"Brak złudzeń" - Marcin Pietraszek

  "Brak złudzeń" jest pierwszą powieścią  Marcina Pietraszka. Debiutował opowiadaniem "kierowca" opublikowanym w miesięczniku "Odra". W 2007 roku wydał zbiór opowiadań " Poza prawdą i kłamstwem". W 2009 opowiadanie "Rozmowa z żoną" znalazła się na podium  w ogólnopolskim konkursie literackim "O Laur Dziewina". Laureat wielu nagród literackich, z wykształcenia socjolog. Uczestnik programu licencyjnego Polskiego Towarzystwa Psychologii Zorientowanej na Proces.

 Książkę przeczytałem z dużym zainteresowaniem, gdyż jest  to według mnie fenomenalne ukazanie człowieka z grupy ludzi, którzy zaliczani są do cudotwórców -  w tym worku są terapeuci, psychoterapeuci oraz psychiatrzy. Główny bohater Zygmunt Frońd prowadzi własną, prywatną praktykę psychoterapeutyczną (odwołanie do Freuda?). Jest cenionym specjalistą i cieszy się dużym szacunkiem i autorytetem wśród klientów oraz pracowników w branży zawodowej. Niestety, lepiej sobie radzi z problemami innych niż własnymi. Nie chcę tutaj zdradzać wielu wątków gdyż one są zarezerwowane dla czytelników. Ale uważam że książka jest wręcz idealna dla wszystkich którzy myślą o zawodzie psychologa lub terapeuty. Doskonale obnaża wiele schematów które tam panują, a człowiek zawsze pozostanie człowiekiem niezależnie od tego jaki ma dyplom. Ja sam gdy studiowałem w ciągu pięciu lat w dziewięćdziesięciu procentach miałem zajęcia z lekarzami psychiatrii, psychoterapeutami i psychologami, często znanymi z mediów (program Ewy Drzyzgi) którym się wydawało że są mądrzejsi od Pana Boga. Ta książka jest historia o człowieku który z samego czubka sławy spada na samo dno. Ktoś powie że zawsze mogło być gorzej. Naturalnie mogło być. Ale cieszę się że przeczytałem "Brak złudzeń". To historia która mogła się naprawdę wydarzyć i nie byłbym zdziwiony gdyby tak właśnie było. A z pewnością jej duży fragment. Autor doskonale jest przygotowany do kontaktu z czytelnikiem. Nie nadużywa fachowych terminów, nie szachuje mądrymi teoriami. Osobiście jednak poczułem pewien niesmak w czasie czytania o zbyt szczegółowych aktach seksualnych. Ale oczywiście autor miał własną wizję tej książki i ma do tego całkowite prawo. Ja mam prawo aby napisać również co mnie się nie podoba. Dla mnie osobiście są to zbędne fragmenty, ale doskonale nadrabia innymi kwestiami skupiającymi się na osobie Zygmunta Frońda. W całokształcie książka napisana ciekawym stylem, łatwo się czyta, autor odwołuje się do ludzkich pragnień, emocji. Jeżeli ktoś jest fanem historii  z psychologią w tle i smutnych historii to z pewnością się nie zawiedzie. To historia o samotności na ulicy, w domu, o samotności i pustce która nas ogarnia. To historia bardzo prawdziwa i dotycząca wbrew pozorom coraz większej grupy ludzi.

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu

Opowieści z ulicy Broca i inne sprawy

   Zbliża się Międzynarodowy Dzień Dziecka i nie mogę napisać o czymś co sam dzisiaj sobie nabyłem. Otóż jako dodatek do tygodnia "Wprost"  można nabyć audiobooka "Opowieści z ulicy Broca". Na płycie jest czytanych pięć bajek przez znanych autorów: Magdalenę Cielecką, Macieja Stuhra, Maję Ostaszewską, Andrzeja Chyrę oraz Stanisławę Celińską. To doskonały prezent dla milusińskich. 

   Dzisiaj w zakładce współpraca umieściłem loga wydawnictw z którymi udało mi się nawiązać współprace od czasów początku istnienia bloga. Ta lista co tydzień ulega wydłużeniu, ale niestety nie mam czasu na częste aktualizacje. Jest mi niezmiernie miło że często wydawnictwo, lub pisarze sami piszą do mnie maile proponując współpracę. Staram się nikomu nie odmawiać, ale są wyjątki. Cieszę się że ktoś docenia to co robię, że ten blog istnieje, że ktoś tutaj przychodzi i czyta to co piszę.

  W czwartek kawę wypijemy z Hanną Cygler, autorką między innymi "Trybu warunkowego", "Deklinacji męskiej" oraz innych ciekawych książek. Jak zwykle porozmawiamy o tym co ważne dla autorki, o jej książkach i planach dotyczących kolejnych publikacji. Zapraszam już dzisiaj.

"Morrigan" - Piotr Olszówka

  O „Morrigan Królewskie psy” słyszałem przed jej oficjalnym  pojawieniu się na rynku krajowym. Znam wielu pisarzy i wiedziałem, że za jakiś czas ma wejść Piotr Olszówka ze swoją książką. Nie wiedziałem wtedy, co o tym sądzić i czy zdecyduję się na przeczytanie tej książki. Przecież to gatunek mi obcy, za którym nie przepadam, czyli fantastyka. Od zawsze wolałem postacie i historie mniej wydumane, bardziej życiowe. Ale postanowiłem zaryzykować, szczególnie wtedy, kiedy nawiązałem kontakt z autorem i miałem okazję porozmawiać na temat „Morrigan”

  Piotr Olszówka jest autorem komiksów i ilustrator - „Bartek i Chlorofil”. Jest także członkiem Association For Renaissance Martial Arts oraz szermierzem (prowadził sekcję szermierki tradycyjnej przy Krakowskim Klubie Szermierzy).

  Kiedy rozpocząłem czytanie parę dni temu tej książki naszły mnie pewne obawy. Przecież to zupełnie „nie jest moja bajka”. Ale nie miałem wyjścia, chciałem to zrobić i zmierzyć się z tą pozycją. Ale od początku...Zaczynamy od okładki...Na niej jest kobieta o imieniu Alicja, czyli jedna z głównych postaci czterech zawartych w książce opowiadań. Opowiadania nie są ze sobą powiązane, a przynajmniej bez jakieś ciągłości. Nie chcę się tutaj skupiać na treści opowiadań (tego może dokonać czytelnik), ale chcę napisać ogólnie bez zdradzania fabuły kolejnych historii. Dodam że są to moje przeczucia i mogą się znacznie różnić od recenzji innych czytelników.Nie jestem znawcą fantastyki, ani wielkim fanem, ale książka przypadła mi do gustu.

  Autor nakreśla postacie budując je od podstaw i bardzo dokładnie nakreślając ich zróżnicowane cechy osobowościowe. Mamy tutaj wiele postaci jakże kolorowych, różnych, co do których możemy odczuwać różne stany emocjonalne. Nie wszystkich musimy lubić i tak z pewnością właśnie się stanie. Autor również z pieczołowitą dokładnością umiejscawia miejsca akcji. Dodatkową cechą, która jest widoczna u Piotra Olszówki jest dbałość o język który również można by rzec jest różny, w zależności od miejsca i osoby. Ale trzeba przyznać, że wychodzi mu to doskonale. Czytelnik dokonuje analizy, retrospekcji, autor bawi się z czytelnikiem, drażni goi nie głaszcze. To nie jest grzeczna książka o księżniczkach i rycerzach, przynajmniej nie do końca.

  Czym lub kim  jest tytułowa „Morrigan? Czarodziejką, szamanką, a może księżniczką lub damą? Pokuszę się o odpowiedź, że dla każdego czytelnika będzie czymś innym. Z tego co wiem autor posiada odmienne zdanie od mojego, ale ja to odbieram jako gra z czytelnikiem i możliwość odnalezienia się w „tej grze” jako jedna z przedstawianych postaci z uzewnętrznieniem swoich ciemnych stron natury postaci jakże podobnych do nas. I chyba, dlatego tak bardzo ta książka „dała mi po uszach”. Postacie ze średniowiecza, ale mające wiele ze współczesnymi. Pewne zachowania się nie zmieniają przez wieki i istnieją nawet w fantastyce. Nie potrafię określić tego, co czułem czytając „Morrigan”. Nawet nie potrafię określić, jaka jest to książka. Chyba nigdy nie czytałem czegoś podobnego. Autor wchodzi w grę z czytelnikiem ale robi to inteligentnie z wieloma „kodami” które odbiorca musi sam rozszyfrować. Czy to dobrze wpływa na całokształt? Wręcz fantastycznie. Jeśli ktoś liczy na bajkę w stylu „dawno, dawno temu za górami, za lasami...”  to się zawiedzie. Nie jestem specjalistą językowym, nie jestem również polonistą, ale jestem przekonany że Piotr Olszówka wyznaczył  nam tą książką nowe standardy w literaturze. Myślę, że nie mieszczą się one w tzw. literaturze fantastyki.Z pewnością usłyszmy o tym młodym, zdolnym debiutancie który pisze od dawna, ale jest kolejnym polskim pisarzem który pokazuje że krajowa literatura nie jest niszowa, wręcz przeciwnie, w wielu kwestiach zachodni pisarze mogą uczyć się od polskich pisarzy kunsztu literackiego.

