictwie założonego przez inną, znaną pisarkę Monikę Szwaję,zawsze jest to książka z której się wylewa optymizm, a z kolekcji pisarze mężczyźni tworzą książki na tematy poważne, często smutne, ale równie wspaniałe. Tym razem również się nie zawiodłem.  Dzięki "Oknu z widokiem" odkryłem kolejną, wspaniałą pisarkę. Nie lubię pisać o czym jest dana książką, o tym zawsze możemy wyczytać na okładce, albo w necie. Magdalena Kordel zafundowała mi wesołą historię, przy której się odpręzyłem. Zaczęło się niewinnie, od....diabła. A potem były kolejne strony, a autorka rozpaliła moją wyobraźnię. Kapliczka św. Antoniego, przyjazd grupy studentów do Malowniczej i wiele przygód, które pokazują wielki talent gawędziarsko -  komiczny autorki. Pisarka ma nosa do swoich powieści, a wydawca do wspaniałych, polskich pisarzy. Dopisuję Magdalenę Kordel do listy ulubionych, polskich pisarzy i chętnie sięgnę po inne książki tej autorki.

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu


Rozmowa o książkach elektronicznych z wydawcą RW2010


Witaj Macieju. Zaproponowałem Tobie tę rozmowę, gdyż cenię Wydawnictwo z którym się sam związałem na parę lat. Sądzę, że wielu ludzi nie miało styczności z książkami elektronicznymi i stąd wynika ich niechęć do tego rodzaju czytelnictwa. Kiedy wydałem „Trzy” wiele osób w komentarzach przy recenzjach blogerów pisało, że chętnie przeczyta, ale w wersji papierowej. Oczywiście głównie wynika to z faktu braku posiadania czytnika, ale duża część jest po prostu przyzwyczajona do dotyku papieru i zapachu farby drukarskiej. Z drugiej strony codziennie czytamy wiadomości w sieci, blogi itd.


Piter Murphy: Macieju. Jesteś założycielem Wydawnictwa RW2010. Możesz przedstawić czytelnikom ideę wydawnictwa, oraz jego funkcjonowanie?

Maciej Ślużyński: Dokładniej rzecz ujmując – na pomysł wpadł mój osiemnastoletni syn, Mateusz. On też jest właścicielem firmy; założył ją na cztery dni przed maturą... A idea jest stosunkowo prosta; chcieliśmy dać możliwość Autorom, którzy mają gotowe utwory, aby mogli je zaprezentować szerszej publiczności. Do tego służyć ma serwis www.rw2010.pl – czyli platforma self-publishing, gdzie każdy może opublikować swój utwór w postacie e-booka. Jednocześnie spośród utworów u nas publikowanych Czytelnicy poprzez system komentarzy wybierają najlepsze pozycje, które potem trafiają do dalszej „obróbki”, czyli otrzymują redakcję, korektę, okładkę i miejsce w naszej ofercie wydawniczej. Dodam jeszcze jedno – według posiadanych przeze mnie informacji z kilku wydawnictw, w ich „procesie produkcyjnym” do druku kwalifikuje się zaledwie 1% maszynopisów, które do nich trafiają. I to nie dlatego, że pozostałe 99% to są złe książki; po prostu takie maja „moce przerobowe”. My czekamy właśnie na te 99%...

PM: Jesteś optymistą. Głęboko wierzysz w fakt rozwijania się rynku książek elektronicznych. Uważasz, że szybko staniemy się chłonnym rynkiem na ten rodzaj książek?

MŚ: Tak, jestem o tym przekonany. Przykład Stanów Zjednoczonych i sukcesy sprzedaży Amazon.com dają nam nadzieję. Wprawdzie u nas droga do takich wyników jeszcze daleka, ale ktoś musi zrobić pierwszy krok... Oczywiście ten rynek, rynek książki elektronicznej, nie może funkcjonować w oderwaniu od rynku czytników; bo czytanie e-booka na komputerze, choć to forma najbardziej w tej chwili dostępna, jest najgorszym z możliwych rozwiązań. E-czytniki – to wygoda i wielka szansa na rozwój rynku publikacji elektronicznych.

PM: Wydanie książki w RW2010 jest darmowe. Podobnie jak dystrybucja itd. Wiem, że ruszyła właśnie pierwsza oferta wydawnicza dla księgarni i hurtowni w kraju i poza jego granicami. Co trzeba zrobić, aby wydać u Was? Do oferty kierujecie wszystkie pozycje, które przyjmujecie, czy tylko dokładnie wybrane? Możesz zdradzić gdzie można zakupić e-książki z oferty?

MŚ: Aby opublikować u nas swój utwór, należy założyć konto użytkownika i... mieć taki utwór. To w zupełności wystarczy. Potem głos należy do naszych Czytelników; jeśli docenią i ocenią jakąś publikację, wtedy z przyjemnością podejmujemy się jej profesjonalnego wydania. Oczywiście – w formie e-booka. Wszystkie utwory są do nabycie w naszym serwisie, a te najlepsze, wybrane przez Czytelników będą trafiać do tych księgarń, które uda nam się zainteresować naszą ofertą.

PM: Wierzysz, że ktoś wydający książkę elektroniczną w naszym kraju może wydać bestseller? Masz „nosa” do dobrych autorów?

MŚ: Nie mam „nosa”, ale opieram się na opiniach naszych Czytelników. Być może mam trochę intuicji, ale wolę słuchać rad i wskazówek osób, które czytają więcej niż ja. I które mają gust odmienny od mojego. Ja przez wiele lat nauczyłem się nie kierować własnymi preferencjami czytelniczymi, bo to w zdecydowany sposób zawęziłoby zakres publikacji.

PM: Cena książki wydanej w Waszym Wydawnictwie nie przekracza 10 złotych. To jest górny pułap cenowy. Duża część autorów decyduje się na darmowe pozycje. Czy to jest element, który ma wpłynąć na ewentualny zakup?

MŚ: Tak i nie. Autorzy wystawiają darmowe fragmenty większych całości, aby dać Czytelnikowi szansę na wyrobienie sobie opinii. W księgarni każdy może przecież wziąć dowolną książkę z półki, przeczytać kilka stron i podjąć decyzję o jej zakupie, bądź rezygnacji z zakupu. Dlaczego my nie mielibyśmy dać takiej możliwości naszym Czytelnikom?

PM: Masz jakiś pomysł, jak przyciągać potencjalnych czytelników?

MŚ: Czytelników nie musimy przyciągać; wiem, to brzmi jak przechwalanie się, ale wierzę w moc self-publishingu i prace naszych Autorów. My tylko musimy czytelników powiadomić, że istnieje coś takiego jak RW2010. Nasza oferta cenowo jest naprawdę wyjątkowa, a merytorycznie... też uważam, że nie mamy się czego wstydzić. Największy problem mamy z dotarciem do tak zwanego „masowego” odbiorcy – przy czym słowo „masowy” w przypadku osób czytających książki elektroniczne trzeba póki co wziąć w duży nawias.

PM: Założyłeś Wydawnictwo skierowane na wydawanie książek elektronicznych. Czy to znaczy, że papierowym wersjom mówicie zdecydowanie NIE? Nie planujesz wprowadzenie również oferty „druk na żądanie”. Z pewnością wiele osób byłoby zainteresowanych takim rozwiązaniem. Myślę, że czytelnik jest gotowy zapłacić dużo więcej za druk i wysyłkę egzemplarza.

MŚ: Znów odpowiem przewrotnie – tak i nie. Oczywiście nie jestem przeciwny wydawaniu książek na papierze. Ale to jest spora inwestycja, duże obciążenie logistyczne dla firmy i wielka niewiadoma. Dlatego proponujemy e-booki, jako praktycznie bezkosztowe publikacje. Ale jeśli uda nam się wprowadzić do księgarń jakąś pozycję i sprzedać kilka tysięcy licencji... Wtedy z przyjemnością doprowadzimy do wydania tej pozycji także w formie tradycyjnej. Ale nie ukrywam, że naszym głównym celem i obszarem naszych zainteresowań pozostaje rynek e-booków.

PM: Wydawnictwo działa blisko pół roku. Zauważyłeś jakieś zmiany w nastawieniu czytelników do e-booków? Wzrasta ich sprzedaż?

MŚ: O wynikach sprzedaży mogę powiedzieć tylko tyle, że rosną z miesiąca na miesiąc, ale nadal nie są zbyt wysokie. Ale zmiany w nastawieniu czytelników i Autorów są już dostrzegalne. Pamiętam, gdy w marcu rozpuszczałem nieśmiałe wici po forach literackich, opinie na temat e-booków i self-publishingu były... no, krótko mówiąc miażdżące. Większość osób piszących i czytających uważała nasza inicjatywę za coś poniżej wszelkich kryteriów. Teraz z przyjemnością obserwuję, że nawet najbardziej zagorzali przeciwnicy e-booków zaczynają dostrzegać drzemiący w nich potencjał.

