Dorota Schrammek - "Dom, którego nie było"

 Autorka do tej pory mi nieznana, okazała się być moim nowym objawieniem literackim.  "Dom, którego nie było" to książka na pozór z prostą fabułą, ale nie do końca tak jest. Cztery kobiety, cztery różne światy, które prowadzą do tego, że życie kobiet nie do końca jest takie, jak być powinno, jak sobie wymarzyły. Winę za to ponoszą najbliżsi, którzy nie potrafią dać dziewczynom prawdziwej miłości, wspierać ich i interesować się ich problemami. Cztery kobiety to cztery światy, które w końcu muszą się gdzieś spotkać. I tak się dzieje.Trafiają do niekonwencjonalnej terapeutki Aliny, która bez wątpienia nie należy do zwolenników terapii długodystansowej. Każda  z kobiet trafiając tam jest przegrana, a Alina jest jej ostatnią nadzieją. Kobieta przydziela im zadania, które są nietuzinkowe, ale przynoszą zaskakujące rezultaty. 

 Dawno nie czytałem książki, która zadziała na mnie tak emocjonalnie, a przecież jest to książka skierowana do płci pięknej. Autorka miała doskonały pomysł na fabułę, wykorzystując swój talent literacki i potencjał w pełni. Podoba mi się narracja, opisy życia kobiet na różnych ich etapach i to, co dzieje się w czasie, kiedy są już dorosłe i same muszą podejmować swoje własne decyzje. 

 Wielkie brawa za znajomość psychologii. Ta książka powinna być polecana studentom pedagogiki i psychologii. Autorka nie unika trudnych tematów, ale robi to w sposób wyważony, mądry i ciekawy. Nie ma tutaj tendencyjnych historyjek, autorka uniknęła również wulgarności, chociaż w takich tekstach jest to trudne. 

 Dla mnie "Dom, którego nie było" jest historią przesiąkniętą emocjami, dającymi czytelnikowi problemy z oderwaniem się od tekstu. Ta książka została napisana sercem, przez osobę rozumiejąca tematy, o których pisze i których dotyka głęboko. Każda z tych postaci może być naszą matką, córką, czy też siostrą. Postacie są niczym z naszego podwórka, a opisywane problemy często powielane w rodzinnych historiach.

 Dla mnie jako mężczyzny i byłego studenta terapii jest to książka wybitna, dająca nadzieję tysiącom kobiet, które często cierpią zamknięte w czterech ścianach. Cieszę się, że autorka rozprawia się ze stereotypami kobiet bogatych, które ogólnie uchodzą za szczęśliwe. Czym jest szczęście? Dorota Schrammek również odpowiada na to pytanie. Serdecznie polecam, bez względu na wiek i płeć. 

Aleksandra Zielińska - "Bura i szał"

 O autorce dowiedziałem się po przeczytaniu obszernego wywiadu na portalu Lubimy Czytać. Młoda kobieta literaturze wypowiadała się dojrzale, a do tego zdobyła już ważne nagrody literackie. Nie mogłem więc nie przeczytać chociaż jednej książki z jej literackiego dorobku. Wybór padł na "Burę i szał". Tytuł wydał mi się nieco dziwny, ale sama treść szybko wyjaśnia czytelnikowi, w czym rzecz. 

 Autorka przemawia do nas scenami, które chwilami wywołują niepokój i dezorientację przez pewien okres lektury. Burza, strugi deszczu i kobieta, której powrotu nikt tutaj nie chce. Bura pojawia się, ale to otoczenie ma z nią problem, nie na odwrót. Wspomnienia są nacechowane agresją, niezrozumieniem i brakiem akceptacji w stosunku do kobiety, która jest jakby jedna przeciw wszystkim. Jej choroba coś zmienia, ale nie pokazuje prawdy. Ta powinna zostać pogrzebana na wieki wieków.

 "Bura i szał" jest opowieścią napisaną językiem, wymagającym skupienia. Nie jest to prosta opowieść, ale historia zawierająca kawałki życia, poszarpane, porozrzucane na obrazie. Poskładanie ich do kupy, niczym kawałki puzzle wymaga zaangażowania. 

 Autorka pokazuje osobę funkcjonującą z chorobą umysłową i niezrozumieniem jej przez otoczeniem. Nie następuje nawet cień pragnienia zrozumienia. Wyrzucenie kobiety poza nawias nie może zakończyć się szczęśliwie. Ograniczenia ludzi z wioski zmieniają optykę spojrzenia na nich. Kto jest szalony? Kobieta, czy pozostali?

 "Bura i szal" jest książką interesującą, napisaną dojrzałym, literackim językiem, bez udziwnień i zbędnego patosu. Warto sie zapoznać. Polecam. 

Kazuo Ishiguro - "Nie opuszczaj mnie"


Noblistów należy czytać, poznawać ich wykreowane światy. Kiedy niespodziewanie otrzymałem egzemplarz "Nie opuszczaj mnie", byłem zachwycony. Sama fabuła wydaje się być ciekawa- angielska prowincja, ekskluzywna szkoła z internatem. Oczywiście szkoła to uczniowie i nauczyciele. Wchodzą w interakcje, Nastolatkowie snują plany, próbują urzeczywistniać ukryte marzenia i pragnienia. Oczywiście jest miłość, ale jakoś mi to nie pasuje. Relacje Kathy i Tommyego mocno mnie irytowały. Rozumiem, że byli w wieku adolescencji, ale sama opowieść jakoś mnie nie porwała. Jak dla mnie jest poprawnie, ale jest tez niestety przewidywalnie.

 Na minus są zbyt długie opisy, które zwyczajnie męczą czytelnika,nie wnosząc niczego do tekstu. Sposób prowadzenia narracji nie jest dla mnie zrozumiały do końca. Niektóre sprawy mogą czytelnikowi nie przypaść do gustu, a nawet doprowadzić go do wzburzenia. To samo z postaciami. Jak dla mnie są niczym kukły bez duszy. 

 Być może sięgnąłem po nią w nieodpowiednim czasie? Nie wiem. Pewnie sięgnę po inne książki autora."Nie opuszczaj mnie" jakoś mnie nie porwała. Być może to oszczędny język,  a może narracja? Nie wiem. Chciałbym odkryć zachwyt komisji przyznającej Nobla i jej uzasadnienie. Robiłem sobie wielkie nadzieje, że ucztę z utworem, a spotkało mnie wielkie rozczarowanie. Nie spisuję jej na straty, ale tez raczej nie sięgnę po nią ponownie po jakimś czasie. 

W. Bruce Cameron -"Psiego najlepszego. Był sobie pies na święta"

 Kolejny audiobook za mną, tym razem w fenomenalnej interpretacji Roberta Michalaka. Ta książka to niesamowicie trafiona lektura na okres Bożego Narodzenia, zresztą opowiadająca o Świętach. 

Josh Micheales ma złamane serce po odejściu ukochanej Amandy. Nie potrafi pozbierać się do kupy. Mieszka  w górach, a jego praca wymaga głównie połączenia internetowego i kamerki. Jeden dzień zmienia jego życie, kiedy sąsiad podrzuca mu ciężarną suczkę Lucy. Josh nigdy nie miał żadnego psa, ale szybko okazuje się że Lucy zmienia jego pogląd na życie. A do tego dochodzą perypetie z piątką niesfornych szczeniąt, które jakimś cudem trafiają pod jego strzechę. Joshowi niezbyt podoba się ten pomysł, dlatego wykonuje telefon do schroniska. Tam poznaje  Kerri, do której zapała gorącym uczuciem. 
Autor powoli odkrywa historię życia Josha, która jest pogmatwana. Na szczęście zwierzęta pomagają przetrwać mu trudny czas i zapomnieć o tym, co boli. 

 Ta książka to niezwykle ciepła opowieść o miłości do zwierząt i tej płynącej od nich w kierunku opiekuna. Autor przekazuje piękną historię, chwytająca za serce i stająca się inspiracją do spojrzenia głębiej w oczy pupila. 