Za egzemplarz książki dziękuję wydawnictwu


"Ostatnie królestwo" - Bernard Cornwell

  Bernard Cornwell urodził się w 1944 roku w Londynie. Maka była angielką, a ojciec kanadyjskim lotnikiem. Karierę rozpoczął jako dziennikarz sieci BBC, ale zauroczony Ameryką porzucił wszystko i wyjechał do Stanów Zjednoczonych. Tam nie mogąc znaleźć pracy zaczął przygodę z pisarstwem. Do tej pory napisał 21 powieści oraz 2 zbiory opowiadań.

  Kiedy otrzymałem "Ostatnie królestwo" to pierwsze co zrobiłem to zwróciłem uwagę na przepiękną okładkę. Cieszę się że większość wydawnictw przykłada do okładek zasadniczą wagę. Otworzyłem pierwsze strony i zobaczyłem zakładkę zatytułowaną "miejsca". Przeraziłem się...Blisko 70 miejsca akcji w które zaprowadzi nas autor. Ale nie poddawałem się. Z wielkim zainteresowaniem rozpocząłem lekturę i okazało się że autor doskonale opisuje wszystkie miejsca i postacie, dlatego nie ma mowy o problemach z usytuowaniem miejsca lub postaci akcji. 
  Autor cofa nas do dziewiątego wieku, na wyspy brytyjskie gdzie panuje czas wewnętrznych konfliktów, głodu i walki o władzę. Syn jednego z angielskich panujących zostaje porwany przez Wikingów jako młody chłopiec. Jest jedynym z rodu który ocalał, a którego wychowują Wikingowie. Uther widzi jak walczą Wikingowie, jak zdobywają kolejne ziemie, uczestniczy jako obserwator w rzeziach, oszustwach, ale pewnego dnia musi odpowiedzieć sobie na pytanie kim jest i komu chce służyć. 
  Do tej pory broniłem się przed książkami tego rodzaju, ale od teraz będę ich wielkim fanem. Szczególnie fanem Cornwella. Autor jest mistrzem narracji. Doskonale opowiada, trzyma czytelnika w szachu i pozwala przenieść się w ten jakże krwawy czas IX wieku. Autor pokazuje Anglię z innej strony, tej bardziej brutalnej, ale pokazuje również ludzi którzy mają w sobie honor i są gotowi iść za głosem serca i w obronie słabszych. Książkę czyta się z przyjemnością, również dlatego iż jest napisana dużą czcionką. Polecam nie tylko pasjonatom historii Anglii czy też Wikingów, ale każdemu kto chce się przenieść w czasie do czasów niekoniecznie pięknych, ale za to z pewnością czasów pasjonujących.

Za egzemplarz recenzencki dziękuję:



Wizyty

 Czym bliżej wakacji, tym mam mniej czasu na to, aby spokojnie usiąść i zabrać się za czytanie, czy poświęcić czas na bloga. A ja mam w  zwyczaju czytać dwie, trzy książki na raz, taki nawyk z dawnych lat i czasów studenckich. Chciałem się odnieść do posiadania tzw. czytnika ebooka. Kindel jest naprawdę świetnym sprzętem i dobrą alternatywą dla książek w formie drukowanej. Sama cena (około 500 złotych z przesyłką z USA) nie jest kwotą wygórowaną, podczas gdy w sklepie w Polsce widziałem modele mało znanych marek dochodzących do 1500 złotych. Sam czytnik jest idealny w daleką podróż.

  Teraz z innej beczki. Chcę podziękować wszystkim którzy bywają na moim blogu, tym którzy zostawiają tutaj swoje komentarze, które są dla mnie cenne i są inspiracją do prowadzenia tego bloga. Z tego co widzę i co jest dla mnie dużym zaskoczeniem odwiedzają mnie osoby z całego świata. Jest mi bardzo miło. Noszę się  z zamiarem otwarcia kolejnego bloga, tym razem prowadzonego w sposób dowcipny i luźny na temat wariacji życia faceta przed czterdziestką. Myślę że za jakiś czas z nim ruszę. A na wieczór zapraszam do wysłuchania mojego ulubionego  kawałka  Josha Grobana.



"Rzeka szaleństwa" - Marek Wiśniewski

  "Rzeka szaleństwa" jest debiutem literackim Marka Wiśniewskiego. Z wykształcenia historyk i jak dla mnie nowy, genialnie piszący  autor na polskim rynku wydawniczym . O czym opowiada książka? Trudno jest to opisać w dwóch zdaniach. Z pozoru historia jakich wiele...Michał Marlowski przyjmuje zlecenie. Ma otrzymać pięć tysięcy złotych za transport barką pewnej rzeczy którą jak się okazuje jest słup  do innego miejsca w kraju. Przyjmuje zlecenie i w towarzystwie paru osób udaje się w trasę w czasie której zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Od początku widzimy że coś nie jest tak. Kiedy dociera do celu i przekazuje przedmiot odbiorcy okazuje się że to nie jest koniec misji. Wręcz przeciwnie. To dopiero początek czegoś, co od pierwszych stron trzyma w napięciu i tkwi w głowie czytelnika. 

  Czym jest "rzeka szaleństwa"? Usiłowałem sobie odpowiedzieć na to pytanie - bez skutku. To nie jest książka którą się czyta a za chwilę o niej zapomina. Autor balansuje na granicy zdrowego rozsądku, wprowadza czytelnika w niebezpieczną grę która doprowadza czytelnika do furii, do wściekłości, autor nie oszczędza osoby która przewracając kolejne strony wpada w coraz większą pułapkę. Czytelnik traci rozeznanie co jest zwidem, a co dzieję się realnie. Zaczyna się gra, ale czy tylko na kartach powieści?

  "Rzeka szaleństwa" to ksiażka tajemnica opowiada po części o tej złej naturze człowieka. Autor pokusił się o wprowadzenie elementów horroru, parapsychologii, hipnozy i elementów psychiatrii. Całość robi na czytelniku piorunujące wrażenie. Każda kolejna strona to kolejny element gry i w końcu uświadamiamy sobie że nie możemy włączyć pauzy. Ja zadałem sobie pytanie dlaczego Marek Wiśniewski napisał taką książkę, która jest po części może być traumatyczna,a  po części może wywołać katharis u potencjalnego czytelnika. Nie jest to łatwa w odbiorze książka, zawiera wiele brutalności, ale tutaj trzeba zaznaczyć że autor doskonale dozuje nam wrażenia. 

  Można powiedzieć że Marek Wiśniewski przeszedł przez granice ludzkiej wyobraźni, poszybował wyżej niż większość pisarzy. Nigdy nie spotkałem się z takim kunsztem literackim popartym wyobraźnią oraz trzymanym napięciem. Myślę że każdy kto po nią sięgnie zobaczy inne przesłanie. Autor nie podaje nam rozwiązań na tacy.Zagmatwane   relacje Michała z Alicją i innymi członkami ośrodka terapeutycznego mają swoje uzasadnienie. Pojawiają się postacie które mogą być symbolami, a jednocześnie mogą być realne. W tej książce niewiele jest pewne z tego co czytamy. Autor doskonale chodzi po linie naszych oczekiwań, emocji, balansuje nad przepaścią emocji a gdy kończymy lekturę czujemy ulgę i nie dlatego że książka była kiepska. Ta historia pozwala nam samym spojrzeć w głąb własnej duszy, może niektórzy zapuszczą się w jej ciemne strony?

  Gdybym pokusił się o ocenę książki w skali od 1 do 10 "Rzeka szaleństwa" otrzymałaby u mnie 11 punktów. Nie czytałem w życiu podobnej książki (a czytałem ich wiele). Czekam na kolejne pozycje na rynku wydawniczym tego zdolnego pisarza.


Za książkę dziękuję Wydawnictwu





Spotkanie przy kawie z Magdaleną Zimniak

Piter Murphy: Witaj Madziu. Cieszę się, że zgodziłaś się, aby ze mną porozmawiać. Niedawno zakończyły Się Warszawskie Targi Książki. Brałaś w nich udział i podpisywałaś swoje książki. Opowiedz proszę o atmosferze, jaka tam panowała? 

Magdalena Zimniak: Piotrze, cała przyjemność po mojej stronie. Na Targach panowała świetna atmosfera. Spotkałam wspaniałych pisarzy, których znałam już wcześniej jak Maria Ulatowska, Jacek Skowroński czy Jola Kwiatkowska, poznałam osobiście ludzi, których tylko słyszałam lub znałam wirtualnie: nowego autora mojego wydawnictwa Tomka Białkowskiego, poczytnego pisarza Romka Pawlaka, przemiłą autorkę książek dla dzieci Anię Czerwińską-Rydel, sympatycznego debiutanta Piotra Olszówkę i redaktora naczelnego portalu literackiego Granice.pl Sławomira Krempę. Zupełnie odrębną kwestią, nieporównywalną z niczym innym, jest spotkanie z czytelnikami. Po raz kolejny rozmawiałam ze wspaniałą osobą Ewą Szczepańska, którą znam z facebooka. Poznałam innych, bardzo otwartych i życzliwie nastawionych. Nie masz pojęcia, jak bardzo ucieszyłam się, kiedy już następnego dnia po Targach otrzymałam trzy maile od czytelniczek, które dzieliły się ze mną wrażeniami z „Willi”. Zarwały noc, ale twierdziły, że warto.