PM: Na facebooku powstała grupa ludzi, którzy prowadzą dyskusje na temat książek elektronicznych „Porozmawiajmy o ebookach”. Grupa prężnie się rozwija. Co wnioskujesz z dyskusji, które się tam toczą? Można przekonać pisarzy tzw: tradycyjnych do e-książek?

MŚ: Można i trzeba. Na szczęście to nie jest kwestia argumentów – bo te przemawiają za e-bookami – tylko czasu i drobnej zmiany przyzwyczajeń. Na co dzień spotykam się z argumentami przemawiającymi za książką tradycyjną, takimi jak szelest kartek i zapach farby drukarskiej... Zdumiewające, że te opinie wyrażane są nie przy pomocy listów na czerpanym papierze, pisanych gęsim piórem, lecz na forach internetowych, portalach społecznościowych, poprzez internet bezprzewodowy... Zobacz, jak łatwo przyszło nam wszystkim zrezygnować z telefonów stacjonarnych na rzecz znacznie wygodniejszych telefonów komórkowych! Jestem przekonany, że z e-bookami będzie podobnie.

PM: Moje ostatnie pytanie dotyczy rozwoju portalu RW2010. Planujesz jakieś modyfikacje?

MŚ: Tak. Staramy się uruchomić wersję mobilną strony, ponadto uważnie słuchamy naszych użytkowników i w miarę naszych możliwości reagujemy na ich sugestie dotyczące funkcjonalności serwisu, a także szykujemy jeszcze własne rozwiązania, których głównym zadaniem jest ułatwienie życia naszym Autorom, naszym Czytelnikom i... nam ;-)

PM: Dziękuję za rozmowę. 



 



Mateusz Ślużyński - współwłaściciel wydawnictwa RW2010

"Czarny Wygon. Starzyzna" - Stefan Darda

  Od przeczytania tej książki minęło parę dni, ale nie byłem w stanie napisać niczego do tej pory. Przez jakiś czas pozwalam sobie na dalszą "duchową strawę" po książkach, które odbieram inaczej, na swój sposób. Darda znowu zabrał mnie do świata równoległego świata. Nie wiem, skąd czerpie pomysły do swoich książek, ale to dzięki temu że są tak oryginalne i podane w taki sposób przyciągają do czytania, nie pozwalając na  częste rozstania z książką. Autor jest przykładem artysty, który udowadnia, że nie trzeba ścielić trupa i wylewać hektolitrów krwi, aby napisać dobrą powieść grozy. Książka jest naturalną kontynuacją czasowego kontynuowania  części pierwszej. Dlatego nie sposób czytać "Starzyzny" bez wczesnego przeczytania "Słonecznej Doliny". Na jaw wychodzą fakty, które pozwalają wiele wyjaśnić  i rozpoczyna się walka. Kto ją wygra? Żywi, czy martwi? 
  Kiedy brałem drugą część "Czarnego Wygonu"  bałem się rozczarowania, które jest częstą konsekwencją opowiadania  dalszych losów bohaterów, którzy są pisane pod wpływem dobrego przyjęcia przez czytelników poprzedniego tomu. U Dardy jest inaczej. Jest naturalny w tym co pisze, nie ma tutaj udawania, czy też pisania na siłę i pod czytelników. Czy można było napisać coś bardziej genialnego niż pierwsza część? Okazuje się że można. Ale nie każdy pisarz to potrafi. Tym razem emocji było  o wiele więcej, a nastrój który mi towarzyszył przy czytaniu był mieszanką ciekawości co dalej z dużym stopniem napięcia. Nie mam pojęcia, jak Darda to robi. Czy to tylko talent, czy też wejście w konszachty z ciemnymi mocami? Proste historie, oparte w realiach polskich wsi z ubiegłego wieku, które mają w sobie większy potencjał grozy, niż książki Kinga. Swobodny język, którym operuje i dialogi są godne pozazdroszczenia. Kiedy czytam książki Stefana Dardy, mój mózg pracuje na zwielokrotnionych obrotach. Pisarz nie pozwala sobie na zbędne słowa, na zbędne opisy. Ja mogę napisać, że w polskim horrorze Darda nie ma konkurencji i wydaje mi się, że długo to się nie zmieni. Powód jest prosty. Tego typu talent rodzi się raz na  wiele lat. Czekam na kolejne książki, życząc sobie i każdemu czytelnikowi, aby były jeszcze straszniejsze od poprzednich. Czekam na trzecią część "Bisy". Ufam, że lektura nie doprowadzi mnie do ataku serca. A przy każdej książce Pana Stefana duża porcja strachu murowana.

  Właśnie przeczytałem na stronie autora dobrą wiadomość. Książka  "Czarny Wygon. Słoneczna Dolina" otrzymała trzecie miejsce w plebiscycie czytelników polskiej literatury fantastycznej Nautilus za rok 2010. Myślę, że w pełni zasłużona nagroda. Gratuluję autorowi.

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu 

31.10

  Stało się. Wystartowała  facebookowa strona. Wielkie podziękowania dla pomysłodawczyni i koordynatorki całego przedsięwzięcia Kingi Ochendowskiej. O co chodzi? No cóż...zapraszam na stronę 3110.pl oraz do polubienia na facebooku. 

   Przewidziane są atrakcyjne konkursy itd..  Jakiś czas temu zostałem zaproszony do tego projektu, przyjąłem to zaproszenie bez zastanowienia. To dla mnie zaszczyt wydać książkę wespół z liczącymi się nazwiskami na niwie literackiej. Reprezentujemy różne gatunki literackie, ale udało nam się znaleźć wspólny mianownik. O co chodzi? O tym na stronie Efektem jest książka elektroniczna, do której ściągnięcia serdecznie zapraszam. Znalazło się tam również moje opowiadanie "Duch z dzieciństwa". Pracowaliśmy nad tym wiele tygodni, a rezultaty? Sami oceńcie. Zapraszam na stronę, oraz do ściągnięcia e-książki. Ja już mam i zaraz zabieram się za czytanie. W kwestii technicznej - ksiazka jest do ściągnięcia na serwerze Virtualo, aby ściągnąć e-boka, trzeba się zalogować, albo dokonać rejestracji w przypadku braku konta. W razie problemów służę pomocą. Opowiadania są naprawdę świetne. To nowatorskie przedsięwzięcie, które pokazuje że ludzi może coś zjednoczyć. Tylko proszę mi tutaj znowu nie kręcić nosem, że nie na papierze, że bolą oczy itd. Inaczej...strach się bać. Oczywiście książka jest bezpłatna.


Wywiad z Łukaszem Orbitowskim

Piter Murphy: Witaj Łukaszu. Na rozmowę umawiałem się dawno temu, ale co się odwlecze...Jesteś młodym człowiekiem, z wykształcenia filozof, a z zamiłowania kulturysta. Wydajesz się być barwną postacią w świecie artystycznym. Zacznijmy od tego, o czym piszesz. A piszesz wiele....

Łukasz Orbitowski: Czasem mi morda sinieje. O taka barwność ci chodzi? Innymi słowy, jeśli ja jestem barwny to znaczy, że ze światkiem artystycznym nie jest najlepiej. Powiedzmy – domagałbym się nasycenia tych środowisk innymi barwami niż czarny i czerwony. A może kłopot w tym, ze artyści zbyt wiele energii poświęcają na domaganie się tego i owego? Ja wolę więc ten czas poświęcić na pracę. Ogrom roboty to oczywiście publicystyka, oferująca, z jednej strony zdobycie wiedzy i utrzymanie jako takiej intelektualnej świeżości, z drugiej – to po prostu praca zarobkowa. Tekstów publicystycznych wypuszczam całkiem sporo, ale z prozą jest już gorzej. Zwróć uwagę, ze w tym roku nie ukazała się żadna książka. Niebawem będą dwie dwie. Każda – jak wszystkie poprzednie – o miłości.

PM: Twoje ulubione klimaty to fantastyka i horror. Dlaczego właśnie „orbitujesz” wokoło nich?

ŁO: Właściwie to nie wiem, tak się złożyło. Może powinieneś o to zapytać ludzi, którzy twierdzą, że piszę horrory? Na początku silnie inspirowałem się Kingiem, Herbertem, ale było to dawno temu. Niczego się nie wypieram, mówię jak jest, a jest tak, że dana tematyka, sam pomysł na tekst literacki ujawnia się niejako poza autorem. Po prostu wpada do głowy. I najczęściej jest to pomysł związany z fantastyką. Niekiedy, już podczas opracowywania tematu okazuje się, że fantastyczność, także ta ‘straszna’ jest najlepszym sposobem na oddanie tego, co chcę powiedzieć. Przydaje jednostkowym wydarzeniom klamrę ogólności, kosmicznego porządku.