 Czy zwierzę może pomóc posklejać popękane serce? Nie wiem, co jest w tej historii takiego głębokiego, ale jest to coś więcej, niż banalna historyjka. Cameron napisał powieść sercem, angażując w ten proces całego siebie. Pięć szczeniaków, pięć charakterów. do tego suczka. Wszystko jest piękne, ale często przypadkowe i tylko od dobrych intencji zależy sukces. Cameron zaczarował mój umysł swoim tekstem, a reszty dopełnił lektor. Jest tutaj kilka zwrotów akcji, niełatwych wyborów i wiele, wiele empatii kierowanej w stronę czworonogów. Bardzo mocno polecam.

Alek Rogoziński - "Do trzech razy śmierć"

 Muszę przyznać, że źle oceniłem autora po przeczytaniu jego pierwszej książki. Wtedy wydawało mi się, iż zbyt mocno stara się upodobnić do niezwykle poczytnej, a zmarłej pisarki. Po wysłuchaniu kolejnej książki Alka w interpretacji Pauliny Holtz przyznaję się do błędu i zbyt pochopnego osądu. Zawsze podkreślam, że lektor musi być dobrany do tekstu, jaki czyta. W tym przypadku wszystko gra doskonale.

 Znowu spotykamy Różę Król, która tym razem bierze udział w zjeździe literatek.  Wyjazd zapowiada się być nudny, ale jest inaczej. Już kolejnej doby ginie jedna   z pisarek. Goście usytuowani są daleko od skupisk ludzkich, pośrodku mokradeł. Róże Król wspierają trzy blogerki literackie, oraz młodzieniec, pełniący funkcję boya hotelowego. 

 Historia zabawna, tudzież momentami z dreszczykiem. Autor potrafił wykorzystać swój potencjał, budując interesujące postacie i okraszając sceny ciekawymi dialogami. 

Pewnie nie byłoby tyle zabawy, gdyby nie doskonała interpretacja tekstu. Paulina Holtz jak zawsze stanęła na wysokości zadania. Uwielbiam jej zabawę z tekstem. Potrafi wprowadzić czytelnika w świat wykreowany przez autora, dodając coś od siebie. Wiele razy zaśmiewałem się do rozpuku. 

 "Do trzech razy śmierć" nie jest tylko lekką komedią kryminalną, ale satyrą wymierzoną w świat literacki, w którym jak wszędzie, bywa różnie. Sam z przyjemnością zakupię egzemplarz papierowy. Doskonała książka na chandrę. Serdecznie polecam!

Simona Kossak - "O ziołach i zwierzętach"

 Wiele dobrego słyszałem o autorce, dlatego postanowiłem przeczytać coś jej autorstwa. Mój wybór był przypadkowy, a może jednak nie? Nazwa przyciąga jak magnetyzm. Nie czytałem wcześniej recenzji książki. Zakup był impulsem.

 Książka zaskoczyła mnie za sprawą wykonania. Zarówno okładka, jak i ryciny w środku przypomniały mi książki znane z dzieciństwa. Każda roślina czy zwierzę jest opisane w niezwykły sposób. Wyczuwa się tutaj wielką miłość do przyrody i wiedzę, przekraczającą ogólnie dostępne wiadomości w temacie. Zakochałem się w tej książce, gdyż sam interesuję się zielarstwem , a dobro zwierząt czy też piękno przyrody, nie są mi obojętne. 

 Simona Kossak prowadzi czytelnika przez łąki, pola i dzikie tereny, pokazując świat, który dla wielu z nas jest obojętny.To lekcja przyrody, botaniki, lekcja wrażliwości. Niesamowita książka, do której będę wracał. Nie tylko z powodu wartości sentymentalnej, za sprawą jej wykonania, ale również dzięki obszernym materiałom w niej zawartym. To doskonały prezent dla innych. Serdecznie polecam. 

Michael Poore - "Dziesięć tysięcy żyć"


Sam tytuł mówi wiele i wiele obiecuje. Czytelnik wpada w dziurę czegoś, co można nazwać reinkarnacją, a raczej szansami w kolejnych życiach na stanie się lepszymi. W każdej religii dążymy do tego, aby być lepszymi, aby nasze życie było piękne, harmonijne i zgodne z wytycznymi naszej wiary. Ta książka jest zmienna. Faluje niczym ocean. Czy dalej jesteśmy brzegu, tym mocniej rozumiemy życie i czujemy, że nie możemy go zmarnować w żaden sposób. Jedna osoba, wiele istnień i charakterów. Autor pięknie przemyca tutaj filozofię istnienia i przemijania. Autor stawia pytanie o byt, jestestwo, o drogę, jaką jest nam dane podążać i o to, kim naprawdę jesteśmy. A całość została napisana w taki sposób, że trudno jest się oderwać od tej lektury. 

 Wbrew pozorom nie jest to prosta historia o inkarnacji, chociaż wielu osobom kojarzy się właśnie z nią. Nie jest w tym nic dziwnego. Mnie opowieść kojarzy się z misją, jaką mamy do spełnienia na ziemskim łez padole, nie ważne kim jesteśmy i kiedy żyjemy.

 Ujęła mnie ta książka. Mam wrażenie, że autor włożył w tę historię wiele pracy i naspanie jej przyniosło mu ulgę. Odnosiłem wrażenie w czasie lektury, że ta książka jest autoterapią autora. Możliwe, że się mylę, ale takie są moje odczucia. Lektura zdecydowanie warta uwagi. Polecam. 

Dmitry Glukhovsky - "Tekst"

 Książka trochę namieszała w mojej głowie i chyba trudno będzie mi ją ocenić jednoznacznie. Dmitry Glukhovsky jak zwykle zyskuje rzeszę fanów swoim nowym utworem, a ja jak zwykle ni w   ząb nie potrafię w pełni zrozumieć fenomenu jego książek, chociaż tym razem utwór wywołał moje poruszenie. 

 Ilja Goriunow wychodzi na wolność po zakończeniu wyroku. Od sąsiadki dowiaduje się, że matka zmarłą dwa dni wcześniej na zawał, a na niego spada sprawa pogrzebu itd. Oczywiście pierwsze co robi, to upija się, jakby mogło być inaczej. Ale nie to tutaj jest najważniejsze. Niepozorny iPhone zmienia osobowość byłego skazańca. Telefony od zmarłej matki, a może budząca podejrzenia lista kontaktów? Wysyłane wiadomości pozwalają na zmianę tożsamości, a cała "zabawa" coraz bardziej uzależnia. 

 Lektura "Tekstu" jest napisana pięknym, żywym językiem, ale autor idzie dalej, stawiając pytania o granice tożsamości, o prywatność w sieci i to, co jest nie do końca zbadane i bezpieczne. 

"Tekst" zasługuje na uwagę również z powodu diagnozy autora, dotyczącej państwa, w którym mieszka. Nie bawi się w grzeczne zwroty i diagnozy. Pokazuje brudny, pogmatwany świat, ale całość podaje w postaci ciekawej i niestety prawdziwej odsłony. Czy zwykły smartfon może zmienić nasze życie? Ta książka ma wiele przekazów, wymaga dogłębnego przeczytania jej od deski do deski. Glukhovsky jest mistrzem przekazu, budowania scen. Ma wiele do powiedzenia. Polecam. 

Larry McMurtry - "Na południe od Brazos"

 To jest pierwszy western, jaki przeczytałem w swoim życiu. Kilka widziałem, ale jakoś żaden mnie nie przekonał i nie zrobił na mnie wielkiego wrażenia, chociaż większość z nich to podobno klasyki gatunku. 

 Na przeczytanie książki zdecydowałem się, widząc, kto je wydaje. Wydawnictwo Vesper specjalizuje się w książkach, które są perełkami. Tym razem nie było inaczej. 
"Na południe od Brazos" to obszerny tom, traktujący o życiu na dzikim zachodzie. Ale czy tutaj o to chodzi? Jak zwykle doszukuję się drugiego dnia. Poznajemy ludzi, których jedyną rozrywką na pozór nie jest tylko picie i sex z prostytutkami. Postacie przemierzając drogę , a ich balastem jest samotność, czasami tęsknota za czymś ulotnym.  Bohaterowie szarpią czytelnika "szturchają" go na rożne sposoby. Ta książka jest niezwykła z wielu powodów, ale chyba najważniejszym jest pokazanie postaci z krwi i kości, gdyż w czasie lektury zapominamy, że nie do końca mamy do czynienia z fikcją literacką. 