PM: Do tej pory napisałaś dwie książki, ale mam wrażenie że o Willi (drugiej książce) jest głośniej. Wchodzisz w trudne wiry literatury, nie zadawalają Ciebie proste historie jak romanse. Dlaczego tak jest? Budujesz konstrukcje psychologiczne postaci, mam wrażenie, że bawisz się z nimi na kolejnych stronach. Są one wyłącznie wytworem wyobraźni? 

MZ: Nie mam nic przeciwko romansom. Moje koleżanki, Agnieszka Lingas-Łoniewksa czy Ania Pasikowska, piszą interesujące historie, które chętnie czytam, ale moja pokręcona psychika domaga się tworzenia czegoś innego. Wiele osób zadaje mi pytanie, czy moi bohaterowie nie mają pierwowzoru w świecie realnym i zawsze otwarcie odpowiadam: postacie nie biorą się zupełnie z próżni, posiadają cechy osób, które spotykam w życiu, są one jednak ze sobą pomieszane, często wyolbrzymione, czasami zupełnie wykrzywione. Postawmy jednak sprawę jasno: żaden z bohaterów nie jest postacią realną, proszę więc nie szukać wokół mnie Piotra czy Artura… albo Roberta < śmiech >.

PM: Herman Kesse w książce „Kuracjusz” pisze - cytuję: „...dla nas piszących pisanie jest za każdym razem szaleńczą, ekscytującą przygodą, przeprawą malutkim czółnem przez pełne morze, samotnym szybowaniem w kosmos”. A czym pisanie jest dla Magdaleny Zimniak?

MZ: Bardzo piękny cytat. Potrafię się z nim utożsamić. Poza tym pisanie jest nałogiem, ciężką pracą, wzbogacaniem siebie. Przede wszystkim jednak jest próbą podzielenie się z innymi tym, co tkwi we mnie.

PM: Madziu, na co dzień prowadzisz własną szkołę językową. Masz własną firmę i rodzinę i obowiązki z tym związane, a to zabiera większość czasu z całej doby. Kiedy więc znajdujesz czas i siły na pisanie? 

MZ: Niestety, jest ciężko. Zmęczenie nie gra roli; potrafię funkcjonować, śpiąc cztery czy pięć godzin. Moje córki też nie czują się specjalnie zaniedbane, a do własnych zajęć zawsze jestem przygotowana. Wiadomo jednak, że doba trwa jedynie dwadzieścia cztery godziny i pewne rzeczy robi się kosztem innych. Najbardziej cierpi promocja firmy. Nigdy nie byłam typem businesswoman, potrafiącej podejmować trudne decyzje i organizować całość.

PM: Czytelnicy mają często problem z jasnym określeniem gatunku literackiego z którym mogą połączyć Twoje książki. Czy to celowy zabieg? 

MZ: Podział na gatunki jest sztuczny i nie widzę powodu, dlaczego miałby ograniczać wolność twórcy. Pewna recenzentka napisała, że elementy fantastyki i horroru nie pasują do poważnej powieści psychologicznej, jaką mogłaby być moja książka. Szanuję ten pogląd, ale dla mnie sytuacje nadnaturalne są właśnie interesujące z psychologicznego punktu widzenie. Ciekawi mnie reakcja bohaterów na zjawiska, które nie poddają się racjonalnemu zrozumieniu. 

PM: Aktualnie pracujesz nad kolejną książką? Jeżeli pracujesz to czy możesz podzielić się z czytelnikami i zdradzić parę szczegółów?

MZ: Pracuję nawet nad dwiema książkami. Pierwsza to historia dwóch dziewczyn w skrajnie różnych sytuacjach: Doroty – kaleki bez nóg i Julii – ślicznej studentki anglistyki, pomiędzy którymi istnieje tajemniczy, niezrozumiały związek. Poprawiam w niej to, co poradził mi mój redaktor. Druga historia, kryminalno-horrorowa intryga, oczywiście z dużą dozą psychologii, wydaje mi się, że nieco lżejsza od moich poprzednich książek. Piszę ją od zera, dlatego praca idzie dużo łatwiej. 

PM: Dziękuję za to, że zechciałaś odpowiedzieć na moje pytania i do zobaczenia.
 
MZ: Ja również dziękuję za miłą rozmową. Do zobaczenia, mam nadzieję, że wkrótce.

Kindel i spotkanie z Magdaleną Zimniak....

  Jutro czwartkowe spotkanie przy kawie z pisarzem. Tym razem do stołu zasiądziemy z Magdaleną Zimniak, businesswomen która prowadzi własną szkolę językową,  laureatką konkursów literackich i autorką głośnej książki "Willa". Książka ta została nominowana do nagrody literackiej w 2010 "Srebrny kałamarz". Magdalena Zimniak jest obsypywana kolejnymi nagrodami literackimi, ale została sobą - kobietą skromną, uśmiechniętą i empatyczną. Prywatnie mężatka i żona dwóch córek.

  Korzystając z okazji pragnę podziękować wszystkim tym, którzy oferowali wczoraj pomoc w sprawie mojego Kindla. Udało mi się go zrestartować i wszystko działa jak trzeba. A przy okazji namawiam do zakupu tego gadżetu. W tym urządzeniu mieści się par tysięcy książek. Ja jak na razie jestem bardzo zadowolony z tego zakupu. 
                                                         

"Dotknąć prawdy" - Antoinette van Heugten

   Autorka z wykształcenia jest prawnikiem i zanim zaczęła pisać pracowała w zawodzie. "Dotknąć prawdy" jest jej pierwszą powieścią, a tematyką dotyczącą autyzmu interesuje się od kilku lat i wspiera ośrodki zajmujące się pomocą ludziom dotkniętym autyzmem.

Wszystko zaczęło się od recenzji na blogach które odwiedzam każdego dnia i wiedziałem że książkę wprost muszę przeczytać. Zobaczyłem okładkę i wiedziałem że mam do czynienia z pięknym wydaniem ksiażki  o której wszyscy piszą w sposób wyjątkowo pozytywny. Parę dni potem książka trafiła do mnie i wiedziałem jedno...muszę ją szybko przeczytać...dlatego przełożyłem ją do krótszej kolejki i w niedzielę rozpocząłem przygodę z Maxem, Daniell i innymi postaciami z tej książki. 

  Książka opowiada o Maxie , chłopcu cierpiącym na autyzm i zaburzenia emocjonalne. Max jest geniuszem komputerowym, spokojnym, wycofanym chłopcem, do czasu gdy trafia do...Nie chcę zdradzać akcji i miejsca, ale książka wciąga i daje do myślenia, a samo zakończenie uważam za mistrzowskie. Może najlepszą recenzją będzie fakt że obgryzłem wszystkie paznokcie, a książka towarzyszyła mi wszędzie, nawet w przychodni kiedy czekałem w kolejce do chirurga i lekarza ogólnego (dzisiaj prawie przegapiłem swoją kolejkę). 

  Ta książka to nie tylko dobry kryminał, to także nauka że czasami życie zaskakuje, a trzeba wierzyć sercu, a nie tylko temu na co wskazują dowody. Chcę więcej książek tego typu, napisanych z lekkością, bez zbędnej przemocy, a oddający doskonale nastrój, rysy psychologiczne oraz trzymający w napięciu. To nie jest tylko kryminał. To prawdziwy majstersztyk który czyta się z towarzyszącym napięciem. To inteligentna książka która podaje również wiele informacji o autyzmie oraz o zaburzeniach psychicznych (również bardzo rzadkich).

  Książkę polecam koneserom, fanom kryminałów, ludziom którzy lubią łączyć dobrą literaturę z odrobiną nauki. Jestem przekonany że nikt się nie zawiedzie po tej lekturze. Książka z pewnością na długo zapada w pamięć.

Za książkę dziękuję Wydawnictwu




Na koniec coś dla fanów "Dotknąć prawdy"


Podziękowania

 Dziękuję wszystkim za pomoc. Skontaktowałem się z pośrednikiem i okazało się że pomógł tak zwany "twardy restart". Jeżeli będę miał dzisiaj siły to tutaj zajrzę i napiszę o książce którą ostatnio przeczytałem. Jeżeli nie to wtedy proszę o wybaczenie :-)  W okolicach godziny 16-ej miałem wykonany zabieg chirurgiczny i zaczyna boleć. Niestety jestem mało podatny na tak zwane znieczulenie. Dlatego jeżeli nie będę zbytnio gorączkował i walczył z bólem to postaram się tutaj pojawić. Jeszcze raz dziękuję za pomoc.

Pomocy

 Jest ktoś kto się zna na Kindlach? Dzisiaj otrzymałem nowiutkiego, wprost z USA i wgrywałem aktualizacje. Na ostatniej (polski lektor) nastąpił całkowity zwis przy restarcie. Pojawił się napis w języku angielskim że sa trzy błędy, mam podany numer do USA i mam dzwonić oraz podać kody błędów. Ratunku...ktoś może mi pomóc jak zrestartować ten sprzęt? Myślę że wtedy by wszystko wróciło do normy, a sam bym usunął ostatnią modyfikację z polskim lektorem. Może mi ktoś w tym pomóc?

Pomóżmy zwierzętom...

  Komu jest obojętny los zwierząt? Mam nadzieje że nikomu, dlatego cieszę się że powstają akcje tego typu, jak ta do której poniżej umieszczam link. Warto się zapoznać, pomóc czworonogom, to niewiele a możemy uratować zwierzę i nawet przy odrobinie szczęścia otrzymać książkę.Link do aukcji znajduje się w tym miejscu.