PM: Zdobywasz wiele nagród literackich. Jesteś dostrzeżony i doceniany. Jak to wpływa na Twoje codzienne życie? Założyłeś rodzinę, jesteś szczęśliwym mężem i ojcem.

ŁO: Jest zupełnie inaczej. Nie mam już rodziny, oczekiwania moje, mojej byłej żony względem życia okazały się zaskakująco odmienne od siebie i nie poradziliśmy sobie we dwoje. Nie wiem czy dostrzeżenie i docenienie wpływa na mnie w jakiś sposób poza tym, że łatwiej mi uprawiać pracę twórczą. Stała się moim zawodem. Ale jest chyba tak, że dziwność życia rodzi pisanie. Moje życie jest dość dziwne. Pisanie też.

PM: Skąd czerpiesz pomysły do swoich książek?

ŁO:Nie ma w tym żadnej tajemnicy. Najpierw pojawia się jedno wydarzenie, jakaś postać, potem przychodzą kolejne. Czekam spokojnie, aż jedno z drugim się połączy, a jeśli się nie połączy, muszę dalej czekać. Przypomina to trochę rekonstruowanie jakiejś starej historii na podstawie materiałów znalezionych w kufrze na strychu. Układasz zdjęcia, nagrania, fragmenty listów, wycinki z gazet, resztę należy domyśleć i jest. Bardzo, bardzo wiele dokonuje się podczas pisania. Wymyślam pisząc. Najlepsze pomysły przychodzą do głowy w saunie.

PM: Bohaterowie Twoich książek są różni. Czy są jakoś związani z Tobą? Ile jest przypadkowości w bohaterach?

ŁO:wydaje mi się, że w przeważającej liczbie przypadków piszę o jednym bohaterze, przetworzonym przez akcydentalne czynniki biograficzne, środowiskowe. Ten człowiek w jakiś sposób się ze mną łączy: zauważyłem po prostu, że gdy przestaje się łączyć, dzieje się to ze szkodą dla tekstu. Nie ma jednak mowy o prostym przełożeniu. Niektóre cechy, zachowania, celowo wzmacniam, inne tuszuję. Są i inni bohaterowie, drugiego i trzeciego planu. Ich konstruowanie przychodzi oporniej, czasem są zespołem cech, czasem łączę paru ludzi, których znam, czasem po prostu przychodzą. Różnie z tym bywa.

PM: Piszesz o wydarzeniach historycznych i przekształcasz je na horrory i umieszczasz w czasach współczesnych. Tak widzisz swoje manifestacje artystyczne?

ŁO:Raczej nie. Przygoda z historią zdarzyła się i dobiegła końca. Zaowocuje jeszcze dwoma książkami. Interesuje mnie po prostu robienie rzeczy nowych, którymi nikt inny jeszcze nie zdążył się zająć

PM: Nie obawiasz się, że w młodym czytelniku Twoje książki mogą znaleźć niezrozumienie wśród młodych czytelników, a co za tym idzie odrzucenie? Z pewnością zdajesz sobie sprawę, jak obecnie wyglądają lekcje języka polskiego w naszych szkołach. Wyobraźnia jest raczej zabijana, niż rozbudzana.

ŁO:kiedyś wydawało mi się, że moje teksty rozpracuje nawet czternastolatek, ale chyba rzeczywiście przeszarżowałem, to znaczy przegapiłem moment, w którym ja, bądź co bądź gówniarz stałem się pisarzem dla dorosłych. I dla dorosłych teraz piszę. Spróbuję jednak odwrócić to co próbujesz sugerować. A czemu nie ma być tak, że ten nieszczęsny uczeń, umordowany miałkością lekcji polskiego (jeśli rzeczywiście są one miałkie, ja miałem fantastyczne) zwraca się ku poszukiwaniom innych, żywotnych treści w literaturze? Wówczas natrafi na wielu interesujących autorów, niekoniecznie na mnie – z literaturą naprawdę nie jest tak źle jak ludzie mówią. Język polski w szkole można uczynić ciekawym. Wystarczy czytać ze zrozumieniem Paska, Słowackiego, Iwaszkiewicza, Tyrmanda, Gombrowicza i wielu innych. Sienkiewicza także.

PM: Na koniec chcę zapytać o sprawę, która mnie nurtuję. Jakiś czas temu czytałem ranking przodujących finansowo pisarzy świata. Interesuje mnie Twoje zdanie na ten temat. Czy uważasz, że pisarze są opłacani adekwatnie do talentu i pracy? Pisanie bez dwóch zdań należy do ciężkiej pracy. W naszym kraju pisarze otrzymują ochłapy, na świecie szybko zostają milionerami. Uważasz, że trzeba zmienić myślenie polaków w stylu „polski pisarz, to gorszy pisarz niż zagraniczny”?

ŁO:Nie istnieje kwota wystarczająco wysoka, aby opłacić mnie adekwatnie do mojego talentu i pracy J. Więc będę sfrustrowany do końca życia.   Odpowiadając serio, to chyba, w pierwszym rzędzie, należy podzielić pisarzy na anglojęzycznych i wszelkich innych. Dzisiejszy pisarscy milionerzy: King, Rowling, Meyer, Patterson, Coben wysłowili się po angielsku, lub, co częstsze, udawali że się wysławiają. Pisarz operujący językiem ojczystym zyskuje czytelników z kręgu ludzi, którzy mogą go zrozumieć. Polak ma Polaków, Czech Czechów i tak dalej. Musi czekać na przekłady aby sięgnąć po nowych. Nieco lepiej mają Hiszpanie i Rosjanie. Los polskiego pisarza, w wymiarze finansowym, jest losem całego polskiego społeczeństwa. Nie zarabiam tyle co mój kolega w Stanach czy Wielkiej Brytanii. Analogiczne różnice dzielą menedżerów, kasjerki, ochroniarzy, kierowców – brytyjskich i polskich. Po prostu, jesteśmy biedniejszym społeczeństwem. Jeśli coś mogę dodać, to tyle, że w skutek obserwacji uczestniczącej doszedłem do wniosku, że na tle reszty pisarzom wiedzie się nie najgorzej.

PM: Łukasz, dziękuję za rozmowę i życzę kolejnych wielkich sukcesów w świecie literackim i osobistym.

ŁO:Postaram się je odnieść. Trudno, co robić.

Na piątek...

 Jutro zapraszam na wywiad z Łukaszem Orbitowskim. Tej postaci chyba przedstawiać nie trzeba. Doskonale zapowiadający się pisarz młodego pokolenia.

 Ja sam ostatnio wolne chwile spędzam nad książką, zrobiłem dzisiaj plan, trochę to dziwne, kiedy ma się już ponad połowę napisane, właściwie pozostało niewiele do dopisania. Czym więcej czytam i poprawiam tekst, tym bardziej jestem zły na siebie. Pisanie to nie jest łatwa sprawa. Kiedy zaczynałem pisać tę książkę, wierzyłem że jest o niebo lepsza od pierwszej. A teraz już nic nie wiem. Mam misz-masz w głowie. Ale nie poddaję się. Myślę, że podjąłem ważne tematy, ale teraz nie jestem pewny czy podołam temu zadaniu. Dzisiaj już dostaję oczopląsu od literek. Mój plan książki ma 33 punkty, z których buduję historię. Jak na razie niewiele osób wie, o czym piszę, ale to chyba dobrze. Chcę poszukać  "papierowego" wydawcę. Nie wiem, czy się uda, ale postanowiłem jednak spróbować. Okładka już "się robi". Oczywiście autorem jest osoba, która projektowała okładkę do "Trzy".

  Za parę dni dla blogerów szykujemy dużą niespodziankę. To znaczy grupa osób, które piszą książki w formie elektronicznej i papierowej. Mam nadzieję, że niespodzianka przypadnie Wam do gustu.