 Dziki zachód to świat zupełnie odmienny od naszego. Mam na myśli nie tylko zachowania ludzkie, ale także codzienne zwyczaje. Miesza się sacrum i profanum, w każdej chwili można dostać kulkę w łeb, a życie nie jest nic warte. 
 Z dużym zainteresowaniem i zaangażowaniem śledziłem dialogi. Są ciekawe i kształcące.  Autor ma niebywały dar opisywania rozmów w sposób niezwykle lekki, pozbawiając dialogów zbędnych wulgaryzmów. Przy okazji dokształcałem się w kwestiach historycznych. 

Larry McMurtry nie bawi się w poprawność językową czy kulturową, pokazując czasami zbyt dosadnie życie. Ale to jest atutem tej powieści. Język skromny, rzekłbym oszczędny, a każda scena, mimo że momentami rozwlekła, ma konkretny przekaz. Na uwagę zasługuje również optyka książki. Sceny obserwujemy oczyma rożnych postaci, co jest niezwykle ciekawe. Kolejnym elementem są tła. Autor pięknie maluje surowe krajobrazy, a opisywane miejsca wyostrzają apetyt czytelnika na zgłębienie tej historii. 

 "Na południe od Brazos" jest opowieścią zawartą w niespełna 850 stronach, a całość zamknięta w twardej oprawie. Wydawnictwo jak zwykle podeszło do czytelnika z zaangażowaniem, a do tekstu z profesjonalnym tłumaczeniem i wspaniałym dodatkiem, w postaci fotosów. 

Alek Rogiziński - "Lustereczko, powiedz przecie"

 Swego czasu przeczytałem debiut Alka Rogozińskiego i odpuściłem sobie dalsze lektury. A jako, że uwielbiam głos Pauliny Holtz, jestem abonentem Storytel, to postanowiłem dać mu jeszcze jedną szansę. Na ślepo wybrałem ten utwór i zwyczajnie się zachwyciłem. Ta kryminalna komedia jest idealna nawet dla największych ponuraków. Z pewnością głos zawodowej aktorki potęguje doznania.

  Sama fabułą jest zabójczo śmieszna. Topowa pisarka Róża Króll obserwuje przez lornetkę przystojnego, młodego mężczyznę. Pewnego wieczora powtarza swój rytuał i nie wierzy w to co widzi. Obiekt jej westchnień wyskakuje z balkonu, popełniając samobójstwo. Okazuje się, że jest ona jednym z pretendentów do korony Mistera Polonia. W autorce odzywa się żyłka detektywa i rozpoczyna swoje prywatne śledztwo. W swojej drodze do rozwiązania zagadki spotyka wiele ciekawych ludzi, które pomagają, lub tez jak to bywa w życiu, wręcz przeciwnie. Sama Króll jednak ma w sobie wiele zaciętości i mimo swoich wad, udaje jej się wyjść z każdych perypetii. 

 Brawo dla Rogozińskiego za język, który jest lekki, przyjemny, a przy tym widać klasę autora, która uwydatnia się w słownictwie. Utwór jest lekki, ciekawy i przyjemny. W interpretacji Pauliny Holtz nabiera wyjątkowego charakteru. 

 Dzieje się wiele, jest wesoło, a czas z audiobookiem minął niespodziewanie szybko. Naprawdę nie spodziewałem się tak dużej dawki humoru. Naprawdę spaniała lektura, niezależnie od formy odbioru. Ponad 7 godzin z lekturą minęło niespodziewanie szybko.  Serdecznie polecam. 

Stephen King, Richard Chizmar - " Pudełko z guzikami Gwendy"

 Pudełko z guzikami, które mogą wpływać na losy świata i jego właściciela. To właśnie spotyka Gwendy, młodą dziewczynę, zmagającą się z problemami wieku dorastania. Kiedy pan Farris składa jej propozycję, ta uważa, że jest to kiepski żart. Przyjmuje jednak pudełko z kilkoma guzikami, których wciśniecie prowadzi do określonych celów. Każdy guzik to wielka siła, która niesie za sobą określone konsekwencje, których nie sposób cofnąć. 

Gwendy rzadko wykorzystuje moc pudełka, przekonując się, że jego posiadanie przynosi więcej kłopotów, niż pożytku. Jako wrażliwa i mądra dziewczyna, postanawia ukryć je przed oczami innych. Jednak dochodzi do tragedii. 

 King i Chizmar mieli pomysł na prostą historię, która niesie w sobie określone przesłanie natury moralnej. Sama książka jest ładnie wydana, w twardej oprawie, z pięknymi rysunkami. Sam tekst czyta się szybko. Nie jest on trudny w odbiorze, a całość raczej nie zaskakuje, co jednak nie oznacza, że utwór nie zasługuje na uwagę. King przyzwyczaił czytelników raczej do opasłych tomów, a ta pozycja może być potraktowana jako rozbudowana nowela. 

 Pisarze dokonują cudu. Poznajemy Gwendy, lubimy ją mimo jej wad, ale  czasem zamieniamy pogląd na jej temat. Dlaczego? O tym trzeba przekonać się samemu. Podoba mi się świat, cała otoczka stworzona na potrzeby tej książki. Wszystko jest niby takie zwykłe, a jednocześnie odrealnione. Polecam. 

George Mackay Brown - "Winlandia"

  Książka Browna przenosi czytelnika w inny świat, w inne miejsce i czas. Kto z nas nie marzył w dzieciństwie o podróżach i przygodach zapierających dech w piersiach. Pewnie tęsknoty i marzenia z lat dziecięcych zostają w duszy człowieka, chociaż głęboko zakopane. Takie książki jak "Windlandia" przypominają nam o duszy wojownika.

 "Winlandia" jest opowieścią drogi. Nie ma tutaj wielkich awanturników, nie znajdziemy tutaj setek ciał i bitew, które potwierdzają to, co wiemy o Wikingach. Życie Ranalda Sigmundsona jest zwykłe. Bierze udział w rejsie kupieckim na Grenlandię. W drodze ucieka i przyłącza się do załogi Leifa Erikssona. Razem odkrywają Windlandię (Amerykę Północną). Autor pokazuje podróże chłopca nie tylko te na morzu, ale również te wewnętrzne. Burzę w sercu i duszy, trudne wybory i walkę z sobą i innymi i przeciw innym. Młodzieniec obserwuje świat, walczy z nim,a  system socjalizacji robi swoje. Wyjście ze skorupy własnych przyzwyczajeń przynosi skutki dalekosiężne. Ranald ma cechy zwyczajne, a jednocześnie możemy mu zazdrościć spokoju, opanowania i refleksji. 

 Brown napisał utwór filozoficzny, oparty na historii jednego człowieka. Wszystko inne jest dodatkiem. Przemiany chłopca w mężczyznę, zmiany w myśleniu, w działaniu. Czytelnik w trakcie lektury łapie się na tym, że "Winlandia" jest o nim, a sam bohater mimo inej epoki ma wiele cech jego samego. 
"Winlandia" jest opowieścią o podróży, samotności, ale także zawiera wiele niezwykle subtelnie umieszczonych w utworze przesłanek. 

 George Mackay Brown był wybitnym szkockim poetom, dramatopisarzem  i prozaikiem. Jego utwory oddziaływają mocno na czytelnika. 

"Winlandia" to piękna książka, traktująca o ważnych sprawach i człowieku będącemu w ciągłej walce ze sobą i przeciw sobie. Serdecznie polecam. 

Tatiana Freidensson -"Mój ojciec był nazistą. Rozmowy z potomkami czołowych przywódców III Rzeszy"

 Tatiana Freidensson zabrała mnie w miejsca, do których sam nigdy nie trafie, skonfrontowała moją wrażliwość z ludźmi, których łączy coś z czasami wojennymi. Dzieci i wnukowie największych zbrodniarzy III Rzeszy. Hans Frans, Hermann Goring, Rudolf Hoss, Erwin Roml czy Claus von Stauffenberg.  

 Odchodzą ostatni świadkowie tamtych wydarzeń, a wraz z nimi odchodzi kawałek żywej, jakże bolesnej historii. Każde kojne pokolenie inaczej pojmuje Holocaust, cały ogrom II Wojny Światowej. Każdy z nas zamknięty w codzienności własnych problemów nie zastanawia się nad tamtymi czasami, może za wyjątkiem badaczy, historyków i osób zainteresowanych. 