Odpowiedź

 Doczekałem się odpowiedzi z księgarni w której ostatnio kupiłem wadliwy produkt - to znaczy przeczytaną książkę. Należy mi się wymiana na nowy egzemplarz, a to niedopatrzenie pakowacza. Zrobiłem stosowne zdjęcia jako dowód i dzisiaj je wyślę. Zdeklarowali się przesłać drugi to, tym razem nowy. Dla mnie ciągle pozostaje tajemnicą dlaczego w księgarni sprzedaje się używane ksiażki. Słowa "przepraszam" nie ma w korespondencji zwrotnej, tylko żal że wystawiłem negatywny komentarz przy zakupionym produkcie. Trudno aby było inaczej. Teraz poczekam na dosłanie tym razem nowego egzemplarza "Rytuału" -2 tomu.

"Przedśmiertny neuroleptyk" - Kamil Czepiel

  Autor pisze o sobie "...Wychowywałem się w małej wsi na Podlasiu, nieopodal granicy z Białorusią. To codzienna bliskość przyrody popchnęła mnie w kierunku ekologii i zaprowadziła pod drzwi Instytutu Biologii UwB. Ta sama siła zapewne wykształciła we mnie specyficzną wrażliwość i charakterystyczny sposób postrzegania świata. Pisać zacząłem dopiero na studiach. Było to swego rodzaju wyzwanie, chęć sprawdzenia się, a jednocześnie potrzeba wykrzyczenia myśli. Pierwszym tekstem, który wyszedł spod mego pióra, była nieco kontrowersyjna polemika filozoficzna, która prawdopodobnie nigdy nie zostanie upubliczniona. To był nagły przebłysk. Wstałem rano z głową pełną myśli, chwyciłem za długopis i napisałem: „Sens?”. I tak to się wszystko zaczęło. Wkrótce pisanie weszło mi na dobre w krew i nie zapowiada się, żeby miało zamiar mi kiedykolwiek odpuścić. Szybko odnalazłem się w szeroko pojętej fantastyce. Stało się to niewątpliwie za sprawą mych niecodziennych zainteresowań. Od dawna interesuję się bowiem metafizyką. Z biegiem czasu moja uwaga skoncentrowała się na demonologii i angelologii. Najchętniej czytywanym przeze mnie autorem jest pani Maja Lidia Kossakowska. To pod wpływem jej „Sagi Anielskiej” rozbudziła się we mnie chęć pisania. Pytany natomiast o najlepszy utwór fantastyczny, bez chwili zastanowienia podaję... „Dziady” Adama Mickiewicza."

  Książkę,a  właściwie książeczkę  Kamila Czepiela przeczytałem w niespełna godzinę. Liczy sobie ponad sześćdziesiąt parę stron. Dodatkowo w środku znajdziemy parę pustych kartek i rysunki jak się domyślam samego autora. Trudno jest mi powiedzieć coś o tej książce, jest jedyna w swoim rodzaju. Zawiera dziewięć opowiadań, wszystkie dotyczą funkcjonowania człowieka można powiedzieć w skrajnościach, człowiek jest pokazywany w czasie niebezpieczeństwa, w ekstremalnych warunkach.

  Kamil miał dobry pomysł na książkę, ale ja osobiście ubolewam że nie zdecydował się na bardziej rozbudowane historie, ale to oczywiście jest jego spojrzenie na to co pokazał. Każdy piszący widzi to inaczej. Dlatego rozumiem że tak uczynił. Miał do tego prawo. 
Czym jest "Przedśmiertny neuroleptyk"? Neuroleptyk jest lekiem który stosuje się w psychiatrii, głownie przy psychozach. Mnie w tych opowiadaniach brakuje pewnego rozbudowania akcji, dokładniejszego opisu bohaterów. Osoby są mało nakreślone, ich sylwetki nie zawsze jasne.  Czepiel pisze o śmierci która jest dla wielu tematem tabu. Jako młody człowiek zmierzył się z tematem trudnym i pomijanym przez wielu pisarzy. Tym bardziej należą mu się słowa uznania. Jak na debiut to uważam że książka jest udana.

Książka zdobyta jako nagroda w konkursie literackim
Dziękuję autorowi za ciekawy wpis w książce.

"Zawsze przy mnie stój" - Carolyn Jess - Cooke

   Właśnie zakończyłem czytanie "Zawsze przy mnie stój". Książkę napisała kobieta która jest cenioną i obsypywana nagrodami poetką oraz filmoznawcą. Na co dzień pracuje na   Uniwersytecie Northumbia. Mieszka  w Anglii z rodziną. 

  W każdej książce o tym czy nas zainteresuje często decydują pierwsze zdania. Pierwsze zdanie..."Kiedy umarłam zostałam Aniołem Stróżem" chwyta za serce. Właściwie to wystarczy, aby opisać całość życia, właściwie projekcji swojego życia w postaci Anioła Stróża. Któż z nas nie chciałby dostać drugiej szansy na lepsze życie, bez możliwości popełnania wcześniejszych błędów? Osobą o której mowa jest Margot, która wraca na ziemię, spotyka inne Anioły Stróże, ale spotyka również demony. Czy bycie Aniołem Stróżem należy do łatwych zadań? Widzimy że nie. Ruth - imię Anioła które dostaje po śmierci przechodzi przez projekcje swoich wspomnień, może wpływać na decyzje, ale w jakim stopniu zechce je wprowadzać w czyn?

  Książkę czyta się szybko i przyjemnie, mimo elementów fantastyki umieszczam ją bardzo wysoko. Co właściwie jest w życiu fantasty, a co realem? A może świat w którym żyjemy jest inny niż byśmy chcieli aby był i nie jesteśmy gotowi na jego przyjęcie? Przyznaję że to mądra książka i mimo że zaklasyfikowana jako "powieść dla młodzieży" sama w sobie zawiera wiele mądrości i każdy znajdzie w niej coś dla siebie. Autora subtelnie pisze o tym co w życiu trudne - o wybaczaniu, o nadziei. Nie jest to ckliwe opowiadanie dla grzecznych dzieci, ale historia którą się przeżywa na swój własny sposób. Przecież każdy z nas inaczej widzi świat. Osobiście lubię tego typu historie, które niosą pokój i zasiewają spokój w moim sercu. Polecam.

Za książkę dziękuję Wydawnictwu





Ostrzeżenie

 Dzisiaj spotkało mnie coś czym jestem zszokowany i wręcz zniesmaczony. Zrobiłem po raz pierwszy zakupy w księgarni wysyłkowej  Gildia. Dzisiaj otrzymałem przesyłkę i jakie było moje zdziwienie gdy wśród czterech zamówionych książek  drugi tom "Rytuału" otrzymałem czytany, zniszczony, z zagiętymi rękami, a sama książka nadaje się na śmietnik. Napisałem maila do księgarni, ale nikt się nie pofatygował aby odpisać. Odesłać się nie opłaca, gdyż koszt przesyłki przewyższy koszt książki. Nadmieniłem  że opiszę sytuację na blogu, przestrzegając przed księgarnią, tym bardziej że niedawno pisałem o niej, gdyż wydawało mi się że jest to księgarnia najtańsza,a  zakupy w niej są prawdziwą okazją. Prawdą jest że mają tanie książki, ale czy za taką cenę? Za cenę wysyłania egzemplarzy wielokrotnie czytanych, w opłakanym stanie, a podawanie na stronie jako nowych? To moje pierwsze, a zarazem ostatnie zakupy w tej księgarni. Przestrzegam czytelników.

"Historia Alejrandra Mayty" - Mario Vargas LLosa

  Mario Vargas Llosa  - laureat Literackiej Nagrody Nobla w 2010 roku. Jest jednym z najwybitniejszych współczesnych pisarzy. Jest byłym kandydatem do fotelu prezydenta Peru (1990), publicysta i polityk. Autor wielu powieści które ukazały się na całym świecie.

  Szanuję Mario Vargasa Llosa, ale chyba nie zawsze do końca jestem w stanie objąć światy które tak pięknie opisuje. Opisuje go pięknie, ale zarazem pokazuje jego brutalność, bez niedopowiedzeń, bez zbędnego patosu. Tym razem spotykamy się z młodym chłopcem o imieniu Aleksander. Śledzimy jego świat, spotkania z rówieśnikami, jego rozwój, decyzje i to co na nie wpływa. Może to dlatego że mój świat jest inny, mniej brutalny? Tego nie wiem. Autor przez usta młodego Aleksandra pyta o prawdy życia, o zagadki jakimi życie jest usłane, o wybory i ich konsekwencje. Pokazuje jak biedny chłopiec ze szkoły katolickiej staje się komunistą, doskonale uchwycone przemiany psychologiczne które temu towarzyszą. Książka mną strząsnęła, tak jak każda inna LIosa. 

  Zawsze mam problem gdy mam napisać o któreś książce tego autora. Te książki są jedyne w swoim rodzaju, mam problem aby je porównać do dzieł innych pisarzy. To nie jest lekka proza, ale może dlatego tak trafia do czytelnika, gdyż autor doskonale widzi świat i pokazuje nam jego ciemne strony, a czasami są one zbyt brutalne i nie na każdy przekaz jesteśmy gotowi. Emocje które towarzysza czytaniu są różne, ale z reguły możemy mieć problem z powrotem do rzeczywistości, gdyż świat może okazać się wtedy mniej różowy.