"Uśmiech Pana Boga" - Benjamin Boisson

  Autorem książki jest kapłan od 1999 roku pracujący we francuskiej Wspólnocie Błogosławieństw. Przez wiele lat prowadził audycję radiową na temat humoru chrześcijańskiego, obecnie organizuje weekendy "Śmiech i modlitwa". Chrześcijanie są często odbierani jako ludzie sfrustrowani, smutni i zgorzkniali. Autor przekonuje czytelnika że jest inaczej. Pokuszę się o stwierdzenie że książka jest historią śmiechu na przełomie wieków. Autor analizuje śmiech w Biblii, przemierzając kolejne pokolenia, wieki, aż do czasów współczesnych. W tomiku znajdziemy mnóstwo ciekawych historii, oraz anegdot dotyczących chrześcijan, księży, papieża i świętych. Ja często wybuchałem chichotem. Podoba mi się że książka jest wyważona. Anegdoty są dobrane ze smakiem. Najbardziej przypadł mi do gustu rozdział "Humor świętych". To jest chyba pierwsza książka tego typu na rynku krajowym, a możliwe że również i światowym. Książka na wysokim poziomie, dobrze wydana. Brzegi są klejone i szyte, co pozwala na powroty do lektury. Warto sięgnąć, niezaleznie od przekonań religijnych. Polecam


Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu



"Pokuta" - Anne Rice

  Kiedy zobaczyłem hipnotyzującą okładkę książki wiedziałem, że muszę ją zdobyć i przeczytać. Okazało się, że to był cel w dziesiątkę. "Pokuta" jest pierwszą książką, którą czytam autorstwa Anne Rice. Z tego, co wyczytałem napisała wcześniej bestseller o wampirach. A ja wampirom mówię NIE, nawet  w książkach. "Pokuta" opowiada historię Toby'ego O'Dare który jest płatnym mordercą. Z morderstw uczynił wręcz sztukę. Pozostaje niezauważalny, nikt nie wie kim jest  i jak wygląda. Poznajemy go w czasach dzieciństwa, potem przenosimy się do średniowiecza, kiedy Toby ma do wykonania pewne zadanie zalecone przez Anioła Malachiasza. Zakochałem się w tej książce, styl pisania jest dla mnie wręcz genialny, napięcie trzyma przez całą książkę, a ja czuję niedosyt, żałując że to już koniec tej opowieści. Książka wprowadziła mnie w pewien rodzaj hipnozy, z której chyba długo się nie wybudzę. Anna Rice należy do moich ulubionych pisarek. Rzuciła mnie na kolana. Ja proszę o więcej. Naprawdę brakuje mi słów, aby opisać emocje które mną targały w czasie tej lektury. 

Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu


"Jak zostać pisarzem" - Urszula Glensk, Marcin Hamkało, Karol Maliszewski, Leszek Pułka, Paweł Urbaniak, Andrzej Zawada

  O tej książce dowiedziałem się zupełnie przypadkowo, poszukując informacji o nowościach w Wydawnictwie Bukowy Las. Kiedy zobaczyłem tytuł, poczułem że jest to książka dla mnie. W życiu nie czytuję poradników, pomijając właśnie te, traktujące o sztuce pisania, która do łatwych nie należy. Kiedy otrzymałem książkę, po raz pierwszy zaskoczyło mnie wydanie książki. Książka jest w utwardzalnej oprawie, klejona i szyta. Troska o czytelnika przejawia się również w czcionce, która jet duża i przyjazna dla oczu. Nie ukrywam, że książka bardzo mnie zaskoczyła. Dodam, że pozytywnie. Składa się z XVII rozdziałów i wielu podrozdziałów. Czym jest książka? Czy tylko poradnikiem? Zapewniam że nie tylko. Autorzy rozbierają sztukę pisania na części pierwsze, przeprowadzając laika przez kręte tajemnice tej sztuki. Ja, mimo że przeczytałem wiele pozycji książkowych na ten temat, przy lekturze "Jak zostać pisarzem" czułem się jak pierwszoklasista, który jest pierwszy dzień w szkole. Jest to idealna pozycja dla tych, którzy chcą rozpocząć pisanie, mają za sobą próby literackie, oraz dla czytelników, którzy chcą poznać warsztat literacki od kuchni. Z czystym sumieniem polecam każdemu. Książka jest napisana w sposób prosty, rozdziały są doskonale podzielone, a czytelnik nie ma czasu na nudę. Dodatkowym plusem są przykłady literackich bohaterów dostosowane do danego rozdziału, oraz mnogość ćwiczeń na końcu każdego rozdziału. Ja książki nie odkładam na półkę. Będzie mi towarzyszyła. Mam nadzieję że przez wiele lat. Będę do niej wracał. "Jak zostać pisarzem" zostaje moim przewodnikiem po sztuce pisania. Polecam.


Za egzemplarz recenzencki dziękuję Panu Krzysztofowi z Wydawnictwa


Zimna sobota

 Wczoraj miałem w zamiarze umieszczenie rozmowy z pisarzem...Właśnie...Miałem w  zamiarze. Mój gość niestety nie dosłał mi materiału do rozmowy, z powodów o których nie chcę tutaj pisać. Podobnie, jak nie chcę pisać kim jest ten człowiek. To są sprawy osobiste, a ja szanuję prywatne życie moich rozmówców, dlatego wybaczcie...

 
Moja druga książka ma już podwaliny i podłogę. Pozostało wybudowanie ścian ( rozwinięcia scen i dialogów) oraz epilog - postawienie dachu. Dzisiaj otrzymałem fantastyczną wiadomość związaną z tą książką. Mała szansa na jej spełnienie, ale zawsze jest. Osoba, której przedstawiłem zarys powieści popłakała się. A ja się tego nie spodziewałem. To dorosły, twardy facet. O wstępnej propozycji póki co nie napiszę. Nie wiadomo, czy dojdzie do skutku. Ale gdyby tak się stało, byłbym bardzo szczęśliwym człowiekiem.

Okazje na woblinku

Z przyjemnością informuję o wyjątkowej promocji cenowej wszystkich e-booków Wydawnictwa Czarna Owca dostępnych w katalogu Woblinka! Za jedyne 9,90 zł przez tydzień (10-16 października) można zakupić bestsellerowe kryminały Stiega Larssona, Lizy Marklund, Leifa GW Perssona i wielu innych poczytnych autorów; tylko na Woblinku http://woblink.com/publisherBooks/22482?genre=451&query=&page=1&limit=10&view=list
Oferta obowiązuje tylko przez tydzień (do 16 października włącznie). Warto skorzystać z niepowtarzalnej okazji!


"Lawendowe pola" - Jenifer Greene

 Kiedy miałem okazję i możliwość wyboru książki, wybrałem właśnie tę książkę. Nie patrzyłem na treść, nie patrzyłem na słowa, patrzyłem na okładkę, która prawie pachniała lawendą. Sama książka składa się z trzech części: "Kolor lawendy", "Zapach lawendy" oraz "Czar lawendy". To historie trzech sióstr, które są totalnie różne, ale wszystkie gdzieś podświadomie czekają na swojego księcia z bajki, którego poznają w najmniej spodziewanej chwili. Czyta się naprawdę przyjemnie. Książka opowiada o walce z tym co nieuniknione, pokazując że miłość czasami jest tuż za drzwiami, że puka cicho. Ja jestem pod urokiem tych historii. Cieszę się, że dane mi było przenieść się w inny wymiar literatury, po który prawie nie sięgam. Spokojny dom, ukryty wśród lawendowych pól. Trzy historie zaklęte w niebieski zapach. Przemówiły do mnie. Dlatego polecam, mimo że jest to książka , którą możemy zaliczyć do romansów.Ja jestem anty - romansowy, ale książkę przeczytałem z przyjemnością.

  Za egzemplarz recenzencki dziękuję Pani Monice z Wydawnictwa 

Dobre wiadomości

  Dzisiaj otrzymałem wspaniałą wiadomość, z której ogromnie się cieszę, gdyż nie spodziewałem się takiego wyróżnienia. Otrzymałem e-maile takowej treści : 


Szanowni Blogujący Recenzenci i Recenzujący Blogerzy!

Z dumą, choć nie bez obaw, prezentuję Wam - jako pierwszym - załączoną ofertę naszej
Oficyny Wydawniczej, skierowaną do księgarń i hurtowni.

Będę wielce zobowiązani jeśli zechcecie rzucić na nią okiem i zainteresować się szczególnie dziesięcioma tytułami, które są w niej umieszczone. Będę wdzięczny za wszelkie Wasze uwagi i komentarze, które zechcecie umieścić w serwisie.