 Autorka dotarła do potomków zbrodniarzy, kręcąc serię filmów dokumentalnych "Dzieci III Rzeszy". Książka jest jakby dopełnieniem filmów. 
Nie miałem pojęcia, że zawarte w niej teksty tam mocno mną tąpną. Autorka ma niesamowicie plastyczny język literacki, każda scena, wywiad czy opis mają wielką głębię. Freidensson doskonale wie, o co pytać i co najważniejsze, jak pytać. Potomkowie chcą spokoju, chcą niepamięci, chcą zniknąć w mrokach historii. Niektórzy z nich boją się panicznie odkrycia miejsca zamieszkania, tożsamości. Mają dzieci, wnuki. Nie chcą dla nich piekła, które zgotowali im ich ojcowie i dziadkowie. Niektóre rozmowy są niezwykle głębokie, sięgające historii z wczesnego dzieciństwa - obrazków chociażby zagłady Żydów, inne lekko ocierają się, a rozmówca nie chce wracać do wielu kwestii, zostając w wydzielonym przez siebie sektorze własnego bezpieczeństwa emocjonalnego. 
 Podoba mi się upór i bezkompromisowość autorki książki w stawaniu pytań, Tego typu spotkania i wywiady musiały mocno na nią wpłynąć i bez cienia wątpliwości zweryfikowały jej poglądy i osądy na tych ludzi i największych morderców XX wieku. 

 Po lekturze pojawiło się we mnie wiele pytań, a najważniejsze to pytanie o to, jakimi oni są ludźmi. W książce nie ma odpowiedzi. Każda z postaci jest inna, niektóre wykazują cechy psychopatyczne, inne za wszelką cenę próbują zapomnieć, żyjąc daleko od Niemiec i starając się prowadzić normalne życie. 

Freidensson udaje się nawiązać z tymi ludźmi kontakt, który można uznać za bliski. Nie każdy z rozmówców życzy sobie takiej bezpośredniości, ale dokumentalistka ma na to swoje sposoby. Czasami rozmowy wchodzą na bardzo intymne tory, innym razem Freidensson zostaje zaskoczona propozycjami osoby w drugim fotelu. 

 "Mój ojciec był nazistą. Rozmowy z potomkami czołowych przywódców III Rzeszy" to historie niezwykłe, bardzo osobiste, ciekawe, ale jednocześnie przytłaczające i wymagające pewnej odporności psychicznej w czasie lektury. Moja rada - wyzbyć się uprzedzeń przed lekturą  i nie oceniać tego, co ci ludzie mają do powiedzenia. Nie znamy ich osobiście, a ich teksty możemy zrozumieć opacznie. Nie mamy moralnego prawa nimi gardzić i oczekiwać, aby odpowiedzieli za czyny ludobójstwa. 

 Nie mam żadnych wątpliwości, że ta książka jest potrzebna. Freidensson jest przewodnikiem, a autorami są postacie, które wolą pozostać w cieniu, a które nieczęsto płacą do dzisiaj nie za swoje winy. Tej książki nie można czytać bez emocji. Język, styl i treść tworzą niezwykłe połączenie, które niestety nie jest wymysłem autora.  Warto skonfrontować swoją wiedzę i swoje odczucia z tym, co mówią strony książki. A mówią ciekawie i do rzeczy, aczkolwiek momentami jest wręcz strasznie. Ale autorka nie poszła na kompromis, nie wygładza historii, nie stara się wybielić, nie ocenia i nie broni postaci z procesu w Norymberdze. Poszukuje złotego środka do prawdy. W moim mniemaniu udało jej się go odnaleźć. Polecam.

Ray Kroc - "Prawdziwa historia McDonald’s. Wspomnienia założyciela"

Raymond Albert "Ray" Kroc – amerykański biznesmen czeskiego pochodzenia. Założyciel McDonald's Corporation, która powstała po przejęciu restauracji McDonald's założonej przez braci Richarda i Maurice'a McDonaldów. Znany był jako "Hamburger King". 
Nigdy nie zastanawiałem się nad genezą powstania sieci, nad jej założycielem, czasem jej istnienia itd. Osobiście od lat nie stołuje się w tego typu restauracjach, ale z ciekawością sięgnąłem po biografię Kroca. A jest co czytać. Ile osób wie, że nazwa pochodzi od nazwiska dwóch braci. Kroc z nimi współpracował, ale ostatecznie poszedł swoją drogą.

 Kroc opisuje swoje życie, żyłkę do interesów, swoją ciężką prace i intuicja, która prawie nigdy go nie zawodziła. Historia życia założyciela McDonald’s nie była usłana różami, ale upór, ciężka praca i wiara w sukces doprowadziła go do celu. 

 Kroc jest szczery w swojej opowieści. Nie ukrywa ciemnych stron swojego biznesu, unika wybielania siebie. Przez to jest przekonujący. Autor potrafi być giętki. przystosowuje się do potrzeb rynku, słucha odbiorców i uderza tam, gdzie czuje zysk. Kroc należał do ludzi odważnych, ale również potrafiących się ugiąć. Lubił ryzyko, co jest widoczne w jego wspomnieniach. Będąc prawie bankrutem walczył dalej.  Nigdy nie poddawał się. Wierzył w "american dreams" i spełniał je. 

 Bogatszy o tę wiedzę, będę inaczej patrzył na charakterystyczne budynki. Jako zwolennik zdrowej żywności raczej nie zmienię swoich nawyków żywieniowych, mimo że każdego dnia na świecie McDonald’s odwiedza około 73 mln ludzi. 

Magdalena Witkiewicz, Alek Rogoziński - "Pudełko z marzeniami"


Pisanie w duecie jest zawsze ryzykowne, chociażby ze względu na język każdego autora. W udanej książce czytelnik nie ma prawa domyśleć się, które rozdziały pisał każdy z autorów. W tym wypadku takie granice zacierają się, autorzy operują podobnym stylem. 

"Pudełko z marzeniami" jest lekką historyjką, o tematyce niezbyt oryginalnej, ale to nie przeszkadza dobrze się bawić. Mamy tutaj cała plejadę postaci, od dzieci do krzepkich staruszek. Oczywiście jak to bywa, musi być nietrafiona strzała Amora z przeszłości, bagaż negatywnych doświadczeń i wszystko, co składa się na wielkie rozczarowanie miłością. Mamy miasteczko, ludzi, których od razu polubimy (oprócz jednej kobiety), Dla mnie najlepsze były teksty Kalinki. Brawo dla autorów. Tekst o burdelu należy do moich ulubionych. 

 "Pudełko z marzeniami" to święty Ekspedyt uwięziony w  piwnicy w postaci figury, tajemnica znajdująca się w podłodze, pod stopami św. Ekspedyta i tajemnice pudełko, które spełnia marzenia. Jest ciepło miło, przytulnie, niczym w domu, chociaż za oknem śnieg i dzieci oczekują na pierwszą gwiazdkę. 

 Dobrze się bawiłem w  trakcie lektury. Jedynym minusem był głos lektora, który w moim mniemaniu nadaje się do czytania horrorów, a nie komedii. Tego typu książki powinna czytać osoba z ikrą. Ale nie ma w tym żadnej winy autorów. Utwór wysłuchałem dzięki aplikacji Storytel.

Laetitia Colombani - "Warkocz"

 Nie potrafiłem oprzeć się historii trzech kobiet. Pewnie jednym z powodów była moja powieść "Trzy" o trzech kobietach,której drugie wydanie ukaże się w przyszłym roku,  więc zobaczyłem wielkie podobieństwa i nie mogłem nie przeczytać.
 "Warkocz" to historia opowiedziana o trzech kobietach, z trzech różnych kontynentów, warstw społecznych i wierzeń. Oprócz tego, że są kobietami łączy je...wiele.
Urzekła mnie historia Smity, Giulii oraz Sary. To niezbyt obszerna książka, zawierająca niezwykły ładunek emocjonalny. Autorka zgrabnie snuje historie przeplatając niczym włosy w warkocza historie z każdej z kobiet. Doskonałe zakończenie, które nie pozostawia człowieka obojętnym. 
Autorka dba o szczegóły, warstwa psychologiczna postaci jest rozbudowana, a emocje wypływające z "Warkocza" wręcz się wylewają. Siła tej powieści tkwi w misternych szczegółach. Kobieta uciekająca z córką za lepszym losem, znana prawniczka z nowotworem i dziewczyna, którą spotyka tragedia, ale ma przy sobie ukochanego obcokrajowca. Kobiety pokazane w drodze, gdyż tutaj wszystko jest drogą - podróż, walka o lepszy byt czy też rodzinna tragedia. Nic nie dzieje się bez konkretnej przyczyny, wszystko ma swój ukryty sens. 
 "Warkocz" to wulkan niezwykłych emocji, cała opowieść przesiąknięta jest aurą wielkiej siły. Nie dziwi mnie sprzedaż 200 tysięcy egzemplarzy we Francji. Takie powieści oddziaływają na czytelnika w sposób pozazmysłowy. "Po przeczytaniu "Warkocza" inaczej spojrzymy na świat, na człowieka. Takie książki pisane są przez wyjątkowych ludzi. 