  Książek Liosa się nie zapomina, postacie które kreuje są w nas i zostawiają niezatarte piętno w naszych myślach. Często mogą szokować lub nawet wzbudzać niesmak w trakcie czytania, ale gdy zamkniemy książkę zrozumiemy dlaczego tak właśnie się dzieje. Mogę się pokusić o opinię że autor uczy nas przez to prawdy o nas samych na płaszczyznach psychologicznych. Nie bawi się z nami i nie retuszuje brutalnego świata, ale zmienia nas przez zmianę spojrzenia na otoczenie.

Za książkę dziękuję wydawnictwu 


Czwartkowa kawa z Jolantą Kwiatkowską


Piter Murphy: Jolu, cieszę się że wyraziłaś zgodę na to spotkanie na moim blogu.  Wszedłem ostatnio na Twoja stronę i nie ukrywam że zaskoczył mnie styl Twojego pisania. Jest bardzo ciekawy, wyczuwa się że masz duży dystans do siebie. Lubisz opowiadać o sobie?

Jolanta Kwiatkowska: Po pierwsze - to nie miałam wyjścia, bo gdzie indziej mi spotkania nie zaproponowałeś. Ale nie tylko nie mam Ci tego za złe, ale nawet nie dziwię się. Oczywiście tylko dlatego, że dzieli nas zbyt duża….odległość.  Piotrze, ja nie opowiadam o sobie. Zanudziłabym i siebie, i niczemu nie winne dusze na „śmierć” i miała jeszcze cięższe sumienie, o ile je mam. Podobno wszyscy mają, to pewnie ja też. Moim wkładem jest tylko klikanie, w dodatku pod przymusem. Na szczęście te moje klepki są już lekko zmurszałe, więc ich naciskowe parcie objawia się tylko czasami.
   Dystans do siebie? Piotrze coś ty najlepszego zrobił? Rozmawiam z Tobą, a moje klepki śpiewają: „Dziadek spał, dziadek spał. A babcia nie spała. Bo dziadek nie wiedział, czego babcia chciała” i wystukują „bugi-ugi, dżez!” o wielorakim dystansie. Chcąc nie chcąc będę musiała znów zmęczyć palce, żeby  wklikując na blog, pozbyć się tego upiornego hałasu.

PM: Debiutowałaś "Jesiennym koktajlem" który został bardzo dobrze przyjęty i zjednał Ci wielu czytelników. Na jednym z portali literackich ktoś napisał że ta książka to "podwójna dawka prozaku ". Czy czujesz że Twoje książki leczą dusze ludzi przez optymizm jaki z nich płynie?

JK: Nie czuję, czując jak pomnaża się we mnie. Tylko tyle i aż tyle. A tak całkiem na poważnie (czasami mi się to zdarza) to „Jesienny koktajl” powstał dzięki wrodzonej przekorze, nie mojej, tylko tego czegoś we mnie, co wkurzyło się, słysząc w telewizji: „Samochód potrącił na pasach sześćdziesięcioletnią staruszkę”. Ja – gdybym mogła dorwać tego „starego” reportera, to bym mu pokazała, co potrafi młoda inaczej. Z przyczyn obiektywnych nie mogłam, ale dusiłam się od kurzu, więc wymiotłam go wprost do komputera, popijając przy okazji pyszny jesienny koktajl zmieszany z winkiem ryżowym. Podałam na niego przepis, ale tylko dla młodych bez względu na wiek.  

PM:
Twoje kolejne książki również są przepełnione humorem i optymizmem. Skąd czerpiesz inspiracje do powieści? Bohaterowie są postaciami wymyślonymi od początku do końca, czy też jest w nim część  kogoś Ci znanego?

JK:
Ja, nieskromnie mówiąc, jestem lepsza od Salomona. On z pustego nie nalałby. Ale ja nie jestem Salomonem i nie nalewam. ;-) Ja tylko pukam się w czoło i pytam: „Jest tam kto?” a odpowiada mi klikająca klawiatura. I jej odpowiedzi spisuję na papier. Potem coś poprawię, rozszerzę albo wyrzucę – wprost mówiąc - wtrącę swoje trzy grosze.

PM: Julio Cortezar w swojej powieści  "Gra w klasy " zadał  znamienne pytanie : "Do czegóż służy pisarz, jeżeli nie do burzenia literatury? " Ciekaw jestem co sądzisz o tych słowach.
JK: Nie odpowiem Ci na to pytanie. Odpowiedział już pisarz, którego cytujesz i to w tej samej powieści: „ Człowiek za każdym razem myśli, że coś wytłumaczy, i tylko brnie dalej. Tłumaczenie jest zakamuflowanym błędem Zapamiętaj to sobie”.

PM: Jak odpoczywasz Jolu? Czy pisanie traktujesz jako pracę, czy też jako ucieczkę od codziennej rutyny, a może jest jakimś sposobem na pokazanie swojego  "ja "?.

JK: Napracować, to już się napracowałam. Swoje ja – pokazuję tylko sobie. Co prawda na blogu już się ujawniły dwa moje ja. W porę przytrzymałam cugle, żeby reszta też nie wyskoczyła. Nie wiem tylko czy długo uda mi się je powstrzymać, bo już się zapowiedziały z blogową wizytą do czasowo myślowej notatkowej kawiarenki.
   Uciekać nie mam przed czym, ani przed nikim. Za to czas mi ucieka, więc postanowiłam go przechytrzyć i żyć życiem zwielokrotnionym. Założyłam na nogi siedmiomilowe buty a na głowę czapkę niewidkę. Trzymaną w ręku czarodziejską różdżką sprawiam, że wnikam w różne postaci i wraz z nimi przemieszczam się w czasie, przeżywając kolejne życia. Przyznasz, że trudno byłoby się powstrzymać, nie opisując, w kim byłam i co z nim przeżyłam w sytuacji, gdy już jak wcześniej Ci powiedziałam, sami odpowiadają na moje pukające pytanie, szyfrując wszystko klikająco.
 
PM: Jedna z teorii mówi że o pisarzu można wiele powiedzieć po stylu w jakim pisze. To dotyczy jego wnętrza, wielu nawyków, uważa się że pisarz nieświadomie przenosi swój świat na łamy książek - mechanizm projekcji. Co o tym sądzisz? Jaka jest część Jolanty Kwiatkowskiej w postaciach które stworzyłaś?

JK: Nie wiem. Wszystko, co Ci dotychczas powiedziałam, udowadnia, że nie jestem pisarzem. Ja tylko zamieniam słowa w wyrazy. Zdania w wiersze stron, a strony w kartki. Nie mogę przenieść swojego świata z dwóch powodów. Pierwszy, nie udźwignęłabym go. Drugi, jestem ciut egoistką, ale na tyle dużą, że tupiąc nogą, mówię: „Nie, swojego jedynego ja, nie oddam nikomu. Te inne moje ja, proszę bardzo”. I dzielę się z nimi w każdej mojej książce. I w tych, które już zostały wydane i w tych, które może wyjdą z szufladowej ciemności i ujrzą światło. Te różne mnie są w tych białych miejscach między wierszami, ale ubrane w sympatyczny atramentowy strój.     

PM: Ostatnio podpisywałaś swoje książki na Warszawskich Targach Książki. Co czuje pisarz kiedy podchodzą obcy ludzie i dziękują za ksiażki które napisałaś? Jest wzruszenie, łzy, a może coś więcej?

JK: Piotrze, przecież znasz odpowiedź. To jedna z tych emocji, których opisać nie sposób. Przynajmniej to moje i tylko moje – ja, nie znajduje odpowiednich słów w żadnym języku. Ale żeby pytania nie zostawić bez odpowiedzi, to powiem, że mnie nie stać, żeby wydać książkę za własne pieniądze. Czyli, gdyby nie wydawca, nie mogłabym doświadczyć tych wszystkich wspaniałych chwil. Moje „pisklaki” wyfrunęły w świat dzięki Pani Dorocie z wydawnictwa MG. I to Jej zawdzięczam moje wzruszenie, łzy i wielką radość.

PM: Kiedy możemy spodziewać się kolejnej powieści? Możesz zdradzić czytelnikom o czym tym razem opowiesz w nowej książce?

JK: Trzy tytuły są już gotowe. Czy się ukażą i kiedy – nie wiem, ale mam nadzieję, że tak. Czwartą właśnie skończyłam i na razie jest w rękach rodzinnych krytyków i redaktorów. Od trzech lat czeka jedno biedne pisklę, ale bardzo przeze mnie ukochane. Nie mogę znaleźć ani matki, ani ojca, którzy chcieliby je adoptować. Myślę, że dlatego, iż jest „brzydkim kaczątkiem” i przy nim trzeba zdjąć różowe okulary, rozejrzeć się we wszystkie strony i dostrzec, że dobro miesza się ze złem.
   W każdej z książek staram się moją pokrętną logiką i czasami przekornością opowiedzieć o tym, że nikt z nas nie wie, jaki prezent przyniesie nam przeznaczeniowy Mikołaj. Dlatego warto się zatrzymać i cieszyć chwilą.   

PM: Dziękuję Jolu za miłą rozmowę i do zobaczenia.

JK: Dziękuję słownie i dużym uśmiechem. 


Blog autorki znajdziemy pod tym adresem.


Przed czwartkowym spotkaniem...