Oczywiście jeśli zechcecie zakupić wymienione w ofercie tytuły, a nie macie już środków na koncie użytkownika - proszę tylko o kontakt, a zaraz rozwiążemy ten drobny problem ;-)

Pozdrawiam

Maciej Ślużyński
1 RW2010
Szanowni Państwo!
Prezentujemy pierwszą ofertę Oficyny Wydawniczej RW2010.
Wszystkie przedstawione w niej utwory pochodzą z serwisu self-publishing
www.rw2010.pl, gdzie po raz pierwszy zostały opublikowane.
Znajdują się wśród nich pozycje doświadczonych autorów, już z pewnym dorobkiem
pisarskim na koncie, oraz młodych debiutantów, „absolut beginners”. Co ich łączy?
Wiara w przyszłość e-booków oraz niechęć, by tworzyć do szuflady.
Nasi autorzy nie są gorsi czy lepsi od tych, których książki znajdują uznanie w oczach
wydawnictw tradycyjnych. Oni są inni, nieszablonowi, na pewno też odważni,
bezkompromisowi, obdarzeni bogatą wyobraźnią, której nie wahają się użyć, by
oczarować i zaszokować czytelnika. Śmiało można ich nazwać pisarskim undergroundem
czy „drugim obiegiem”, bo ich twórczość wymyka się etykietom i szufladkom.
Próbując przybliżyć naszą ofertę można powiedzieć, że prezentujemy Państwu mocno
emocjonalną mieszkankę absurdu, magii, suspensu, ironicznego poczucia humoru,
realizmu z pogranicza horroru i baśniowego obyczaju, przedstawioną żywym, barwnym i
soczystym językiem, okraszoną garściami życiowych porad, perełkami poezji oraz
filozoficznych niemalże spostrzeżeń.
W następnej ofercie (grudzień 2011 r.) znajdą się między innymi:
Dariusz Kankowski „Re-Horachte. Pierwsze spotkanie” - debiut powieściowy,
Piter Murphy „Trzy” - debiut powieściowy,
Joanna Łukowska „Nieznajomi z parku” - romans, „debiut” jako e-book.
Informacje, zamówienia – marketing@rw2010.pl
Kontakt – RW2010, Poznań, tel. 61-22-161-23, kom. 607-607-911.
Zapraszam do współpracy!