Książkę szczególnie polecam kobietom, ale nie tylko. Mężczyźni mężczyźni powinni po nią sięgnąć ze względu na poruszane tematy jako choroba nowotworowa, czy też skrajne ubóstwo. Kobiety łączą...włosy. Z niecierpliwością czekam na planowany finał przeniesienia powieści na duży ekran. 

 "Warkocz" przeczytałem w ciągu jednego dnia z przerwami. Dla mnie nie ma tutaj banalności. "Warkocz" to dla mnie numer jeden z książkę, które przeczytałem ostatnio. Przykład historii, w której piękno tkwi w prostocie. 

Michael Hughes - "Mali ludzie"

 Historia rozpoczyna się powoli, ale autor szybko zmienia miejsca, czas perspektywy. Wszystko jest tutaj zaskakujące, wymaga myślenia, kojarzenia faktów, pewnej znajomości historii. Cała książka jest wielką układanką, zarazem zagadką. Dopiero finał wyjaśnia zagadkę podróży w czasie. Tylko, czy o to chodzi?

 Według mnie autor zmaga się tutaj z ludzką wiarą, przekonaniami i różnym czasem, aby wykazać podobieństwa, ale również lęki towarzyszące człowiekowi przez wieki od narodzin. Alienacja i jedna osoba, na pozór zwykła, która jest godna powierzenia tajemnic przez Chrisa dziewczynie, która jest niewidoczna dla innych - Lucy. Jej wygląd i zachowanie krzyczą, aby ją zauważyć, ale każdy jest zamknięty we własnej enklawie. 

 "Mali ludzie" jest książką niezbyt łatwą w odbiorze, ale warto jej poświęcić czas. Pomysł nie jest nowatorski, ale autor obronił się swoim tekstem. Stara drewniana układanka, kupiona na targu staroci, na pozór jest bezwartościowa. Nie dla Chrisa. 

 Autor przemawia oczami wybitnych ludzi, którzy zapisali się złotymi zgłoskami na kartach historii. Czasami są to postacie negatywne, jak Kuba Rozpruwacz. Ci również funkcjonują w wiekowej tradycji.Na uwagę zasługuje język, który jest przystępny i mimo zawirowań czyta się w miarę dobrze. Bez wątpienia warto mieć książkę w swojej kolekcji. Miłośnicy starego Londynu nie będą zawiedzeni. 

  

Elizabeth Winder - "Marilyn na Manhattanie. Najradośniejszy rok życia"

 Moja wiedza na temat ikony filmu nie wybiegała zbytnio poza jej role filmowe. Marilyn kojarzyła mi się ze słodką blondynką, która epatuje seksapilem. Dzięki Elizabeth Winder poznaję  wizerunek osoby zupełnie odmiennej, od tego, który miałem do tej pory. 

Na początku mamy podane osoby, które pojawiają się osoby występujące w książce, w kolejności pojawiania się "na scenie", a co za tym idzie przy każdym nazwisku jest krótka notka o danej postaci, co znacznie ułatwia czytelnikowi zrozumienie niektórych kwestii. Osiemnaście rozdziałów z epilogiem tworzą niesamowity klimat, przenosząc nas do Hollywood. Winder ma wspaniały dar podróżowania w czasie, zabierając ze sobą w tę podróż czytelnika. 

 Marilyn okazała się być osobą niezwykle empatyczną, oczytaną, uwielbiającą klasyki, ale także mającą trudności z zaadaptowaniem siebie w rzeczywistości, chociaż wyprzedzała epokę, przez co również cierpiała. Zraniona, z wieloma kompleksami zmagała się przez całe życie z niezrozumieniem i zaszufladkowaniem. Winder odtwarza ważne elementy z jej życia, czasami skupiając się na pozornie mało znaczących elementach życia gwiazdy. W biografii artystki zobaczyłem człowieka wielkiego dla świata, a małego dla siebie. Przyjaciółka Capote, Sinatry i innych gwiazd sama starał się ukrywać i chronić siebie przed bagażem ludzkiej zawiści i pogardy. 
 Na nowo zakochałem się w uroczej blondynce, ale ta historia dała mi zupełnie inne spojrzenie na jej życie, które wbrew pozorom nie było usłane różami. Winder wydobyła z uroczej blondynki wszystko, o czym powinien wiedzieć każdy fan jej twórczości. Czytelnik w trakcie lektury widzi postać, która zmaga się z problemami codzienności, z uzależnieniami  i doświadcza wielkiej samotności w tłumie. Najwięcej radości sprawia jej kontakt ze zwykłymi ludźmi. Nigdy nie zapomniała swojej drogi, swojego dzieciństwa i piekła, które przeszła w tym czasie. 

 "Marylin na Manhattanie. Najradośniejszy rok życia" to obowiązkowa lektura dla wszystkich fanów aktorki. Napisana z wielką starannością, dbałością o szczegóły. Ta książka ma duszę i żyje swoim życiem. W trakcie lektury miałem wrażenie, że Merylin macha w moją stronę, uśmiechając się tajemniczo. Wspaniała książka. Warto przeczytać. Serdecznie polecam. 

Książka ukaże się 23 listopada 2017 roku nakładem Wydawnictwa Literackiego.

Dawna powieść na dysku i próba jej reanimacji

 Klika lat temu napisałem powieść "Anathema". To dla mnie wyjątkowy tekst, pisany w wielkim bólu, zawierający wiele elementów autobiograficznych. "Anathema" pojawiła się na krótko dwukrotnie w sieci, wydana przez jedno z wydawnictw. Niestety, dwukrotnie zerwałem umowę z powodu niedopełnienia warunków umowy, dotyczących przygotowania tekstu. 

Potem napisałem "Śpiącego Kopciuszka" i zainwestowałem w  profesjonalną korektę i redakcję. To był błąd. Okazało się, że osoba, która dokonała poprawek, zrobiła niewiele. Straciłem pieniądze, ale na szczęście pojawił się ktoś, kto zechciał mi pomóc bezinteresownie. Niestety, nie mam kontaktu z tą osobą. Dlaczego znowu nie ryzykuje i nie płace innej firmie za tę pracę? Po pierwsze są to kolosalne koszty, po drugie mam złe doświadczenia w tej kwestii. 

Stąd mój pomysł o zamieszczenie pytania w tym miejscu. O czym jest "Anathema"? Kiedy napisałem ten utwór, jako jedna  z pierwszych, przeczytała go Krysia z blogu "Cyrysia". Poniżej zamieszczam jej recenzję:

"Od bardzo dawna wierzono w klątwy, rzucanie uroku i spojrzeniu złego oka. Ale czy takie praktyki rzeczywiście mają jakąś złowieszczą moc? Spróbujemy się tego dowiedzieć na przykładzie ,,Anathemy’’ Pitera Murphy’ego.

Początkowo poznajemy Michalinę i Józefa Makowskich, młode małżeństwo mieszkające w małej miejscowości na Podkarpaciu. Wkrótce na świat przychodzi Marek, ich pierworodny syn. Niestety rodzicie nie potrafią go pokochać. Patrzą na niego z pogardą, pomieszaną z idącą w parze nienawiścią. Często, zwłaszcza w chwilach upojenia alkoholowego znęcają się nad nim psychicznie i fizycznie. Niebawem pojawia się Marcin, kolejny potomek, który w przeciwieństwie do swojego starszego brata jest oczkiem w głowie całej rodziny. Tylko babcia, jako jedyna osoba na świecie do młodszego wnuczka podchodzi z większym dystansem, uświadamiając rodziców w kwestii błędów wychowawczych. Pewnego dnia niespodziewanie zdarza się tragedia. Matka Marka ginie w wypadku samochodowym. W zaistniałych okolicznościach chłopiec trafia pod opiekę babci, zaś Marcin zostaje z ojcem.