  W dniu jutrzejszym wypijemy filiżankę kawy z Jolantą Kwiatkowską, kobietą o niespożytej energii oraz dużym optymizmie życiowym którym zaraża wszystkich będących w pobliżu. Nasz gość  jest znany głownie z  "Jesiennego koktajlu", "Kodu emocji". Autorka opowie o sobie, o swoim życiu i o książkach, również tych które są jeszcze w powijakach. Zapraszamy wraz z autorką.

"Kompozytor burz" - Andreas Pascual

   Kiedy otrzymałem książkę "Kompozytor burz" radowałem się potrójnie. Raz że słyszałem o niej wiele dobrego, dwa że okładka bardzo wyraźnie do mnie przemawiała a trzy że otrzymałem wersję książki przed korektą.

  Historia rozpoczyna się w 2010 roku w operze Garnier w Paryżu. Michaelowi Steinerowi który jest dyrygentem orkiestry dziesięć lat wcześniej na nowotwór zmarła żona Rachel.  Od tamtej pory arysta nie może pogodzić się z jej odejściem a jego serce i umysł nie potrafią znieść rozłąki z ukochaną. Pewnego dnia Fabien Rocher pełniący funkcję dyrektora opery w której pracuje muzyk sprowadza go do archiwum mieszczącego się w jej gmachu i prosi o przeczytanie listu, będącego rzekomo testamentem spisanym na łożu śmierci przez Ludwika XIV. 
  Na tym kończy się wiek XXI i przenosimy się do wieku XVII poznajemy Matthieu, który jest utalentowanym muzykiem i marzy o otrzymaniu posady w orkiestrze Ludwika XIV nazywanego Królem Słońce. W krótkim czasie zostaje wplątany w szereg intryg a jedyną szansą na ocalenie życia i honoru jest podróż na malowniczy Madagaskar gdzie ma odnaleźć "melodię duszy" zwaną też "pierwotną melodią". Każdy kto odkryje "pierwotną melodię" otrzyma władzę nad światem. Wiec jest o co walczyć i ryzykować życie.

  Książka jest napisana pięknym , poetyckim językiem, oddaje wiele szczegółów dotyczących epoki oraz dokładne opisy wyspy Madagaskar. Autor "śpiewa" słowa, są one melodyczne i wprowadzają nas w stan spokoju i przenosimy się w inny świat, jakże daleki od miejsca w którym przebywamy. Autor powieści doskonale połączył wątki historyczne, przygodowe i fantastyczne. Sam nie jestem wielkim zwolennikiem fantastyki, ale w tej książce wszystko idealnie współgra. Cenie autora za to że doskonale zmienia miejsca akcji, maluje świat żywymi kolorami słowa. To naprawdę piękna książka którą mogę polecić każdemu kto kocha dobrą literaturę i szuka lektury która zabierze go w inny wymiar rzeczywistości.

Za książkę dziękuję wydawnictwu

"Jak stracić przyjaciół i zrazić do siebie ludzi" - Toby Young

  Książkę wyszperałem jakiś czas temu na wyprzedażach. Mała, gruba książka w formie kieszonkowej. Właściwie nie wiedziałem o niej nic, ale ten tytuł do mnie przemawiał, wołał mnie abym kupił tę książkę. Tak też zrobiłem.

  Książka napisana w formie pamiętnika, szczera do granic przesady i jak zapewnia autor zawiera w pełni prawdziwe wspomnienia. Ile jest w tym prawdy? Tego nie wiem. Ale skłaniam się ku tezie że mówi,a  raczej że pisze prawdę.

  Książka jest brutalnie szczerym dziennikiem angielskiego dziennikarza, który postanowił zrobić wielką karierę za Oceanem. Zostaje zatrudniony w snobistycznym piśmie  "Vanity Fair" i od tej pory otwierają się przed nim drzwi do celebrytów, przez które chętnie przechodzi i z których znajomości często korzysta w różnoraki sposób. Pokazuje codzienność wielkiego świata a jest nim sex, narkotyki i ciągle melanże. Jednocześnie pokazuje i wyśmiewa amerykańskie dziennikarstwo, które chyli się ku upadkowi składając hołd snobizmowi i próżności, zapominając czym jest prawdziwe zawodowstwo. 

  Toby Young pokazuje świat pięknych modelek, sławnych ludzi i całą machinę która napędza amerykański sen o wielkości. Robi to w sposób inteligentny, humorystyczny i ciepły. Dobrze się bawiłem przy tej książce, nie oglądałem wersji filmowej ale nie żałuję. Znalazłem reklamę przed wejściem do kin i umieszczam ją poniżej. Książkę polecam jako dobrą i lekką lekturę na wieczór.


Najbliżsi goście

 Kolejny tydzień przynosi kolejne niespodzianki. W najbliższych tygodniach porozmawiam z Magdaleną Zimniak (Willa), Jolantą Kwiatkowską (Kod emocji) , Hanią Cygler (Tryb warunkowy) a także z Olgą Rudnicką - autorką  powieści ryminalnej Natalii5.

 Przypominam że nasze spotkania z pisarzami odbywają się pod tytułem "Czwartkowe rozmowy przy kawie". Kto wypije z nami kawę za parę dni? Na razie niech pozostanie to niespodzianką.

  Z innej beczki. Odkryłem niedawno księgarnię, gdzie można nabyć za grosze ciekawe pozycje książkowe. Warto  tutaj  zajrzeć.

"Mordercze miasto. Meksykańskie lekcje umarłych" - Charles Bowden

  Charles Bowden jest autorem wielu książek, które krytycy oceniają wysoko. Na co dzień współpracuje z „GQ”, „Mother Magazine”  oraz z innymi znanymi magazynami. Jest laureatem wielu nagród literackich. Mieszka w Arizonie.

   W czasie czytania tej książki, a nie jest ona łatwa i przyjemna zastanawiałem się nad sensem jej powstania. Dlaczego autor jawi nam mały wycinek piekła na świecie, na którym żyjemy? Opowiada o mieście Ciudad Juarez gdzie w ciągu roku ginie około 2600 ludzi. Bowden pokazuje nam brutalny świat, świat którego my nie znamy i z cała pewnością nie akceptujemy. Brutalność każdej strony książki doprowadza nas do stanu, w którym czujemy się jakbyśmy tracili kogoś bliskiego. A o to chodziło autorowi. Wywołuje określony stan, nie zawsze zgodny z zamierzeniem czytelnika kiedy bierze tę książkę do ręki. A przecież już ponura okładka i tytuł mówi wyraźnie, że książka nie będzie nas głaskała i sprzedawała nam ckliwe historie.

  Dostajemy brutalny reportaż na temat codziennego życia w mieście które otacza pustynia z naciskiem na ciemną stronę miasta. A jest nią silnie rozwinięta przestępczość, do której zalicza się brak stosowania prawa nawet przez jego stróżów, często zbiorowe gwałty, silnie rozwinięta mafia narkotykowa czy też zaginięcia ludzi, głównie kobiet. W mieście są  stosowane wyrafinowane sposoby na umieranie, a po nim częstą praktyka jest rozczłonkowywanie ciał. W tym miejscu można zginąć za nic, nawet podczas spaceru.Autor ukazuje że przemoc jest wszędzie, niezależnie od miejsca w jakim się znajdujemy.

  Zastanawiało mnie, dlaczego ta książka powstała? Przecież może nie być do końca zrozumiana przeze mnie jako Europejczyka wychowanego w innej kulturze. Nagle uświadomiłem sobie, o co autorowi chodzi. Zrozumiałem, że niestety autor ma rację w swoim ukrytym przekazie. W miecie narodził się nowy porządek, a jego zasady dyktuje rynek narkotykowy i gangi nim rządzące. Czy w Europie również nie tworzy się coś podobnego?

  Książkę czyta się  ciekawie jako reportaż.  Przeczytać ją mogą osoby o mocnych nerwach, a zdjęcia, które są również zamieszone są zdecydowanie skierowane dla osób o mocnej konstrukcji psychicznej. Reportaż jest dobry, autor z pewnością musiał wiele ryzykować, aby pokazać światu jak to jest w Meksyku. Przy okazji obala wiele mitów związanych z  życiem codziennym żyjących tam ludzi. Książka jest wstrząsem, przy czym jej powstanie jest potrzebne, aby świat się dowiedział o czymś co nie jest literacką fikcją, ale cierpieniem tysięcy ludzi niepewnych życia w kolejnym dniu.

Za dostarczenie książki  dziękuję Wydawnictwu















"Blondynka, jaguar i tajemnica Majów" - Beata Pawlikowska

  Samotna wyprawa przez Gwatemalę. Miesiąc spędzony w podróży po najdalszych zakątkach Imperium Majów. W jednym z najbardziej niebezpiecznych krajów świata podążam tropem tajemnicy Majów, odkrywając prawdę na temat legendarnych Kryształowych Czaszek, Atlantydy, kalendarza Majów oraz końca świata, który ma nastąpić w grudniu 2012 roku. W podróży bywa tak samo jak w życiu. Czasem wyruszasz w drogę, mając jasno określony cel, a kiedy tam dotrzesz, okazuje się, że wcale nie wiedziałeś dokąd tak naprawdę zmierzasz. Trasa tej samotnej wędrówki prowadziła przez Rzekę Skorpionów, Dom Ognia, Lodu, Ciemności i Ostrzy, przez Jaskinię Nietoperzy i Krainę Strachu zwaną Xibalba, by doprowadzić ostatecznie do… celu. 
( z okładki)
  Beata Pawlikowska, znana podróżniczka która inspiruje nas Polaków do odkrywania nowych horyzontów. Autorka wielu książek podróżniczych oraz kursów do nauki języków obcych. Drobna blondynka o powalającym uśmiechu i dobrych oczach. Kobieta, która niczego się nie boi, podróżując często samotnie na inne kontynemty.