Z poważaniem
Mateusz Ślużyński
2 RW2010
Joanna Łukowska: Pierwsza z rodu: Znajda.
Powieść fantasy, 411 stron, format: pdf, epub, mobi
cena zbytu 8 PLN
ISBN: 978-83-63111-00-7 (pdf) 978-83-63111-01-4 (epub)
978-83-63111-02-1 (mobi)
To opowieść o skrzatach i ludziach, radzących sobie w świecie bez
słońca. Estera pisze pamiętnik, licząc, że ktoś go przeczyta; o ile po
latach mroku ktoś jeszcze będzie umiał czytać. Rosa, młody przywódca
skrzatów z Boru, rozmyśla o nieciekawej sytuacji swych pobratymców.
Wielebna Maura czyni wyrzuty pozbawionej uczuć Pustej z powodu
zagubienia Obiektu. Jakim sposobem dzieciak wymknął się z sieci? A
jakim cudem ociemniały świat wciąż trwa? Czyżby dało się oszukać los?
Czy ziarnkiem piasku, zgrzytającym w żarnach przeznaczenia, może być
dziwna dziewczynka? Milczy i uśmiecha się szczerbato, odważnie
patrząc w mroczoną twarz Boru. Skrzatów też się nie boi, choć nie
należą one do codzienności ludzkich szczeniąt. Kim jest to dziecko.
„Znajda” to opowieść o wyborach, wolnej woli, różnych obliczach
miłości, o tym, że Droga jest ważniejsza od Celu. Bo choć przeszłość
jest jedna, niezmienna, ścieżek prowadzących do przyszłości może być
wiele...
Z recenzji:
„Wspaniała rzecz. Powieść znakomita, kompletna, z realistycznie wyrysowanymi postaciami i
zdarzeniami, bez luk logicznych”.
„Już dawno nie czytałam tak dobrej powieści. Już dawno nikt nie wprowadził mnie w tak fascynujący
świat, zupełnie inny od tego, w którym aktualnie żyjemy”.
„Jestem bardzo pozytywnie zaskoczony. Książka nieszablonowa, zaskakująca i wciągająca”.
Joanna Łukowska: Państwo Tamickie
Powieść obyczajowa, 201 stron, format: pdf, epub, mobi
cena zbytu 6 PLN
ISBN: 978-83-63111-08-3 (pdf) 978-83-63111-09-0 (epub)
978-83-63111-10-6 (mobi)
Powieść obyczajowa w dwudziestu opowiadaniach, z których każde
stanowi oddzielną całość. Opowiadania łączy para bohaterów – młode
małżeństwo, wchodzące w dorosłe życie na przełomie lat 80-tych i 90-
tych ubiegłego wieku. Zaczyna się od „ślubu z rozsądku”, czyli dla
mieszkania. Takie czasy były, że osobie samotnej przysługiwała
zaledwie kawalerka, a małżeństwu „aż” M3. Sporo humoru w
codzienności, czasem zaskakujący finał, trochę wzruszeń i smutku,
trochę grozy, odrobina magii... Jak to w życiu.
Z recenzji:
„Książka bawi, śmieszy i wzrusza czytelnika, a wszystko to połączone
z pewnym surrealizmem, z czymś nie do końca realnym. Powieść czyta
się wyśmienicie, dzięki lekkiemu, plastycznemu językowi”.
„Polecam lekturę tym, którzy szukają odprężającej, pokrzepiającej
historii, kryjącej w sobie coś więcej niż tylko pustą rozrywkę. Autorka
zaserwowała nam dość ciekawe spojrzenie na człowieka i relacje międzyludzkie, na karykaturalność
tamtych lat i na tzw. ogarnianie rzeczywistości”.
O Autorce:
Urodzona w 1967 w Poznaniu. Zodiakalny Strzelec, co wiele tłumaczy. Z wykształcenia matematyk,
magister UAM. Zadebiutowała romansem „Nieznajomi z parku” (wydanym w 1994 pod pseudonimem Joan
Bowen). Zbiór „Państwo Tamickie” ukazywał się we fragmentach w Expressie Poznański. Od 2001 roku
zajmuje się pisaniem dla prasy kobiecej. Ma ambicje tworzyć dobrą fantasy oraz bawić, wzruszać i
poruszać w obyczaju.
3 RW2010
Marcin Brzostowski: Podpalę wasze serca!
Thriller, 107 stron, format: pdf, epub, mobi
cena zbytu 7 PLN
ISBN: 978-83-63111-03-8 (pdf) 978-83-63111-04-5 (epub)
978-83-63111-05-2 (mobi)
Powieść zanurzona w grotesce i absurdzie, ukazująca perypetie
głównego bohatera, czterdziestoletniego pracownika korporacji,
który zostaje uwikłany w „spisek” oraz w życiu którego pojawia się
demoniczna postać z „innego wymiaru”. Gdy dotychczasowe życie
głównego bohatera legnie w gruzach, jedyną szansą na odmianę losu
stanie się SZALEŃSTWO. Czy faktycznie jest to dobre rozwiązanie,
niech odpowie sam Czytelnik.
Z recenzji:
„Rewelacja! Na każdą kolejną książkę Brzostowskiego czekam z
niecierpliwością, bo tylko on posiada niebywałą umiejętność
rozbawiania mnie do łez. Polecam wszystkim z dystansem do świata
i samych siebie”.
„Co za czad! Śmiałam się w głos. Prześwietne dialogi,co za smaczki
językowe! Moim zdaniem cudne, niepowtarzalne klimaty przywodzące na myśl magazyn „60 minut na
godzinę”. Miłośnicy podobnego humoru będą zachwyceni”.
„No i zakochałam się w Rodrigo Valente. Dziewczyny! Przeczytajcie – zakochacie się na zabój. Chłopaki
– sami zobaczcie, w jakich facetach kochają się wszystkie babki. To właśnie dla takich „czarnych
charakterów” porzucamy naszych mężów i dzieci, by po latach, skruszone, bez grosza przy duszy, za to ze
zdewastowaną reputacją, wrócić na łono rodziny i do końca życia rozpamiętywać naszego Rodrigo”.
O Autorze:
Marcin Brzostowski (ur. 1969) – autor powieści „Pozytywnie nieobliczalni”, „Radio miłość nadaje!”, „I tak
skończymy w więzieniu! czyli Tryptyk Polski (bez trzeciej części)” (e-book) oraz zbioru miniatur „Szach-
Mat! czyli Szafa wychodzi, ja zostaję”. Laureat konkursu Ad Absurdum zorganizowanego przez
wydawnictwo Indigo. Fragment nagrodzonego tekstu został opublikowany w książce „Śmiertelnie
absurdalne zebranie, edycja 2007/08”.
Marcin Dżugaj: Niech zacznie się ceremonia
Poezja, 22 strony, format: pdf, epub, mobi
cena zbytu 3 PLN
ISBN: 978-83-63111-17-5 (pdf) 978-83-63111-18-2 (epub)
978-83-63111-19-9 (mobi)
„Niech zacznie się ceremonia” to zbiór siedemnastu wierszy,
przepełnionych buntem oraz niezgodą na otaczający nas świat. Autor
postrzega w nich życie takim, jakim ono jest lub bywa. Prezentowane
emocje oscylują między zachwytem a egzystencjalną pustką. Poeta
podchodzi z dystansem do samego siebie, nie stroni od sarkazmu, czy
też wręcz języka ironii. Bezpardonowo rozprawia się z ludzką głupotą,
zakłamaniem oraz pozerskim stylem bycia. W jego wierszach można
znaleźć odwołania do takich postaci jak Jack Kerouac lub Andrzej Bursa.
Z recenzji:
„Te wiersze czyta się jednych tchem. Absolutna, artystyczna
bezkompromisowość. Jak granat wrzucony do studni. Eksplozja buntu,
mądrości życiowej i pogodzenia się z losem, z którym nie da się
przecież iść ręka w rękę. Panie polonistki – chowajcie swoje córki!”
Autor o sobie:
urodzony w 1990 debiutant.
4 RW2010
Tomasz Mróz: Szary cień
Kryminał, 170 stron, format: pdf, epub, mobi
cena zbytu 9 PLN
ISBN: 978-83-63111-29-8 (pdf), 978-83-63111-30-4 (epub),
978-83-63111-31-1 (mobi)
„Szary cień” to dyptyk, zawierający dwa literackie obrazy.
W tytułowym „Szarym cieniu” policjanci zmagają się z zagadką
tajemniczej śmierci. Mylne tropy, zjawiska paranormalne, półświatek,
którego życie koncentruje się w miejscowym parku – to sceneria
powieści. Historia dziwnego zgonu i jeszcze dziwniejszego podejrzanego
kładzie się cieniem na życiu bohaterów, nie dając im spokoju przez lata.
A na deser drugi obraz, opowiadanie „Kosmiczny Edek”, które jest
zapisem przeżyć rencisty-pijaczyny, spędzającego czas na osiedlowej
ławeczce w ekipie Stalowego Kazka. Zostaje on zauroczony potężną
osobowością Kosmicznego Edka, który niespodziewanie urasta do rangi
osiedlowego guru i organizuje coś w rodzaju sekty. Edek pomaga,
kieruje, uczy, ale też wymaga od swoich podwładnych: posłuszeństwa
niemal wojskowego i oddania duszy...
Z recenzji:
„Po lekturze Kosmicznego Edka ze zdumieniem odkryłam, że menel to też człowiek, który ma swoje
pragnienia i swoje zasady. W momencie próby właśnie wśród meneli znajdują się jedyni sprawiedliwi,
potrafiący rozpoznać zło i wciąż umiejący płakać... Mimo drastycznych momentów, homeryckich porównań
i filozoficznych wtrętów akcja jest wartka, a historia skrzy się humorem”.
„Szary cień to kryminał, będący filozoficzną rozprawą, w której czerń przegrywa z szarym, szare z
szarawym i nic nie jest do końca jasne. Śledztwo rozciąga się w czasie i choć w końcu dowiadujemy się
'kto zabił' – pozostajemy z pewnym intrygującym niedosytem, zachęcającym by sięgnąć w głąb siebie i
tam poszukać wyjaśnień. Żeby nie było wątpliwości, książka płynie wartkim potokiem, sensacja goni
sensację, żart pogania dowcip, a wyobraźnia autora oszałamia”.
O Autorze:
Tomasz Mróz (ur.1973) postanawia w wieku 16 lat doprowadzić do pełnej identyfikacji swojej osoby z
kreowanymi w tworzonych przez siebie komiksach i opowiadaniach postaciami. Po latach wytężonej pracy
udaje się pełne przeistoczenie w postać będącą skrzyżowaniem Stalowego Kazka i Komisarza Wątroby. Od
tego momentu trwa w tej na pozór niedorzecznej formie, udając sporadycznie oryginał w celu
wykonywania prostych czynności życiowych i zdobycia pożywienia dla siebie i bliskich.
Jakub A. Krzewicki: Ogień Tajemny
Poezja, 72 strony, format: pdf
cena zbytu 5 PLN
ISBN: 978-83-63111-06-9 (pdf)
Ten tomik powinien być wydany sto lat wcześniej! W zaczarowanym
świecie nawiedzonego wieszczym duchem neoromantycznego poety XXI
w. mieszają się mistycyzm i związana z mesjanizmem polskim
metafizyka Króla-Ducha, mroczny gotycyzm wieków średnich i
neopoganizm nordycko-słowiański, okultyzm quasi-sataniczny i
syberyjski szamanizm, patos i szyderstwo. Uczta nie tylko dla
miłośników fin de siecle i absyntu. Tomik wart jest uwagi także ze
względu na przekłady i parafrazy literackie, m.in. pierwsze chyba w
Polsce całościowe tłumaczenie „Okupu za głowę” staroislandzkiego
skalda Egilla Skallagrimssona.
Z recenzji:
„Wymagające uwagi, skupienia i pewnej erudycji. Świetnie
opracowane i obmyślone, co do każdej myśli i fizycznie postawionej
literki. Wiersze te czytałem oczami, sercem i rozumem, a po lekturze
poczułem się... właśnie tak, nobilitowany”.
5 RW2010
O Autorze:
Jakub A. Krzewicki urodzony we Wrocławiu w 1977 roku, ukończył w 1999 roku studia filologii polskiej
na Uniwersytecie Wrocławskim. Kontrowersyjna postać polskiego Usenetu, ale również poeta i pisarz.
Debiutował jako licealista tekstem „Opowieść o niczym (Poemko satyryczne w 4 cantos)” we wrocławskim
piśmie „Warsztaty Polonistyczne” (1994). Autor tekstów przewodnika „Wrocław od A do Z” pod red.
Ryszarda Gruszczyńskiego wydanego przez wydawnictwo Media-Victor w roku 2008.
Dariusz Kankowski: Tęsknota
Zbiór opowiadań, stron 113, format: pdf, epub, mobi
cena zbytu 4 PLN
ISBN: 978-83-63111-35-9 (pdf) 978-83-63111-36-6 (epub)
978-83-63111-37-3 (mobi)
„Co jest motorem napędowym ludzkich działań? Pieniądze –
odpowiedzą zatwardziali materialiści. Miłość! – zakrzykną niepoprawni
romantycy (jest ich wciąż stosunkowo wielu, pomimo anachroniczności
ich poglądów). Mógłbym się nawet zgodzić z tymi drugimi, ale wolałbym
nieco szersze spojrzenie na sprawę. Otóż uważam, iż motorem
napędowym są nasze tęsknoty. Czego najbardziej pragniecie? Za czym
tęsknicie? Jedni za miłością, inni za pieniędzmi właśnie. Jeszcze inni za
lepszym światem. Każdy z nas za czymś/kimś tęskni. Efektem moich
rozmyślań nad naturą tęsknoty i jej implikacjami jest właśnie ten zbiór
opowiadań…” – z noty odautorskiej.
Dodajmy, że zbiór tworzy nienachalną całość poprzez system
subtelnych powiązań, odniesień, wątków – mitologicznych, baśniowych,
historycznych, literackich – z przeplatającym się motywem Pięknej i
Bestii, osadzonym w realiach XXI wieku.
Z recenzji:
„Zaskakujące ujęcie tematu miłości, oczekiwania, marzeń. Orzeźwiające. Polecam wszystkim. Gratuluję
autorowi”.
„Jest w tych historiach coś, co nie pozwala długo po zakończeniu lektury zapomnieć przedstawionych
postaci, sytuacji... Jakaś wciągająca melancholia, intrygująca nuta,tęsknota właśnie, za... Tu każdy
wstawi coś innego. Młody autor posiada niewątpliwy dar czarowania czytelnika. Talent ów, poparty
erudycją, oczytaniem, bogatą wyobraźnią tworzy z niego niebezpiecznie wciągającego w swój świat
pisarza”.
O Autorze:
Na razie „zaledwie” absolwent Technikum Informatycznego, bez publikacji książkowych na koncie. Pisze
od kiedy nauczył się składać literki i ma zamiar czynić to tak długo, jak będzie mógł uderzać w klawiaturę
lub trzymać pióro.
6 RW2010
Piotr Mrok: Olimpiada szaleńców
Zbiór opowiadań, 152 stron, format: pdf, epub, mobi
cena zbytu 4 PLN
ISBN: 978-83-63111-26-7 (pdf) 978-83-63111-27-4 (epub)
978-83-63111-28-1 (mobi)
Rozejrzyj się. Olimpiada trwa. Musisz zdecydować czy weźmiesz
udział, czy tylko kibicujesz? Może pognasz ulicami miasta w
szaleńczym maratonie, ścigany przez futrzaka o mentalności słuchacza
Radia Maryja? Lubisz strzelać do faszystów? Świetnie, mamy dla Ciebie
odpowiednią dyscyplinę. A może wypad na Kapitol z wizytą w baraku,
pardon u Baracka? Jeśli masz dzieci, nie czytaj tekstu „Junior i ośmiu
gniewnych”. Lepiej żyć w nieświadomości. A jak nie masz, to od niego
zacznij, koniecznie. UWAGA! Osobom pozbawionym dystansu do
świata i do siebie – po lekturze „Olimpiady szaleńców” - może się
pogorszyć. Pisząc te opowiadania, znajdowałem się w amoku
bezkarnej szczerości, a to znaczy: nie zawracałem sobie głowy tabu i
podobnymi bzdurami. I pamiętajcie, ostrzegałem. A wszystkim
radosnym wariatom życzę dobrej zabawy. Ps. „Kochana” teściowo,
gdybym mógł napisać „Podręcznik produkcji cyklopów” od nowa, no
cóż – zrobiłbym to dwa razy złośliwiej. Pucio Pucio i tak dalej. Cmok.
Z recenzji:
„Super! Śmieszne, szalone, świeże, pomysłowe, niesamowite. Kupa fajnej rozrywki”.
„Czytając te opowiadania, na pewno nie będziemy się nudzić. Każde inne, jedne śmieszne, inne
makabryczne, w kolejnych absurd goni groteskę. Wspólną cechą jest zaskoczenie oraz lekki i łatwo
przyswajalny styl narracji. Polecam!”
„Fajne i z pazurem”.
„Czyta się bardzo dobrze. Kilka pomysłów jest do zaimplementowania od razu, szczególnie panic button
w grzbiecie kota. Pozdrowienia”.
Andrzej Paczkowski: Bo moje siostry
Nowela obyczajowa, 58 stron, format: pdf, epub, mobi
cena zbytu 7 PLN
ISBN: 978-83-63111-32-8 (pdf) 978-83-63111-33-5 (epub)
978-83-63111-34-2 (mobi)
„Bo moje siostry“ opowiada historię młodego mężczyzny,
przekreślonego przez los jeszcze... przed urodzeniem. Przyszedł na
świat w ludzkim bagnie, w nim się wychowywał i nigdy tak naprawdę
nie udało mu się z niego wygrzebać. Czy to z powodu rodzinnego
naznaczenia, braku miłości, czy też wrodzonego zła, które tylko czeka,
by podnieść łeb i ugryźć, staje się człowiekiem odrzuconym i
samotnym. To opowieść mężczyzny wychowanego w rodzinie
alkoholików, poniewieranego przez pięć starszych sióstr, które wini za
swoje wszystkie nieszczęścia i złe wybory. Ale to on, własnymi rękami,
niszczył miłość i rodzinę, które mogły stać się jego ratunkiem.
Historia inspirowana zdarzeniami prawdziwymi, która nadal trwa i
czeka na swoje zakończenie.
Z recenzji:
„Mocna, wstrząsająca spowiedź, aż miejscami kusiło, by przestać
czytać, odwrócić wzrok, nie patrzeć, nie widzieć. Ale nie mogłam przerwać. Przeczytałam jednym
zapartym tchem. Są takie historie, są takie widoki, że musisz je poznać, musisz je wchłonąć, przetrawić. I
żyć dalej, stając się trochę mądrzejszym i wierząc, że mimo wszystko świat nie jest taki beznadziejny. Że
mamy tu jednak coś do gadania, jakąś, cholera, wolną wolę i możemy wybrać dobro, zamiast tkwić w
bagnie przeznaczenia”.
7 RW2010
„Przeraziłem się, bo naraz odkryłem, że to o mnie i moim ojcu historia jest... On też zniszczył swoją
rodzinę. Nienawidzę skur...! Zarazem żal mi go”.
O Autorze:
Autor już od pięciu lat mieszka w czeskiej Pradze. Uważa się za konesera książek, a literatura to jego
autentyczna pasja. Duże wrażenie wywarły na nim powieści, jak również biografie, słynnych sióstr Brontë.
Z beletrystyki najchętniej sięga po książki Sandry Brown. Napisał około piętnastu powieści, z czego „Bo
moje siostry“ to jego mocny debiut wydawniczy!
Maciej Ślużyński: Cygara. Vademecum
Poradnik, 151 stron, format: pdf, epub, mobi,
cena zbytu 6 PLN
ISBN: 978-83-63111-38-0 (pdf) 978-83-63111-39-7 (epub)
978-83-63111-40-3 (mobi)
Poradnik dla młodych stażem aficionados, czyli osób, które po raz
pierwszy zdecydują się sięgnąć po cygaro... Praktyczne rady jak
kupować, jak otwierać, jak palić i jak przechowywać cygara, krótka
historia cygar, słynni palacze, zbiór anegdot, „cygarowa oś czasu” i
wiele innych cennych informacji.
Z recenzji:
„Jestem amatorem, a dzięki tej książce nie sprawiam takiego
wrażenia. Za uniknięcie blamażu bardzo uprzejmie Autorowi
dziękuję.”
„Fajna rzecz, polecam nie tylko początkującym”.
O Autorze:
Prawie trzy lata prowadzi blog o cygarach, pisze i nagrywa recenzje
cygar, brał aktywny udział w powstawaniu dwóch for internetowych poświęconych cygarom i od czasu do
czasu znajduje wolną chwilę, aby zapalić swojego ukochanego Partagasa...