''W życiu niewiele się zgadza z naszymi marzeniami. Rozbijamy nasze oczekiwania o skały zwątpień i frustracji. W chwili, w której za wszelką cenę usiłujemy coś zrozumieć, sięgamy do tego, co było, wierząc w magię historii zbudowanych ze strzępków wspomnień. Tego właśnie pragniemy. Za wszelką cenę zaakceptować przeszłość. Niezależnie od tego, jaka ona była''.

Po wielu wspólnie spędzonych latach staruszka niestety umiera. Zgodnie z jej wolą mężczyzna zostawia wszystko za sobą i zaczyna nowy rozdział w swoim życiu w Ameryce, gdzie wreszcie ma kochającą rodzinę, wspaniałą pracę i świetlane perspektywy na przyszłość. Jednak przed rodzinną klątwą nie da się uciec. Prędzej czy później każdego dopadnie zbierając swe obfite żniwo. Czego bądź, kogo dotyczy tytułowa anathema? Czy nasz Marek wróci do Polski zmierzyć się z własnymi demonami? I kim jest tajemnica postać kobiety owiana chmarą motyli, która od dłuższego czasu co rusz go nawiedza?

Brak mi słów, aby określić wyjątkowość tej lektury. Aż trudno uwierzyć, że jest to historia w pewnej mierze prawdziwa. Tyle tu bólu, smutku i cierpienia. Serce się kraje wraz z każdą kolejną przeczytaną stroną. Dzieciństwo naszego bohatera było prawdziwym piekłem na ziemi. Poznał smak ubóstwa, pijaństwa, nietolerancji i przemocy w każdym możliwym tego słowa znaczeniu. Jak w takiej sytuacji kochać rodziców? Jak darzyć ich szacunkiem i miłością? Przyznam, że sama nie potrafiłabym wybaczyć komuś takiej oziębłości. Szczęście w nieszczęściu, z powodu śmierci mamy chłopiec trafia pod opiekuńcze skrzydła babci. To dzięki niej wyrasta na młodego, przystojnego i inteligentnego młodzieńca. Ale jedna rzecz od wielu lat nie dawała mu spokoju. Dlaczego ukochana babuleńka, co wieczór codziennie okadzała dom białą szałwią? Autor rewelacyjnie potęguje napięcie wprowadzając wszechobecną aurę strachu, niepokoju i przerażenia. Kilkakrotnie wstrzymywałam oddech podczas pojawiania się motyli, które były zapowiedzią czegoś nadzwyczajnego, wręcz magicznego. Strzałem w dziesiątkę jest także umiejscowienie akcji w Bieszczadach owianych legendami i przypowieściami, dzięki czemu klimat powieści posiada swój niepowtarzalny urok.

Piter Murphy zrobił ogromny postęp od momentu wydania swojej debiutanckiej prozy. Jego inteligencja, ogromna wrażliwość, otwartość, zmysł obserwacji i wnikliwość poparta wiedzą i profesjonalizmem czynią tę książką jeszcze bardziej ciekawą i fascynującą. Całość napisana jest lekkim piórem i swobodnym stylem. Opisy miejsc i krajobrazu nakreślone są barwną, wyraźną kreską. Także akcja toczy się całkiem sprawnie, brak jakikolwiek przestojów. Na uwagę przede wszystkim zasługują niezwykle ludzcy bohaterowie. Posiadają zalety i wady, ulegają pokusom, nałogom i  słabościom. Z kolei zakończenie to przysłowiowa wisienka na torcie. W piękny i mądry sposób uświadamia, że ''Od ciebie zależy, kim będziesz. Ty sterujesz własnym życiem''.
.
Dawno nie czytałam tak głębokiej, poruszającej i pełnej wartościowych przesłanek powieści. Jest swoistym drogowskazem w codziennym życiu. Uczy, jak przebaczać bliźniemu : ''Apeluję do was… nie bądźcie okrutni w ocenach innych ludzi. Nie oceniajcie ich. Może się okazać, że nie zdążycie powiedzieć jak ta druga osoba była ważna''. Uwrażliwia na brak tolerancji, poszanowania i akceptacji dla cudzych uczuć, poglądów, upodobań, wierzeń, działań lub obyczajów. ''Każdy z nas ma prawo do życia według własnych pragnień. Uwolnijmy nasze marzenia. Nie rańmy innych, nie ukrywajmy naszych pragnień. Stańmy się motylami, uwolnijmy z kokonów i żyjmy''. A także pokazuje, że nigdy nie jest za późno na odbudowanie rodzinnych i międzyludzkich więzi. Krótko mówiąc- to powieść w każdym calu niezwykła i wyjątkowa. Dajcie jej szansę! Nie pożałujecie."

Minęło kilka lat od napisania tego tekstu, a ja teraz jestem (mam nadzieję) na emocjonalną podróż w przeszłość, ale czytanie tego tekstu wywołuje we mnie duży ból. Trudno jest mi pisać o powodach. Jżeli znajdzie się ktoś chętny, to zapraszam do kontaktu przez adres emailowy allanzet@gmail.com

Tutaj dodam, że w czasie pisania towarzyszyły mi zjawiska, które można określać jako paranormalne. Czasami wydawało mi się, że obudziłem coś, co powinno być uśpione. Ale o tym może innym razem.

Regina Brett - "Kochaj. 50 lekcji jak pokochać siebie, swoje życie i ludzi wokół"


Cieszę się, że dane mi było przeczytać kolejne 50 lekcji Reginy Brett, będącej w moim mniemaniu światowym fenomenem. Felietony Reginy są odważne, napisane szczerze, z wielką dozą dystansu do siebie i wielką odwagą. Brett bazuje na własnym życiu, często na intymnych szczegółach ze swojej przeszłości, bolesnych, traumatycznych, trudnych. A jednak dzieli się nimi z czytelnikami, przekazując im siłę. 
Według mnie ten tom jest najbardziej intymny, ale jawi się pytanie, gdzie są granice prywatności? Autorka nie ma problemy z pisaniem o swojej rodzinie, o swoich uczuciach, błędach, porażkach czy molestowaniu w dzieciństwie przez członka rodziny. 

Każda książka autorki to wielka dawka mądrości. Sam niedawno oddałem swoje poprzednie tomy młodemu studentowi, który przyszedł na rozmowę,w czasie której wpadło mi do głowy, że Regina Brett będzie doskonałą furtką do jego wielu pytań. Podarowałem mu swoje, sfatygowane tomy, wiedząc, że sam nie zakupi sobie tych książek. "Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie" - w tamtej chwili to biblijne motto było mi szczególnie bliskie. Okazało się, że problemy studenta rozwiązały się, a myśli Brett pomogły mu w organizacji chaosu. 

Regina Brett jest naturalna, szczera, pisze bez z\zbędnej kokieterii. To klasa sama w sobie, która nadaje sens życiu milionom ludzi. "W Kochaj...." odkrywa fakty, które powinny być oczywiste, ale nie są. Jej doświadczenia połączone z otwartością na człowieka owocują wielkimi dziełami. Jej książki można czytać ciurkiem, lub wyrywkowo. Każdy rozdział to kolejna lekcja. Czy miłości, przebaczania można się nauczyć? Regina Brett udziela odpowiedzi. Warto sięgnąć po każdy tom autorki. Polecam.

Zapowiedź najnowszej książki Glukvoskyego plus trasa po Polsce.