Beata Pawlikowska jest sama w sobie osobą tak sympatyczną że nie sposób się oprzeć jej historiom. A opowiada wyjątkowo ciekawie, sam zastanawiam się w czym tkwi tajemnica tego że potrafi opowiadać tak że zapominam gdzie jestem i znajduję się w środku akcji w książce. A wtedy nic się nie liczy. Beata Pawlikowska ma wyjątkowy talent który polega na tym że nie potrzebujemy dodatkowych dokumentów w formie zdjęć, aby zobaczyć jej oczami.
 Jej opowiadania zachwycają jak filmy przygodowe z Indianą Jonesem, z tą różnicą że opisane przez nią historie nie są wydumane. Tajemnica tkwi w tym że zwraca się do czytelnika jak do dobrego znajomego i operuje zwykłym, prostym językiem w którym wydobywa jednak wiele szczegółów dotyczących materii jaka jest przedmiotem jej historii. Podróż odbyła w samotności, wiele ryzykując. Ta książka jest relacją z jej wprawy do krainy zaginionych Majów. Dzisiaj kiedy przeczytałem tę niepozorną książkę w kieszonkowym wydaniu obiecałem sobie że kiedyś tam się wybiorę. Doskonale mnie przekonała że warto samemu to zobaczyć i za to jestem jej wdzięczny.  Książkę polecam wszystkim którzy kochają podróże, ale również domatorom do których i ja się zaliczam.

   Fragment audiobooka  z książki którą prezentuję

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu G+J  


Natalii5 - Olga Rudnicka

  Ostatnia awaria zabrała również (chyba bezpowrotnie) recenzję mojej ulubionej książki, ale postanowiłem ją napisać ponownie. W końcu jestem to również winny wydawcy, ale robię to z prawdziwą przyjemnością mając nadzieję że serwer nie ma w zanadrzu kolejnych niespodzianek tego typu. 


Pięć kobiet, pięć motywów, jeden spadek

Policja otrzymuje tajemnicze zgłoszenie o samobójstwie. Zamknięty od środka pokój. Martwy mężczyzna. Broń, na której znajdują się wyłącznie odciski palców ofiary. Jednak zdaniem przybyłego na miejsce komisarza Potockiego nie mogło to być samobójstwo. Ślady zdają się wykluczać również morderstwo. Zagadkowa śmierć jest jednak dopiero początkiem niezwykłych zdarzeń...

W gabinecie notariusza pojawia się pięć kobiet o tym samym imieniu i nazwisku.

Spoglądały na siebie nieufnie. Ojciec okazał się łajdakiem i jest ich pięć. Pięć Natalii, ale nie pięć sióstr. Umysł to rozumiał, serce jeszcze nie. Poczucia pokrewieństwa ani wspólnoty dusz nie miały. Nie miały też wspólnej przeszłości i, co bardzo prawdopodobne, przyszłości. Wiedziały, że ojciec był ich wspólny, ale następstwa tego faktu też wydawały się dziwnie odległe. W krótkim czasie zostały zbombardowane tyloma szokującymi informacjami, że nie do końca mogły się w nich połapać.

Każda z nich rości sobie prawo do spadku.
Każda z nich miała powód, by zabić.
Każda z nich będzie kłamać i oszukiwać, by odzyskać zaginiony spadek…
(tekst z okładki książki)

  Olga Rudnicka jest absolwentką pedagogiki specjalnej i jak się okazuje autorką paru powieści kryminalnych. Na codzień pracuje jako asystentka osoby niepełnosprawnej w Śremie.W 2008 roku wydała pierwszą powieść "Martwe żyrafy".Uprawia sporty walki i kocha zwierzęta. 

  Gdy otrzymałem egzemplarz recenzencki  "Natalii5" to westchnąłem kiedy zobaczyłem jego objętość. Ale moje przerażenie szybko zamieniło się w dobrą zabawę. Autorka od pierwszej strony potrafiła mnie rozbawić i sprawiła że kiedy kończyłem ostatnią stronę to miałem żal do autorki że to już koniec tej wspaniałej powieści. Chciałem więcej i czekam na więcej.

  Olga Rudnicka doskonale buduje napięcie w kolejnych scenach, a wszystko jest poparte dowcipnymi dialogami z nutą tego co tak cenię u Chmielewskiej - ironii do otaczającego  świata. Tak naprawdę nawet pokuszę się o stwierdzenie iż ta książka jest podobna do stylu pisania Joanny Chmielewskiej. I chwała autorce za to...niewiele osób potrafi aby czytelnik się doskonale bawił przy kryminale.

  Książkę czyta się z lekkością, dodatkowym atutem jest fakt że Natalie są takie zwykłe jak siostra, córka lub sąsiadka, ale jednocześnie różnią się zasadniczo od siebie. Pisarka potrafiła doskonal nakreślić profile osobowościowe, co przecież nie jest wcale łatwe w przypadku tylu bohaterów głównych. Delikatnie ukazała rysy psychologiczne, nawet nie poskąpiła szczegółów w ubiorach dziewczyn, co jest dodatkowym atutem.

 Olga Rudnicka pisze z wielka płynnością i kiedy czytałem powieść to nie mogłem się wrażeniu że pisze od niechcenia, bez większego zmęczenia. To świadczy o jej dużym potencjale literackim i wielkim talencie. Ja sam osobiście z prawdziwą przyjemnością sięgnę po poprzednie książki Olgi, które z pewnością są równie dobre co "Natalii5".

  Książka jest dla każdego kto szuka ciekawej, lekkiej lektury. Dobra na wieczór, na weekend i do autobusu. Ja sam bawiłem się naprawdę świetnie i polecam wszystkim którzy chcą odpocząć z książką. Zdecydowanie to dobry wybór. Polecam...

Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu



Przy kawie z Agnieszką Lingas - Łoniewską

 Czwartkowa i  piątkowa awaria serwera sprawiła że poznikały nam części naszyhc wpisów i komentarzy. Do chwili obecnej problem nie został naprawiony, dlatego postanowiłem ponownie umieścić na forum wywiad z Agnieszką Lingas - Łoniewską - autorką poczytnych książek, która ma duże grono wielbicieli w kraju i poza jego granicami. Przypominam że wywiady będę umieszczał co czwartek oz serii "Przy filiżance kawy".

Piter Murphy: Agnieszko, z wykształcenia jesteś filologiem polskim ale z tego co wiem pracujesz w innym zawodzie.  Jak zrodziła się w Tobie pasja pisania?  Czy to jest ucieczka od rzeczywistości, czy też rozliczenie z przeszłością?

Agnieszka Lingas – Łoniewska: Myślę, że wiele rzeczy składa się na to kim jesteśmy, co robimy? Los różnie nami kieruje i w różne meandry nas rzuca. Ze mną było podobnie, młodzieńcze marzenia o tym aby zostać nauczycielką, zderzyły się z rzeczywistością, w której spotkałam się z informacją, iż w tamtym okresie nauczyciele języka polskiego nie są potrzebni. Albo inaczej, jest ich wystarczająca ilość. Moja droga zawodowa potoczyła się w kierunku finansów, a teraz marketingu internetowego i tak młodzieńcze marzenia zmieniły się w chłodny realizm życia. Ale jakieś pragnienie tworzenia we mnie pozostało. I czekało. Aż w końcu pod koniec 2008 roku postanowiłam spróbować. Bo nie można zbyt długo dusić bestii, która mieszka w tobieJ

PM: Piszesz kryminały. Ja się zastanawiam jak to jest że kobiety piszą kryminały a mężczyźni książki o miłości. Czy według Ciebie  w XXI wieku następuje jakieś przeobrażenie w strefie spojrzenia na świat, na życie? Jak to wygląda w literaturze?

AL-Ł: Nie tylko piszę kryminały. Także romanse, a najbardziej lubię pomieszać obydwa gatunki. Niektórzy twierdzą, że to nie jest fajne. Że za mało kryminału w tym kryminale, że za dużo uczuć. To prawda, uczuć w moich książkach jest sporo, a właściwie to na nich oparta jest cała konstrukcja moich książek. W naszej prozie życia czasami zapominamy jak ważne są uczucia, pragnienia, pasja, miłość, ukochana osoba. I właśnie chcę to przypomnieć tworząc historie pełne pasji i namiętności. A że okraszone to jest, bądź wkomponowane w historię kryminalną lub sensacyjną? A czemu nie? Niech się coś dzieje! I oczywiście, że w literaturze pojawiają się trendy, modne tematy. Ale czy teraz wszyscy muszą zacząć pisać o wampirach czy zjawiskach paranormalnych?  Jeśli ktoś traktuje swoją książkę jak produkt marketingowy, to zapewne tak. Jeśli jednak pisanie wynika z potrzeby serca, pragnień utajonych w duszy, to niech tworzy to, w czym czuje się najlepiej.

PM: Twoje książki są doskonale odbierane przez czytelników w każdym wieku.  W sieci pojawiają się kolejne recenzje osób które są po lekturze Twoich książek. Czy Ty sama kierujesz swoje powieści do konkretnej grupy ludzi? Nie boisz się kategoryzowania i tego że zostaniesz zaszufladkowana jako pisarka sensacji i kryminałów?