_________________________________________________________________________

Sumując moja debiutancka powieść "Trzy" po rzetelnej korekcie wydawnictwa zostanie skierowana do szerszego grona odbiorców. Cieszy mnie to wyróżnienie, w sumie zostało wyróżnionych dziesięć książek, a moja powieść nie należy do wybitnych. Jednego nie rozumiem..."...skierowaną do księgarń i hurtowni..." Czyżby szykowały się również wydania papierowe? Oczywiście napiszę, gdy się dowiem szczegółów.

"Nie pytaj mnie o Rose" - Paweł Olearczyk

  Jakiś czas temu napisał do mnie autor "Nie pytaj mnie o Rose" z zapytaniem, czy zechcę zrecenzować jego książkę. Zgodziłem się. Niezbyt często autorzy wysyłają swoje egzemplarze blogerom. Książkę przeczytałem parę dni temu, ale ciągle się zastanawiałem co mam napisać. Książkę odbierałem podobnie jak odbieram pory roku. Raz mi było gorąco, innym razem zimno, raz byłem szczęśliwy, w innej chwili posępny. Główną postacią w książce jest Krzysiek - 27-leni mężczyzna, który nie widzi niczego poza internetem. W wirtualnym świecie chatuje, koresponduje  itd. Do tego stopnia, że nawet nie zauważa że matka słabnie, a  w   końcu umiera. W komputerze otrzymuje list ze zdjęciem od tajemniczej Rose. Suma summarum zakochuje się w niej. Okazuje się, że Rose nagle znika z wirtualnego świata, a Krzysiek ma powody, aby  przypuszczać że jego ukochana została porwana. Oczywiście rozpoczyna poszukiwania, przemieszczając się po kolejnych krajach i przeżywając wiele przygód. Książkę polecam tym, którzy lubią patrzeć na życie z przymrużeniem oka, nie mają wielkich aspiracji co do lektury. Doskonała książka na weekend.

Wywiad z Anną Rybkowską

Piter Murphy: Witaj Aniu. Dziękuję, że wyraziłaś zgodę na rozmowę. Jesteś autorką dwóch poczytnych powieści. Pierwsza „Nell” jest Twoją debiutancką książką. Skąd wziął się pomysł na pisanie? Czy początki były trudne?

Anna Rybkowska: Witaj Piotrze. Zawsze lubiłam opowiadać; jako mała dziewczynka zamęczałam otoczenie swoimi bajkami, z detalami opowiadałam, co było na podwórku, w przedszkolu... Oprócz realnych miałam też wyimaginowane koleżanki, z którymi rozmawiałam i najbliżsi jakoś to akceptowali, nie uznając, że trzeba mnie koniecznie zaprowadzić do psychologa, bo gadam do ściany albo kogoś wymyślonego. Czasem śmiał się ze mnie starszy brat. Tak było, zanim nauczyłam się czytać i pisać. Bo jak już posiadłam obie te umiejętności, zaczęłam swoje bajki zapisywać i... odczytywać mojej mamie, a ona zawsze była nimi zachwycona. Kiedy wyjechała na kilka tygodni do pracy, bardzo za nią tęskniłam i wymyśliłam, że zacznę prowadzić dziennik, żeby mogła po powrocie odtworzyć sobie, dzień po dniu, co robiłam, ile razy o niej myślałam i tak dalej. Moja mama jest artystką rzeźbiarką, ma swój świat, który odreagowuje w glinie, gipsie, drewnie... Zauważyła, że mam wyobraźnię i nie starała się mnie utemperować i sprawić, bym była jak inne dzieci, normalna. W wieku dwunastu lat napisałam pierwszą „poważną” powieść, o kotach, które żyły jak w czasach muszkieterów mojego ukochanego wówczas Aleksandra Dumasa - ojca. Sama ją zilustrowałam i „wydałam” w jednym egzemplarzu, w wydawnictwie DOM. Była też powieść o piratach i wielkiej miłości... Uwielbiałam filmy kostiumowe i książki z gatunku „płaszcza i szpady.” Jedną historię, o pierwszych szkolnych zauroczeniach chłopakami pisałam wespół z koleżanką, która po jakimś czasie się tym znudziła.