Już 22 listopada „Tekst” – najnowsza książka Dmitrija Glukhovsky’ego
Trafiający do księgarń 22 listopadaTekst” jest pierwszą powieścią realistyczną Dmitrija Glukhovsky’ego, autora bestsellerów „Metro 2033/2034/2035”, „Futu.re” i „Czas zmierzchu” oraz zbioru opowiadań „Witajcie w Rosji”. To proza na styku thrillera, kryminału, noir i dramatu.
Polska jest pierwszym krajem na świecie, w którym ukazuje się przekład tej powieści.
W najnowszej książce Glukhovsky sięga po motywy typowe dla klasyków literatury rosyjskiej, przenosząc je do współczesności i reinterpretując w na wskroś nowoczesny sposób. Bezsensowna zemsta i niemożliwa miłość. Wina. Niesprawiedliwa kara. Konflikt bohaterów zmagających się ze standardami moralnymi i etycznymi w społeczeństwie wyznającym kult przetrwania najsilniejszych. Odebrałeś mi przyszłość? Ja zabiorę ci twoją.
A wszystko to w czasach, gdy smartfon stał się kopią zapasową duszy. Backupem życia. Pamięcią masową dla najżywszych wspomnień. To w nim zapisujesz swoje uśmiechnięte selfie i nim nagrywasz chwile szczęścia. W skrzynce odbiorczej trzymasz e-maile od matki i całą biznesową korespondencję, kulisy twojej pracy. Historia przeglądarek to wyczerpująca lista twoich aktualnych zainteresowań. A SMS-y i wiadomości w komunikatorach to twoje miłosne wyznania, pożegnania, kłótnie przy rozstaniach, zdjęcia pokus i świadectwa grzechów, łzy, pretensje i żale.
Takie czasy. Obrazy. I tekst. Smartfon to ty. Ktoś, kto zdobędzie twój telefon, może łatwo stać się tobą. Twoi najbliżsi i znajomi nawet nie zauważą niczego podejrzanego. A kiedy w końcu się spostrzegą, będzie już za późno. Dla nich i dla ciebie.
Z okazji premiery autor odwiedzi Polskę i spotka się z czytelnikami w aż 9 miastach. Serdecznie zapraszamy! Wstęp oczywiście wolny. Tu publikujemy harmonogram spotkań wraz z poręczną mapką.

22 listopada, godz. 18:00
Warszawa, Księgarnia Świat Książki, Hala Koszyki, ul. Koszykowa 63

23 listopada, godz. 18:00
Szczecin, Empik Kaskada, ul. Niepodległości 36

24 listopada, godz. 18:00
Poznań, Empik Stary Browar, ul. Półwiejska 42

25 listopada godz. 12:00
Wrocław, Empik Renoma, ul. Świdnicka 40

25 listopada godz. 18:00
Katowice, Empik Supersam, ul. Piotra Skargi 6

26 listopada godz. 12:00
Rzeszów, Empik Millenium Hall, al. Kopisto 1

26 listopada godz. 18:00
Kraków, Empik Bonarka, ul. Kamieńskiego 11

27 listopada godz. 18:00
Gdańsk, Empik Galeria Bałtycka, Al. Grunwaldzka 141

28 listopada godz. 18:00
Łódź, Empik Manufaktura, ul. Karskiego 5

Jeśli już teraz chcecie się przekonać, jak poruszającą lekturą jest Tekst, posłuchajcie dwóch pierwszych rozdziałów książki w interpretacji Wojciecha Żołądkowicza:

Carlos Ruiz Zafon - "Labirynt duchów"

 Tak bardzo oczekiwałem na kolejny tom opowieści z Barcelony, że postanowiłem ją przeczytać zaraz po zakupie, a zajęło mi to...kilkanaście dni. Niestety, musiałem robić przerwy. Przeżyłem wielkie rozczarowanie, zamiast literackiego spełnienia.  Bywały myśli o porzuceniu tego opasłego tomiszcza, którego  czytanie chwilami nie sprawiało mi żadnej frajdy. Daruję sobie tutaj opisywanie fabuły, która notabene jest rozwleczona do granic możliwości. Nie wiem, co kierowało autorem, ale według mnie jest to najsłabszy tom. 
Moim zdaniem polski wydawca powinien wydać tekst w dwóch tomach, oszczędzając oczy czytelników. Pojawiła się obawa, że niewielu kupi drugi tom po przeczytaniu pierwszego? Większości się podoba, niektórzy nawet są zachwyceni, niewiele czytałem głosów krytycznych. 

Mnie w tym tomie brakuje "ducha "Zafona, jego charakterystycznego pióra. Owszem, pojawia się czasami w tekście, ale w większości jest to tekst zbyt rozwleczony. Co to właściwie jest? Kryminał? Powieść obyczajowa? Dla mnie jakieś misz-masz, chwilami bełkot. Zafon czarował w poprzednich tomach, a tutaj poszedł na ilość, nie na jakość. Blisko 900 stron drobnego druku sprawiło mi radość z jednego powodu - KONIEC. Tak. Właśnie tak. Nie poczułem interakcji z Alicją, czy kapitanem policji. Tym razem opowieść o książkach mnie nie porwała, czego strasznie żałuję. Zafona wręcz uwielbia(łem). Pewnie przez jakiś czas będę zachodzi w głowę, co się stało? Możliwe, że za kilka lat powtórnie sięgnę po "Labirynt duchów". Możliwe, że przeczytałem książkę w złym czasie? Jak dla mnie, nie jest to szczyt możliwości autora. Bardzo żałuję. 

Wioletta Grzegorzewska - "Stancje"

 Grzegorzewska zachwyciła mnie po raz kolejny. Po bezkonkurencyjnych "Gogułach" przyszedł czas na historię, która może być opowieścią biograficzną. I za taką właśnie uchodzi. Narratorka Wioletta opowiada o swoim wyjeżdża na studia do Częstochowy. Od początku nic nie jest takie jak być powinno, począwszy od lokum, po sprawy natury miłosnej. Autorka pokazuje małomiasteczkowy świat u stóp Jasnej Góry, obnaża zwyczajność wszystkiego,co ją tam otacza. Wioletta co rusz zmienia swoje stancje, zatrzymując się na dłużej w Zgromadzeniu Sióstr Bezhabitowych. Tam widzi, że szaleństwo czai się wszędzie, a religia, czy tez reguły zakonne nie chronią człowieka przed przeszłością, często odległą i jednocześnie tragiczną. 

 "Stancja" jest w pewnym sensie opowieścią drogi, przemieszczania się młodej kobiety,która pokazuje to co widzi, a dla jednego jest to zwykły dzień, a dla czytelnika może być wielkim odkryciem. Ta historia jest opowieścią o czasach trudnych, wymagających wielkiego hartu ducha w ciele młodej istoty, ale również pokazuje metamorfozę wycofanej dziewczyny z prowincji, która często porównuje czas przeszły z tym, co ją aktualnie dotyka. 

 Autorka uruchomiła swoje pokłady pamięci , wracając na częstochowski dworzec i uruchamiając szczątki pamięci, która dotyczy przeszłości z czasów studiów wyższych. Wioletta Grzegorzewska powala swoją prozą, nie daje czytelnikowi nic, co można wypełnić w inne sposoby. Nie ma tutaj prostej historyjki z pozytywnym finałem. Wioletta doświadcza pierwszego wyjazdu, pierwszej miłości, pierwszego sexu, a każdy "pierwszy raz" coś jej zabiera i coś jej daje. Bohaterka odczuwa samotność, odczuwa rozczarowanie , a ostatecznie musi podjąć ważne decyzje.

 Nie bez znaczenia są postacie, jakie stają na jej drodze. Są jakby odbiciami w lustrze jej życia. Każda z nich ma jasny przekaz, a bohaterka nie zawsze potrafi prawidłowo odczytać wpływ jednostek na jej życie. 

Po raz kolejny Wioletta Grzegorzewska mnie urzekła i stała się moją ulubioną autorką. Niezwykły talent, do tego język, którym operuje jest na poziomie, którego ze świecą szukać u często topowych autorów. Grzegorzewska pokazuje siłę słowa. "Stancje" to lektura obowiązkowa dla każdego bibliofila. Serdecznie polecam. 

Tess Gerritsen - "Sekret, którego nie zdradzę"

 Każda zapowiedź książek tej autorki powoduje we mnie wielkie emocje. Gerritsen jest znakiem firmowym literatury na najwyższym poziomie. Tym razem nie mogło być inaczej. Duet Jane Rizzoli i Maura Isles znowu w akcji. Tym razem sprawa dotyczy morderstw, które mają podłoże religijne. I na tym można zakończyć wstęp, aby nie wejść w spoilery. 