AL-Ł: Niczego się nie boję. Może tylko nienawiści, ale w sumie to nawet nie jest strach, tylko żal, że są ludzie, którzy tracą tyle pięknych chwil na zatruwanie innym życia. Co do odbioru moich książek, to są zarówno zachwyty jak i opinie druzgocące. Jest też konstruktywna krytyka. I to wszystko sprawia, że widzę sens w tym co robię, bo najgorzej by było, gdyby żaden odzew wśród czytelników się nie pojawiał. A dla kogo są moje książki? Dla osób, które lubią się dobrze bawić, podenerwować, powzruszać  i czasami popłakać.

PM: Jedna z Twoich książek (Dirty World)  została wydana w USA. Opowiedz jak do tego doszło. Czy zamierzasz nadal wydawać swoje ksiażki również poza krajem?

AL-Ł: To była taka zabawa, jeden z moich zwariowanych pomysłów. Nie zamierzam nic więcej wydawać w innym kraju, chyba że dostanę taką propozycję od jakiegoś wydawcy (to pewnie sfera marzeń, ale marzyć warto, a nawet trzeba).

PM: Jeździsz po kraju na spotkania z czytelnikami. Zastanawiam się jak Ty znajdujesz na to czas. Przecież jesteś matką, żoną, pracujesz w firmie. Kiedy znajdujesz czas na pisanie?

AL-Ł: Piszę w każdej wolnej chwili, nocami, w weekendy. Mam mnóstwo znajomych i przyjaciół niemal w całej Polsce, których poznałam, gdy jeszcze publikowałam w Internecie i wówczas pokochali moją twórczość. Od tamtej pory są to moi wierni czytelnicy, którzy są zawsze przy mnie i nieustannie mnie wspierają. Dlatego lubię jeździć na spotkania, bo zawsze jest gdzieś tam… mój „człowiek”, który mnie ugości i wesprze podczas spotkań autorskich. A poza tym takie spotkania dostarczają niesamowitych przeżyć, bo przecież piszę dla ludzi i spotykać się nimi podczas wieczorków to nieprawdopodobna radość. Teraz przed wakacjami pojadę jeszcze na ostatnie spotkanie do biblioteki w Zawierciu, której przy okazji serdecznie dziękuję za zaproszenie.

PM: W planach masz pisanie kolejnych części "Zakrętów losu". Czy to jest Twoja ulubiona seria?

AL-Ł: Trylogia „Zakrętów losu” już powstała w całości, teraz tylko pracujemy nad tekstem i druga część, czyli „Zakręty losu-Braterstwo krwi”, ukaże się pod koniec roku.

PM: Jak wyobrażasz siebie za dwadzieścia lat? Oczywiście pytam o strefę literacką. Masz dalekosiężne plany literackie?

AL-Ł: Mam nadzieję, że nie będę zbytnio pomarszczona, tak abym ładnie wyglądała na spotkaniach z czytelnikami. Bo zamierzam cały czas pisać, niech znajdzie się chociaż jeden człowiek, któremu moje pisanie przynosi radość, to już jest powód, aby tworzyć nowe historie. A już wiem, że takich osób jest wiele i to dla mnie największa motywacja.

PM: Jesteś aktywna w sieci, prowadzisz blogi, posiadasz stronę autorską. Jak oceniasz kontakty z czytelnikami? Czy jako pisarka są one niezbędne? Czy rozmowy które prowadzisz z ludźmi są inspiracją do Twoich książek?

AG-Ł: Myślę, że obecnie technika daje nam szereg możliwości, aby interaktywnie łączyć się z odbiorcami naszej twórczości. Należy to wykorzystać, to na pewno troszkę wspomaga promocję siebie i swoich działań. To  także wzbogaca nas o nowe doświadczenia i daje sygnały, czego oczekują czytelnicy. Albo informuje, że Ci czekają na kolejną książkę i to jest chyba najwspanialsze.

PM:  Istnieją literaccy  guru którzy ukształtowali Twoją literacką wrażliwość? Jak się zapatrujesz na napisanie na przykład napisanie powieści o wielkiej miłości? Czy podjęłabyś się takiego zadania?

AL-Ł: Ciągle piszę o miłości. Teraz kończę kolejną książkę, która będzie właśnie o takiej wielkiej miłości, będzie to opowieść skierowana głównie do kobiet, albo do wrażliwszych mężczyzn. A co do literackich guru? Myślę, że każda przeczytana książka, każde przeczytane opowiadanie kształtowały mnie i moją świadomość przez długie lata, począwszy od 4 roku życia, kiedy to nauczyłam się czytać. A do moich ulubieńców na pewno należą: Stephen King, James Patterson, Marek Hłasko, Adam Mickiewicz, Joanna Chmielewska, Paullina Simons, a także współcześni autorzy, których znam osobiście i bardzo cenię i bardzo lubię. Na pewno Ania Klejzerowicz, Mariola Zaczyńska, Ewa Kopsik, Marcin Pilis, Magdalena Zimniak, Maria Ulatowska i wielu wielu innych.

PM: Agnieszko, kiedy pisarz traci granice  między światem realnym a światem złudnym wykreowanym przez bohaterów? A może czegoś takiego nie ma? Jesteś realistką, czy bujasz w obłokach?

AL-Ł: Ciągle bujam. Zwłaszcza gdy jestem w tzw. „pisarskiej fazie”. Wówczas żyję jakby w dwóch równoległych światach. Niby jestem obecna w realnym życiu, bo przecież pracuję, prowadzę dom, ale w mojej głowie ciągle tworzy się historia, a bohaterowie, o których akurat piszę, mieszkają w szufladkach mojego umysłu, nie dając mi spokojnie funkcjonować. To taki jekyllowo-hydowski świat, w którym muszę się odnaleźć.

PM: Serdecznie Ci dziękuję za tę milą rozmowę i życzę kolejnych bestsellerów i weny twórczej. Pozdrawiam

Również dziękuję i życzę wszystkim niezapomnianych wrażeń, podczas lektury moich książek i nie tylko.

Kolejna awaria

 Kolejna awaria i zniknęły dwie moje notki. Wywiad z Agnieszką Lings - Łoniwską oraz moja recenzja książki "Natalii5". Czy notatki wrócą? Czy komuś również też część "wyparowała"? Ja podjąłem decyzję o kopii bloga na innym serwerze. W razie "bum" jeden zostaje.

Dopisane...Właśnie wykasowałem bloga na wordpress. Tutaj jestem od dwóch miesięcy i mimo  problemów (mam nadzieję przejściowych) chcę tylko tutaj zostać.

Dziewięć wcieleń kota Deweya- Vicki Myron, Bret Witter

  Magiczna historia kota Deweya, którego w mroźną noc w metalowej skrzyni na książki odnalazła i przygarnęła Vicki Myron, oczarowała tysiące czytelników na całym świecie. Dzięki tej opowieści wielu ludzi zrozumiało, że choć ich życie często jest ciężkie i dramatyczne, to nigdy nie powinni tracić optymizmu i nadziei na lepsze jutro. Wystarczy uważnie wsłuchać się w kocie mruczenie, zanurzyć rękę w mięciutkiej sierści i zrozumieć, że obok nas znajduje się prawdziwy koci skarb. Dziewięć wcieleń kota Deweya to nowe, nieznane jeszcze opowieści o niezwykłym kocie oraz jego kocich przyjaciołach, którzy odmienili życie swoich właścicieli. Dzięki tej książce odkryjecie Deweya w każdym kocie, którego obdarzycie choćby odrobiną ciepła!
(  z okładki)
  Ta książka jest wyjątkowa z wielu przyczyn. Napisana przez kobiety które kochają te futrzane zwierzęta sprawia że każdy chce się przytulić do małego futrzaka i lepiej go poznać. Wiele kotów, dziewięć historii w których główne postacie to koty. Nie wiem co jest w tym wszystkim najlepsze, ale chyba to że są to prawdziwe historie wzięte z życia.

  Ja sam pokochałem te postacie i zapragnąłem mieć własnego przyjaciela kota. Ta książka wyzwala w człowieku wiele pozytywnych cech, w tym również opiekuńczość do zwierząt i wdzięczność za to że robią tyle dobrego dla nas ludzi. Często są niedoceniane, bite i głodzone. A przecież kot też czuje, a nawet więcej. Książka pokazuje wielką empatię i inteligencję kotów. A naprawdę mają jej wiele.

  Każda z tych historii ujmuje za serce, w każdej centrum jest kot i otoczenie ludzi. Nie każda historia jest wesoła i kończy się happy-endem ale to jak  w ludzkim życiu. Podoba mi się styl jakim jest napisana książka. Prosty język, dobrzy ludzie i historie które nadają się do ekranizacji filmowych. Książka opowiada o wielkiej miłości zwierząt do ludzi i pokazuje miłość ludzi do kotów. To wyjątkowa pozycja na rynku wydawniczym. Czyta się przyjemnie. Polecam wszystkim (nie tylko miłośnikom sympatycznych czworonożnych futrzaków ).

 Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu



Luanne Rice - "Ostatni dzień"

    Sięgając po "Ostatni dzień" miałem wielki apetyty na coś wyjątkowego i coś wciągającego. Od pewnego czasu moje oczekiwania czy...