PM: Polskie wydawnictwa są hermetycznie zamknięte na debiutantów. Jak było w Twoim wypadku? Długo czekałaś na zainteresowanie konkretnego wydawnictwa?

AR: Kilkakrotnie wysyłałam opowiadania i nowelki na konkursy w prasie i zawsze coś wygrałam. Trzy lata temu wysłałam moją dojrzewającą w komputerze powieść, na konkurs Wydawnictwa Red Horse. I znów wygrałam. Wydano „Nell” i to był mój debiut, późny, zważywszy, że piszę od dzieciństwa. Wcześniej wysłałam wydruk do WAB, ale nie byli zainteresowani, poza tym moja powieść zaginęła w czeluściach wydawnictwa i długo walczyłam o jej zwrot, na mój koszt. To mnie skutecznie wyleczyło z promowania samej siebie. Konkurs mi pomógł, niestety wydawnictwo rok później zakończyło działalność i nie wydało mojej kolejnej książki, choć miała już korektę i okładkę... Tym samym zaczęła się moja prywatna „droga przez mękę”, gdyż żadne wydawnictwo nie było zainteresowane wydaniem czegoś, co zaczęto już w innym. Trudno mi to pojąć, bo miałam już czytelników i sygnały, że ludzie czekają na dalszy ciąg i są go ciekawi. Ostatecznie, po dwóch latach od wydania „Nell” zaufał mi „Lucky” z Radomia, ale też nie chciał oficjalnie zaznaczyć, że jest to kontynuacja.

PM: Twoja druga książka „Jednym tchem” została również dobrze przyjęta, głównie przez czytelniczki. Czy to oznacza, że książki kierujesz tylko do kobiet?

AR: Myślę, że tak; piszę dla kobiet, chociaż nie zastanawiam się nad docelowym odbiorcą moich powieści.

PM: Każdy pisarz ma swój sposób na pisanie. Jak jest u Ciebie? Piszesz spontanicznie, czy wcześniej rozpisujesz na kartce bohaterów i sytuacje?

AR: Gdy byłam dzieckiem, bardzo poważnie traktowałam założenia ogólne, wymieniałam w punktach wydarzenia. Zawsze starannie i „na brudno” obmyślałam każde wypracowanie do szkoły a język polski sprawiał mi niesamowitą frajdę, podobnie jak wszelkie prace klasowe z tego przedmiotu. Marzyłam nawet, że będę dziennikarką! Z biegiem lat przybywało obowiązków, zaczęłam studiować, wyszłam za mąż, podjęłam pracę, rodziły się dzieci a pisanie dopadało mnie jak wirus, znienacka, przeważnie kosztem snu i najczęściej w nocy. Skończyły się plany, piszę zawsze w biegu, zapełniłam wiele zeszytów stukartkowych, w kratkę i mam w piwnicy pokaźne sterty, jak rasowa grafomanka. Dopiero od kilku lat posługuję się komputerem i zaczęłam oszczędzać papier. Nie do końca jednak, bo często robię notatki, zapisuję swoje pomysły, spostrzeżenia. Stale mam przy sobie notes, a jeśli go brak, piszę nawet na biletach tramwajowych!

PM: Aniu. Twoje rytuały związane z pisaniem....istnieje coś takiego jak stała pora i określony czas na pisanie?

AR: Nie, bo życie w rodzinie ma swoje prawa, a ja traktuję pisanie, jak odskocznię, wejście do zacienionego ogrodu, żeby psychicznie wypocząć. Dlatego korzystam z tej okazji, wyrywkowo, z doskoku, bardzo nieregularnie, ale możliwie jak najczęściej. W trakcie dość rutynowych domowych obowiązków włączam umysł i wyobrażam sobie poszczególne sceny. Większa część „Nell” powstała przy słuchaniu muzyki, która bardzo mnie pobudza, zwłaszcza w trakcie tego, co i tak musi być zrobione.

PM: Jedna ze znajomych pisarek powiedziała mi że zaczęła pisać, aby rozliczyć się z przeszłością. Jak było u Ciebie? Co kierowało Tobą?

AR: Nie dorabiam do pisania żadnej filozofii, ot, piszę i już. Może to mania? Łapię się na tym, że jak przebywam w swoim świecie, razem z bohaterami, to często wyobrażam sobie, co by zrobili na moim miejscu. To czasem pomaga, nabieram dystansu. Poza tym uważam,że poczucie humoru to cecha absolutnie niezbędna. Cenię ją u innych i staram się odnajdywać w trudnych sytuacjach.

PM: Jak oceniasz polskich pisarzy. Wydawnictwa są zalewane tekstami. Uważasz, że pisanie staje się bardziej trendy, niż czytanie w XXI wieku?

AR: Nagle zauważyłam, że cała masa ludzi dzisiaj pisze! Wchodzę do księgarni i zalewa mnie multum obrazów, tytułów, nazwisk... Niektórzy celebryci, niewystarczająco usatysfakcjonowani swoją popularnością, snobują się na pisanie. Nie wszyscy mają coś ciekawego do powiedzenia, ale liczy się chwila, tu i teraz, a ponieważ, jak to kiedyś powiedział Andy Warhol: „Każdy ma swoje pięć minut sławy” wielu na to liczy. Słyszałam o milionerze w Ameryce, który firmuje nazwiskiem kolejne książki, których nie pisze, bo robią to za niego anonimowi wyrobnicy, on tylko rzuca pomysł i wydziela kawałek tortu ze swojej cukierni. A w Polsce płacz i zgrzytanie zębów, bo na jednego czytelnika przypada dzisiaj chmara pisarzy!

PM: Potrafisz doskonale nakreślić rysy psychologiczne postaci. Jesteś z wykształcenia psychologiem?

AR: Studiowałam kulturoznawstwo, czyli coś z niczego i o niczym, bo o wszystkim. A poza tym lubię obserwować i staram się kochać bliźnich, nawet jak mi wbijają łokieć w plecy i podstawiają nogę.

PM: Co czuje osoba, która trzyma po raz pierwszy swoje dziecko w rękach, pachnące jeszcze farbą drukarską?

AR: Tak, to moje kolejne dzieci, słusznie. Dzieci staram się kochać równo, żadnego nie wyróżniam. Nie wierzyłam w pierwszą książkę, dopóki jej nie powąchałam. Umowa, redagowanie tekstu, rozmowy... To wszystko do mnie nie docierało. Wciąż myślałam, że nie dojdzie do skutku, że się nie spełni. Prawdziwie przeżyłam wydanie mojej drugiej książki, bo czekałam na ten moment długo i w poczuciu narastającego załamania. Chyba wtedy po raz pierwszy potrafiłam się cieszyć.

PM: Na koniec chciałem zapytać o Twój stosunek do książek w formie elektronicznej. Opinie są zróżnicowane. Sama nie zastanawiałaś się nad wydawaniem e-boków?

AR: E-booki to dla mnie czarna magia. Dotąd uważałam, że do czytania potrzebuję oczu i otwartego umysłu, a obecnie powinnam mieć też „czytnik”. A tak poważnie, to właśnie wkręciłam się w wydanie pierwszego e-booka. Jest to praca wielu ludzi, prawdziwe pospolite ruszenie, w którym i ja mam skromny udział, w postaci dwóch opowiadań. Czy to się uda? Czas pokaże.

PM: Pisarz, kiedy puści maszynę pisarską w trybiki to wpada w rodzaj uzależnienia od pisania. Jak jest u Ciebie? Nad czym pracujesz?

AR: Symultanicznie, nad trzema projektami. I piszę opowiadania. Mam ten komfort, że nie muszę szukać wydawcy. Mogę zatem zapowiedzieć horror psychologiczny, powieść o wirtualnej tęsknocie do miłości i akceptacji oraz romans małżeński albo... powieść o prawdziwej morderczyni, pożeraczce męskich serc. W październiku pojawi się zakończenie historii Natalii i Wiliama.

PM: Dziękuję za rozmowę. Życzę kolejnych sukcesów na niwie prywatnej i pisarskiej.

AR: Dziękuję, choć bywam przesądna.







Luanne Rice - "Ostatni dzień"

    Sięgając po "Ostatni dzień" miałem wielki apetyty na coś wyjątkowego i coś wciągającego. Od pewnego czasu moje oczekiwania czy...