 Autorka sprytnie przechwytuje pewne wątki ze swoich innych opowieści, a szczególnie relacje  z duchownym. Dwie okrutne zbrodnie przypominają coś, co rozpoczyna wyścig z czasem. Ktoś wie wiele z przeszłości. Pytanie kto i co wie? W każdej chwili może zginać kolejna osoba, Duet zdaje sobie sprawę, że to śledztwo nie należy do najprostszych i najbezpieczniejszych, a samo jego prowadzenie doprowadza do zawiłych sytuacji związanych z przeszłością, o której nie sposób jest zapomnieć.

 Gerritsen znowu mnie porwała swoją niezwykłą wyobraźnią i talentem do opisywania akcji, która nigdy do końca nie jest taka, jak może się wydawać być. Znowu zostałem zaskoczony, ponownie zostałem oczarowany, po raz kolejny otrzymałem tekst, który zmuszał mnie do przerwania czytania innych książek i pogrążenia się tylko w "Sekrecie". 

 Autorka ma niebywałą zdolność przenikania stanów, miejsc, stwarzania niezwykle ciekawych interakcji na kartach swoich opowieści. A wszystko wydaje się być prawdziwe. Autorka jest niezwykle elastyczna w swoich powieściach. Wszystko jest dograne. Mnie zawsze ciekawią wątki głównych postaci, które są niezwykle przyziemne, a zarazem pozwalają identyfikować się z wydarzeniami, przez co wytwarza się specyficzna więź. Wspaniała książka. serdecznie polecam. 

Stephen King, Owen King -"Śpiące królewny"

King, uwielbiany przez miliony czytelników, oraz jego syn Owen napisali wspólną książkę. A ja mam problem. Świadomość wspólnego pisania spowodowała, że zastanawiałem się w trakcie lektury, kto napisał który fragment. Nigdzie nie znalazłem dwóch rożnych stylów, nie mogę przyczepić się fabuły, czy też postaci, które tutaj są wyjątkowo mnogie, ale jest to zrozumiałe ze względu na akcję. 

 Sama fabuła do wybitnie oryginalnych nie należy. Kobiety, które usypiają przemieniają się w coś, co przypomina kokon, Nie można ich budzić, kiedy ulegają przemianie, gdyż potrafią być agresywne. I są agresywne. Kiedy śpią, znajdują się w innym wymiarze - czują się bezpieczne i szczęśliwe, a powrót do realiów doprowadza je do szału. To jeszcze nic. Spora część akcji ma miejsce w zakładzie karnym dla kobiet. Komunikat jest jasny - kobiety za wszelką cenę nie mogą zasnąć. Rozpoczyna się walka nie wiadomo z kim i nie wiadomo co z tego wyniknie w przyszłości. Znajdują się osoby,dla których zamieszanie jest realną szansą na wyrównanie starych porachunków. Rodzące się podziały i konflikty sprawiają, że świat nie jest bezpieczny. A gdzie znajduje się prawdziwe niebezpieczeństwo? 

 Team stworzył udaną opowieść, ale jak dla mnie jest ona nieco przerysowana, ale to nie jest wada.Pokazanie świata i wydarzeń w taki sposób nasuwa czytelnikowi wiele pytań, na które musi sobie sam odpowiedzieć. Do minusów  zaliczam długie dialogi, duża ich część  jest zbędna i niewiele wnosi do całości. Ogólnie czyta się dobrze, King jak zwykle wprowadza aurę tajemniczości i jest osoba - kobieta, wymykająca się całej epidemii. W "Śpiących królewnach" pisarze pokazują ludzkie dramaty, ale i to, co znajduje się po drugiej stronie w ludzkiej psychice. Jest nastrój znany z książek mistrza, są miejsca tajemnicze, czasami wręcz klaustrofobiczne, są postacie wzbudzające zainteresowanie czytelnika. 

  Moja opinia jest jednoznaczna - udało się stworzyć ojcu i bratu opowieść przyciągającą uwagę czytelnika, chociaż jestem przekonany, że inni pisarze wypadliby w tych temacie blado. Ale nie panowie King. Królowie mają coś do powiedzenia. Bez wątpienia ta książka znajdzie wielu wielbicieli. Powrócił Stephen King z klimatem znanym z jego kultowych powieści. Czekałem na to. Brawo dla Owena, który dorównuje słynnemu ojcu. Powrócił doskonały King i jego godny następca i rywal. Warto przeczytać. Nie tylko dla fanów twórczości Stephena. 

Dan Brown - "Początek"


Każda książka Browna to wielkie wydarzenie na każdym kontynencie, przypominające mi do pewnego stopnia fenomen autorki Harrego Pottera. Różnica jest niezbyt duża. Brown nie przenosi swoich postaci i wydarzeń do świata fantastyki, ale w miejsca ogólnie znane i często pożądane jako atrakcje turystyczne. Przy lekturze "Początku" zastanawiałem się, co jest w tej książce takiego, że urzeka miliony czytelników na całym świecie. Nie czytałem wywiadów z pisarzem, nie wiem, w jaki sposób przygotowuje się do pisania kolejnych książek, ale nie można mu zarzucić braku przygotowania. Wręcz przeciwnie. Brown przeprowadza doskonały research. Jego znakiem rozpoznawczym są niezwykłe intrygi, często oparte wokoło kościoła. W "Początku" autor idzie w kierunku udowodnienia braku Boga przez jednego z głównych postaci,Edmonda Kirscha, będącego człowiekiem niebywale bogatym i inteligentnym. 

 Jak zwykle jest dużo akcji, pościgów, a także skomplikowane zagadki,a  wszystkiemu przewodzi znany już profesor Robert Langdon.  Nie wiem, czy jest to najlepsza książka autora. Moim zdaniem niestety nie. Być może brakowało mi cofania się w czasach i poszukiwania tam rozwiązywanych zagadek, a może po prostu wszystko, a właściwie większość jest ultranowoczesna? 
 W "Początku" brakło mi tajemniczości, sacrum. Autor pisze ciekawie, poprawnie, ale  w tym tomie zwyczajnie brakuje mi czegoś, co jest znakiem rozpoznawczym autora. Niestety, jak zwykle dałem się porwać reklamie, nazwisku i marketingowi. W ogólnej ocenie książka nie jest zła, warta przeczytania, ale nie porwała mnie, nie czułem grama ekscytacji, towarzyszącego mi w czasie lektury innych tomów. Skąd pochodzimy? Dokąd zmierzamy? Czy Brown udziela nam odpowiedzi na te odwieczne pytania? W czasie lektury miałem wrażenie, że wpadł w pułapkę własnego tekstu, mnożąc kolejne wątki, z których czasami nie potrafił się wyplątać. 

 "Początek" nie jest książką, do której będę powracał, jak czynię to z poprzednimi utworami Browna. Na koniec próbowałem wyobrazić sobie ekranizację "Początku", która z pewnością kiedyś nastąpi. Jakoś tego nie potrafiłem zobaczyć i osobiście na film raczej się nie wybiorę. 


Dean Koontz - "Pieczara gromów"


 Autora cenię za jego warsztat literacki, ale po raz pierwszy spotykam się z tak słabym utworem, wychodzącym spod jego pióra. Historia rozpoczyna się ciekawie. Susan budzi się ze śpiączki. Zostaje poinformowana o wypadku, któremu uległa. Sama niewiele pamięta ze swojej przeszłości. Może poza zbrodnią, która wydarzyła się wiele lat wcześniej, a w której śmierć poniósł jej chłopak. Z przerażeniem odkrywa, że w szpitalu są prześladowcy z tamtego okresu. Nie wiadomo co jest rzeczywistością, a co snem? Czy może komuś zaufać? Czy wszyscy sprzysięgli się przeciw niej? 


Połowa książki mnie wynudziła, druga połowa zaintrygowała. Wiele tekstu zostało rozwleczone w nieskończoność, zbyt długie opisy i opieszałość autora w niektórych scenach sprawiła, że miałem ochotę odłożyć utwór, ale dotrwałem do końca. Niestety, powieść jest nierówna. Całość ratują finałowe sceny. Ogólnie jest groza, jest ciekawie, ale jest tam zbyt mało tego, co znam z innych książek Koontza. Z pewnością nie jest to szczyt możliwości pisarza. Ale muszę przyznać, że w ogólnym rozrachunku pomysł na historię jest ciekawy i godzien przeczytania. 

Luanne Rice - "Ostatni dzień"

    Sięgając po "Ostatni dzień" miałem wielki apetyty na coś wyjątkowego i coś wciągającego. Od pewnego czasu moje oczekiwania czy...